day 226
Mannheim - 22:13
ja: podaj swoją lokację, chcę się bić
robin hood: "tylko nie w szczepionkę"
ja: "bo powiem mamie"
ja: ale serio pytam, gdzie jesteście? kierowca mówi, że za dwie godziny jedziemy, żeby się wyrobić
robin hood: zabrałem ashtona na kolację.......
ja: omG CZY TO TO CO MYŚLĘ
robin hood: nie mam aids i nie zaprosiłem go, żeby mu o tym powiedzieć
robin hood: ani się oświadczyć
robin hood: ani spróbować uprawiać seks w miejscu publicznym
robin hood: naWET NIE PO TO, ŻEBY OBCIĄGNĄĆ MU POD STOLIKIEM, HEMMINGS
ja: .......
ja: za dobrze mnie znasz, potrzebujemy pół roku separacji
ja: ALE nie wymieniłeś jednego
robin hood: och, ta. chcę go spytać czy cashton is real
ja: PISZCZĘ AW AW NARESZCIE
robin hood: AW AW CHYBA ŻE SIĘ NIE ZGODZI LOL
ja: zamknij się, jestem kapitanem tego shipu on nie ma prawa zatonąć, a nawet jeśli to pójdę na dno razem z wami
robin hood: drama queen
ja: napisz mi później jak ci poszło, ogierze
ja: bierz go
robin hood: jeszcze chwila i pokażę mu te smsy
ja: jeśli ashton je zobaczy = moja mama je zobaczy = umrę
robin hood: ach, jaki piękny byłby świat
ja: frajer
robin hood: kc
[ • ]
Calum obserwował, jak Ashton nerwowo kręci się na krześle, rozglądając się po wnętrzu restauracji. Mieli stolik nieco oddalony od innych, bo Calum chciał, żeby Ash czuł się swobodnie, a nie bardzo wiedział jak ten czuje się w obecności ludzi, będąc na randce z drugim chłopakiem. Złożyli już zamówienia i czekali, aż kelnerka je przyniesie. Calum z kolei zastanawiał się, jak powinien zacząć rozmowę. Luke oczywiście milion razy inscenizował mu sposób, w jaki musi się to odbyć, ale Cal nie był do końca przekonany czy jest typem chłopaka, który wygłasza poetyckie przemówienia na temat miłości.
Kochał Ashtona, oczywiście, że tak i nigdy nie było inaczej. Po prostu wcześniej jego miłość miała nieco inny wyraz, a teraz miał wrażenie, iż stała się silniejsza. Patrząc na starszego muzyka nie widział już tylko swojego najlepszego przyjaciela, który był mądrzejszy niż oni wszyscy, udzielał najlepszych rad i zawsze starał się rozwiązywać ich problemy. Widział mężczyznę, przy którym chciałby zasypiać i którego chciałby budzić z uśmiechem, mówiąc, że wygląda idiotycznie uroczo kiedy jest niewyspany. Nie wiedział czy to miłość na całe życie, bo tego nikt nie mógł przewidzieć, ale na razie mu wystarczała.
- Ash, dobrze się czujesz? - spytał w końcu, zaś ciemny blondyn niemal podskoczył na miejscu, odwracając wzrok w jego stronę. Czasem trudno było uwierzyć, że Ashton faktycznie jest starszy; przez jego śmiech, dołeczki w policzkach, lekko kręcące się włosy.
Perkusista uśmiechnął się i przysunął swoje krzesło bliżej stolika, skupiając spojrzenie na czekoladowych tęczówkach Caluma, który zdawały się błyszczeć w przytłumionym świetle restauracji. - Tak, wszystko jest okej. Tylko zastanawiam się dlaczego tutaj jesteśmy. Za niedługo musimy przecież jechać - odpowiedział jak zwykle praktyczny Ashton. Calum westchnął cicho i położył dłonie płasko na stole, przez chwilę patrząc na czarny tatuaż między kciukiem i palcem wskazującym.
- Kiedy rozmawiałem z Lukiem powiedział mi, że chciałbyś być moim chłopakiem - zaczął Cal dość niezręcznie. To zadziwiające, że przy dziewczynach potrafił być najbardziej pewnym siebie idiotą, a przy Ashtonie całkiem tracił głowę. Irwin wyglądał na przestraszonego i brunet uznał, że nie najlepiej to rozegrał. - Wiem, że długo z tym zwlekałem, ale po prostu nie sądziłem, że tego chcesz. Uch... było nam ze sobą dobrze, jednak nigdy nie mówiłeś, że chcesz czegoś więcej, a ja nie jestem zbyt dobry w odczytywaniu tych wszystkich sygnałów - zaśmiał się cicho, niepewnie unosząc wzrok na wpatrzonego w niego Ashtona. - Ja też od początku chciałem więcej. Już wtedy, kiedy w hotelu powiedziałem ci, że chodzi tylko o Luke'a i skłamałem, bo bałem się, że będziesz miał o mnie złe zdanie, albo mnie nie zechcesz, a wtedy byłoby mi trudno i nie myślałem, że...
- Calum! - przerwał mu Ashton, pochylając się i łapiąc go za dłoń, by spleść razem ich palce. Brunet urwał w pół słowa i wciągnął powietrze w płuca, tam właśnie je pozostawiając i bez ruchu przyglądając się siedzącemu na przeciwko mężczyźnie. Między nimi znajdowały się lampki wina, zaś butelka stała w metalowym kubełku z lodem. - Możesz konkretnie powiedzieć, dlaczego mnie tutaj zabrałeś? Po prostu... jednym zdaniem? - poprosił Ash, zaś w jego oczach migotała nadzieja, ponieważ jeszcze nie do końca rozumiał, dokąd Calum zmierzał ze swoją paplaniną.
Dwudziestolatek wypuścił oddech i ścisnął dłoń Ashtona w swojej. - Ashtonie Irwin, tym nieudolnym sposobem próbuję spytać cię czy zrobisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim chłopakiem? - wykrztusił w końcu Cal, przygryzając lekko dolną wargę w nerwowym oczekiwaniu.
Ashton zaczął wachlować się wolną dłonią niczym rasowa diva, a w jego oczach zalśniły łzy. - Tak, Calum, oczywiście, że tak. O rany - szepnął z niedowierzaniem, po czym oboje zaczęli śmiać się z własnej niezręczności. Podnieśli się lekko z krzeseł i bardziej pochylili nad stolikiem, by złączyć usta w pocałunku, lecz jednocześnie Calum przewrócił lampkę wina, która roztłukła się na kawałeczki, pozostawiając krwawą plamę na białym obrusie i białej koszuli Ashtona.
- Kurwa mać - mruknął Cal, próbując się odsunąć, lecz Ashton przytrzymał go za szyję, z rozbawieniem patrząc mu w oczy.
- Zamknij się, psujesz mój moment.
- Twój moment? Myślałem, że to nasz moment.
- Ja jestem królową balu.
- Spędzasz za dużo czasu z Lukiem. Ludzie się na nas gapią.
- Gapią się, bo wypinasz na nich tyłek.
- Bo nie pozwalasz mi usiąść!
- Już chcesz się kłócić? Dopiero co wyznałeś mi dozgonną miłość, a ja łaskawie cię przyjąłem.
- Łaska... Wiesz co, królowo balu? Koronę króla możesz wsadzić na swoje wielkie ego.
- Ugh.
- Zgadzam się.
√
cześć dzieciaczki
wiem, że chcieliście cute muke moment, ale oni mają kłopoty w raju, więc jest cute cashton moment, który oczywiście zepsułam, bo gdybym raz zakończyła coś poważnie, to nie byłabym ja
#cashtonrise
PRANK TEXT MA 200K
kiedy to zobaczyłam, to nie uwierzyłam, naprawdę. musiałam sprawdzić trzy razy, bo to aż niemożliwe, żeby coś takiego miało tak wiele wyświetleń. nawet nie wiem jak mam wam za to dziękować. przez tą historię poznałam tak wielu cudownych ludzi, dowiedziałam się o was tylu wspaniałych rzeczy, otrzymałam tyle miłych słów, które często pomagały mi przetrwać dzień. to nie jest dla mnie zwykłe opowiadanie i wiem, że możecie tego nie zrozumieć, ale dzięki wam, dzięki każdemu z osobna, stałam się lepszym człowiekiem i za to każdemu z osobna dziękuję. to brzmi jak notka końcowa, lol. ale naprawdę jestem wam bardzo BARDZO wdzięczna za to, że poświęcacie mi swój cenny czas i piszecie, że czasem wywołałam u was uśmiech - to zawsze jest dla mnie najważniejsze i przepraszam, że w większości przypadków moje poczucie humoru jest zabawne tylko dla mnie, ok.
w porządku, już nagadałam się o sobie, więc przejdźmy dalej.
co u was słychać? wydarzyło się coś nowego? chcielibyście mi o czymś opowiedzieć, pochwalić się czymś? ostatnio dużo osób pisało, że udało im się poprawić pewne oceny, wyjść z zagrożeń na koniec roku. wiem, że nie odpisałam każdemu, ale wszystko przeczytałam i naprawdę jestem z was cholernie dumna, wiedziałam, że wam się uda! a do tych, którzy jeszcze walczą - nie poddawajcie się, bo jak widać jest to możliwe i wszystko będzie okej.
jak się czują wasze zwierzątka/roślinki/rodzina/przyjaciele/wasze dusze?
wszystko z wami dobrze? tak? to cudownie !!
nie? no cóż, nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale hej! dalej tutaj jesteśmy, więc zawsze mogło być gorzej. kocham was bardzo i mam nadzieję, że czujecie się tak wspaniale, jak wspaniale ja o was wszystkich myślę. dla mnie zawsze będziecie najlepsi, nieważne czy zapomnieliście podlać roślinki, albo powiedzieliście coś, czego żałujecie. to jest w porządku, misie.
trzymajcie się tam
kc kc
na razie!!
<"| & c"|
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro