Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV.8.

– Léo, bardzo się cieszę, że mogłem cię poznać. – Léon nagle zmienił temat, widząc, że przestało ją interesować to, co mówił. – Mam nadzieję, że teraz, kiedy jestem już we Francji, znajdziesz czas, żebyśmy mogli spotykać się regularnie.

– Czemu chcesz się ze mną spotykać?

– Wiesz... zdaję sobie sprawę z tego, że nie było mnie w twoi życiu wtedy, kiedy potrzebowałaś ojca. – W końcu to przyznał. – Nie odbiorę cię już z przedszkola ani nie zawiozę na dodatkowe zajęcia.

– Robił to Jean-Luc.

– Świetnie. Ale to ja jestem twoim ojcem. Nie byłem nim wcześniej, ale teraz mogę pomóc ci wejść w dorosłe życie. Chciałbym, żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć.

– Ja... – Léa się zawahała. – Potrzebuję chyba czasu, żeby przyzwyczaić się do tego, że jesteś. Wyobrażałam sobie ciebie inaczej.

– A jak?

– Nie miałam pojęcia, jak wyglądasz, ale teraz już wiem, po kim mam nos i podbródek – zaśmiała się nerwowo.

Léon przyjrzał się twarzy córki i musiał przyznać, że zauważył podobieństwo. Nos miała taki sam jak on i jego ojciec. A podbródek ewidentnie odziedziczyła po jego matce. Kolor jej oczu też był trochę inny niż u Nadine, choć kształt był na pewno po niej. I skórę miała ciemniejszą niż jej matka. Mała Navarro – pomyślał i ta myśl go rozczuliła.

– Jesteś śliczną dziewczyną, Léo. I bardzo dojrzałą jak na swój wiek. Nie daj sobie wmówić, że musisz być zawsze zdecydowana, czego chcesz od życia. Na wszystko przychodzi czas.

– Tak myślisz?

– Jestem pewien, że w końcu znajdziesz swoją drogę.

– Dzięki. – Uśmiechnęła się w końcu szczerze.

– Taka jest prawda. To kiedy się znów spotkamy?

– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Ale możemy wymienić się numerami, to się umówimy.

– Wspaniale.

Léon podał dziewczynie swój nowy francuski numer, a ona go zapisała i wysłała mu sygnał ze swojego. Też go od razu zapisał.

– To może cię odwiozę do domu? – spytał zaraz.

– Jeśli masz ochotę, to chętnie. Skoro już ustaliliśmy, że nie potrzebujesz mojej nerki ani wątroby, mama i Damien nie będą się tak o mnie martwić.

– Twoja mama się martwiła, że chcesz się ze mną spotkać? – zdziwił się.

– Tak. – Nastolatka machnęła ręką. – No wiesz, ona myśli, że cię poznam, przyzwyczaję się, a potem znowu znikniesz na dwadzieścia lat.

Léon poczuł się, jakby dostał w twarz. Wyglądało na to, że Nadine nadal uważała do za nieodpowiedzialnego gówniarza, jakim był osiemnaście lat wcześniej. A przecież nic o nim nie wiedziała.

– Ludzie się zmieniają, Léo. I dorastają.

– Też mi się tak wydaje.

– A poza tym ja nie zamierzam już wyjeżdżać z Francji.

– To tym lepiej.

– Czyli jesteśmy umówieni? Odwiozę cię teraz, ale się jeszcze spotkamy? – dopytał.

– Tak, na pewno.

– Cieszę się, że dajesz mi szansę. – Spojrzał na nią uważnie.

– A ja się cieszę, że się w końcu pojawiłeś. – Léa odwzajemniła spojrzenie.

Léon poczuł coś dziwnego na te słowa nastolatki. Przekazał mu w nich swój zawód z powodu jego braku w jej dzieciństwie, a jednocześnie nadzieję, że ich relacje ojciec-córka mają szansę się jeszcze zbudować, tak jak na to liczył. Nie mógł nic poradzić na to, że zaczęło mu na niej zależeć, od kiedy tylko dowiedział się o jej istnieniu.

Odwiózł Léę pod podany adres i znowu zdziwił się, że mieszkają w Neuilly. Z drugiej strony, od czasu jego wyjazdu z Francji Nadine odnosiła same sukcesy, więc to nie było aż takie dziwne. Przy niej nawet on wypadał jak nieudacznik. A może szczególnie on. W końcu w wieku trzydziestu ośmiu lat musiał znowu zaczynać od początku.

– Dziękuję ci za miłe spotkanie, Léo – powiedział do wysiadającej nastolatki.

– A ja tobie, Léonie – odpowiedziała młoda i poszła.

Kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi, poczuł ukłucie w sercu. A tato? Kiedy powiesz „tato"?

Było już jednak za późno na takie pytania. Léa zniknęła za drzwiami apartamentowca. Zapamiętał adres i numer drzwi wejściowych. wtedy w oknie na pierwszym piętrze zobaczył Nadine, która wyglądała przed dom, pewnie za Léą. Miała rozpuszczone włosy, a na sobie puchaty sweter. Zaraz odeszła od okna, ale on zdążył już pomyśleć, że wyglądała po prostu pięknie. Tak domowo i ciepło. Zaraz jednak otrząsnął się z tych myśli i ruszył w kierunku domu rodziców.

Reszta dnia minęła mu na przeglądaniu papierów i próbach stworzenia mapy działań przy przekształcaniu zamku de Mailly w hotel. Wieczorem doszedł do wniosku, że jednak musi udać się na miejsce w poniedziałek. O wiele lepiej pracowało mu się, kiedy widział bryłę budynku.

Kolację zjadł tym razem z rodzicami, ale nie rozmawiał z nimi o córce.

Wieczorem wysłał jeszcze SMS do Léi: „Dziękuję, że znalazłaś dla mnie czas. Mam nadzieję, że spotkamy się w przyszłym tygodniu. Śpij dobrze. L." Niedługo dostał odpowiedź: „Mnie też było miło cię poznać. Napiszę w poniedziałek po lekcjach :-)" Uśmiechnął się do siebie, widząc jej odpowiedź.

Kiedy już kładł się do łóżka, dostał wiadomość od Laeticii: „Śpisz już, Léonie? Zapomniałam cię o coś spytać dziś rano". „O co?", odpisał prawie zaraz. „O, jednak nie śpisz. Jak ma na imię twoja córka? Czy Nadine?" „Nie, Léa. Nadine to jej matka. A czemu pytasz?", spytał zaskoczony. „Bo wołałeś ją przez sen :-P", odpisała mu Laeticia, zostawiając na końcu wiadomości emotikonkę z wystawionym językiem.

Że co? – To akurat nie mieściło się w głowie Léona. Nadine od dawna nic dla niego nie znaczyła. A potem zamknął oczy i zobaczył bizneswoman, matkę, która przyprowadziła córkę na spotkanie i kobietę, która czekała w domu na swoich najbliższych. I poczuł coś dziwnego, kiedy zrozumiał, że dziewczyna, którą kiedyś porzucił, jest teraz szczęśliwą i spełnioną kobietą. A on nadal nie ma nic.

*

Nadine czekała z niecierpliwością na powrót córki. Z ulgą przyjęła fakt, że dziewczyna rzeczywiście wróciła dość szybko, w dodatku Léon odwiózł ją pod dom, co już zaczynało świadczyć o nim trochę lepiej. Może rzeczywiście mu zależy?

– Hej, córciu. Wszystko w porządku? – spytała kontrolnie, na co Léa wybuchnęła płaczem. – Kochanie, co się stało? – spytała przerażona. – Skrzywdził cię?

– Nie – szlochała dalej Léa.

– To co się stało?

– On – szloch – jest taki...

– Jaki?

– Taki jak powinien być – łkała dalej. – Czemu go nie było wcześniej?

Nadine nie umiała odpowiedzieć na to pytanie córce. Ona też nigdy nie dostała odpowiedzi na swoje: „Dlaczego?".

– Nie wiem, skarbie. Może kiedyś sam ci powie. Nie bój się go o to zapytać. Jeśli naprawdę mu na tobie zależy, powinien poczuć, jak bardzo pokpił sprawę.

– A jeśli mi nie odpowie?

– No cóż, nie zmusimy go. Léon to... Léon. – Nadine nie miała innej odpowiedzi.

– Co to znaczy?

– Znaczy, że zawsze był nieprzewidywalny. Masz coś po nim – zażartowała sobie.

– Poza nosem i podbródkiem – żachnęła się dziewczyna. – Już mi lepiej, dzięki mami. – Léa wyswobodziła się z objęć matki. – Teraz muszę pogadać z Damienem. A ty powinnaś się już szykować.

– Idę z Jean-Lukiem dopiero na kolację.

– Ale już powinnaś robić się na bóstwo – zachichotała dziewczyna.

Nadine się uśmiechnęła.

– Pamiętasz, że nie wracam dziś na noc?

– Pamiętam. I bardzo dobrze, mamo. Najwyższy czas, żebyś zadbała o siebie i Jean-Luka. Ja sobie poradzę.

Nie wątpię, skarbie – pomyślała Nadine z dumą.



$$$

Tadam, i koniec Rozdział IV :-)

Jeden bonus macie ode mnie z okazji mojej dzisiejszej trzeciej rocznicy obecności na Wattpadzie :-D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro