day 227
Kolonia - 00:13
@Calum5SOS
Zaginął osobnik rasy Clifford, jest mały i wygląda jak kot. Reaguje na "luke hemmings ssie". Znalazcę prosimy o zwrot, nagroda to uwolnienie was od niego.
@Luke5SOS
@Calum5SOS mam nadzieję, że reakcją na "luke hemmings ssie" byłoby skopanie ci dupy
@Calum5SOS
@Luke5SOS
@Luke5SOS
@Calum5SOS
@Calum5SOS
@Luke5SOS
@Ashton5SOS
@Luke5SOS @Calum5SOS dość, idźcie już spać idioci
@Calum5SOS
@Ashton5SOS @Luke5SOS
@Luke5SOS
@Ashton5SOS @Calum5SOS
@Luke5SOS
ashTON ODBLOKUJ MNIE HALO POLICJA
[ • ]
Michael wszedł do tourbusa kilka minut przez pierwszą w nocy. Chociaż może określenie "wszedł" było zbyt łagodne, zważywszy na to, że muzyk niemal wtoczył się do środka, potykając się na ostatnim schodku. Zaalarmowany odgłosem Luke podniósł się z łóżka i wstał, uważając, by nie uderzyć głową w deskę przy łóżku śpiącego u góry Ashtona. Piętrowe łóżka były czasem strasznym utrapieniem.
Blondyn przeszedł na przód, zaś widząc Michaela stanął nieruchomo, próbując ocenić stan starszego chłopaka. Michael był pijany, bez wątpienia, jednak nie na tyle, by chcieć wszczynać awantury. Dla Luke'a było to dość pocieszające, chociaż sam stan Mike'a go niepokoił. Ciemny blondyn nie pił bowiem od... "incydentu" z Moretą. Ostatnio niewiele rzeczy układało się tak, jak powinno. Luke nie rozmawiał z Michaelem od dwóch dni i teraz tym bardziej nie miał na to ochoty. Nie, gdy Michael nazajutrz zapewne będzie udawał, że niczego nie pamięta.
- Cześć, słonko - odezwał się Mike bełkotliwym tonem, stając prosto i próbując skupić wzrok na postaci siedemnastolatka, który skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. - Czemu nie śpisz? - kontynuował, robiąc kilka kroków do przodu. Luke odruchowo się cofnął, więc Michael stanął w miejscu z nieco urażonym wyrazem twarzy. Zachowywał się tak, jakby ich ostatnia kłótnia nie miała miejsca. Jakby praktycznie nie powiedział Luke'owi, że już nie chce z nim być.
- Czekałem na ciebie. Chciałem się upewnić, że bezpiecznie wrócisz, bo nie odbierałeś telefonu i martwi... Zresztą nie ważne. Po prostu idź się połóż, rano jedziemy do Barcelony - mruknął Luke i odwrócił się, chcąc pójść do łóżka. Jednak wtedy poczuł dłoń Michaela zaciskającą się na jego nadgarstku, więc zmuszony był ponownie na niego spojrzeć. - Jesteś pijany, nie będę z tobą teraz rozmawiał.
Michael przez chwilę mu się przyglądał, nie puszczając jego dłoni. - Nie jestem pijany, Luke. Jestem trzeźwy i chciałbym porozmawiać z moim chłopakiem...
- Trzeźwy? Trzeźwy? - zakpił Luke, wyrywając swój nadgarstek i wpatrując się w zielone oczy Michaela, które w ciemności wcale na takie nie wyglądały. Były całkiem czarne, zaś Luke poczuł się nieswojo. - Poczułem alkohol już w momencie, w którym wszedłeś do autobusu, a nawet mnie tu nie było. Poza tym z jakim chłopakiem? Czy to nie ty zaledwie dwa dni temu powiedziałeś, że nie chcesz być w takim związku? Nie rób się śmieszny - prychnął blondyn, chociaż doskonale wiedział, że wdawanie się w dyskusje z Cliffordem nie przyniesie teraz nic dobrego. To był po prostu mechanizm obronny Luke'a. Bał się, że Michael go skrzywdzi, a on by sobie z tym nie poradził. Nie mógł po raz kolejny zepsuć zespołu. Nie mógł.
- W porządku, może nie jestem do końca trzeźwy. - Michael przewrócił teatralnie oczami, za wszelką cenę starając się ustać w pionie, by pokazać Luke'owi, że jednak nie zalał się w trzy dupy. - Ale to zależy w jakiej skali liczysz bycie pijanym - dodał, totalnie pokazując Luke'owi, że jednak zalał się w trzy dupy.
- Dość tego, idę spać...
- Nie! Poczekaj. Co do naszej ostatniej rozmowy, to myślałem, że to rozumiesz. Tobie to wszystko odpowiada? Te wszystkie artykuły na pierwszych stronach gazet, obelgi na Twitterze od naszych własnych "fanów", kłótnie z Modestem? Taki związek jest dla ciebie w porządku? - spytał Mike z powątpiewaniem w głosie. Luke wziął głęboki oddech i przeczesał nerwowo włosy dłonią.
- Nie, to nie jest w porządku - przyznał niechętnie, lustrując Michaela wzrokiem. Jego partner miał na sobie czarne spodnie, szarą koszulkę oblaną jakimś napojem, na jego twarzy widniał dwudniowy zarost, oczy były podkrążone. Wyglądał okropnie, ale to wciąż był jego Michael i serce Luke'a ściskało się na widok tego, co robiła z nim presja. - Ale wiesz co jest? To, że kocham cię tak bardzo, że byłbym w stanie zrobić dla ciebie wszystko. Myślisz, że jak się czuję? Połowa fandomu nienawidzi mnie za to, że odkąd jestem w zespole, to w gazetach piszą o nas "Luke i reszta", zupełnie jakby to była moja wina. Druga połowa nienawidzi mnie za to, że z tobą jestem. Ale myślałem, że to nie ma znaczenia, skoro ty też mnie kochasz. Teraz sam już nie wiem, co o tym myśleć - wyrzucił z siebie siedemnastolatek, spuszczając wzrok na swoje bose stopy.
Michael westchnął, czując alkohol powoli wyparowujący z jego ciała. Naprawdę nie wypił aż tak dużo i chociaż obiecał sobie, że nie będzie tego robił, nie był w stanie poradzić sobie z wydarzeniami ostatnich dni. Czasem bardzo chciałby wrócić do momentu, w którym on i Luke wymieniali jedynie głupie wiadomości. Wtedy nie było to tak bardzo skomplikowane, a on nie był tak bardzo zakochany. - Kocham cię. Oczywiście, że cię kocham. Ale nie chcę, żeby to cię zniszczyło. Nikt nie powiedział, że będzie lepiej. Pewnie jeszcze przez długi czas nie będziemy mogli normalnie się pokazać. Modest nie pozwala nam jeździć tymi samymi samochodami, a autobus to jedyny wyjątek, który nam pozostał. To nie ma najmniejszego sensu, jeśli...
- Nie ma sensu? - powtórzył Luke, jego własny głos brzmiał głucho. Z niedowierzaniem spojrzał na Michaela, który urwał w pół słowa i teraz patrzył na Luke'a, zapewne myśląc jak odkręcić to, co powiedział. - Więc uważasz, że ty i ja... że nasz związek nie ma sensu? I nie liczy się to, co do ciebie czuję?
- Czy ty mógłbyś chociaż raz wysłuchać mnie do końca?! - Michael podniósł głos, czując nagłą irytację. Luke zrobił krok w tył, na jego twarzy malowała się uraza. Odkąd zaczęła się ta burza w mediach Michael dostrzegł, że nie wie jak rozmawiać z Lukiem, by nie ranić go co drugim słowem. I nawet jeśli to bolało, to taka była prawda: droga, którą zmierzali nie miała sensu.
- Doskonale cię słyszę, Michael! Jeśli chcesz ze mną zerwać, bo potrzebujesz świętego spokoju, to proszę bardzo. Myślałem, że jestem wart trochę więcej i nie zniechęci cię to, co piszą w gazetach, ale najwyraźniej miałem o sobie zbyt wysokie zdanie, za co serdecznie przepraszam - warknął Luke głośniej niż powinien, zapominając o tym, że może obudzić Ashtona i Caluma. Nie mógł uwierzyć w to, co robił Michael. Dlaczego udawał, że dla niego nie ma to znaczenia? Przecież Luke wiedział, że jest inaczej. Michael nie umiał ukrywać uczuć. Luke rozumiał, że jest ciężko, ale to przecież nie koniec świata. Nie byli pierwszą parą gejów, w końcu wszystko jakoś by się ułożyło, prawda?
Michael milczał przez kilka boleśnie długich minut, po czym spojrzał na Luke'a i nerwowo potarł jedną dłonią o drugą. - Chyba... Chyba potrzebujemy przerwy, Luke - wymamrotał Mike, następnie odwracając wzrok, jakby nie mógł znieść miny Luke'a.
Siedemnastolatek miał łzy w oczach, jego dolna warga drżała, ale postanowił, że nie będzie płakał. Zbyt często to robił. Pozwolił, by słowa muzyka dotarły do jego świadomości, po czym zacisnął dłonie w pięści i zamrugał kilka razy, żeby odgonić łzy. - Wiesz co, Michael? To żałosne, ale skoro tego właśnie chcesz... proszę bardzo. Z nami koniec.
Nie czekał na reakcję Michaela, nie zastanawiał się nad swoimi słowami, nie robił kompletnie niczego, by cofnąć to, co powiedział. Czas na żałowanie będzie jutro. Teraz nie chciał pozwolić, by jego serce pękło na pół przez kogoś, za kogo mógłby oddać życie. Odwrócił się na pięcie i wrócił do łóżka.
- Wszystko w porządku? - spytał cicho Calum, wychylając się ze swojego łóżka. Luke pociągnął nosem i przykrył się kocem, mimo iż wewnątrz autobusu panował zaduch. Chciał jak najbardziej odciąć się od otaczającego go świata. Najlepszym, co mógł teraz zrobić było udawanie, że jest okej. Jak zawsze.
- Tak, Cal. Śpij dalej.
√
cześć dzieciaczki
ten rozdział to dopiero rollercoaster, czyż nie? ;-)
buduję napięcie na zakończenie tej historii, haha.
5SOS ZAGRALI IF YOU DON'T KNOW NA ŻYWO I ZWROTKA CALUMA TO JEST NAJPIĘKNIEJSZA RZECZ NA ŚWIECIE I JA JESTEM PEWNA, ŻE URODZIŁAM SIĘ TYLKO PO TO, ŻEBY JĄ USŁYSZEĆ I TERAZ MOGĘ UMRZEĆ W SPOKOJU, PA.
no i rutynowa część każdej notki, bo co to za notka bez moich irytujących, powtarzających się pytań, huh? żadna, otóż to!
więc jak się czujecie? jak wam mija życie? coś nowego się wydarzyło? chcecie się czymś pochwalić? chcecie ponarzekać na szkołę, albo na to, że wasz crush nie zauważa, że tuż pod nosem ma najcudowniejszą osobę na świecie i jest totalnym ignorantem, chociaż wy zaplanowaliście już wspólne życie? śmiało, chętnie poczytam. jak tam szkoła, wasze roślinki i zwierzątka? napiszcie mi o wszystkim, bo jako wasza matka się martwię i musicie mi zrobić porządny update waszego życia.
pamiętajcie, że każdy z osobna i wszyscy razem jesteście zwyCIĘZCAMI.
nie no, żartuję. to znaczy nie, ale wiecie o co mi chodzi. albo tylko tak mi się wydaje, lol. w każdym razie jesteście cudowni i kocham was bardzo mocno i dziękuję za wszystko, co robicie dla tej historii (pierwsze miejsce w short story, woo!!) i dla mnie. nie wiem co bym bez was zrobiła.
na razie !!
kc kc
<"/ & c"]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro