day 257
Mansfield - 23:43
ja: wiem, że do tego jeszcze daleko, ale po zakończeniu trasy chciałbyś wynająć razem mieszkanie?
ja: ewentualnie kupić dom?
ja: najeCHAĆ RAZEM JAKIŚ ZAMEK?
fletcher: wypiłeś o jednego drinka za dużo, cal? wasz """wieczór kawalerski""" wymyka się spod kontroli?
ja: pf co to za wieczór
ja: kawalerski bez strptizzerek
ja: zerów?¿
fletcher: sam jesteś zero, nie przesadzajcie, okej? michael i tak nie powinien zapijać problemów, wiesz jak to się kończy.
ja: on nie pije
fletcher: mhm, a luke właśnie nie ograł mnie w ping ponga po raz setny :-/
ja: poważnie, ash. powiedz luke'owi, że mike nie pije, co mnie osobiście przeraża bo ja się zajebałem nieprzyzwoicie i gdyby nie autokorekta to stary.....
fletcher: michael i abstynencja? zaraz weźmie z lukiem ślub, skoro już tak się poświęca.
ja: prorokujesz?
fletcher: MICHAEL SIĘ OŚWIADCZY?!
fletcher: ZOSTANĘ DZIEWCZYNKĄ SYPIĄCĄ KWIATKI
fletcher: no spędziłem z lukiem jedną godzinę. to niezdrowe.
ja: ekscytujesz się nimi bardziej niż tym że zaproponowałem wspólne mieszkanie #relationshipgoals
fletcher: bo wspomniałeś później o najeździe na zamek i chociaż marzę o zrobieniu z ciebie mojego królewicza to raczej nie mogę cię brać na poważnie
ja: mówiłem poważnie, ash
ja: a teraz idę tańczyć na rurze, na razie!!
fletcher: czekaj, nie chcesz poznać mojej odpowiedzi?
fletcher: calum dupku
fletcher: chciałbym z tobą zamieszkać
[ • ]
Luke ostatni raz mocno odbił małą piłeczkę, która przeleciała tuż obok paletki April, dziewczyny odpowiedzialnej za stroje zespołu. Brunetka załamała ręce z rezygnacją, patrząc na uradowanego siedemnastolatka po drugiej stronie stołu.
- Cholerny szczęściarz - mruknęła, odgarniając włosy ze spoconego czoła. Kiedy Luke proponował jej wspólną grę, bo Ashton się zmęczył, sądziła, że to będzie dobra zabawa. Lubiła dzieciaka, z resztą tak jak pozostała część ekipy, bo był znacznie milszy niż tamta trójka upartych gnojków, którzy zawsze w jakiś sposób targali dane im przez nią ubrania. Jednak Luke był cholernie dobry i kilka rund ping ponga naprawdę ją zmęczyło. - Nawet tak na mnie nie patrz, koniec na dziś. Poza tym skąd masz tyle energii? Dwa dni temu nie chciałeś wysiąść z busa. Bierzesz coś? Ashton, czy Luke coś bierze? Jego mama nas pozwie.
Luke przewrócił teatralnie oczami i usiadł na ziemi obok Ashtona, który wciąż bawił się telefonem, zapewne pisząc ze swoim chłopakiem. Blondyn czuł się nieco źle przez to, że poprosił Ash'a o zostanie z nim, ale tym razem potrzebował towarzystwa, a niekoniecznie miał ochotę siedzieć z Michaelem, który i tak pewnie wolał wyjść na imprezę i wrócić pod wpływem alkoholu. Nie żeby to była sprawa Luke'a, ale miał prawo się martwić.
- Mam nowe leki, które dają skutek odwrotny do poprzednich. Zamiast mnie usypiać, pobudzają i nie czuję się po nich tak źle - wyjaśnił zadowolony chłopak, uśmiechając się do April. Stylistka usiadła na przeciwko, opierając plecy o nogę stołu do ping ponga.
- Dobrze dla ciebie! - rzuciła ze szczerą radością, spoglądając to na jednego muzyka, to na drugiego. - Może uznacie to za przekraczanie granic, ale mam to gdzieś. Jak tam wasi geje na zawołanie? - spytała, unosząc brew ku górze. Ashton w końcu spojrzał na nią znad ekranu i zablokował telefon, rumieniąc się nieco.
- Na zawołanie?
- Mhm, nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi. Jestem w tym samym hotelu i nieraz trafiam na Caluma w bufecie. Zawsze mówi, że to ty jesteś głodny - poinformowała ich April, a kiedy czerwień na policzkach perkusisty tylko się pogłębiła, wybuchnęła śmiechem, szturchając lekko butem kostkę Ashtona. - Kiedy Michael schodzi na dół, to już... Najczęściej nie wraca na górę - stwierdziła powoli, niepewnie zerkając na Luke'a.
Luke uwielbiał April, a rzadko odczuwał coś tak silnego względem dziewczyn. Stylistka miała dwadzieścia cztery lata, masę tatuaży i była tak maleńka, że Luke byłby w stanie dosłownie wziąć ją pod pachę i przenieść przez całe miasto. Była również głośna, ciągle dogryzała Michaelowi i stawała po stronie Luke'a, zapewne rozumiejąc jak trudne musiało dla niego być występowanie przed tak dużym tłumem - April sama miała problemy ze społecznymi sytuacjami. Lubił ją również za to, że była szczera, a ta cecha zdawała się rzadkością w nowym otoczeniu blondyna.
- Ostatnio nie dogadujemy się najlepiej - przyznał Luke, czując jak jego dobry humor powoli znika. "Niedogadywanie się" było dobrym określeniem, ponieważ dwójka praktycznie w ogóle nie rozmawiała. Zupełnie jakby nie mieli o czym, mimo milionów niedopowiedzeń zaistniałych między nimi po każdej pijanej kłótni. - Miałem trochę gorszych dni przez chorobę i...
- Nie mów mi, że dlatego dupek się wycofuje - przerwała mu April, krzyżując nogi, by usiąść "po turecku". Luke wiedział o jej słabości do Michaela; nic romantycznego, raczej siostrzano-braterskie uczucia i nie chciał mówić nic, co zmieniłoby jej postrzeganie gitarzysty, dlatego szybko pokręcił głową.
- Nie, nie. Od początku wiedział, na co się pisze. Zgaduję, że sam miał ostatnio trochę dużo na głowie i może byłem zbyt wrażliwy i... uch, jakoś tak wyszło, że ja mam problem z komunikacją i rozmawianiem o uczuciach, więc Michael woli po prostu... nie chce... - próbował Luke, nerwowo bawiąc się bransoletką na nadgarstku, którą dostał kiedyś od Michaela. Clifford znalazł ją na parkingu i dał ją Luke'owi dla żartu, ale blondyn ją zatrzymał, ponieważ mu się podobała. - Ostatnio spędza więcej czasu na imprezach, to wszystko - wydusił w końcu, opierając głowę na ramieniu Ashtona i przymykając oczy. - Ale nie rozmawiajmy o tym. Lepiej porozmawiajmy o Cashtonie.
- Calum chce ze mną zamieszkać. A przynajmniej tak mi napisał - wymamrotał Ash niepewnie. Wiedział, że z Lukiem i tak będzie musiał porozmawiać o Michaelu, ale wyczuł w tonie blondyna, że to nie jest najlepszy moment, więc z braku lepszego wyjścia zmienił temat.
- Co?! - pisnął siedemnastolatek, odsuwając się momentalnie, by spojrzeć na przyjaciela. April również wyglądała na zaskoczoną i przysunęła się bliżej, ciekawa rozwinięcia. - Jak bardzo ten dupek jest pijany i robi mi nadzieję?
- Tobie nadzieję? Przecież ja tutaj świruję! - krzyknął chłopak i uderzył lekko ramię Luke'a. Młodszy blondyn z przerażeniem dostrzegł, że w oczach Ashtona zaczęły formować się łzy. Siedemnastolatek momentalnie przysunął się bliżej i otoczył perkusistę ramionami, przyciągając jego głowę do zgięcia między swoją szyją i ramieniem. - Co jeśli to spieprzę? Zawsze wszystko psuję i ludzie mnie zostawiają... - mamrotał w koszulkę Luke'a. Hemmings zdezorientowany spojrzał na równie zagubioną April, która delikatnie zaczęła gładzić plecy Ashtona. Irwin zawsze zajmował się wszystkimi innymi, zupełnie jakby on nie miał problemów, jakby sam niczego się nie bał. Ashton zawsze był podporą Luke'a, a teraz rozpadał mu się w ramionach.
- Hej, zwariowałeś? - wyszeptał Luke z ustami przy włosach Ash'a. - Jesteś najwspanialszą rzeczą jaka przytrafiła się temu idiocie. Nie żebym chciał cię uprzedmiotawiać, ani nic w tym stylu...
- Luke - mruknęła April ostrzegawczo, przewracając teatralnie oczami.
- Tak, jasne. Chodzi mi o to, że Calum nie mógłby cię zostawić. On cię kocha, Ash. A taka miłość zdarza się raz na milion. Będziecie razem mieszkać, zestarzejecie się we dwójkę i przygarniecie mnie, kiedy będę już siedemdziesięcioletnim degeneratem, a ja będę udawał, że nie słyszę, jak wciąż ujeżdżacie się nawzajem, próbując nie pogubić sztucznych szczęk - zapewnił Luke, mocno przyciskając do siebie drobnego Ashtona. April zadławiła się własną śliną, z niedowierzaniem patrząc na Luke'a, natomiast ciało Irwina zaczęło się trząść ze śmiechu.
- Jesteś takim cholernym idiotą, Hemmings. Dostałbyś porządnie w twarz, gdyby ręka nie bolała mnie od grania w durnego ping ponga - marudził Ash, odsuwając się nieco i ocierając mokrą od łez twarz. Luke odetchnął widząc, że udało mu się zażegnać kryzys przyjaciela. - Kocham was obu, wiecie?
- O nie, sentymentalne gówno nie jest dla mnie - stwierdziła brunetka, podrywając się na nogi i prostując plecy. - Już i tak jest późno, zasiedzieliśmy się tu - dodała, wzruszając ramionami. Ash i Luke również powoli wstali, rozglądając się po hotelowej sali gier.
- No dalej, Ap. Przyznaj, że nas kochasz - cmokał Luke, uśmiechając się do niej. Stylistka pokazała mu środkowy palec i skierowała się do wyjścia, upewniając się jednak, że oboje idą za nią. - Nie wiesz, czy Calum i Michael już wrócili? - spytał cicho blondyn, zwracając się do Ashtona.
- Chyba tak - odparł tamten, zerkając na ekran komórki. Dochodziła pierwsza w nocy, faktycznie się zasiedzieli, a z samego rana mieli jechać do Holmdel na następny koncert. Powinni lepiej gospodarować czasem, a nie dziwić się potem, że są tak zmęczeni. - Luke, słuchaj... Michael dzisiaj nie pił, wiesz? Calum powiedział, że Mike w ogóle chce przestać, żeby nie było między wami niepotrzebnych kłótni. Nie mówię, że to od razu wszystko poprawi, ale... Może nie bądź dla niego zbyt surowy, hm? - mruknął Ash, czochrając lekko włosy blondyna, który jedynie przygryzł dolną wargę, kiwając powoli głową.
Kiedy Luke dotarł do swojego pokoju, Michael był już w łóżku, niemal całkowicie przykryty kołdrą. Blondyn cicho zamknął za sobą drzwi, nie chcąc go budzić, gdyby już zasnął. Ciągle myślał o tym, co powiedział mu Ash. Michael chciał przestać pić. Dla niego. Luke zażywał teraz lepsze lekarstwa. Może nie wszystko było doszczętnie spieprzone?
- Gdzie byłeś? - spytał cicho Michael. Zrobił to tak nagle, że Luke podskoczył i mocno uderzył łokciem w drzwi, klnąc pod nosem.
- Cholera, chcesz, żebym się zabił? - mruknął Luke, rozmasowując obolałe miejsce. Michael nie poruszył się, wciąż leżąc na boku, tyłem do Luke'a. Siedemnastolatek westchnął z rezygnacją i zdjął spodnie, następnie powoli wsuwając się pod kołdrę. - Byłem z Ashtonem w sali gier, trochę nas zeszło - dodał, jakby to miało jakieś znaczenie. Zastanawiał się przez chwilę, po czym odwrócił się do Mike'a i przysunął się bliżej, ostrożnie dopasowując ułożenie swojego ciała do dwudziestolatka, by móc objąć chłopaka. Michael na moment zesztywniał, ale szybko rozluźnił mięśnie, łapiąc Luke'a za dłoń i splatając ich palce. - Dziękuję - wymamrotał blondyn, następnie przyciskając pocałunek na czubku głowy Michaela.
- Za co? - spytał cicho tamten, czując na plecach wolne bicie serca Luke'a, które wystarczyło, by Michael poczuł senność.
- Po prostu... za to, że się nie poddajesz. Że nie rezygnujesz - stwierdził Luke, przymykając oczy. Trzymając Michaela w ramionach znów czuł się tak, jakby wszystko było na swoim miejscu. Wszystko było dobrze.
- Zrezygnować z ciebie? - zdziwił się Michael, podnosząc ich splecione dłonie do swoich ust i całując lekko wierzch ręki młodszego muzyka. - Nigdy.
Luke mu wierzył. I teraz to musiało im wystarczyć.
√
cześć dzieciaczki
jakoś mi smutno przez ten rozdział
w ogóle ostatnio jakoś życie jest na nie
chociaż z drugiej strony kiedy było na tak? hah
przede wszystkim dziękuję wam za 400k na prank text ??? nawet nie wiem, co napisać, żeby zaraz nie zacząć płakać. jestem dzisiaj nadwrażliwa, także może po prostu... ugh, dziękuję wam tak bardzo bardzo bARDZO, bo to dla mnie dużo znaczy. nie sama liczba, a to, że wciąż tak wiele osób ze mną jest, bo pamiętam, że niektórzy są tu od momentu, w którym zaczęłam publikować. a to znaczy, że przebaczyliście mi gówniane rozdziały i z jakiegoś powodu dalej lubicie to czytać. dziękuję, naprawdę. wow.
żeby niepotrzebnie nie przedłużać, opowiadajcie mi co u was słychać? jak samopoczucie? co nowego? przeczytaliście jakieś ciekawe nowe książki? odkryliście jakiś fajny zespół? znaleźliście nowe hobby? realizujecie się w starym? jak szkoła? jak się mają wasi przyjaciele? dbacie o nich, a oni o was?
mam nadzieję, że się trzymacie, bo nic innego nie możemy zrobić. jeśli macie gorszy dzień, to przypomnijcie sobie jeden moment, w którym byliście naprawdę szczęśliwi i trzymajcie się myśli, że to nie był ostatni piękny moment, bo zasługujecie na najlepsze. czasem potrzeba czasu, ale ewentualnie będzie lepiej. pijcie dużo wody, podlewajcie roślinki, dbajcie o siebie.
kc kc
na razie !!
<"/ & c"]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro