Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Żaba i Strach

Milczałam. Nie wykonałam najmniejszego ruchu. Jak ten ktoś dostał się w takim tempie z końca klasy tutaj? Nie usłyszałam go. Głos zdecydowanie nie był autentyczny, drgania modulatora były wyraźnie słyszalne. Więc jest to ktoś, kogo mogłabym rozpoznać, bo maseczka z modulatorem została założona na szybko, niedbale. Inaczej nie byłoby drgań.

- Nie słyszałaś, Ellie? Noże. Już - zerknęłam na Matthiasa. Patrzył z przerażeniem to na mnie, to na Liuki. No tak. Zabiłam ją na jego oczach. Poczułam szturchnięcie w głowę. Powoli sięgnęłam do uda i odpięłam pasek. Z ta samą prędkością odwróciłam się i podałam narzędzia oprawcy. Jednak zanim zostałam ich pozbawiona poznałam tożsamość nieznajomego. Zaklęłam pod nosem.

- Zaskoczona, co, Ellie?

- Jakże mogłabym nie być? Znienawidzona szkolna psycholog okazuje się być niestabilna emocjonalnie i stoi na czele szajki terrorystów. No i napadła na szkołę w której pracuje. Najgłupsza decyzja jaka widziałam w życiu. Chociaż nie, wiesz co? Kłamałam. Jeśli chodzi o ciebie, to wcale nie jestem zaskoczona - skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na kobietę z nienawiścią. Jednak nie ogniem, a chłodem w oczach. Nie miałam wątpliwości, że to ona jest szefem. Dało się to łatwo rozpoznać po jej postawie. I uzbrojeniu. I miała przy pasie krótkofalówkę. Zwykły członek szajki nie pozwoliłby sobie, żeby nie mógł odpowiedzieć od razu na wezwanie szefa. A odczepienie urządzenia od paska zajmuje cenne sekundy.

- Niestabilna emocjonalnie? - zaśmiała się - Nie wiem skąd wyciągnęłaś taki wniosek.

- Nie? Więc z chęcią ci powiem.

- Z chęcią posłucham. Mam czas, wykorzystaj go, by przedłużyć swój nędzny żywot choć o minutę, Prawa Ręko Boga - nie sadziłam, że żaby potrafią mówić sarkastycznie. A tej mimo wszystko się udało. Oparła się o biurko, jednak wciąż celowała do mnie z pistoletu. Moje życie wciąż jest zagrożone. A ja nie mam zamiaru go tracić. Nie dzisiaj. Nie, dopóki nie wypełnię swojej obietnicy wobec brata.

- Więc twierdzisz, że jestem Prawą Ręką.

- Ja to wiem. Nie próbuj zaprzeczać, decyzja już została podjęta. Dzisiaj zginiesz, za wszystkie zbrodnie, które popełniłaś - niedoczekanie. Nie pozwolę na to. Mam dziecko na głowie. Niemal się uśmiechnęłam na tę myśl.

- Zbrodnie, które popełniłam? A te, które popełniliście wy, podszywając się pode mnie? - w miarę rozmowy układałam obie w głowie co wiem. Tori podawała im nazwiska bliskich mi osób. Nawet idiota w końcu by zauważył, kto powtarzał się w ich otoczeniu.

Ja.

- Cel uświęca środki.

- Niesamowita ideologia. A także jej zastosowanie do tego przypadku.

- Nie taki miał być temat tej rozmowy.

- Każdy temat jest dobry. W końcu to twoje zadanie, czyż nie? Masz rozmawiać z uczniami.

- Sarkazm nie poprawi twojej sytuacji w tym momencie. Miałaś mi powiedzieć, czemu uważasz mnie za niestabilną emocjonalnie, Ellie? Osobiście sądzę, że z moją psychiką jest jak najlepiej - wydawała się być zainteresowana tym tematem. Głupia. Łatwo dała się podejść. Pierwszy błąd. Nie wezwała pomocy. Drugi błąd. Oparła się, tracąc czujność. Trzeci błąd. Nie doceniła mnie. Czwarty i chyba największy. Prawdopodobnie przez niego zginie. Nareszcie się jej pozbędę. Chciałam tego od tak dawna, ale moralność mi nie pozwalała.

- Czemu jesteś niestabilna emocjonalnie? Już ci mówię. Miałaś romans z żonatym wojskowym, zniszczyłaś mu małżeństwo, a także życie jego syna. Próbowałaś zaciągnąć tegoż syna do łóżka, będąc starą, pomarszczoną żabą - skrzywiła się na te określenia, ale nie pozwoliłam sobie przerwać:

- Po tym, jak żołnierzyk zapisał na ciebie sporą część swojego majątku doprowadziłaś go do samobójstwa, a jednak wciąż trzymasz w swoim gabinecie jego czapkę – samobójstwo. To nie była śmierć na froncie. Matthias kłamał. Nie dostali nagrania ze śmierci, a sam był jej świadkiem. To nie było trudne do rozpracowania - Pomimo wielu ostrzeżeń nie przestałaś próbować uwodzić jego syna, co klasyfikuje cię jako niestabilnego emocjonalnie pedofila. Myślę, że powinnaś przestać podszywać się pod morderców, kupić lustro do domu, usiąść przed nim i poczytać co nieco o zdrowej miłości - spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem, jednak odwróciła się do Matthiasa.

- Powiedziałeś jej?! Czy nie zarzekałeś się, że nikomu nie będziesz wspominał?! - wykorzystałam okazję i wyrwałam jej pistolet z ręki. Natychmiast zareagowała i próbowała go odzyskać, jednak nie dałam jej tej możliwości. Mimo wszystko byłam młodsza, sprawniejsza, byłam profesjonalistką. Co prawda walczyła lepiej niż niejeden przestępca, jednak wciąż nie mogła się ze mną równać. Odebrałam jej moje noże i wbiłam wszystko co możliwe w jej serce.

- Żegnaj, żabciu - odepchnęłam trupa kobiety na ziemie i przypięłam pas na udo. Spojrzałam na Matthiasa. Patrzył na mnie z przerażeniem. Już dawno nie widziałam nikogo w takim stanie. Gdy tylko rozcięłam więzy na jego nadgarstkach natychmiast odskoczył jak najdalej mógł. Beznamiętnym wzrokiem oceniłam jego stan. Przerażony, trzęsie się jak galareta. Przeszłam drogę dzielącą mnie od drzwi, kopiąc przy okazji dwa trupy. Wsadziłam pistolet za gumkę spódnicy, a karabin przeładowałam i oparłam sobie o ramię, trzymając go jedną ręką. Spojrzałam na chłopaka:

- Masz dwie opcje. Idziesz ze mną, a ja odprowadzę cię do klasy, albo zostajesz tutaj. Wszystko inne prowadzi cię do śmierci - nie odezwał się, tylko jeszcze bardziej wbił w ścianę. Wzruszyłam ramionami, przełożyłam karabin na plecy, chwyciłam dwa trupy za kołnierze i wyszłam za drzwi. Jego wybór. Jeszcze dzisiaj powiadomi policję o tożsamości Prawej Ręki Boga. Będę musiała przyspieszyć działania. Rzuciłam dwa ciała na ziemię. Jeśli by tam zostały, Matthias nie ruszyłby się w ogóle. Teraz być może podejmie racjonalną decyzję.

Oby.

Nie mam ochoty ratować go po raz kolejny.

Nie jestem bohaterką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro