Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#23. Zauważona

Z samego rana w domu słychać było rozmowy z salonu i właśnie przez to dziewczyna obudziła się. Powoli i bezszelestnie przeszła do drzwi i je lekko uchyliła. Zobaczyła, że w salonie stoi Jackson w samych dresach drapiąc się w kark z miną jakby tatuś go właśnie nakrył na paleniu papierosa. Zaraz na przeciwko niego stał wysoki mężczyzna w zielonym moro z bronią na plecach. Leśniczy.

-...bo wiesz, jeżeli to to się zapali, to nie będzie co zbierać - leśniczy pokręcił głową poprawiając swój pas od broni.

- Ta - pokiwał głową, a dziewczyna prychnęła cicho z jego miny. Zaraz jednak zasłoniła sobie usta dłońmi i lekko przymrużyła powieki.

- A słyszałeś o tej dziewczynie co zaginęła?

- N-nie - wychrypiał, a za chwilę odchrząknął zdenerwowany i przełknął ślinę.

- Ach - kiwnął głową i to właśnie wtedy Hailey kichnęła.

Leśniczy spojrzał w jej stronę i przez chwilę miał zdezorientowanie na twarzy, ale szybko zostało ono zastąpione przez rozpoznanie.

- Chwilę, to ty jesteś Hailey! -zawołał podchodząc do dziewczyny prężnym krokiem. - Twoi rodzice cię...

Zanim dokończył Ranve złapał blondynkę za gardło i przystawił pistolet do jej skroni. Mężczyzna w moro od razu zatrzymał się w półkroku i złapał za swoją broń.

- Ani się kurwa rusz - powiedział Jackson celując pistoletem w tył głowy leśniczego.

Hailey wytrzeszczyła oczy i złapała za rękę Ranve, którą trzymał jej szyję. Nie był to jednak mocny uścisk. Wystarczyłoby, żeby zrobiła krok i mogłaby się wyrwać. Nie zrobiła tego.

- Broń - Ranve skinął głową na mężczyznę, ale ten był niezdecydowany. - Broń kurwa! -wrzasnął, przez co dziewczyna podskoczyła ze strachu. - Albo jej łeb odstrzele! - Hailey zacisnęła powieki i załkała cicho. Bała się. Bała się, bo co jeżeli Ranve nie żartował? W końcu to on poddał im pomysł o zlikwidowaniu problemu. Ona była problemem. Na dodatek była więcej niż pewna, że po tej akcji, jaka się przez nią narodziła zabiją ją. Zbyt dużo problemów im robi i sama to przyznawała.

- Okej, okej, spokojnie -powiedział leśniczy zdejmując ze swoich pleców broń.

Odkładał ją właśnie na podłogę gdy nagle się podniósł i szybkim ruchem wystrzelił z broni w Jacksona. Huk ogłuszył wszystkich, ale dziewczyna dokładnie widziała, jak Bone wpada do pokoju i krzyczy coś bijąc się z leśniczym o broń. Odebrał mężczyźnie broń i strzelił z niej w jego głowę. Zamknęła oczy, aby nie widzieć tego widoku. Zapanowała cisza a reszta towarzystwa zleciała się do salonu. Kiedy dziewczyna otwarła oczy zobaczyła, że Bone pomaga wstać Jacksonowi, który miał ranne ramię.

- Hailey - usłyszała obok swojego ucha i wiedziała, że to Ranve. -W porządku? - schował pistolet w tylną kieszeń swoich jeansów.

- Chciałeś...ty mnie... - zająknęła się nagle milknąć pod wpływem widoku leśniczego z rozwaloną czaszką. Nawet w serialach oszczędzali takich scen.

- Nie patrz - przytulił ją do siebie tak, aby jej twarz ukryć w swojej piersi.

Objęła go rękami w talii i powstrzymała się od łez, które same się jej cisnęły w oczy. Jego zapach i ciepło ciała pomagały jej zapomnieć od widoku, który ciągle miała przed oczami. Przez nią zginął człowiek.

- Zabierzcie go stąd - polecił Ranve skinając głową na martwe ciało mężczyzny.

- Jackson - Jake zwrócił się do swojego szefa, który właśnie usiadł na stołku barowym łapiąc się za krwawiące ramię.

- Nic mi nie jest - zapewnił ciężko oddychając. Ból był przenikliwy, ale to tylko rozerwana skóra. Z czasem Jackson się przyzwyczaił do tego odczucia.

Bone oraz Jake zajęli się ciałem leśniczego, które zawlekli do niedalekiej skarpy i tam je zrzucili. Szatyn rzeczywiście nie krwawił aż tak mocno, ale jego rana wymagała opatrzenia, którym zajął się Bone po powrocie.

- A z nią co? - skinął szatyn głową na blondynke w ramionach chłopaka.

- Przestraszyła się - wyjaśnił blondyn odsuwając od siebie dziewczyne.- Dobrze? - zapytał ją.

- T-tak - skinęła głową pociągając noskiem. - Ja... Ja chyba p-pójdę się położyć - wyjąkała, po czym skierowała się do sypialni.

- Myślicie, że ktoś zauważy jego zniknięcie? - zapytał blondyn zamykając drzwi od salonu.

- Na posterunku na bank i pewnie będą go szukać - domyślił się piwnooki bandażując ramię swojego szefa.

- A co jak nas znajdą? - obawiał się Jake.

- Nic nam nie zrobią - odparł szef.

- Gdyby ona się nie wychyliła... Przez nią mamy same problemy, trzeba się jej pozbyć - mówił Bone wstając z klęczków.

- Pozbyć? - blondyn uniósł brew i skrzyżował ręce na piersi w obronnej postawie. - Nie ma mowy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro