Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nocne wyznania

Muszę coś zrobić. Nie mogę usiedzieć w domu. Ciągle męczy mnie tożsamość tego, który się pode mnie podszywa.

Pójdę pobiegać. To zawsze wspomaga myślenie. Jest już późno. Nie powinnam wychodzić tej porze. A jednak to zrobię.

Trzeci raz tej nocy wyszłam z mieszkania. Tym razem w zwyczajnym sportowym stroju. Cóż za miła odmiana.

Przed wyjściem z budynku rozejrzałam się czy ktoś mnie nie zauważy. Taki nawyk z chwil, gdy wychodzę zabijać.

Zaczęłam biec. Nawet nie patrzyłam dokąd. Dałam się poprowadzić nogom. Czułam tylko jak ziemia przesuwa się pod moimi stopami.

Miasto nocą jest piękniejsze niż za dnia. Zdecydowanie bardziej wolę noc. Wbiegłam do parku.

Kręciło się tu kilka osób, jakieś pary obściskujące się na ławkach, typowo. Irytują mnie, ale nie mogę im tego zabronić. Czy to zazdrość? Raczej nie. Nie czuję potrzeby marznięcia, skoro można to samo robić w domu. Bez zapachów ulicy. Czyli zdecydowanie przyjemniej.

Skręciłam w boczną uliczkę biegnącą wzdłuż małej rzeczki. Wróciły wspomnienia. Tutaj zabiłam po raz pierwszy. Tutaj przekonałam się, że to jest to, co muszę robić. Tutaj przyjęłam na siebie zadanie. I to tutaj je skończę.

Nie dzisiaj, ale właśnie tutaj.

Taki miałam przynajmniej plan.

Przyspieszyłam. Parę minut później znalazłam się na drewnianej promenadzie wzdłuż plaży. Słyszałam, jak odgłos moich kroków miesza się z szumem morza. Pomost biegł po wydmie, a co jakiś czas rozszerzał się, tworząc zadaszona altankę, wystającą nad plażę. Właśnie na jedną z takich wbiegłam.

Zatrzymałam się tuż przy balustradzie i oparłam o nią. W nozdrzach czułam zapach soli. I grilla. Zamknęłam oczy. Wiatr rozwiewał mi włosy, chociaż były spięte w kucyk. Kochałam to powietrze. Rześkie. Niosące ze sobą coś więcej. Jakąś historię.

Być morze ktoś wypowiadał gdzieś w oddali swoje marzenie? Ono też było niesione przez wiatr.

Wyczułam czyjąś obecność za sobą. Natychmiast spięłam mięśnie, jednak nic więcej. Nie mogę atakować kogoś kompletnie przypadkowego, tylko dlatego, że znalazł się w tym samym miejscu co ja.

Natomiast mogłam to zrobić, gdy poczułam rękę na swoim ramieniu. Męska dłoń. Chwyciłam ją jedną ręką, drugą uderzyłam w tył, w miejsce gdzie znajdował się żołądek obcego. Prosty wymach. Pochyliłam się i przekręciłam tak, żeby znaleźć się za przeciwnikiem, wykręcając mu ramię za plecy. Jednocześnie wyciągnęłam z kieszeni podręczny nożyk i przyłożyłam mu do gardła, dociskając mężczyznę do balustrady.

- Jezus Maryja, Ellie! - ten głos...

- Matthias?

- A kto inny?!

- Ktokolwiek - puściłam go i schowałam nóż. Rozmasował sobie nadgarstek i zrobił kilka kółek barkiem.

- W sumie masz rację. Boże dziewczyno, ale ty masz chwyt.

- Trzeba było się do mnie nie zbliżać znienacka - wzruszyłam ramionami - Co tu robisz?

- Chciałem przemyśleć parę spraw - oparłam się o barierkę i spojrzałam na horyzont. Księżyc odbijał się od wody, tworząc przyjemny dla oka widok. Chłopak oparł się obok mnie, jednak zamiast w stronę morza patrzył na zadaszenie.

- Na przykład jakich? - uśmiechnął się delikatnie.

- Rozmowna się zrobiłaś.

- Nocą ludzie są bardziej otwarci.

- Tak, też czytałem ten artykuł. Nie wiedziałem, że interesujesz się ludzkimi zachowaniami - znów wzruszyłam ramionami. Muszę się tym interesować, żeby wiedzieć jak i kiedy zabić danego człowieka.

- Interesuję się wieloma rzeczami.

- Na przykład czym?

- Nie chcesz za dużo wiedzieć? - zerknęłam na niego kątem oka. Wbrew moim przypuszczeniom nie patrzył na mnie, tylko na gwiazdy widoczne przez otwarty szczyt dachu. Można było odnieść wrażenie, że wspomina jakieś wydarzenia.

- Czemu jesteś taka zamknięta?

- A dlaczego mam być otwarta? Wychodzę z założenia, że ludzie są fałszywi. Niewarci zachodu.

- Mów dalej - westchnęłam. Jak raz zaczęłam, to wypadałoby skończyć. Może wtedy się ode mnie odczepi?

- Po protu odkąd pamiętam nic dobrego od strony ludzi mnie nie spotkało. Zawsze były fałszywe uśmiechy, kłamstwa. Nawet się nie wysilali, żeby były wiarygodne. Oszukiwali. Ukrywali prawdę. Próbowali wykiwać. Gdy byłam w podstawówce zmarł mój brat. Jedyna szczera osoba jaką znałam. Jedyna, na której mi zależało. Dostałam wtedy od wszystkich dookoła fałszywe pokrzepiające uśmiechy i kłamstwa, że "będzie dobrze". Nie potrzebowałam ich. Wychodziłam z założenia, że wszystko przeminie. Niektóre rzeczy później, inne trochę wcześniej. Taki jest krąg życia. Z ludźmi nie było inaczej - zamilkłam na chwilę i starałam się wyrzucić z umysłu moment śmierci brata. Byłam taka sama jak wszyscy dookoła. Kłamałam Matthiasowi. Ale zbytnio wyboru nie miałam. Wzięłam oddech i kontynuowałam.

- Wszyscy wciąż powtarzali, że jestem za mała, żeby pewne kwestie zrozumieć. Problem leżał w tym, że rozumiałam więcej, niż im się wydawało - kiedy zrobiła się z tego historia mojego życia? Powinnam przerwać, ale nie potrafiłam. Dlaczego?

- Odcięłam się od ludzi. Nie chciałam z nimi przebywać. Chcieli, żebym im mówiła co mam na myśli. Ale ja nie chciałam. Wychodziłam z założenia, że jeśli będą chcieli, to sami zrozumieją. Nie miałam potrzeby im tego tłumaczyć. Więc po pewnym czasie przestałam się odzywać do kogokolwiek. W końcu doszło do tego, że zamieszkałam sama. W szkole nie widzę powodu, dla którego miałabym udawać otwartą i przyjazną. Jeśli komuś zależy, to sam zacznie rozmowę. Jak nie, to nie. Prosta sprawa. Są osoby, które mi ufają i lubią moje towarzystwo. Właśnie dlatego, że nie jestem sztuczna. Ale ja nie będę się przed nimi otwierać tylko dlatego. Bo wiem, że w przyszłości staną się dokładnie tacy sami jak dorośli. Zakłamani. Niewarci złamanego grosza. I tyle. Czy taka odpowiedź cie satysfakcjonuje? - Odwróciłam głowę w jego stronę. Wciąż patrzył w gwiazdy i wiedziała, że analizował moje słowa.

- Masz niezwykłe przemyślenia. Zbyt kolorowo to ty nie miałaś w dzieciństwie, co? - wzruszyłam ramionami i ponownie spojrzałam w morze.

- Każdy ma swoją przeszłość

- Ale to wciąż nie wyjaśnia, dlaczego dbasz o to, żeby nikt nie wiedział o tobie zbyt dużo.

- Nie lubię tego. Spójrz na to w ten sposób. Wyobraź sobie, że lubię jabłka.

- No okej. I co dalej?

- Jeśli ty mnie lubisz, to będziesz chciał, żebym czuła się szczęśliwa i będziesz mi dawał te jabłka, na przykład jak przyniesiesz sobie do szkoły. Będziesz się nimi ze mną dzielił, żebym ja była szczęśliwa. Nawet jeśli ty też je bardzo lubisz.

- Owszem, na tym polega przyjaźń. Żeby czasem kosztem siebie uszczęśliwiać kogoś innego. Kogoś na kim nam zależy.

- Dokładnie. Ale będzie ci niezręcznie, jeśli będziesz miał to jabłko i bardzo będziesz chciał je zjeść. Zjesz je, ale będziesz miał wyrzuty sumienia, że się ze mną nie podzieliłeś.

- Pewnie tak by było

- Z drugiej strony jeśli byś mnie nienawidził, to wykorzystałbyś to przeciwko mnie. Na przykład podrzucił stare jabłko lub robaczywe, wiedząc, że i tak je zjem, bo je kocham. I wtedy się rozchoruję, co z kolei stworzy tobie okazję do zrobienia czegoś, w czym normalnie ci przeszkadzam.

- Tworzysz lepsze teorie spiskowe oparte na jabłku niż Hitler podczas drugiej wojny

- Podaję ci tylko przykład. A te przykłady sprowadzają nas do jednego wyniku. Nie chcę, żeby ktokolwiek czuł się zmuszony do robienia czegokolwiek ze względu na mnie. I nie chcę równocześnie dawać komuś możliwości gnębienia mnie w jakikolwiek sposób. Weźmy coś, co jest ci bliższe. Miejsce zamieszkania - matko, czemu ja tyle gadam? Nie powinnam. A jednak. Wciąż patrzyłam na horyzont, analizując szum fal i ruch wody.

- Jeśli ci powiem gdzie mieszkam, to gdy będę chora będziesz się męczył z tym, czy nie wpaść i zobaczyć, czy na pewno nic mi nie jest. Jeśli z kolei będziesz miał ze mną na pieńku, tak ostro, to nic ni będzie stało na przeszkodzie liścikom z pogróżkami.

- Ty to chyba masz w głowie milion teorii spisków i zamachów na twoje życie lub godność.

- No wybacz, taki mam charakter.

- No już, nie irytuj się. Wzburzenie na noc nie działa dobrze na organizm.

- A jak sądzisz co robię o tej godzinie w tym miejscu?

- Pewnie to samo co ja. Przyszłaś pomyśleć.

- Brawo, Einsteinie.

- Ironia to twój naturalny sposób mówienia?

- Może.

- Gdzie się nauczyłaś tego ruchu?

- Którego?

- Tego, którym mnie potraktowałaś na początku.

- Zasłużyłeś.

- Wiem, wiem. Ale gdzie?

- Tata był wojskowym - wzruszyłam ramionami. Znowu. Odpadną mi jak tak dalej pójdzie.

- To wyjaśnia wszystko i nic.

- Wiem.

- Wciąż nie odpowiedziałaś mi na pytanie.

- Zadałeś ich milion. Wybierz jedno to może odpowiem - odchylił głowę, a następnie spojrzał na mnie. Miał w oczach coś, co chciałam poznać. Jakąś tajemnicę. Nie były to te same radosne oczy, które zwykle miałam okazję widzieć.

- Powiedz mi, kim jesteś? - no to po mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro