I.5.
To miała być ciężka noc dla Jean-Luka. Nie wiedząc, co ze sobą począć, zaczął przeglądać Facebooka. Zobaczył, że zaproszenie do znajomych wysłał mu Ivo da Costa, Brazylijczyk, z którym jadł dziś kolację. Kliknął „akceptuj" i uśmiechnął się pod nosem. Rodzina da Costy miała ogromne plantacje kawy. Zważywszy na rosnące ceny tego ziarna na światowych giełdach, interes z Brazylijczykiem mógł się okazać inwestycją życia. Był zdecydowany, żeby doprowadzić tę sprawę do końca. Rzeczywiście, jeśli Nadine wyzdrowieje za kilka dni, spokojnie dokończymy negocjacje w najbliższym tygodniu.
Tuż po północy Jean-Luc usłyszał szczęk klucza w drzwiach. Brzmiało to tak, jakby ktoś nie mógł trafić do zamka. Oj, za bogato było – pomyślał rozbawiony i podszedł do drzwi, żeby przywitać pasierbicę wracającą z imprezy. Jakie było jego zdziwienie, kiedy zobaczył chłopaka, na oko w wieku Léi lub troszkę starszego, na którym uwieszona była Léa.
Po wyjaśnieniu okazało się, że kolega odwiózł pijaną dziewczynę do domu. Jean-Luc podziękował chłopakowi i oddał mu kasę za taksówkę z nawiązką. Nie lubił mieć długów, szczególnie u takich chłystków.
Szybko zdecydował, że pasierbica nie dotoczy się nawet do kąpieli. Nie chcąc budzić i martwić Nadine, zdjął młodej buty i kurtkę i położył ją w ubraniu w jej sypialni. Po chwili wrócił i położył jej na szafce nocnej obok łóżka butelkę wody. Wiedział, że rano będzie jak znalazł. Postanowił też przeprowadzić z Léą pogadankę na temat alkoholu, kiedy młoda już dojdzie do siebie. Wiedział z własnego nastoletniego doświadczenia, że gadanie z dzieciakiem na kacu nie ma sensu.
W końcu Jean-Luc sam wziął szybki prysznic, korzystając z tego, że miał u Nadine swoją piżamę i rzeczy na zmianę. Potem dyskretnie wsunął się pod kołdrę obok narzeczonej, żeby jej nie obudzić. Wkrótce zasnął, bo był naprawdę zmęczony.
*
Damien obudził się następnego dnia pierwszy. Cała rodzina Pelletierów była jeszcze pogrążona we śnie. Jego siostra, Patricia, którą Adrien grzecznie odprowadził do domu przed drugą, spała jak zabita. Podobnie rodzice, którzy wrócili jeszcze później, dając dzieciakom trochę swobody. On jednak nie mógł już spać. Martwił się o Léę Baudry. Zaczął też myśleć, że poprzedniego wieczoru przesadził. Czuł się tak, jakby wykorzystał pijaną dziewczynę. W dodatku ona mogła nawet wszystkiego nie pamiętać. Chciał poprosić Patricię o numer koleżanki, ale z drugiej strony nie mógł tak po prostu obudzić jej tylko dlatego, że nie mógł się doczekać, żeby dowiedzieć się, co u Léi.
Tymczasem myślał. Przypomniał sobie ich wczorajsze docinki, a potem bliskość w tańcu, w końcu szał namiętności w klubowej toalecie. Tak bardzo jej pragnął, że to wydało mu się aż nierealne. Ale im bardziej jego ciało pożądało jej ciała, tym bardziej on pragnął jej całej. Léa – pomyślał rozmarzony o ślicznej twarzy, uśmiechu, o sprężynkach włosów, z których każda żyła własnym życiem, o słodkich ustach... Jego dłoń sama powędrowała pod kołdrę. Ach...
Koło południa cała rodzina spotkała się na wspólnym posiłku. Znowu nie wypadało mu zapytać Patricii o numer Léi przy rodzicach. Dopiero jak rodzice się rozeszli, a Pat chciała iść pod prysznic, złapał ją przed drzwiami.
– Potrzebuję numeru Léi – wypalił. – Nie pytaj, po prostu mi go daj.
– Mam nie pytać? Nie wywiniesz mi się, braciszku! – zaśmiała się siostra. – Coś długo się bawiliście w tej toalecie, a potem nie wróciłeś do dyskotekę – przypomniała mu.
– Odwiozłem ją do domu i wróciłem tutaj – zarzekał się Damien.
– Może tak, może nie, co ja wiem? – Pat wzruszyła ramionami.
– Dawaj ten numer albo powiem, o której odwiózł cię Adrien i co robiliście pod drzwiami – syknął jej brat.
– Dobra, dobra, bez paniki – zaśmiała się nerwowo Patricia. – Już ci daję.
Zaraz wróciła z telefonem i podyktowała mu numer Léi.
– Dzięki, sis.
– Masz szczęście, że nawzajem trzymamy się w szachu – zachichotała.
– Ale generalnie mówisz, że było spoko i nie muszę wlać Adrienowi?
– Nie musisz. Jest mega fajny.
– Ale jakby co, możesz na mnie liczyć wiesz?
– Dzięki, braciszku. – Pat cmoknęła Damiena w policzek i wlazła do łazienki.
A on wrócił do swojego pokoju, ściskając w dłoni telefon. I dopiero pojawił się dylemat. Zadzwonić czy najpierw napisać? I co napisać???
„Hej, jak się czujesz? Mam nadzieję, że dobrze", wysłał. Po chwili dostał odpowiedź: „A kto pyta?" No tak, kretynie, trzeba się było przedstawić. Przecież ona nie ma twojego numeru. „Z tej strony Damien. Mam twój numer od Patricii. To jak się czujesz?"
Nastała cisza. Choć Damien czekał na odpowiedź, nie doczekał się jej do wieczora. Zrobiło mu się przykro, ale postanowił nie męczyć dziewczyny na kacu. Wrócę do tematu w poniedziałek – uznał.
*
Jean-Luc też obudził się rano. Obok spała kobieta jego życia. Wyglądała już znacznie lepiej niż poprzedniego dnia, ale i tak wolał jej nie budzić. Postanowił za to zrobić jej śniadanie. Dyskretnie się ubrał i wyszedł.
Przechodząc obok łazienki, usłyszał odgłos wymiotowania.
O, panienka się obudziła – pomyślał i postanowił zaczekać, żeby sprawdzić, czy nastolatka nie potrzebuje pomocy.
Kiedy Léa wyszła z łazienki, wyglądała jak siedem nieszczęść. Blada twarz, rozmazany makijaż, włosy we wszystkie strony. Do tego rajstopy chyba jej się podarły.
– Dzień dobry – przywitał się z pasierbicą.
– Och, Jean-Luc. Jednak zostałeś z mamą? – spytała, łapiąc się za głowę.
– Tak, przyjechałem zaraz po kolacji z kontrahentem, tak jak ci obiecałem.
– Czyli byłeś w domu, jak wróciłam?
– Byłem. Odebrałem cię od pewnego młodego dżentelmena, który prawie cię przyniósł do mieszkania, bo samodzielne chodzenie słabo ci szło.
– O, kurczę! – Léa zrobiła zawstydzoną minę. – Ale nie mówiłeś mamie?
– Nie, Nadine jeszcze śpi. Wczoraj też sporo przeszła, ale prosiła mnie, żebym zaczekał na ciebie, bo sama nie była w stanie.
– Mam nadzieję, że dziś się będzie lepiej czuła.
– Będzie, bo wczoraj dostała lekarstwa. Był tu doktor Picard.
– Dzięki, że się nią zająłeś.
– To normalne, że się o was troszczę.
Léa znowu zrobiła zawstydzoną minę.
– Zaraz się doprowadzę do porządku, żeby jej nie martwić. Dzięki za wodę – rzuciła, wracając do swojego pokoju po czyste rzeczy.
Jean-Luc zszedł na parter do kuchni, a Léa, uzbrojona w ręcznik i czyste ubrania, wróciła do łazienki.
Kiedy ciepła woda spływała po jej ciele, próbowała odtworzyć w pamięci wydarzenia poprzedniego wieczoru, ale niewiele do niej docierało. Jedyne, co pamiętała dobrze, to część przyjęcia w domu Patricii. Taniec z Damien'em. A potem miała bardzo intensywny poranny sen, w którym Damien Pelletier pieścił ją palcami w klubowej toalecie. Obudziła się tak beznadziejnie podniecona, że musiała sobie ulżyć sama. A jeśli to...? Nie, to niemożliwe!
Wykąpana i świeża, ale ciągle z bólem głowy, doczołgała się do kuchni, gdzie Jean-Luc kończył właśnie smażenie jajecznicy.
– Z jakiej to okazji? – spytała.
– Z takiej, że i tobie, i Nadine dobrze zrobi coś pożywnego.
– Nie za dobry jesteś? – Puściła oko do ojczyma, ale zaraz się skrzywiła z powodu bólu głowy.
– Dla was nie można być za dobrym, Léo. Twoja mama jest cudowną osobą, a ty jesteś do niej tak podobna... przynajmniej z wyglądu. – Zaśmiał się szelmowsko.
– Och! Wycofuję to, co o tobie powiedziałam! – Dziewczyna wystawiła do niego język i odwróciła się na pięcie. – Jesteś wredny!
– Dobra, dobra. Siadaj na śniadanie, młoda. Kawę też ci zrobiłem, znaj łaskę pana.
Jean-Luc nałożył jajecznicę na trzy talerze. Potem postawił na stoliku koszyk ze pieczywem i trzy kubki kawy. I wziął się za jedzenie.
– Powiesz mi, kto mnie wczoraj odprowadził? – spytała zawstydzona, grzebiąc widelcem w jajecznicy.
– Chłopak w twoim wieku, może trochę starszy.
– Jak wyglądał?
– Jasne włosy, czarne spodnie, skórzana kurtka.
O matko! Damien!
– Czy... on też był pijany?
– Nie tak jak ty. Gadał z sensem. Przywiózł cię taksówką, a potem wrócił do siebie. Mówił też, że musiał ograniczać ci alkohol, bo ewidentnie chciałaś się skuć. – Spojrzał na nią z przyganą.
– Ale obciach. – Léa ukryła twarz w dłoniach.
– Spokojnie, młoda. Wyglądał na porządnego chłopaka i widocznie się o ciebie troszczył. Możesz być spokojna, nie odwiózł cię z tylko obowiązku – zawyrokował Jean-Luc, przegryzając jajecznicę pieczywem. Léa nie wiedziała, jak można mówić tak wyraźnie z pełnymi ustami. Jemu jednak to się udawało. Nawet się nie zakrztusił. Po chwili popił kawą i się uśmiechnął.
W końcu zapakował jeden talerz z jajecznicą, widelec i dwie tartinki bagietki na tacę, i wyszedł z kuchni, nucąc pod nosem.
Zaniósł mamie śniadanie do łóżka! Ten facet to jakiś pieprzony ideał! – pomyślała Léa, a po chwili znowu wpadła w rozpacz. A ja spieprzyłam sobie życie jednym pijackim wybrykiem.
$$$
Jak myślicie? Zniszczyła sobie życie czy nie? ;-)
To patrzcie! Bonusików weekendowo-maratonowych ciąg dalszy :-) Merci, że jesteście :-*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro