IV.8.
– Léo, bardzo się cieszę, że mogłem cię poznać. – Léon nagle zmienił temat, widząc, że przestało ją interesować to, co mówił. – Mam nadzieję, że teraz, kiedy jestem już we Francji, znajdziesz czas, żebyśmy mogli spotykać się regularnie.
– Czemu chcesz się ze mną spotykać?
– Wiesz... zdaję sobie sprawę z tego, że nie było mnie w twoi życiu wtedy, kiedy potrzebowałaś ojca. – W końcu to przyznał. – Nie odbiorę cię już z przedszkola ani nie zawiozę na dodatkowe zajęcia.
– Robił to Jean-Luc.
– Świetnie. Ale to ja jestem twoim ojcem. Nie byłem nim wcześniej, ale teraz mogę pomóc ci wejść w dorosłe życie. Chciałbym, żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć.
– Ja... – Léa się zawahała. – Potrzebuję chyba czasu, żeby przyzwyczaić się do tego, że jesteś. Wyobrażałam sobie ciebie inaczej.
– A jak?
– Nie miałam pojęcia, jak wyglądasz, ale teraz już wiem, po kim mam nos i podbródek – zaśmiała się nerwowo.
Léon przyjrzał się twarzy córki i musiał przyznać, że zauważył podobieństwo. Nos miała taki sam jak on i jego ojciec. A podbródek ewidentnie odziedziczyła po jego matce. Kolor jej oczu też był trochę inny niż u Nadine, choć kształt był na pewno po niej. I skórę miała ciemniejszą niż jej matka. Mała Navarro – pomyślał i ta myśl go rozczuliła.
– Jesteś śliczną dziewczyną, Léo. I bardzo dojrzałą jak na swój wiek. Nie daj sobie wmówić, że musisz być zawsze zdecydowana, czego chcesz od życia. Na wszystko przychodzi czas.
– Tak myślisz?
– Jestem pewien, że w końcu znajdziesz swoją drogę.
– Dzięki. – Uśmiechnęła się w końcu szczerze.
– Taka jest prawda. To kiedy się znów spotkamy?
– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Ale możemy wymienić się numerami, to się umówimy.
– Wspaniale.
Léon podał dziewczynie swój nowy francuski numer, a ona go zapisała i wysłała mu sygnał ze swojego. Też go od razu zapisał.
– To może cię odwiozę do domu? – spytał zaraz.
– Jeśli masz ochotę, to chętnie. Skoro już ustaliliśmy, że nie potrzebujesz mojej nerki ani wątroby, mama i Damien nie będą się tak o mnie martwić.
– Twoja mama się martwiła, że chcesz się ze mną spotkać? – zdziwił się.
– Tak. – Nastolatka machnęła ręką. – No wiesz, ona myśli, że cię poznam, przyzwyczaję się, a potem znowu znikniesz na dwadzieścia lat.
Léon poczuł się, jakby dostał w twarz. Wyglądało na to, że Nadine nadal uważała do za nieodpowiedzialnego gówniarza, jakim był osiemnaście lat wcześniej. A przecież nic o nim nie wiedziała.
– Ludzie się zmieniają, Léo. I dorastają.
– Też mi się tak wydaje.
– A poza tym ja nie zamierzam już wyjeżdżać z Francji.
– To tym lepiej.
– Czyli jesteśmy umówieni? Odwiozę cię teraz, ale się jeszcze spotkamy? – dopytał.
– Tak, na pewno.
– Cieszę się, że dajesz mi szansę. – Spojrzał na nią uważnie.
– A ja się cieszę, że się w końcu pojawiłeś. – Léa odwzajemniła spojrzenie.
Léon poczuł coś dziwnego na te słowa nastolatki. Przekazał mu w nich swój zawód z powodu jego braku w jej dzieciństwie, a jednocześnie nadzieję, że ich relacje ojciec-córka mają szansę się jeszcze zbudować, tak jak na to liczył. Nie mógł nic poradzić na to, że zaczęło mu na niej zależeć, od kiedy tylko dowiedział się o jej istnieniu.
Odwiózł Léę pod podany adres i znowu zdziwił się, że mieszkają w Neuilly. Z drugiej strony, od czasu jego wyjazdu z Francji Nadine odnosiła same sukcesy, więc to nie było aż takie dziwne. Przy niej nawet on wypadał jak nieudacznik. A może szczególnie on. W końcu w wieku trzydziestu ośmiu lat musiał znowu zaczynać od początku.
– Dziękuję ci za miłe spotkanie, Léo – powiedział do wysiadającej nastolatki.
– A ja tobie, Léonie – odpowiedziała młoda i poszła.
Kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi, poczuł ukłucie w sercu. A tato? Kiedy powiesz „tato"?
Było już jednak za późno na takie pytania. Léa zniknęła za drzwiami apartamentowca. Zapamiętał adres i numer drzwi wejściowych. wtedy w oknie na pierwszym piętrze zobaczył Nadine, która wyglądała przed dom, pewnie za Léą. Miała rozpuszczone włosy, a na sobie puchaty sweter. Zaraz odeszła od okna, ale on zdążył już pomyśleć, że wyglądała po prostu pięknie. Tak domowo i ciepło. Zaraz jednak otrząsnął się z tych myśli i ruszył w kierunku domu rodziców.
Reszta dnia minęła mu na przeglądaniu papierów i próbach stworzenia mapy działań przy przekształcaniu zamku de Mailly w hotel. Wieczorem doszedł do wniosku, że jednak musi udać się na miejsce w poniedziałek. O wiele lepiej pracowało mu się, kiedy widział bryłę budynku.
Kolację zjadł tym razem z rodzicami, ale nie rozmawiał z nimi o córce.
Wieczorem wysłał jeszcze SMS do Léi: „Dziękuję, że znalazłaś dla mnie czas. Mam nadzieję, że spotkamy się w przyszłym tygodniu. Śpij dobrze. L." Niedługo dostał odpowiedź: „Mnie też było miło cię poznać. Napiszę w poniedziałek po lekcjach :-)" Uśmiechnął się do siebie, widząc jej odpowiedź.
Kiedy już kładł się do łóżka, dostał wiadomość od Laeticii: „Śpisz już, Léonie? Zapomniałam cię o coś spytać dziś rano". „O co?", odpisał prawie zaraz. „O, jednak nie śpisz. Jak ma na imię twoja córka? Czy Nadine?" „Nie, Léa. Nadine to jej matka. A czemu pytasz?", spytał zaskoczony. „Bo wołałeś ją przez sen :-P", odpisała mu Laeticia, zostawiając na końcu wiadomości emotikonkę z wystawionym językiem.
Że co? – To akurat nie mieściło się w głowie Léona. Nadine od dawna nic dla niego nie znaczyła. A potem zamknął oczy i zobaczył bizneswoman, matkę, która przyprowadziła córkę na spotkanie i kobietę, która czekała w domu na swoich najbliższych. I poczuł coś dziwnego, kiedy zrozumiał, że dziewczyna, którą kiedyś porzucił, jest teraz szczęśliwą i spełnioną kobietą. A on nadal nie ma nic.
*
Nadine czekała z niecierpliwością na powrót córki. Z ulgą przyjęła fakt, że dziewczyna rzeczywiście wróciła dość szybko, w dodatku Léon odwiózł ją pod dom, co już zaczynało świadczyć o nim trochę lepiej. Może rzeczywiście mu zależy?
– Hej, córciu. Wszystko w porządku? – spytała kontrolnie, na co Léa wybuchnęła płaczem. – Kochanie, co się stało? – spytała przerażona. – Skrzywdził cię?
– Nie – szlochała dalej Léa.
– To co się stało?
– On – szloch – jest taki...
– Jaki?
– Taki jak powinien być – łkała dalej. – Czemu go nie było wcześniej?
Nadine nie umiała odpowiedzieć na to pytanie córce. Ona też nigdy nie dostała odpowiedzi na swoje: „Dlaczego?".
– Nie wiem, skarbie. Może kiedyś sam ci powie. Nie bój się go o to zapytać. Jeśli naprawdę mu na tobie zależy, powinien poczuć, jak bardzo pokpił sprawę.
– A jeśli mi nie odpowie?
– No cóż, nie zmusimy go. Léon to... Léon. – Nadine nie miała innej odpowiedzi.
– Co to znaczy?
– Znaczy, że zawsze był nieprzewidywalny. Masz coś po nim – zażartowała sobie.
– Poza nosem i podbródkiem – żachnęła się dziewczyna. – Już mi lepiej, dzięki mami. – Léa wyswobodziła się z objęć matki. – Teraz muszę pogadać z Damienem. A ty powinnaś się już szykować.
– Idę z Jean-Lukiem dopiero na kolację.
– Ale już powinnaś robić się na bóstwo – zachichotała dziewczyna.
Nadine się uśmiechnęła.
– Pamiętasz, że nie wracam dziś na noc?
– Pamiętam. I bardzo dobrze, mamo. Najwyższy czas, żebyś zadbała o siebie i Jean-Luka. Ja sobie poradzę.
Nie wątpię, skarbie – pomyślała Nadine z dumą.
$$$
Tadam, i koniec Rozdział IV :-)
Jeden bonus macie ode mnie z okazji mojej dzisiejszej trzeciej rocznicy obecności na Wattpadzie :-D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro