Cudze morderstwo
Gdy tylko otworzyłam mieszkanie wrzuciłam tam rzeczy i przebrałam się w coś bardziej zniszczonego. Wyszłam na korytarz i ponownie zamknęłam drzwi. Zapukałam do mieszkania sąsiadki. Otworzyła mi po dłuższej chwili niż zazwyczaj. Przyjrzałam się jej.
- Pani Lossterie, co się stało? - kobieta była zapłakana. Czerwone oczy, nos, chusteczka w dłoni. Zdecydowanie płakała i to długo.
- Wejdź, kochanie, wejdź... - spełniłam prośbę.
- Proszę mi powiedzieć co się stało - kobieta usiadła na kanapie.
- Ja... Dostałam telefon...
- Spokojnie, niech się pani uspokoi, weźmie oddech i dopiero wtedy mówi. Zaparzę rumianek - podeszłam do kuchni.
Co mogło nią tak wstrząsnąć? Musiało się stać coś naprawdę poważnego. Wróciłam do kobiety z kubkiem naparu. Spojrzała na mnie. W jej oczach widziałam wdzięczność, że tutaj jestem.
- Więc... Dostałam telefon... Ze szpitala...
- Po co ktoś stamtąd do pani dzwonił?
- Oni.... Powiedzieli, że moje wnuki, moja córka i jej mąż zostali zamordowani.... - kobieta rozpłakała się na nowo. Morderstwo? W moim mieście? Mieście Prawej Ręki?
- Wiadomo jak zginęli?
- Prawa Ręka.... Znaleziono ich w mieszkaniu, na ścianie był podpis.... Zrobiony z ich własnej krwi... - Co? To przecież niemożliwe. Ktoś się pode mnie podszywa? Po co to robi? Pewnie chce wykorzystać moją sławę do własnych porachunków.
Już po nim.
- Pogrzeb jest za tydzień....
- Pójdę z panią
- Nie, nie, nie chcę cię do tego zmuszać.... Masz mnóstwo własnych spraw...
- Pójdę. Niech pani sobie odpocznie, posprzątam tutaj - próbowałam uśmiechnąć się pocieszająco. Spojrzała na mnie z łzami w oczach i wysmarkała nos. Potem napiła się rumianku. Chwyciłam ścierkę i zaczęłam porządki. Pół godziny później, gdy już umyłam podłogę i wylałam wodę, znów usiadłam na kanapie.
- Lepiej się pani czuje?
- Tak... Dziękuję ci za wszystko, Ellie...
- Przykro mi z powodu pani rodziny.
- Nie powinno.... To nie twoja wina. Poza tym... Byli okropnymi ludźmi - uśmiechnęła się delikatnie. Widziałam, że było sztuczne.
- Poradzi sobie pani? Musiałbym wrócić do siebie...
- Oczywiście... Już i tak mi bardzo dużo pomogłaś.
- Gdyby coś się działo proszę natychmiast mnie powiadomić, dobrze?
- Tak zrobię - kobieta przetarła oczy. Wstałam i pożegnałam się z nią. Przeszłam do swojego mieszkania.
Kto mógł się pode mnie podszyć? Nikt, kto mnie zna. Czyli człowiek, którego ja nie znam.
Dlaczego to zrobił? Zapewne osobiste porachunki.
Dlaczego rodzina pani Lossterie? Bo czymś mu podpadli.
Czym? Nie wiem.
Z jednej strony mam mniej roboty, bo i tak miałam się ich pozbyć. Z drugiej strony żal mi pani Lossterie. Odpaliłam komputer. Znowu ten psycholog od siedmiu boleści. Nie ma co robić z życiem?
PanF: PRB?
PRB: czego znowu?
PanF: jesteś niemiła
PRB: nie jestem w nastroju na bycie miłą
PanF: stało się coś?
PRB: tak. Ale nie myśl, że będę ci się zwierzać. Czego chciałeś?
PanF: zapytać czym ci podpadła ta rodzina, którą zabiłaś
Mówi o rodzinie pani Lossterie. Poczułam wściekłość.
PRB: fakt, i tak miałam w planach ich zabić, ale nie zrobiłam tego
PanF: podpisałaś się
PRB: nie. Nie ja ich zabiłam
PanF: więc kto?
PRB: a bo ja wiem?
PanF: to o to jesteś wściekła? Że ktoś wykorzystał twoją postać do własnej zbrodni?
PRB: można tak powiedzieć. Nie lubię, kiedy ludzie nie są gotowi ponieść konsekwencji za własne czyny
PanF: a ty jesteś?
PRB: owszem. Tylko najpierw muszą mnie złapać
PanF: nadal nie mogę uwierzyć
PRB: w co niby?
PanF: w to, że wydajesz się być zwyczajną nastolatką
PRB: czyżbyś próbował ocenić mój wiek?
PanF: obstawiam to, że masz 17, tak jak ja
PRB: po czym wnioskujesz?
PanF: tajemnica
PRB: niech ci będzie
PanF: więc to nie ty stoisz za ostatnim morderstwem?
PRB: nie ja. Jeśli mi nie wierzysz, to porównaj moje ofiary z tymi wczorajszymi
Nie odpisał mi już. Miałam dziesięć minut świętego spokoju. Tylko dziesięć. W tym czasie przejrzałam dane na temat tego morderstwa dosyć dokładnie. Chcę wiedzieć o czym była mowa
PanF: porównałem
PRB: i co?
PanF: najbardziej w oczy rzuca się to, że ofiar było kilka, a poprzednimi razami były ofiary pojedyncze
PRB: yhm
PanF: po drugie, ci ludzie zginęli we własnym mieszkaniu, a poprzedni gdzieś w okolicach domu, ale zawsze na zewnątrz
PRB: yhm
PanF: po trzecie, każda z ofiar miała na sobie tylko ślady uduszenia, a poprzednie miały rany kłute + jakiś sposób zabicia, zawsze trochę inny niż poprzedni
Zwrócił na to uwagę? Nieźle.
PRB: yhm
PanF: po czwarte, napis na ścianie
Ciekawe co z tego wywnioskował?
PanF: był napisany krwią, ale umieszczony zdecydowanie wyżej niż zazwyczaj piszesz
PanF: no i jeszcze policja napisała, że krew należała do jednej z ofiar, a mi się wydaje, że ty użyłabyś krwi każdego, tak jakby były osobnym zabójstwami
Miał rację. Tak bym zrobiła.
PanF: zostając przy napisie, na końcu ten ktoś namalował kropkę, a wcześniej tego nie było
PanF: patrząc dalej, krew była wszędzie dookoła, pochodziła z jednej rany, a ty, prawdopodobnie, nacinasz skórę i korzystasz z tego nacięcia dopóki nie zaschnie, potem robisz kolejne i tak aż do końca
Nieźle mu idzie. Rozpracował mnie?
PanF: no i to chyba tyle. W każdym razie tyle widzę
A jednak nie. Ale szło mu całkiem dobrze.
PRB: yhm. I jakie z tego wnioski?
PanF: że to nie ty albo zmieniłaś swoje przyzwyczajenia
PRB: sugeruję pierwszą wersję
PanF: niech ci będzie. I tak nic mi do tego. Jak ci minął dzień?
PRB: na zastanawianiu się dlaczego ja jeszcze z tobą piszę
PanF: nie wiem. Dla mnie to też jest dziwne, wiesz?
PRB: domyślam się. Jestem mordercą
PanF: albo niezłym aktorem
PRB: też tak może być
PanF: nawet nie zaprzeczysz...
PRB: celowy zabieg długodystansowy
PanF: zgaduję, że nie rozwiniesz?
PRB: dobrze zgadujesz
PanF: ech
PRB: Hm?
PanF: jeszcze trochę i się poczuję, jakbym był twoim znajomym a nie przypadkowym gościem z internetu
PRB: myśl sobie co chcesz
PanF: powiedz mi jak ci minął dzień
O co mu chodzi? Co znowu kombinuje?
PanF: po prostu odpowiedz. Być może to rozwiązanie twojego problemu
PRB: opowiadanie obcemu co się u mnie dzieje? Nie wydaje mi się
PanF: po prostu to zrób
PRB: wstałam. Zjadłam. Poszłam do szkoły pięć minut później niż zwykle. Uczyłam się. Wypełniłam swoje obowiązki przewodniczącej. Wróciłam do domu. I teraz piszę z jakimś dziwnym kolesiem
Dopiero po wysłaniu zorientowałam się co zrobiłam. Dałam mu o sobie informację. Na pewno jej nie zignoruje. Jestem idiotką.
PanF: HA, WIEDZIAŁEM! Uczysz się
Przecież już wcześniej mówiłam, że idę do szkoły. Zignorował to?
PanF:Czyli zapewne liceum, bo na podstawówkę to masz zbyt ... Poważny (?) styl pisania. A z kolei na studia zbyt... Mało dorosły. I w dodatku jesteś przewodniczącą?!
PRB: no i co?
PanF: za dnia przewodnicząca, przykładna uczennica, w nocy zaś najbardziej poszukiwany morderca. Niezłe zmiany robisz
PRB: to może teraz ty mi opowiesz coś o swoim dniu, co, wszystkowiedzący?
PanF: wstałem, zjadłem, poszedłem do szkoły, poznałem super dziewczynę, śliczna, mądra, miła, inteligentna, no idealna
PRB: nie masz u niej szans, na bank
PanF: dlaczego tak myślisz?
PRB: na pewno jesteś jakimś spasionym prostakiem, który kompletnie o siebie nie dba, a od prawdziwego życia woli komputer.
PanF: no wiesz co?! Wysłałabym ci zdjęcie, ale boję się, że mnie znajdziesz i zabijesz.
PRB: jakbym nie miała do roboty nic lepszego tylko wykańczać nerdów
PanF: nie jestem nerdem
PRB: to zaproś tę laskę na spacer i koniecznie mi potem napisz jak bardzo stanowczo ci odmówiła
PanF: zrobię to w swoim czasie. Jestem pewny, że się zgodzi
PRB: yhm. Znikam
PanF: znowu idziesz zabijać?
PanF: PRB?
PanF: widzę, że to czytasz, ODPISZ MI
PRB: ogarnij się człowieku. Skoro już twierdzisz, że chodzę do liceum, to możesz pomyśleć, że idę się uczyć
PanF: to brzmi tak nieprawdopodobnie w ustach mordercy
PanF: czy raczej wiadomościach
PanF: nieważne, wiesz o co mi chodzi
PRB: ty też byś się lepiej pouczył. Przynajmniej zrobisz coś pożytecznego
PanF: tak tak, jasne mamo
Zamknęłam okno. Nie odpisałam mu. Wściekłam się. Jak śmiał mnie tak nazwać? Nienawidzę tego zwrotu. Gdybym tylko wiedziała kim jest, natychmiast bym się go pozbyła. Idiota.
Nienawidzę go.
Ale i tak chcę z nim pisać.
Jestem głupia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro