Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Atak na szkołę

Noc minęła spokojnie. Jackie nie sprawiał problemów, a gdy wstałam rano, tylko na mnie spojrzał, przywitał się i wrócił do spania.

Zostawiłam mu kanapki w lodówce i karteczkę z informacją na stole. Przypięłam pas z nożami do uda i upewniłam się, że pozostaje niewidoczny z zewnątrz.

Noszenie ich do szkoły jest najlepszym pomysłem, na jaki wpadłam. Wraz z całą codzienną rutyną wyszłam z domu.

Obserwowałam mijanych ludzi. Każdy z nich był zajęty sobą. Praca, dom, ale mimo wszystko to było częścią ich życia. Częścią nich samych. Egoistyczne podejście do życia jest chyba jednym z najbardziej powszechnych.

Ile ludzi idąc w tym momencie obok mnie zastanawia się jakie mogę mieć problemy? Ilu mijając dom myśli o tych, którzy tam mieszkają? Jestem w stanie się założyć, że zero. Równe, okrągłe zero.

Zamknęłam na chwilę oczy, pozwalając umysłowi na odpoczynek. Parę minut później byłam już na terenie szkoły. Nie widziałam nikogo dookoła. Niepokojące. Całkowita pustka.

Dzisiaj przecież są normalne lekcje? Stanęłam przed drzwiami. Wszędzie było cicho. Nagle drzwi klasy się otworzyły, zostałam wciągnięta do środka, a zamek zatrzasnął się za mną. Poczułam przy ustach wilgotną szmatkę. Ten zapach... Natychmiast przestałam oddychać. Nie wiedziałam kto to, ale chciał mnie otępić. Udałam, że się chwieję. Męskie ręce puściły mnie. Wykorzystałam ten moment na to, żeby się zorientować w sytuacji. Wszyscy uczniowie z klasy siedzieli pod ścianą. Większość dziewczyn była zapłakana, chłopaki starali się trzymać, ale wyraźnie byli przerażeni. To dla nich pierwsza sytuacja tego typu.

Wszyscy byli otępieni. Poddali się działaniu eteru dietylowego. Szybko ich przeliczyłam. Brakowało dwójki. Matthias. I Liuki. Mogłam się domyślić. Nasz wychowawca siedział związany i z podbitym okiem. Musiał próbować się stawiać.

Zerknęłam na sprawców tej sytuacji. Dwóch mężczyzn, jeden pod drzwiami pilnował kto wchodzi i drugi, który siedział za biurkiem. Na blacie leżały dwa karabiny. Całkiem niezła broń. Ale to żółtodzioby. Nikt doświadczony nie zostawia broni na wierzchu. Nie podczas takiej akcji. Obok karabinów leżała też krótkofalówka. Czyli nie byli sami. W dodatku byli podwładnymi. Dowódca nie pozwoliłby sobie na taką nieuwagę. Siedziałam na ziemi, wciąż udając, że poddałam się działaniu eteru.

- To już ostatnia? - mężczyzna przy biurku odrzucił dziennik na ziemię.

- Ta. Robota skończona. Teraz tylko czekać - muszę się wydostać. Co oznacza, że muszę się pozbyć tych ludzi. Mam niejasne przeczucie, że są tu z jednego powodu. Mojego. Ci, którzy podszywali się pod Prawą Rękę Boga, chcą mnie dopaść. Ale nie wiedzą kim jestem. Inaczej już dawno by mnie próbowali zabić bezpośrednio. Bez mieszania w to szkoły. Liuki musiała być jedną z nich. Spodziewałam się tego. Ale próbowałam to zignorować. Głupota z mojej strony.

- Track, przenieś ją do pozostałych. Niech nie wala się pod nogami - tak, Track. Przenieś mnie. Daj mi okazję. Mężczyzna podszedł do mnie i chwycił za nadgarstek, podnosząc siłą. Nieźle pomyślne. Zablokował mi możliwość ucieczki. Ale nie każdą. Gdy próbował mnie zaciągnąć do reszty przekręciłam dłoń, wykręcając mu rękę za plecy. Natychmiast też odwróciłam go twarzą do towarzysza. Miał w końcu pod ręką dwa karabiny. Ucisnęłam punkt na dziewiątym kręgu szyjnym, a po chwili mężczyzna zemdlał. Nie pozwoliłam jednak, żeby upadł. Stanowił dla mnie żywą tarczę. Drugi z oprawców podniósł się gwałtownie z miejsca i położył dłoń na karabinie.

- Nie radzę - mój głos brzmiał chłodno. Zadbałam to.

- Puść go, dziewczynko. Nie wiesz na co się porywasz - z jego tonu mogłam wyczytać, że nie był gotowy na taki obrót spraw.

- To wy nie wiecie, jaką głupotę zrobiliście, przychodząc do tej szkoły - widziałam, że mocniej zacisnął dłoń na karabinie. Westchnęłam z rezygnacją i sięgnęłam po nóż.

- Zła decyzja. A mogłeś żyć - ostrze poleciało prosto w niego. Nie zdążył zareagować, bo wbiło się prosto w jego serce. Z obrzydzeniem puściłam mężczyznę i pozwoliłam mu z łoskotem upaść na ziemię. Podeszłam do drugiego i wyciągnęłam z niego nóż. Wytarłam go o jego koszulę i schowałam na miejsce. Zerknęłam na klasę. Patrzyli na mnie. Ze strachem. Ale też chyba podziwem. Rozwiązałam wychowawcę i zdjęłam mu knebel z ust.

- Panie profesorze, proszę o wyjaśnienia - zanim mi odpowiedział podeszłam do drzwi i ostrożnie wyjrzałam na korytarz. Był pusty. Inne klasy też zostały opanowane? Pewnie tak. Zdjęłam torbę z ramienia i rzuciłam ją na jedną z ławek. Zerknęłam na nauczyciela. Rozmasowywał sobie nadgarstki. Chrząknęłam wyczekująco.

- Panie profesorze. Wyjaśnienia.

- Nic nie wiem. Przyszedłem do klasy, uczniowie już tacy byli. Próbowałem coś zdziałać, ale z dwójką nie miałem szans - to chyba było oczywiste. Nie dość że dwójka, to jeszcze uzbrojona. Głupotą było rzucać się na nich samemu.

- Rozumiem. Proszę zająć się uczniami.

- Co?

- To co pan słyszał. Są otępieni eterem dietylowym.

- Ty również.

- Nie. Wstrzymałam oddech - w międzyczasie sprawdziłam stan karabinów. Podniosłam oba i odbezpieczyłam. Kolejny błąd tych terrorystów. Broń zawsze powinna być gotowa do użytku.

- Co robisz, Ellie?

- Idę po Matthiasa.

- Nigdzie stąd nie wyjdziesz - stanął między mną i drzwiami. Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi. Kątem oka zarejestrowałam, że mężczyzna na ziemi zaczął się poruszać. Na widok mojego spojrzenia wychowawca zmieszał się nieco, jednak uparcie trwał przy swoim.

- Jesteś uczniem. Moim zadaniem jest dbać o twoje bezpieczeństwo. Poza tą klasą jest niebezpiecznie. Zostaniesz tutaj dopóki nie przyjedzie policja.

- Jasne, jeszcze czego. Mogę się założyć, że odcięli linię telefoniczną. Wasze telefony zapewne zostały zniszczone. Mój jest w domu. Nie ma kto zadzwonić na policję. Idę, panie profesorze - mężczyzna na ziemi dotknął ręką ucha i powiedział
-Mamy problem... - nie zdołał dokończyć, bo strzeliłam mu w głowę. Nawet nie patrzyłam gdzie strzelam. Wiedziałam, że trafię. Dźwięk wystrzału poniósł się po klasie, jednak wychowawca pozostał niewzruszony. Wyciągnęłam pistolet w jego stronę. Wzdrygnął się lekko. Uniosłam kącik ust.

- Bez obaw. Umie się pan tym posługiwać? - kiwnął głową, jednak z lekkim wahaniem.

- Więc niech pan trzyma. I broni klasy. Ten tutaj powiedział, że mają problem. Mogą przysłać posiłki. Albo pan zabije ich, albo oni pana. Więc pytam raz jeszcze. Potrafi się pan tym skutecznie - podkreśliłam to słowo - posługiwać? - w odpowiedzi podwinął rękaw. Na jego przedramieniu widniał symbol członka mafii. Nie wiem jak został nauczycielem, ale to oznacza, że powinien dać sobie radę. Wcześniejsze niepowodzenie było wynikiem zaskoczenia.

- Poradzę sobie.

- Więc jednak pan rozumie, że muszę iść.

- Rozumiem. Uważaj na siebie... Kimkolwiek jesteś - kiwnęłam głową.

- Niech pan ich ochroni. Przyprowadzę Matthiasa z powrotem.

- A Liuki? - spojrzał mi w oczy, ale natychmiast odwrócił wzrok. Musiało mu się nie podobać to, co w nich zobaczył.

- Tego nie mogę panu zagwarantować - wyszłam na korytarz i zamknęłam za sobą drzwi.

Łatwo poszło. W końcu był świadkiem jak morduję. Musiał się domyślać, kim mogę być.

Panowała względna cisza, jednak gdy się skupiłam, z łatwością mogłam usłyszeć kroki na piętrze. Ktoś zbiegał po schodach. Zachowując całkowitą ciszę przeszłam na drugą stronę korytarza i weszłam w zagłębienie. Starannie wycelowałam i gdy tylko głowa mężczyzny pojawiła się w zasięgu wzroku oddałam strzał. W dziesiątkę. Chwała Bogu, że mają tłumiki. To zapewnia mi o wiele lepszą sytuację. W dodatku jesteśmy na moim terenie. Muszę odzyskać Matthiasa.

I pozbyć się Liuki.

Nie daruję jej, że wplątała w to szkołę. I nie daruję całej tej organizacji, że próbowała mnie wrobić w swoje morderstwa. Czy raczej wrabiała.

Gdzie mogła się ukryć? Gdzie ja bym się ukryła? Chcą mnie zabić gdzieś. Chcą poznać tożsamość Prawej Ręki. Wiem, gdzie bym poszła. Do sali jak najbardziej oddalonej od wejścia. Żeby w razie nieprzewidzianych sytuacji mieć czas na ucieczkę przed policją. Czyli idziemy na górę.

Wchodziłam po schodach jak najszybciej, ale zachowując też jak najwyższą ostrożność. Po drodze musiałam zastrzelić trzech kolejnych ludzi. Przynajmniej nie brudziłam swoich noży. Szukajmy pozytywów. Żal mi tego, kto będzie to sprzątał.

Zza rogu wyskoczył na mnie jakiś człowiek, jednak musiał być niedoświadczony, bo pozbyłam się go po kilku chwilach. Nie mieli kogo wysłać tylko takich.... Idiotów? Do walki z najbardziej znanym mordercą? Miałam ochotę prychnąć. Poczułam się tym urażona.

Przejechałam palcami po miejscu, w którym znajdowały się noże. Uspokajały mnie. Gdzie może kryć się szef tej organizacji? Jego też się z chęcią pozbędę. Może w gabinecie dyrektora? Ale to później. Najpierw trzeba uratować Matthiasa. Czemu to robię? Chyba dlatego, że tak powinnam. Nie widzę innego wytłumaczenia.

Otworzyłam na oścież drzwi do klasy. Liuki nawet się nie kryła. Siedziała na biurku i piłowała paznokcie. Matthias siedział przywiązany do krzesła. Dziewczyna zerknęła na mnie

- Ellie? Przykro mi, czekam już na kogoś - nawet nie spróbuje mnie zabić? Zrobiłam krok i znalazłam się we wnętrzu sali. Zamknęłam za sobą drzwi.

- Nie słyszałaś? Czekam już... - w jej oczach pojawiło się zrozumienie. No alleluja, najwyższy czas.

- A więc to ty? Cóż za zbieg okoliczności - roześmiała się, jednak przy wypowiadaniu następnego zdania jej mina zrobiła się niebezpieczna.

- Będę musiała cię zabić - wycelowała do mnie z pistoletu. Szybka jest. Ale nie wystarczająco. W mojej dłoni znalazły się noże. Dziewczyna nacisnęła spust, jednak nawet nie wysiliłam się na zrobienie uniku. Pocisk nie wyleciał. Z rozbawieniem obserwowałam jej zaskoczoną minę. W ułamku sekundy znalazłam się koło niej, zmuszając do oparcia się o tablicę.

- Nie... Nie rób mi krzywdy... - w jej oczach pojawiły się łzy. Uniosłam brwi, na co natychmiast wróciła do normalnego wyrazu twarzy.

- Dobra, żartowałam. I tak przejrzałaś moją grę aktorską.

- Miło, że zauważyłaś - uniosłam noże. Usłyszałam poruszenie na tyle klasy. To nie może zwiastować nic dobrego. W oczach dziewczyny pojawiła się nadzieja. Niedoczekanie. Cięłam nożami na ukos, przecinając tętnicę i aortę równocześnie. Odsunęłam się kawałek, żeby krew nie zdołała mnie pobrudzić. Jednak w następnej chwili zamarłam. Przy głowie poczułam lufę pistoletu.

- Bardzo ładnie, Ellie. A teraz oddaj noże. Wszystkie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro