10 lat później
Dwudziestosiedmioletnia kobieta stukała nerwowo palcami o kierownicę. Z radia leciały pierwsze nuty jakiegoś typowego, rockowego utworu. Idealnie zgrywały się z wewnętrzną bitwą kobiety. Chłopak siedzący na miejscu pasażera poruszył się niespokojnie.
- Ja... Ja już bym wolał, żebyś na mnie nakrzyczała... - kobieta gwałtownie zahamowała. Gdyby nie to, że jechali jakąś wiejską drogą, już dawno mieliby stłuczkę.
- Nakrzyczała? Właśnie przed tym się powstrzymuję!
- Ja... przepraszam... - samochód znów ruszył przed siebie.
- Co mi po twoich przeprosinach, Jackie? Ja wiem, że osobiście uczyłam cię jak się obronić, jak komuś połamać kości w kilka sekund, jak zabić, ale to nie uprawnia cię do wysyłania do szpitala kolegi z klasy!
- Ale to nie była moja wina...! - chłopak zacisnął dłoń na rączce drzwi.
- Jak nie twoja? - kobieta westchnęła - Jackie, masz szesnaście lat. Jesteś naprawdę inteligentnym chłopakiem. Ile razy mam ci powtarzać, że przemoc nie rozwiązuje problemów? - nie doczekała się odpowiedzi.
- Przez ciebie zostałam wezwana do szkoły. Czy ty wiesz jakie to jest niebezpieczne? Dlaczego go pobiłeś?
- Obrażał cię ... - chłopak odwrócił głowę w stronę okna i wpatrzył się w szybko przemijające drzewa.
- Co mówił? - kobieta nie mogła powstrzymać się od delikatnego uśmiechu.
- Że Prawa Ręka Boga to oszust i zdrajca. Że nie zasługuje na miano, które mu nadano. Że twoje zbrodnie są wymysłem gazet. Dlaczego się uśmiechasz?
- Bo to zabawne. Przecież wiesz jaka jest prawda.
- Ale on mnie denerwował. Do tego... mówił o tobie zbereźne rzeczy.
- O mnie jako PRB czy o mnie jako twojej siostrze?
- Jak siostrze.
- Często sobie dyskutujecie na mój temat? - teraz w głosie kobiety gościło niczym nieskrywane rozbawienie.
- Jesteś... dosyć popularna wśród moich rówieśników... - chłopak zaczął się delikatnie jąkać z zażenowania.
- Rozumiem. To chyba dobrze o mnie świadczy, co? - żartobliwie szturchnęła go w ramię.
- N-Nie wiem... - samochód zatrzymał się pod budynkiem liceum.
- Chodź, idziemy załatwić tę sprawę - chłopak tylko kiwnął głową i posłusznie wyszedł z pojazdu. Kobieta chwyciła torebkę i przełożyła ją sobie przez ramię. Czuła w niej znajomy ciężar. Nigdy się nie rozstawała ze swoimi nożami.
- Jestem w tym miejscu po raz pierwszy, musisz mi pokazać, gdzie jest gabinet dyrektora, Jackie - w głosie kobiety brzmiało rozbawienie, gdy wyczekująco patrzyła na stojącego w miejscu chłopaka. Ten westchnął i niechętnie wszedł do szkoły, otwierając przed Ellie drzwi.
- Tutaj, ostatnie drzwi po prawej... To ja tu może poczekam...?
- Nie ma mowy, idziesz ze mną - chwyciła go za rękę i wciągnęła do gabinetu.
- Dzień dobry, jestem siostrą Jacka, miałam przyjść na spotkanie w sprawie pobicia tego chłopca.
- Tak, niech pani siada - dyrektorka odwróciła się na swoim fotelu do przybyszów.
- Ellie?!
- Alex? Zostałaś dyrektorką w liceum? - kobieta była lekko zaskoczona.
- Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś cię zobaczę, tak nagle zniknęłaś po tej aferze z atakiem na szkołę...
- Tak jakoś wyszło
- Nie wiesz co u Matthiasa? Rozpłynął się podobnie jak ty. Czy wy...
- Nie. Niestety nie mam z nim żadnego kontaktu. Może się przeprowadzili?
- W ogóle prawie nam wtedy zamknęli wychowawcę w więzieniu, wiesz?
- Dlaczego?
- Okazało się, ze należał do jakiejś mafii czy coś, ale potem pokazał im pozwolenia na działalność pedagogiczną to dali mu spokój. A gdzie ty wtedy byłaś? Niewiele pamiętam z tamtego czasu, ale wydawało mi się, że gdzieś sobie poszłaś.
- Zaburzenia pamięci to skutek użycia środka usypiającego przez tych ludzi. Mnie wtedy zabrali ze sobą, bo trochę im się naprzykrzyłam - kobieta uśmiechnęła się nerwowo. Tak długo ćwiczyła tą wymówkę, ze teraz przychodziła jej naturalnie.
- Ale nic ci się nie stało? - dyrektorka była przerażona.
- Nie, policja mnie odbiła. Wzięli mnie na komisariat w celu przesłuchania.
- Ale przecież... Na komisariacie była wtedy ta strzelanina...?
- Jeden z aresztowanych miał broń... Nie zdążyli mu jej zabrać no i się narobiło - kobieta wzruszyła ramionami.
- Ale nic ci się nie stało?
- Czekałam na przesłuchanie w osobnym pokoju, ominął mnie, bo mnie tam nie zauważył.
- To dobrze - dyrektorka odetchnęła z ulgą - Powiedz mi, co robiłaś przez te dziesięć lat?
- Wyjechałam na studia, udało mi się dostać wcześniej niż po maturze.
- Zawsze wiedziałam, że jesteś niesamowita.
- I zostałam lekarzem medycyny sądowej - kobieta za biurkiem gwizdnęła cicho.
- Nieźle.
- Ale wróćmy do sprawy mojego brata.
- Nie wiedziałam że masz brata? - Elllie uniosła brwi.
- No już, dobra, schodzę na ziemię. Więc tak, mamy tutaj zgłoszone pobicie na terenie szkoły w czasie lekcji.
- Wiem. Przyznał mi się. Dlatego tu przyjechałam.
- Powiedzmy sobie szczerze. Nie zamierzam wyciągać żadnych konsekwencji.
- Nie?
- Nie. Prawda jest taka, że już od dawna trzeba było coś zrobić z tym chłopakiem. Jest najbardziej kłopotliwym dzieckiem w tej szkole. Tak między nami, cieszę się, że w końcu ktoś mu dał popalić.
- A co z jego rodzicami?
- Podzielają moje zdanie. Nagle zrobił się grzeczniejszy gdy wylądował w szpitalu. Dostałam od nich pismo z prośbą o niewyznaczanie kary Jackowi.
- Naprawdę? To miło z ich strony - Ellie z ukosa spojrzała na chłopaka, który siedział ze spuszczoną głową.
- Też tak myślę.
- Jeśli to już wszystko, to pójdę. Mam jeszcze trochę rzeczy do załatwienia dzisiaj.
- Spotkamy się jeszcze kiedyś?
- Może.
- Więc będę czekać na informacje - dyrektorka uśmiechnęła się przyjaźnie. Ellie wstała i kiwnęła na chłopaka.
- Czas na nas, Jackie - oboje wyszli ze szkoły, odprowadzeni przez dyrektorkę. Kobieta odpalił samochód i sprawnie wyjechała z parkingu.
- Widzisz, El? Wszystko dobrze się skończyło...
- Już ty się nie martw, i tak masz zakaz na komputer przez miesiąc. Przemoc nie jest rozwiązaniem.
- Ellie! - chłopak jęknął z niedowierzaniem - nie zrobisz mi tego...
- Nie marudź, tylko sprawdź kogo mamy następnego na naszej liście.
- Chcesz iść zabijać zaraz po tym, jak mi powiedziałaś, że przemoc nic nie rozwiązuje?
- Świat sam się nie oczyści, Jackie. Trzeba mu pomóc i pozbyć się szkodników - na ustach dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech.
- Poza tym na pewno będziesz chciał przetestować nowe noże - chłopak jak na zawołanie obrócił sztyletem w dłoni.
- Znasz mnie zbyt dobrze, siostrzyczko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro