Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10 lat później

Dwudziestosiedmioletnia kobieta stukała nerwowo palcami o kierownicę. Z radia leciały pierwsze nuty jakiegoś typowego, rockowego utworu. Idealnie zgrywały się z wewnętrzną bitwą kobiety. Chłopak siedzący na miejscu pasażera poruszył się niespokojnie.

- Ja... Ja już bym wolał, żebyś na mnie nakrzyczała... - kobieta gwałtownie zahamowała. Gdyby nie to, że jechali jakąś wiejską drogą, już dawno mieliby stłuczkę.

- Nakrzyczała? Właśnie przed tym się powstrzymuję!

- Ja... przepraszam... - samochód znów ruszył przed siebie.

- Co mi po twoich przeprosinach, Jackie? Ja wiem, że osobiście uczyłam cię jak się obronić, jak komuś połamać kości w kilka sekund, jak zabić, ale to nie uprawnia cię do wysyłania do szpitala kolegi z klasy!

- Ale to nie była moja wina...! - chłopak zacisnął dłoń na rączce drzwi.

- Jak nie twoja? - kobieta westchnęła - Jackie, masz szesnaście lat. Jesteś naprawdę inteligentnym chłopakiem. Ile razy mam ci powtarzać, że przemoc nie rozwiązuje problemów? - nie doczekała się odpowiedzi.

- Przez ciebie zostałam wezwana do szkoły. Czy ty wiesz jakie to jest niebezpieczne? Dlaczego go pobiłeś?

- Obrażał cię ... - chłopak odwrócił głowę w stronę okna i wpatrzył się w szybko przemijające drzewa.

- Co mówił? - kobieta nie mogła powstrzymać się od delikatnego uśmiechu.

- Że Prawa Ręka Boga to oszust i zdrajca. Że nie zasługuje na miano, które mu nadano. Że twoje zbrodnie są wymysłem gazet. Dlaczego się uśmiechasz?

- Bo to zabawne. Przecież wiesz jaka jest prawda.

- Ale on mnie denerwował. Do tego... mówił o tobie zbereźne rzeczy.

- O mnie jako PRB czy o mnie jako twojej siostrze?

- Jak siostrze.

- Często sobie dyskutujecie na mój temat? - teraz w głosie kobiety gościło niczym nieskrywane rozbawienie.

- Jesteś... dosyć popularna wśród moich rówieśników... - chłopak zaczął się delikatnie jąkać z zażenowania.

- Rozumiem. To chyba dobrze o mnie świadczy, co? - żartobliwie szturchnęła go w ramię.

- N-Nie wiem... - samochód zatrzymał się pod budynkiem liceum.

- Chodź, idziemy załatwić tę sprawę - chłopak tylko kiwnął głową i posłusznie wyszedł z pojazdu. Kobieta chwyciła torebkę i przełożyła ją sobie przez ramię. Czuła w niej znajomy ciężar. Nigdy się nie rozstawała ze swoimi nożami.

- Jestem w tym miejscu po raz pierwszy, musisz mi pokazać, gdzie jest gabinet dyrektora, Jackie - w głosie kobiety brzmiało rozbawienie, gdy wyczekująco patrzyła na stojącego w miejscu chłopaka. Ten westchnął i niechętnie wszedł do szkoły, otwierając przed Ellie drzwi.

- Tutaj, ostatnie drzwi po prawej... To ja tu może poczekam...?

- Nie ma mowy, idziesz ze mną - chwyciła go za rękę i wciągnęła do gabinetu.

- Dzień dobry, jestem siostrą Jacka, miałam przyjść na spotkanie w sprawie pobicia tego chłopca.

- Tak, niech pani siada - dyrektorka odwróciła się na swoim fotelu do przybyszów.

- Ellie?!

- Alex? Zostałaś dyrektorką w liceum? - kobieta była lekko zaskoczona.

- Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś cię zobaczę, tak nagle zniknęłaś po tej aferze z atakiem na szkołę...

- Tak jakoś wyszło

- Nie wiesz co u Matthiasa? Rozpłynął się podobnie jak ty. Czy wy...

- Nie. Niestety nie mam z nim żadnego kontaktu. Może się przeprowadzili?

- W ogóle prawie nam wtedy zamknęli wychowawcę w więzieniu, wiesz?

- Dlaczego?

- Okazało się, ze należał do jakiejś mafii czy coś, ale potem pokazał im pozwolenia na działalność pedagogiczną to dali mu spokój. A gdzie ty wtedy byłaś? Niewiele pamiętam z tamtego czasu, ale wydawało mi się, że gdzieś sobie poszłaś.

- Zaburzenia pamięci to skutek użycia środka usypiającego przez tych ludzi. Mnie wtedy zabrali ze sobą, bo trochę im się naprzykrzyłam - kobieta uśmiechnęła się nerwowo. Tak długo ćwiczyła tą wymówkę, ze teraz przychodziła jej naturalnie.

- Ale nic ci się nie stało? - dyrektorka była przerażona.

- Nie, policja mnie odbiła. Wzięli mnie na komisariat w celu przesłuchania.

- Ale przecież... Na komisariacie była wtedy ta strzelanina...?

- Jeden z aresztowanych miał broń... Nie zdążyli mu jej zabrać no i się narobiło - kobieta wzruszyła ramionami.

- Ale nic ci się nie stało?

- Czekałam na przesłuchanie w osobnym pokoju, ominął mnie, bo mnie tam nie zauważył.

- To dobrze - dyrektorka odetchnęła z ulgą - Powiedz mi, co robiłaś przez te dziesięć lat?

- Wyjechałam na studia, udało mi się dostać wcześniej niż po maturze.

- Zawsze wiedziałam, że jesteś niesamowita.

- I zostałam lekarzem medycyny sądowej - kobieta za biurkiem gwizdnęła cicho.

- Nieźle.

- Ale wróćmy do sprawy mojego brata.

- Nie wiedziałam że masz brata? - Elllie uniosła brwi.

- No już, dobra, schodzę na ziemię. Więc tak, mamy tutaj zgłoszone pobicie na terenie szkoły w czasie lekcji.

- Wiem. Przyznał mi się. Dlatego tu przyjechałam.

- Powiedzmy sobie szczerze. Nie zamierzam wyciągać żadnych konsekwencji.

- Nie?

- Nie. Prawda jest taka, że już od dawna trzeba było coś zrobić z tym chłopakiem. Jest najbardziej kłopotliwym dzieckiem w tej szkole. Tak między nami, cieszę się, że w końcu ktoś mu dał popalić.

- A co z jego rodzicami?

- Podzielają moje zdanie. Nagle zrobił się grzeczniejszy gdy wylądował w szpitalu. Dostałam od nich pismo z prośbą o niewyznaczanie kary Jackowi.

- Naprawdę? To miło z ich strony - Ellie z ukosa spojrzała na chłopaka, który siedział ze spuszczoną głową.

- Też tak myślę.

- Jeśli to już wszystko, to pójdę. Mam jeszcze trochę rzeczy do załatwienia dzisiaj.

- Spotkamy się jeszcze kiedyś?

- Może.

- Więc będę czekać na informacje - dyrektorka uśmiechnęła się przyjaźnie. Ellie wstała i kiwnęła na chłopaka.

- Czas na nas, Jackie - oboje wyszli ze szkoły, odprowadzeni przez dyrektorkę. Kobieta odpalił samochód i sprawnie wyjechała z parkingu.

- Widzisz, El? Wszystko dobrze się skończyło...

- Już ty się nie martw, i tak masz zakaz na komputer przez miesiąc. Przemoc nie jest rozwiązaniem.

- Ellie! - chłopak jęknął z niedowierzaniem - nie zrobisz mi tego...

- Nie marudź, tylko sprawdź kogo mamy następnego na naszej liście.

- Chcesz iść zabijać zaraz po tym, jak mi powiedziałaś, że przemoc nic nie rozwiązuje?

- Świat sam się nie oczyści, Jackie. Trzeba mu pomóc i pozbyć się szkodników - na ustach dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech.

- Poza tym na pewno będziesz chciał przetestować nowe noże - chłopak jak na zawołanie obrócił sztyletem w dłoni.

- Znasz mnie zbyt dobrze, siostrzyczko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro