#4. Rodzice cię szukają.
Ranve siedział w fotelu, podczas gdy Hailey zmieniała programy, szukając Bóg wie czego. W końcu jednak natrafiła na serial SpongeBob Kanciastoporty i odłożyła pilot na materac. Blondyn przewrócił oczami, po czym poszukał wzrokiem w pokoju czegoś, czym mógłby się zająć, ale nie było nawet konsoli do gier.
Wyciągnął telefon i postanowił napisać do Jacksona.
Ranve: Nudzę się.
Minęło parę minut zanim Jackson odczytał wiadomość. Właśnie był na stacji benzynowej, zaraz po czym miał jechać na spotkanie ze starym znajomym w sprawie handlu ludźmi.
Jackson: Znajdź sobie zajęcie.
Ranve: *wysłano zdjęcie*
Ranve wysłał Jacksonowi zdjęcie ekranu telewizora, na którym leciał SpongeBob.
Jackson: XD
Jackson: Możesz sobie zapalić. Harry ma towar z dzisiaj.
Była to jakaś opcja. Nie najciekawsza, ale nic innego w tamtym momencie nie było do roboty. Dlatego Ranve wstał, czym zwrócił uwagę blondynki, ale nawet na nią nie spojrzał. Gdy wyszedł dziewczyna poczuła ulgę. Chociaż w jego towarzystwie czuła się lżej niż przy Jacksonie.
Kilka minut później Ranve wrócił z jointem w jednej dłoni i mini konsolą do gier w drugiej. Dziewczyna dokładnie widziała co niósł, jednak nie odezwała się słowem. Starała się udawać, że go tam nie ma. Blondyn usiadł w fotelu i odpalił skręta, jednocześnie włączając konsole na udzie.
Nieprzyjemny zapach marihuany sprawił, że Hailey zakaszlała marszcząc brwi. Ranve spojrzał na nią z pod byka klikając coś w konsoli.
- Już nie rób z siebie świętej - mruknął.
Hailey oburzyła się, marszcząc na niego brwi.
- Nigdy nie paliłam.
- Jasne - prychnął zaciągając się po raz kolejny. Spojrzał na nią, ale ona miny nie zmieniła. - Nigdy? - pokręciła głową. Jej włosy były już prawie suche, przez co widać było, że naturalnie się falują. - Nawet na imprezie? - ponownie zaprzeczyła. - Gdzieś ty się wuchowywała?
- W normalnej rodzinie? - uniosła brew. - Rodzice mi nie dawali zioła na śniadanie.
- A powinni - zaciągnął się ostentacyjnie.- Może byś wtedy nie chodziła do łóżka z obcymi facetami - uśmiechnął się cwanie, a ona spojrzała na niego z pod byka i już się nie odezwała.
Wtedy usłyszeli jak drzwi się otwierając i po schodach zszedł Stephen.
- No proszę, a myślałem, że wam przerwę - rzucił z cwanym uśmiechem.
- Ja się nie bzykam z nieznajomymi - powiedział Ranve, przez co Hailey rzuciła mu spojrzenie. - Czego chcesz?
- Wpadłem popatrzeć - oparł się bokiem o ścianę przy schodach i wlepił wzrok w dziewczynę. Ta pod jego spojrzeniem zarumieniła się wstydliwie i opuściła wzrok na dłonie. Ranve tylko na to wszystko przewrócił oczami. - Niezła dupa. Co Jackson ma zamiar z nią zrobić?
Ranve wzruszył ramionami.
- Sam nie wie.
- Ja bym cię przygarnął - powiedział do dziewczyny. Uniosła na niego wzrok, więc uśmiechnął się cwanie. - Nie miałabyś przy mnie źle. Ale szybko bym cię zużył - Ranve nie reagował na te słowa, był zajęty graniem, a Hailey słuchała tego, starając się patrzeć na wszystko, tylko nie na niego.
Ale nagle on zaczął do niej podchodzić, przez co wlepiła w niego przestraszony wzrok. Nie spodziewała się tego. Już się poczuła w miarę swobodnie, a tu obcy facet wszedł w jej prywatną bańkę.
- Aż bym chciał zobaczyć co takiego Jackson w tobie widział - mruknął brunet niskim głosem, pochylając się nad dziewczyną.
Ranve spojrzał na to z pod byka.
- Nie radzę - powiedział ostro. Brunet spojrzał na niego zdziwiony, tak samo jak dziewczyna. Ale on wrócił wzrokiem do gry. - Jackson mi płaci, żeby nikt jej nie dotykał. Więc weź brudne łapy z jej ciała zanim ci je złamię w pięciu miejscach - powiedział jakby nic go to nie obchodziło, a to była zupełnie normalna rzecz.
Stephen zamrugał parę razy, po czym spojrzał na dziewczynę. Wiedział, że Ranve byłby zdolny do przemocy, więc wolał nie zaczynać. Wyprostował się, po czym zaczął iść do drzwi.
- I tak będzie moja - rzucił zanim wyszedł.
Hailey przełknęła ślinę. Nagle cieszyła się z tego, że blondyn siedzi w tym samym pokoju. Minęło kilka godzin, podczas których Ranve dwa razy wyszedł z pokoju. Raz zapalić papierosa i drugi, żeby odebrać zamówioną pizzę i przynieść ją do piwnicy. Zjedli ją oboje w ciszy oglądając tani talk show w telewizji. Wtedy wszedł Jackson ubrany w czarną, skórzaną kurtkę.
- Rodzice cię szukają - powiedział, przez co pizza prawie stanęła w gardle dziewczyny. - Zgłosili sprawę na psy - to już skierował bardziej do Ranve, który zerknął na niego z nad kawałka pizzy.
Otarł usta wierzchem dłoni.
- I co teraz?
- Nic, Travis zaciera ślady. Nikt nas nie widział, więc raczej sprawa ucichnie.
Hailey poczuła ukłucie w żołądku. Odłożyła niedokończony kawałek pizzy do pudełka i skuliła się na łóżku mając ochotę zalać się łzami.
- A co z nią?
- Waham się - oblizał usta patrząc na dziewczynę. - Nie wiem co mi się bardziej opłaca.
- To myśl szybko, bo na okup będzie powoli za późno.
- Wiem - Jackson podrapał się po karku. - Na razie niech siedzi, jutro odezwie się do mnie znajomy i będziemy wiedzieć na czym postawić nogę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro