Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog v2 Bo Tamten Mi Się Nie Podoba

*opowiada autorka*

Białe światło oślepiło dziewczynę, jednak jej wzrok szybko się przyzwyczaił. Siedziała w małym pokoju przeznaczonym na przesłuchania. Policjant usiadł na drugim miejscu.

- Ellie von Monc...

- Nie wmawiaj mojego imienia w połączeniu z tym nazwiskiem - głos dziewczyny był chłodny i ostry.

- Dobrze więc, Ellie, skąd brałaś informacje o swoich ofiarach?

- Z policyjnych akt.

- Kto ci je dał?

- Victoria Shitsu.

- Gdzie ona jest?

- Dziesięć metrów pod ziemią - beznamiętny ton brzmiał w uszach policjanta jak najgorsze groźby.

- A skąd ona je miała...? - krople potu pojawiły się na czole mężczyzny.

- Włamała się do waszego systemu - dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Dlaczego zabijałaś? - odpowiedziała mu cisza.

- Skąd wiedziałaś kogo zamordować? - wciąż nie dostał odpowiedzi.

- Dlaczego zabiłaś swoją matkę? - oskarżona milczała.

- Będziesz mówić?

- Po co?

- Możemy złagodzić twój wyrok.

- Nie chcę tego. I tak mnie zamkniecie. Nie chcę łaski.

- Wiesz co robisz? - nie odpowiedziała, tylko posłała mężczyźnie groźne spojrzenie. Wzdrygnął się, bo wiedział z kim ma do czynienia. Pomimo skonfiskowanej broni policjant wciąż nie czuł się bezpiecznie w jej towarzystwie. W końcu wstał i wyszedł z pomieszczenia.

- Nic nie chce mówić - dwójka mężczyzn patrzyła na dziewczynę przez szkło weneckie. Siedziała spokojnie, patrząc na ścianę. Nie widziała sensu robienia czegokolwiek.

- Myślisz, że zacznie kiedyś gadać?

- Wątpię. Jest dzieckiem, ale umysł ma dorosłego. Będzie milczeć - drugi z mężczyzn westchnął.

- Chcę z nią porozmawiać - trzecia postać dołączyła do pozostałych.

- A ty kim jesteś, dzieciaku?

- Matthias. Jestem jej znajomym z klasy.

- I myślisz, że to coś da?

- Nie wiem. Ale prędzej odpowie mi niż wam.

- Może mieć dzieciak rację - mężczyzna kiwnął głową w stronę drzwi do sali.

- Wchodź. Tylko nie narób czegoś.

- Zrozumiałem - blondyn niepewnie wszedł do sali.

- Przysłali cię, bo myślą, że coś zdziałasz?

- Nie, sam przyszedłem - dziewczyna nie zaszczyciła go nawet jednym spojrzeniem. Patrzyła w ścianę, jakby znajdował się tam co najmniej worek pełen skaczących zielonych ludzików. Chłopak usiadł na krześle.

- Ellie...

- Trzy

- Trzy?

- Trzy dni mnie przesłuchują. Trzy dni tutaj siedzę. Zero postępów. Zero kontaktu ze światem. A wiesz co jest najgorsze?

- Co?

- Fakt, że mi to nie przeszkadza. Bardziej przeszkadza mi inna sprawa.

- Jaka?

- Nie napisałeś, PanieF - spojrzała na niego po raz pierwszy.

- Kto? - w odpowiedzi dostał tylko uniesienie brwi. Westchnął cicho.

- Od kiedy wiesz?

- Domyślałam się od samego początku. Ale byłam pewna dopiero kiedy napisałeś, że złamałeś szyfr.

- Właśnie, co do tego - chłopak wyciągnął z kieszeni kartkę.

- Chyba udało mi się to odczytać.

- Czyżby? - tylko kiwnął głową i przebiegł wzrokiem po tekście. Odchrząknął.

- Ellie von Monc. - skrzywiła się, chociaż wiedziała, że sama tak napisała - Ta, która przyjdzie, by odebrać życie mordercy. Park naprzeciw policji. Tam mnie znajdziesz. Gdy chcesz... I tu wiadomość się urywa - dziewczyna pokręciła głową

- Masz błąd

- Gdzie?

- Brakuje ci części wiadomości. Całkiem sporej części. Ellie Anabeth Elizabeth Rosalie Valia Katherine Lisanna von Monc. Ta, która zabiła. Ta, która niesie sprawiedliwość. Ta, która zabije również ciebie. Park przed komisariatem, w sylwestra tego roku. Jeśli zależy Ci na mojej śmierci, przyjdź tam. Jeśli jednak chcesz żyć, nie przychodź. Ja przyjdę do ciebie - znała ten tekst na pamięć. Miał doprowadzić jej matkę do niej.

- Czemu mi to powiedziałaś?

- No teraz to już nie ma znaczenia. Odbiorca wiadomości nie żyje. Co za różnica czy poznasz tłumaczenie czegoś, co udało ci się rozszyfrować? Popełniłeś sporo błędów jednak tylko ze względu na złą kolejność czytania znaków. Tylko po to tutaj przyszedłeś? Pochwalić się?

- Nie. Zająłem się Jackiem. Zgodnie z obietnicą - twarz dziewczyny natychmiast złagodniała.

- Gdzie on jest?

- Za szybą.

- Wziąłeś go ze sobą?

- Nie dawał mi spokoju - Kiwnęła głową.

- Możesz im powiedzieć, że mogą mnie zamknąć. Nic nie powiem, bo nie ma o czym - chłopak westchnął.

- Tak jak myślałem. Masz swoje noże?

- A co jeśli tak?

- Nic. Tylko pytam - wstał i wyszedł z pomieszczenia. Dziewczyna cierpliwie czekała, aż policjant po nią przyjdzie. Nie wątpiła, że tak się stanie. I miała rację.

Kajdanki zatrzasnęły się na jej nadgarstkach i została wprowadzona z pomieszczenia. Jej wzrok spoczął na chłopcu trzymającym blondyna za rękę.

Mrugnęła do niego, gdy go mijała. Policjant wypchnął ją przed siebie, trzymając za ramię.

W następnej sekundzie dziewczyna zrobiła krok w tył, obróciła się i zarzuciła łańcuch kajdanek na szyję policjanta. Zrobiła kilka kroków w tył, żeby oprzeć się o ścianę, a tym samym osłonić plecy. Mężczyzna po kilku chwilach przestał się szarpać. Dziewczyna uniosła kolano w górę, wytrącając mu z ręki kluczyki i łapiąc je wolną dłonią.

Szybko pozbyła się kajdanek, wykorzystując mężczyznę jako tarczę przed próbami ostrzału drugiego z policjantów. Tamten jednak nie zdążył nawet wyciągnąć broni. Morderczyni w ciągu sekundy znalazła się przy nim. Już wiedziała, dlaczego zabójstwo matki nie dało jej oczekiwanej satysfakcji. Łudziła się myślą, że zabija dla celu. Zabijała, bo to kochała.

- Lekcja pierwsza i ostatnia. Nawet jeśli ktoś poddaje się dobrowolnie i nie sprawia problemów, to i tak trzeba go przeszukać - szybkim ruchem wyciągnęła nóż i podcięła mężczyźnie gardło. Upadł na ziemię. Dziewczyna odgarnęła kosmyk włosów za ucho i spojrzała w stronę dwójki chłopaków:

- No co? - żaden nie odpowiedział. Chwilę później młodszy z nich podbiegł do niej i przytulił się. Kucnęła i także objęła go ramieniem.

- Tęskniłem, siostrzyczko!

- Nie boisz się mnie, Jackie?

- Nie. Jesteś tą dobrą - w końcu chłopiec odsunął się kawałek. Blondyn patrzył na dwa ciała leżące na ziemi.

- Ja pierdolę, musisz przestać to przy mnie robić - złapał się za głowę. Dziewczyna wstała.

- Masz rację. Muszę - usłyszał głos odbezpieczanego pistoletu. Otworzył oczy.

- Co ty... - rozległ się odgłos wystrzału. Wsadziła pistolet za pasek i beznamiętnie spojrzała na trzeciego trupa.

- Chodźmy, Jackie - chłopiec popatrzył z ciekawością na martwego blondyna i kiwnął głową. Chwycił dziewczynę za rękę.

- Masz ochotę na lody, Jackie?

- Mam - zanim wyszli z budynku morderczyni opróżniła cały magazynek. Tego dnia jej droga po raz pierwszy została zasłana trupami niewinnych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro