Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Matka

Muszę się pozbyć tych ludzi z mojej szkoły. Weszli na mój teren. Zapłacą za to. Życiem.

Ilu ich może być? Siedmiu się już pozbyłam. A może ośmiu? Wątpię, żeby żaba atakowała z tak małą ilością ludzi. Część na pewno jest w klasach. Trzymają uczniów jako zakładników. Ale skoro nie wiedzą, że to ja jestem Prawą Ręką Boga... To powinnam być na wygranej pozycji.

Tylko problem będzie, jeśli się zbiorą w jedną kupę. Wtedy mogę nie być w stanie ich zabić.

Poczułam narastające emocje. Morderca w swoim żywiole. Chwyciłam mocniej karabin. Ciekawe, czy zdają sobie sprawę z kim zadarli.

Zacisnęłam zęby. Nie pozwolę, żeby pozostali bezkarni.

Dzisiaj zostanę aresztowana, więc nie ma znaczenia, czy będę zostawiać wiadomości. I czy morderstwo odbędzie się... Elegancko. Mogę dać upust emocjom. Wściekłość, która gromadziła się we mnie od tyłu lat w końcu znajdzie wyjście.

Odetchnęłam głęboko i zrobiłam krok w kierunku pierwszej klasy. Pójdziemy metodycznie. Klasa po klasie. Trup po trupie. Strzeliłam w zamek pierwszej sali. Drzwi otworzyły się, powitało mnie zaskoczone spojrzenie.

Strzał i było po wszystkim. Drugi padł po tym, jak rzuciłam w niego nożem.

Przecięłam więzy nauczycielki biologi, rzuciłam jej karabin oprawcy, drugi przewiesiłam przez ramię i bez słowa wyszłam. Teraz niech sobie radzą. Nie jestem opiekunką.

Zresztą nie będą musieli korzystać z broni. Sama się pozbędę każdego terrorysty obecnego w tym budynku. Żaden nie wyjdzie stąd żywy. Może powinnam wyciągać trupy przed drzwi? Nie, poradzą sobie. A jak nie to nie mój problem.

Wystrzeliłam dwa razy przed siebie, pozbywając się kolejnych dwóch przeciwnikow.

Nie wiem skąd ona ich brała. Są zwyczajnym mięsem armatnim, mieli być chyba jedynie zastraszeniem. Daj idiocie broń to będzie straszył. Nie spodziewali się, że będę potrafiła sobie z tym poradzić.

Przeładowałam karabin. Już dawno nie czułam takiej żądzy mordu. Co mnie tak wściekło? Chyba fakt, że wreszcie jest realne zagrożenie śmierci. Chociaż może raczej złapania? W każdym razie ujawnienia tożsamości. Nie podobało mi się to.

Zabiję matkę zanim dojdzie do tego, że mnie złapią. Przynajmniej tyle zrobię.

Kolejna sala była pusta. Szłam metodycznie w dół, zaglądając do klas i zostawiając po sobie śmierć i przerażone spojrzenia. Gdy znów znalazłam się w mojej sali byłam pewna, że żadnego człowieka nie pominęłam.

Na mojej koszulce były plamy krwi, tak samo jak na spódniczce i butach. Przestało mi to przeszkadzać. Weszłam do klasy i odrzuciłam na bok karabin. Wychowawca wycelował w moją stronę, jednak zaraz opuścił broń. Rozejrzałam się po klasie. Wszyscy stali na nogach, o własnych siłach. Matthias stał pod jedną ze ścian i patrzył w moim kierunku. Na pewno już im o tym powiedział. Powiedział im kim jestem. Świetnie. Wyciągnęłam rękę w kierunku wychowawcy.

- Proszę mi to oddać.

- Po co?

- Oddasz po dobroci czy mam zabrać siłą? - znacząco spojrzałam w jego stronę. Rzucił mi karabin. Przewiesiłam go przez ramię i wyszłam z klasy, odrzucając pustą broń. Stanęłam w drzwiach i cicho powiedziałam, nie patrząc w ich stronę.

- Zabiłam ich. Możecie bezpiecznie wyjść ze szkoły - opuściłam pomieszczenie, a potem budynek. Już dawno tak szybko nie szłam do domu. Nie zwracałam uwagi na zaskoczone spojrzenia ludzi na ulicy. Nie obchodziły mnie. Nie teraz. Niemal wybiegłam po schodach i otworzyłam drzwi do mieszkania.

- Cześć Jackie.

- Już wróciłaś?

- Były małe kłopoty - kucnęłam przy nim. Spojrzał na broń wiszącą na moich plecach.

- Posłuchaj, Jackie. Prawdopodobnie to nasze ostatnie spotkanie. Przepraszam, że nie mogę z tobą być dłużej, jednak jeśli teraz zniknę z twojego życia, to będziesz bezpieczniejszy - smutno zrobiło mi się na widok łez w jego oczach.

- Obiecuję, że przyślę do ciebie kogoś, kto będzie godny zaufania, żeby się tobą zaopiekował. Dobrze?

- Nie... nie zostawiaj mnie.... - chlipnął cicho. Był ze mną zaledwie jeden dzień, pomimo tego, że obiecałam zostać jego rodziną.

- Przepraszam...- mój szept był ledwo słyszalny, gdy chłopiec przytulił się do mnie. Muszę się pospieszyć.

Wyzwoliłam się z jego uścisku i usiadłam na kanapie. Wpakował się mi na kolana. Westchnęłam cicho, ale teraz nie było sensu go powstrzymywać. Uruchomiłam laptopa i podłączyłam pendrive'a. Pliki z komputera Victorii. Tylko tam będzie informacja o mojej matce. Znajdę ją, na pewno. Zaczęłam przeglądać dokumenty dopóki nie trafiłam na to, co chciałam.

Lista z danymi osobowymi. Danymi mojej rodziny.

Wiedziałam, że się ściągnęła. Szybko przewijałam w dół.

Jest.

Celine von Monc.

Moja matka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro