day 213
Amneville - 12:11
'welcome home luke'
lulu: GUESS WHO'S BACK
lulu: BACK AGAIN
lulu: LUKE IS BACK TELL A FRIEND
calum: zaraz rozwalę ci następny telefon
ashy: TĘSKNILIŚMY
calum: on dosłownie spał na tobie w autokarze jakim cudem się stęskniłeś?
michael: luke, gdzie jest moja koszulka z dragon ball?
ashy: Jestem sentymentalny. Kiedy ode mnie uciekł byłem jak "kiedy mój mąż wróci z wojny?¿"
lulu: mam ją na sobie mike, chcesz ją ubrać?
lulu: ashton wtf
michael: chociaż ucieszyłby mnie widok mojego chłopaka bez koszulki to nie, możesz ją sobie nosić. a wiesz gdzie jest ta z acdc?
calum: tą mam ja
michael: KURWA CZY W TYM ZESPOLE NIKT NIE POTRAFI NOSIĆ WŁASNYCH UBRAŃ?
calum: NA LUKE'A TAK NIE KRZYCZAŁEŚ
michael: TY MI NIE OBCIĄGASZ
lulu: i w tym momencie nasza prywatność poszła się pieprzyć.....
ashy: Dosłownie.
lulu: hahahahahaha
lulu: michael w mojej torbie jest ta twoja z blink182, ubierz sobie
calum: ej patrzcie, pod tym kątem wyglądają realnie
lulu: w sumie racja, nawet nie widzę zayna
michael: NIE ZROBIŁEŚ TEGO
ashy: iejdnskaorbdxi gotta zayn
calum: w piekle jest specjalne miejsce dla ludzi takich jak ty #solozaynstan
lulu: #chodźnasolo
michael: #hansolo
calum: #nieżyje
michael: hood grabisz sobie
calum: ustawka po szkole kutasiarzu
lulu: KRZYCZE
ashy: Ej, pięciolatki.
calum: tak, tatusiu? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
ashy: ....... Nasz menadżer tutaj jest i chce rozmawiać z Michaelem i Lukiem.
lulu: o boże wyrzucają mnie z zespołu
michael: zamknij się luke
[ • ]
- A czy oni sobie, za przeproszeniem, wchodzą jeden drugiemu w dupę na scenie? - spytał mężczyzna z irytacją, trzymając komórkę przy uchu i chodząc w kółko po pokoju. Luke i Michael siedzieli obok siebie na niewielkiej kanapie, co chwilę zerkając na siebie i próbując powstrzymać śmiech. - No właśnie. A mnie obchodzi tylko to, jak grają, co robią na scenie, jak zachowują się podczas wywiadów. Nie to, co robią za zamkniętymi drzwiami.
W tym momencie Michael nie wytrzymał i zaczął chichotać, zaś menadżer posłał mu spojrzenie z serii tych, które mogły zabijać. Luke przewrócił teatralnie oczami, szturchając swojego chłopaka w ramię. Mężczyzna z telefonem skończył rozmowę i westchnął, siadając na przeciwko dwójki członków zespołu. - Co się stało, Dave? Nasze gejostwo sprawiło, że umierają ludzie? - spytał Mike ironicznie, łapiąc dłoń Luke'a w swoje ręce i bawiąc się jego długimi palcami.
- Michael, to nie jest śmieszne - odpowiedział Dave, patrząc na Luke'a. Blondyn wyraźnie się denerwował. Dave od razu polubił tego dzieciaka; był pracowity, ambitny i miał talent, za który można było zabić. Menadżer nie mógł pragnąć niczego więcej dla swojego zespołu. - Modest uważa, że wasz związek nie wpływa korzystnie na sprzedaż albumu i biletów.
- To dopiero jest komiczne. Odkąd Luke jest w zespole gazety ciągle o nas piszą. Odzyskaliśmy fanów, którzy odeszli razem z Johnnym. Czego jeszcze Modest chce? - ton Michaela był obronny. Ciemny blondyn przysunął się bliżej Luke'a, jakby chciał go chronić przed niemiłymi uwagami, które mógłby rzucić Dave. Nie chciał, żeby wmawiano Luke'owi, że zespół przez niego cierpi. Ten chłopak i tak miał już o sobie wystarczająco złe zdanie.
Dave przetarł twarz dłońmi, próbując ułożyć w słowa to, co chciał powiedzieć. - Macie nie upubliczniać więcej tego, że jesteście razem. Zero wspólnych zdjęć, zero wspólnego pokazywania się fanom, jak najmniej interakcji na scenie - wymieniał, zaś Luke zaśmiał się cicho na słowo interakcje, chociaż wcale nie było mu do śmiechu. - Niestety niektórzy ludzie wciąż żyją w średniowieczu i uważają homoseksualizm za najgorszy grzech, a Modest chyba nie chce, żeby na koncerty ludzie przynosili krzyże i próbowali odprawiać nad wami egzorcyzmy.
Luke uwielbiał Dave'a, naprawdę. Śledząc trochę karierę One Direction wiedział, że z Modestem mogą być problemy (i nie mylił się, jak widać), ale jemu się poszczęściło, ponieważ 5SOS mieli najlepszego menadżera na świecie. - Ale jak oni sobie to wyobrażają? Mamy jeździć osobnymi autokarami? Latać osobnymi samolotami? Chodzić w odległości stu metrów od siebie? Przecież jesteśmy w jednym zespole! - rzucił zdenerwowany, ściskając mocniej rękę Michaela.
- Nie wiem, Luke. Przykro mi, naprawdę nie mam pojęcia. Powtarzam tylko to, co powiedzieli moi szefowie. Jeżeli się nie zastosujecie, to prawdopodobnie będziecie musieli... Cóż, będziecie musieli zakończyć to, co jest między wami - dokończył cicho, nie będąc w stanie spojrzeć im w oczy. Przez cztery lata dobrze poznał Michaela i wiedział, że ten wybrałby Luke'a ponad wszystkim i nie dziwił mu się, ale Dave chciał tego, co najlepsze dla zespołu. Modest z kolei chciał, by ten zespół przynosił jak największe korzyści.
Menadżer bez słowa opuścił pomieszczenie, a Luke wciąż wpatrywał się w miejsce, na którym przed chwilą siedział. Michael spojrzał na blondyna i westchnął, mógł się tego spodziewać. W Modeście pracowali sami idioci.
- Luke, spójrz na mnie - powiedział po chwili, a następnie sam ujął podbródek Luke'a i lekko obrócił jego głowę do siebie. - Damy sobie radę, słyszysz? Coś wymyślimy. Prawda? - spytał, uśmiechając się delikatnie i przyciskając młodszego chłopaka do siebie, by mocno go przytulić.
- Jasne, kochanie - wymamrotał Luke, zamykając oczy i wdychając przyjemny zapach Michaela.
W jego głosie nie było jednak zbyt wielkiego przekonania.
√
cześć dzieciaczki
no to otwieramy ten lunapark śmiechu, bilety już w sprzedaży
jest 4 rano, a jacyś goście przechodzili pod moim oknem i śpiewali "przez twe oczy twe oczy zielone oszalaaałem" a potem tą harcerską piosenkę gdzie jest "na stos rzuciliśmy nasz życia los na stos na stos" tylko zamiast stos śpiewali sztos, więc widzę że ktoś miał udaną sobotę
dużo osób mówiło, że piszą w tym tygodniu egzaminy gimnazjalne, więc chciałabym wam coś powiedzieć.
absolutnie nie ma czym się stresować. kiedy ja je pisałam (czuję się tak, jakbyście wszyscy byli młodsi ode mnie i muszę przestać przeklinać bo deprawuję młodzież ok) myślałam, że to najważniejsza rzecz na świecie, bo nauczyciele tyle o tym mówili. ale wiecie co? to nieprawda, egzaminy gimnazjalne są ważne, ale nie najważniejsze. ja stresowałam się tak bardzo, że po prostu nie byłam w stanie się uczyć. ciągle tylko powtarzałam sobie, że i tak tego nie napiszę i jestem pewna, że kilka razy wymiotowałam z nerwów, bo wszyscy nakładali na nas taką presję, a ja już wtedy uważałam siebie za najgłupszą istotę na świecie. ale kiedy już usiadłam do pisania, to okazało się, że nie było tam kompletnie nic trudnego i z żadnego przedmiotu nie miałam mniej niż 70%. to nie tak, że się chwalę, bo chcę wam tylko pokazać, że skoro taka idiotka jak ja potrafiła, to wy tym bardziej dacie sobie radę. jesteście bardzo mądrzy i napiszecie to bez trudu, najgorsze co możecie zrobić to wmawianie sobie, że jest inaczej. powtórzcie sobie materiał, a wieczór idźcie wcześniej spać, bo naprawdę sen dużo wam da. nie ma się czego obawiać, bo jesteście bardzo zdolni, więc głowa do góry, miśki
na koniec chciałabym jeszcze życzyć kofikos wszystkiego najlepszego z okazji urodzin (dobrze zapamiętałam, że to dzisiaj? jak nie, to chociaż udawaj haha). spełnienia marzeń, kochanie. mam nadzieję, że ten dzień będzie dla ciebie niesamowity !!
okej, znowu się rozpisałam. wybaczcie i kochajcie mnie jeszcze trochę
pijcie wodę, dużo śpijcie i niczym się nie martwcie, bo jesteście cudowni i tylko to się liczy.
kc kc
na razie !!
<"/ & c"|
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro