#23. Zauważona
Z samego rana w domu słychać było rozmowy z salonu i właśnie przez to dziewczyna obudziła się. Powoli i bezszelestnie przeszła do drzwi i je lekko uchyliła. Zobaczyła, że w salonie stoi Jackson w samych dresach drapiąc się w kark z miną jakby tatuś go właśnie nakrył na paleniu papierosa. Zaraz na przeciwko niego stał wysoki mężczyzna w zielonym moro z bronią na plecach. Leśniczy.
-...bo wiesz, jeżeli to to się zapali, to nie będzie co zbierać - leśniczy pokręcił głową poprawiając swój pas od broni.
- Ta - pokiwał głową, a dziewczyna prychnęła cicho z jego miny. Zaraz jednak zasłoniła sobie usta dłońmi i lekko przymrużyła powieki.
- A słyszałeś o tej dziewczynie co zaginęła?
- N-nie - wychrypiał, a za chwilę odchrząknął zdenerwowany i przełknął ślinę.
- Ach - kiwnął głową i to właśnie wtedy Hailey kichnęła.
Leśniczy spojrzał w jej stronę i przez chwilę miał zdezorientowanie na twarzy, ale szybko zostało ono zastąpione przez rozpoznanie.
- Chwilę, to ty jesteś Hailey! -zawołał podchodząc do dziewczyny prężnym krokiem. - Twoi rodzice cię...
Zanim dokończył Ranve złapał blondynkę za gardło i przystawił pistolet do jej skroni. Mężczyzna w moro od razu zatrzymał się w półkroku i złapał za swoją broń.
- Ani się kurwa rusz - powiedział Jackson celując pistoletem w tył głowy leśniczego.
Hailey wytrzeszczyła oczy i złapała za rękę Ranve, którą trzymał jej szyję. Nie był to jednak mocny uścisk. Wystarczyłoby, żeby zrobiła krok i mogłaby się wyrwać. Nie zrobiła tego.
- Broń - Ranve skinął głową na mężczyznę, ale ten był niezdecydowany. - Broń kurwa! -wrzasnął, przez co dziewczyna podskoczyła ze strachu. - Albo jej łeb odstrzele! - Hailey zacisnęła powieki i załkała cicho. Bała się. Bała się, bo co jeżeli Ranve nie żartował? W końcu to on poddał im pomysł o zlikwidowaniu problemu. Ona była problemem. Na dodatek była więcej niż pewna, że po tej akcji, jaka się przez nią narodziła zabiją ją. Zbyt dużo problemów im robi i sama to przyznawała.
- Okej, okej, spokojnie -powiedział leśniczy zdejmując ze swoich pleców broń.
Odkładał ją właśnie na podłogę gdy nagle się podniósł i szybkim ruchem wystrzelił z broni w Jacksona. Huk ogłuszył wszystkich, ale dziewczyna dokładnie widziała, jak Bone wpada do pokoju i krzyczy coś bijąc się z leśniczym o broń. Odebrał mężczyźnie broń i strzelił z niej w jego głowę. Zamknęła oczy, aby nie widzieć tego widoku. Zapanowała cisza a reszta towarzystwa zleciała się do salonu. Kiedy dziewczyna otwarła oczy zobaczyła, że Bone pomaga wstać Jacksonowi, który miał ranne ramię.
- Hailey - usłyszała obok swojego ucha i wiedziała, że to Ranve. -W porządku? - schował pistolet w tylną kieszeń swoich jeansów.
- Chciałeś...ty mnie... - zająknęła się nagle milknąć pod wpływem widoku leśniczego z rozwaloną czaszką. Nawet w serialach oszczędzali takich scen.
- Nie patrz - przytulił ją do siebie tak, aby jej twarz ukryć w swojej piersi.
Objęła go rękami w talii i powstrzymała się od łez, które same się jej cisnęły w oczy. Jego zapach i ciepło ciała pomagały jej zapomnieć od widoku, który ciągle miała przed oczami. Przez nią zginął człowiek.
- Zabierzcie go stąd - polecił Ranve skinając głową na martwe ciało mężczyzny.
- Jackson - Jake zwrócił się do swojego szefa, który właśnie usiadł na stołku barowym łapiąc się za krwawiące ramię.
- Nic mi nie jest - zapewnił ciężko oddychając. Ból był przenikliwy, ale to tylko rozerwana skóra. Z czasem Jackson się przyzwyczaił do tego odczucia.
Bone oraz Jake zajęli się ciałem leśniczego, które zawlekli do niedalekiej skarpy i tam je zrzucili. Szatyn rzeczywiście nie krwawił aż tak mocno, ale jego rana wymagała opatrzenia, którym zajął się Bone po powrocie.
- A z nią co? - skinął szatyn głową na blondynke w ramionach chłopaka.
- Przestraszyła się - wyjaśnił blondyn odsuwając od siebie dziewczyne.- Dobrze? - zapytał ją.
- T-tak - skinęła głową pociągając noskiem. - Ja... Ja chyba p-pójdę się położyć - wyjąkała, po czym skierowała się do sypialni.
- Myślicie, że ktoś zauważy jego zniknięcie? - zapytał blondyn zamykając drzwi od salonu.
- Na posterunku na bank i pewnie będą go szukać - domyślił się piwnooki bandażując ramię swojego szefa.
- A co jak nas znajdą? - obawiał się Jake.
- Nic nam nie zrobią - odparł szef.
- Gdyby ona się nie wychyliła... Przez nią mamy same problemy, trzeba się jej pozbyć - mówił Bone wstając z klęczków.
- Pozbyć? - blondyn uniósł brew i skrzyżował ręce na piersi w obronnej postawie. - Nie ma mowy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro