Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Głód, dziecko i pedofil

Co robić? Nosi mnie. Czuję potrzebę wykorzystania noży.

Czy jest sens? Jest. Nie skończyłam tego, co chciałam.

Otworzyłam dokument w laptopie i zerknęłam na listę. Wciąż była długa. Wciąż było coś, co musiałam zrobić. I będę zabijać, dopóki nie skończę. Lub dopóki ktoś mnie nie zabije.

Po raz drugi tego wieczora ubrałam swój strój. Znów wyciągnęłam narzędzia. Chłodne, nocne powietrze ponownie przyniosło ze sobą ulgę.

I znów byłam na dachu. To mi się nigdy nie znudzi. Widok tysięcy świateł. Jak znicze na cmentarzu. Ogromnym, ruchomym, głośnym cmentarzu. Moim terenie.

Dziesięć minut później byłam na miejscu. Pomimo ciągłego biegu nie byłam ani trochę zmęczona. Regularność robi swoje. O tej porze mój cel powinien wracać tą drogą do domu. Tylko dlaczego wciąż go nie ma? Co mogłam przeoczyć? Może powinnam pójść do niego do domu?

Nie ważne jak, ten człowiek dzisiaj zginie. Dopilnuję tego.

Skręciłam w boczną uliczkę. Zrobiłam się nieostrożna. Powinnam planować to zabójstwo od wczoraj. Wiedziałabym gdzie jest. Nie traciłabym teraz cennych minut.

W głowie miałam jego adres. Dzisiaj ze świata odejdzie kolejny pasożyt. Ręce chciały działać. Mimowolnie kierowały się w stronę noży.

Oj tak. Już prawie zapomniałam jakie to uczucie. Głód. Głód w czystej postaci.

Gorszy niż niedosyt spowodowany brakiem żywności. Głód wywołany instynktem. Tylko nałogowcy są w stanie to zrozumieć.

Chwyciłam przęsła barierki wokół małego baloniku. To już ten dom. Wejdę tam przez pokój jego syna.

Pociągnęłam się i cicho wylądowałam na balkonie. W domu było ciemno. I dobrze. Jego żona ma dzisiaj nocną zmianę. Tym lepiej dla niej. Otworzenie drzwi nie zajęło mi nawet minuty. Głupiec. Powinien mieć lepsze zabezpieczenia. Cicho weszłam do pokoju. Jednak usłyszałam coś, co kazało mi się zatrzymać. Dzieciak zapalił lampkę nocną.

- Kim pani jest? - przetarł sennie oczy. Co robić? Muszę wykorzystać fakt, że przed chwilą spał.

- Jestem mordercą

- Ręką Boga? - kiwnęłam głową. Spojrzał na mnie. Bez strachu.

- Przyszła pani po mnie?

- Nie.

- A więc... Po tatusia?

- Tak - wstał z łóżka i trzymając w ręce misia podszedł do mnie. Co powinnam zrobić?

- Jesteś prawdziwa?

- Dotknij mnie to się przekonasz - wyciągnęłam rękę przed siebie. Co ja wyprawiam? Poczułam jego dłoń na swojej.

- A więc naprawdę tu jesteś. Ty... Zabijesz tatusia? Proszę, powiedz, że tak...- dzieciak chce żebym zabiła mu ojca?

- Czemu życzysz mu śmierci?

- Widziałem... Widziałem, jak tatuś krzywdził moją koleżankę z przedszkola - spuścił głowę. On chyba nie chce powiedzieć, że...

- Krzyczała. Tatuś myślał, że nie ma mnie w domu. Ona dalej krzyczała. Ale on nie przestawał. Potem rzucił ją na ziemię. I kazał jej nikomu nie mówić, bo zrobi to jeszcze raz... - co za gnój. Wiedziałam, że jest pedofilem. Wiedziałam, co robił. Dlatego przyszłam go zabić. Ale nie sądziłam, że na oczach własnego syna... Co za gnój.

- Obiecuję ci, że twój tata już jej nie skrzywdzi - sama byłam zaskoczona jak chłodno brzmiał mój głos. Chwycił mnie za rękę.

- Pokażę ci, gdzie jest.

- Nie powinieneś tego oglądać, kochanie - kucnęłam, żeby nasze oczy były na jednym poziomie.

- Wrócisz teraz grzecznie do łóżka. Zapomnisz, że mnie widziałeś. Zapomnisz jak wyglądam. Nikomu nie powiesz o naszej rozmowie, dobrze? - gorliwie pokiwał głową.

- No to chodź. Pójdziesz grzecznie spać?

- A co z tatusiem?

- Zajmę się nim.

- Więc pójdę.

- Wiesz, co masz zrobić?

- Zapomnieć, że cię spotkałem. Nie zabijesz mnie?

- A jesteś zły?

- Nie. Nawet pomagam mamie w domu - uśmiechnął się z zadowoleniem.

- Więc nie mam powodu cię zabijać. Tylko pamiętaj. Jutro rano nie wolno ci wejść pierwszemu do pokoju twojego taty, rozumiesz?

- Tak, pani Prawa Ręko.

- To teraz pod kołderkę.

- Tatuś jest w tym pokoju na prawo

- Na pewno tam trafię. Kiedy się rano obudzisz, będziesz pamiętał tylko tyle, że był to sen - widziałam jak zamykają mu się oczy. Po chwili znowu spał.

Mam nadzieję, że do rana zapomni o tym co się wydarzyło. Szkoda, że ma dzieciak takiego podłego ojca. Co za gnój. Ścierwo. Większej szmaty dawno nie widziałam. Trzeba się nim zająć i to już.

Wyszłam z pokoju malucha i weszłam na korytarz.

Pokój na prawo, co? Dochodził z niego równy oddech. Śpij. To ostatnie chwile w twoim życiu.

Otworzyłam drzwi i po kilku sekundach stałam przy łóżku. Ohyda. Grubas. Brzydki. Nie wiem jakim cudem żona go chciała. A tym bardziej zrobiła z nim dziecko. Operacja plastyczna by mu nie pomogła. Ale ponoć miłość działa lepiej niż najlepszy chirurg. Nie wiem, nigdy nie miałam możliwości się o tym przekonać.

Wyciągnęłam Anabeth. Żegnaj, już nikogo nie skrzywdzisz. Mam nadzieję, że nie spotkamy się w piekle, bo wtedy nie będę miała żadnych oporów. I będziesz miał pecha.

Podcięłam mu gardło. Krew trysnęła na pościel. Trochę szkoda. Na co pora tym razem?

Przywołałam w myślach ostatnią ofiarę i zabrałam się do wycinania znaków na jego ciele. Teraz jeszcze tylko podpis. Szybko poszło. Głód śmierci zaspokojony.

Schowałam noże do pochwy. Dzieło jest skończone. Mogę wracać. Zerknęłam ostatni raz na trupa. Wzięłam zamach i z całej siły uderzyłam go pięścią w twarz. Stalowe wzmocnienia rękawiczek dały swoje. Usłyszałam chrupnięcie. Mruknęłam sama do siebie:

- No proszę, wyglądasz zdecydowanie lepiej

Wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi. Wróciłam do pokoju malca. Spał w najlepsze. Uroczy. Zgasiłam lampkę. Niech śpi w spokoju. Może teraz jego życie będzie prostsze. Wyszłam na balkon i zamknęłam za sobą drzwi. Zeskoczyłam na bruk. Czas do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro