Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IX.6.

Nadine zabrała nowego znajomego do swojej ulubionej restauracji i szybko zrozumiała, że to był błąd. Owszem, facet ją adorował, pożerał wzrokiem, a w jego oczach widziała obietnicę upojnej nocy, ale klimat Saperlipopette przypomniał jej o Jean-Luku i niezliczonej liczbie kolacji, które zjadła tam w jego obecności. Nawet ulubiona wołowina nie była w stanie jej tego wynagrodzić.

– Czemu mam wrażenie, że nie bawisz się dobrze? – spytał w pewnym momencie Benoît. – Zrobiłem coś nie tak?

– Nie. To nie ty. Nie obraź się, jesteś bardzo interesującym mężczyzną, Benoît, ale ja chyba za bardzo pośpieszyłam się z tym spotkaniem. Dopiero się rozstałam z kimś, kto był dla mnie ważny. Nie jestem gotowa na nic nowego.

– Nadine, przecież ja ci się nie oświadczam – zaśmiał się prawnik. – Po prostu jemy kolację. Poznaliśmy się przypadkiem. Nie ma na to dobrego momentu. Ale... chyba mamy szansę się polubić?

– Tak, oczywiście. – Nadine westchnęła. Czuła się tak, jakby musiała się tłumaczyć z oczywistych spraw, ale naprawdę nie miała nic do zarzucenia temu facetowi. Miał w sobie coś intrygującego i coś, co sprawiało, że mogłaby potraktować go jako interesującego partnera dla siebie. A jednocześnie instynkt nakazywał jej ostrożność. Pewnie dlatego, że już nie pierwszy raz się sparzyła na zaufaniu, którym obdarzyła mężczyznę.

– Chcesz zaryzykować?

– Co?

– Że mogłabyś przegapić coś dobrego?

– Nie. Chyba nie.

– Mogę więc liczyć na ten wieczór, piękna Nadine?

– Nie dziś, Benoît. Proszę, żebyś mnie odwiózł po kolacji. Naprawdę nie czuję się dobrze.

– Oczywiście, rozumiem. Ale spotkamy się jeszcze?

– Jasne. To po prostu chwilowa niedyspozycja. – Celowo zasugerowała mu, że ma okres, choć to nie była prawda. Faceci zwykli uciekać w takich chwilach i ten nie był wyjątkiem.

– Teraz rozumiem. – Benoît westchnął z ulgą. Wyglądał lepiej niż przed chwilą. Widać nie znosił najlepiej poczucia odrzucenia i Nadine nawet to rozumiała. Uśmiechnęła się przepraszająco.

Po kolacji i deserze rzeczywiście prawnik odwiózł ją do domu. Pożegnała go przed wejściem buziakiem w policzek. Nie nalegał, żeby wejść dalej. Ona tym bardziej. Chciała tylko położyć się i posmucić w spokoju.

Niestety, nie było to jej dane. Kiedy weszła do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi, usłyszała głośny śmiech z salonu. To były głosy Léi i... jej ojca.

*

– Kto to? Kim jest ten facet w beemce? Od dawna twoja mama się z nim spotyka? Czy to dla niego zostawiła hrabiego de Mailly? – To były pierwsze pytania, jakie Léon zadał, kiedy tylko córka zaprosiła go do środka.

– Jezu, tato! – ofuknęła go Léa. – Aż takie słabe zdanie masz o mamie? Jestem pewna, że to nie ona rzuciła Jean-Luka. Chcesz kawy? – spytała, zmieniając temat i kierując się do kuchni.

Poszedł za nią.

– Ale to po kolacji. Co dobrego zrobiłaś?

– Zapiekankę.

– Pachnie pysznie.

– No ja myślę. – Léa się uśmiechnęła.

Kiedy już jedli, o czymś sobie przypomniała.

– Wiesz, nikt mi nie powiedział, co się stało między mamą i Jean-Lukiem. Sama jestem skołowana. No bo niby się rozstali, a potem nagle on przychodzi na moje urodziny z prezentem...

– Widocznie jesteś dla niego ważna.

– Ale mama też jest. Jestem tego pewna. Zresztą, rozstali się w dziwnych okolicznościach, bo nadal się przyjaźnią. Ale ona jest smutna. Nie potrafi tego ukryć. Nie bądź więc wredny.

Léon aż przystanął zaskoczony.

– Uważasz, że jestem wredny?

– Dla mamy tak.

– Okej... – zawahał się – postaram się zwrócić na to uwagę. Tylko wiesz... ona też nie jest dla mnie najmilsza.

– A dziwisz jej się? Zostawiłeś ją w samą w ciąży. Miała siedemnaście lat!

– To było ponad osiemnaście lat temu – zauważył. – Od tego czasu wiele się zmieniło.

– Chcesz powiedzieć, że teraz już byś tak nie postąpił?

– Na pewno nie. Nie wyobrażam sobie, żeby nie widywać swojego dziecka.

– Ale teraz mówimy o mamie, nie o dziecku.

– No więc... nie wiem, jak by było. Żeby z kimś żyć, trzeba go kochać i naprawdę tego chcieć.

– A żeby z kimś pójść do łóżka nie trzeba? – Léa sceptycznie spojrzała na ojca.

– No... jesteś jeszcze bardzo młoda, córeczko, i wierzysz w cuda. Czasem dorosłym zdarza się, że nie potrzebują do tego miłości. Choć pewnie z nią byłoby lepiej.

– Pogrążasz się – zaśmiała się nieoczekiwanie.

– Tak myślisz? – Léon też się uśmiechnął. Wbrew pozorom, ta rozmowa z pełnoletnią przecież córką, otworzyła mu o oczy. Młoda miała rację. Trochę się pogrążał. I nadal żył tak, jakby miał dwadzieścia lat.

– Tak. A powiedz mi, co myślisz teraz o mojej mamie?

– W tej chwili?

– Nie. W ogóle. Od kiedy znowu ją spotkałeś po tylu latach.

– Moja pierwsza myśl dotyczyła jej młodego wyglądu. Pomyślałem, że praktycznie się nie zmieniła.

– Niezła z niej laska? – zażartowała Léa.

Léon się zawstydził, jakby przyłapany na własnych myślach, zanim odpowiedział:

– To prawda. Nadine jest piękna.

– I świetnie sobie radzi, co nie?

– Tak, to też prawda.

– Bo wiesz, do wszystkiego, co ma, doszła sama.

– Zauważyłem.

– Tylko jednego jej brakuje.

– Czego?

– Szczęście w miłości. Kogoś, kto by ją kochał tak, jak na to zasługuje. Dla kogo to ona byłaby najważniejsza.

Léon się zamyślił i znowu musiał przyznać córce rację. Ale jak przypomniał sobie oślizłe spojrzenie tego faceta na Nadine, znowu poczuł zazdrość.

– Nie podoba mi się ten facet – westchnął. – Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że jest w nim coś podejrzanego.

– Mówisz o tym, z którym mama jest teraz na kolacji?

– Tak.

– A ja bym chciała, żeby jej się udało.

– Ja też – musiał przyznać – ale...

– Co?

– Sam nie wiem. Czuję coś dziwnego, jak pomyślę o tym, że Nadine jest teraz na randce.

– Tato, ja cię tu nie trzymam. Jak chciałeś się z kimś umówić, droga wolna – zauważyła Léa. – Jutro przecież idziemy razem do kina.

– Ale ja wolałem spędzić ten czas z tobą.

– W porządku. To co oglądamy? – spytała, zbierając naczynia po kolacji.

Léon wstał, żeby jej pomóc.

– Wybierz coś, przy czym zaraz nie zasnę – poprosił.

Léa wybrała starą komedię „Za jakie grzechy", której jej ojciec mógł nie oglądać, skoro spędził kilkanaście lat w Anglii. W końcu zamierzała zaciągnąć rodziców nazajutrz na drugą część do kina, musiał nadrobić pierwszą. Komedia opowiadała historię rodziców czterech dorosłych córek z dobrego domu, z których każda wybrała sobie męża... z innej kultury: Araba, Żyda i Chińczyka. Kiedy najmłodsza przyprowadziła ciemnoskórego narzeczonego, ojciec nie wytrzymał i postanowił zrobić wszystko, żeby do ślubu nie doszło.

Léon musiał przyznać, że dawno się tak nie śmiał na komedii familijnej.

*

Nadine weszła dalej i zobaczyła w salonie Léę i Léona na kanapie, chrupiących popcorn i zanoszących się śmiechem do jednej z jej ulubionych komedii. Mimowolnie się uśmiechnęła.

– O, mamuś. – Léa zauważyła ją pierwsza. – Już wróciłaś? Dosiądziesz się do nas?

– Trochę się źle czuję – odpowiedziała w panice i już chciała uciekać, kiedy Léon spojrzał na nią przyjaźnie. Nie przewidziało jej się. Patrzył bez tego zwykłego nerwa. Jego ciemne oczy skanowały ją uważnie.

– Nadine, siadaj, miejsca jest dość – odezwał się pogodnie. – W życiu się tak nie śmiałem. Léa ma dobry gust do filmów.

– To po mamie – wtrąciła młoda.

Nadine musiała się uśmiechnąć.

– Dobrze, ale to już prawie koniec – zauważyła.

– Jutro idziemy na drugą część – zauważyła Léa, jednocześnie szturchając ojca, żeby się nie wygadał.

– Ach, to świetnie. – Znowu się uśmiechnęła, a Léon wbrew sobie poczuł, że jej uśmiech go cieszy i wywraca mu coś w środku.

Nadine dosiadła się z drugiej strony Léi. Młoda objęła oboje rodziców ramionami i przytuliła.

– Kocham was. I cieszę się, że mam was oboje – powiedziała, czym spowodowała łzy wzruszenia po obu stronach, choć Leon dzielnie starał się swoje powstrzymać. Nadine się nie starała.



$$$

* tytuł oryginału Qu'est-ce qu'on a tous fait au Bon Dieu? (Co my wszyscy zrobiliśmy dobremu Bogu?)

Swój bonus wykorzystała dla was 20Catherine02 Powiedzcie "merci" :-D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro