5. Pragnienia
Cóż, niedługo ta seria się skończy. Tak naprawdę zostały tylko dwa rozdziały ;A;
Ale mam nadzieję, że wkręcicie się też w "Martwego dla świata" QQ
Tak w ogóle... nie spodziewałam się tak ciepłego przyjęcia moich ficzków ;_; Bardzo dziękuję za opinie, którymi mnie uraczyliście tutaj i na blogu. W związku z tym postanowiłam rozdziały "Martwego dla świata" dodawać co tydzień, bo trochę ich jest, a nie wszystkie są długie ♥
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za miłe słowa~ T_T
A tymczasem zapraszam na piąty rozdział :3
__________________________________________________________________________
5. Pragnienia
- Wiem, że z nim byłeś – mówił czarnowłosy.
Przez chwilę w przerażeniu miałem ochotę zaprzeczać, jednak szybko doszedłem do wniosku, że to nie miałoby sensu i tylko bardziej bym się pogrążył.
Nie było wątpliwości – skoro mówił takie rzeczy, to znaczy, że wszystko widział.
Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Nawet sobie nie wyobrażałem jak musiał się czuć, widząc mnie z Hoseokiem...
- Przepraszam, Jimin, naprawdę. Nie tak miało być.
Spuściłem wzrok.
- A jak miało być? – spytał, patrząc mi prosto w oczy. – Pewnie liczyłeś na to, że nie zostaniecie przyłapani, co?
Zaczynałem się irytować.
Odsuwał mnie od siebie i nagle robił mi awanturę o to, że robiłem coś z moim chłopakiem...? Zobaczenie nas razem musiało być dla niego straszne, ale sam się o to prosił, traktując nas w ten sposób. Myślał, że będziemy tygodniami cierpliwie czekać, aż zacznie nas lepiej traktować? Niedoczekanie.
- Nie chcę już o tym rozmawiać. Stało się – wymamrotałem podirytowany. – Następnym razem zostaniesz poinformowany.
O nie. Nie dam z siebie robić czyjejś własności. Tym bardziej, że umawialiśmy się na coś innego...
- Będę poinformowany?! – krzyknął nagle rozpaczliwie.
- A co, to też ci nie pasuje? – warknąłem. – Pieprzony egoista...
Wtedy stało się coś, co rozbiło moją rzeczywistość na milion kawałków.
Jimin mnie spoliczkował.
Nogi ugięły się pode mną ze zdziwienia. Złapałem się za policzek i zszokowany oparłem plecami o ścianę.
Nie było to mocne uderzenie, ale sam fakt, że to zrobił był dla mnie szokiem.
Nagle do pokoju wpadł Hoseok. Doskoczył do Jimina i łapiąc go za ramiona pchnął go na ścianę.
Prawdopodobnie chciał go tylko ode mnie odciągnąć, ale zrobił to zbyt gwałtownie i chłopak uderzył w nią tyłem głowy.
Ku mojemu przerażeniu stracił przytomność i bezwładnie osunął się po niej.
- Coś ty zrobił?! – wrzasnąłem przerażony do J-Hope'a. Kucnąłem przy czarnowłosym i zacząłem delikatnie klepać go po policzku. – Jimin? Ocknij się... - błagałem.
Hoseok przestraszony kucnął szybko obok niego i zamarł, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Oddycha... - powiedział nagle z ulgą. – Sprawdźmy puls. – Mówiąc to, złapał go za nadgarstek i zaczął cicho liczyć uderzenia.
Odgarnąłem nieprzytomnemu chłopakowi grzywkę z twarzy. Po krótkiej chwili odetchnąłem z ulgą widząc, że odzyskuje przytomność.
- Całe szczęście... – Objąłem Jimina za szyję. – Wszystko w porządku? – spytałem i spojrzałem mu w oczy.
- Zostawcie mnie... - wymamrotał, odwracając od nas twarz i zamykając mocno powieki.
- Jimin, przepraszam, ja nie chciałem tak mocno cię popchnąć... - powiedział Hobi i wyciągnął rękę w stronę chłopaka. Ten jednak odtrącił ją gwałtownie i powtórzył płaczliwie:
- Zostawcie mnie.
Wtedy dotarło do mnie, jak bardzo go skrzywdziliśmy.
Może on wcale nie był egoistyczny i zimny... tylko przerażony całą tą sytuacją i swoimi uczuciami...
Moje myśli przerwał Hoseok:
- Jimin... - mówił do niego. – Ty coś w ogóle jesz? – Zmienił temat.
W pierwszej chwili nie zrozumiałem, dlaczego go o to spytał. Do chwili, gdy spojrzałem na jego nogi.
Wyglądały jak patyki. Gdybym go nie znał powiedziałbym, że chłopak cierpi na anoreksję.
Potwornie schudł. Wtedy już wiedziałem, dlaczego unikał ostatnio chodzenia w krótkich spodenkach i koszulkach.
- Nie twoja sprawa – wysyczał.
- Czemu tak schudłeś? – ciągnął dalej szatyn. – Specjalnie się głodziłeś, żeby tak wyglądać?
- Odczep się! – krzyknął zdesperowany, próbując wstać, ale był zbyt osłabiony. Nogi ugięły się pod nim.
- Już jesteś wystarczająco chudy, musisz jeść – tłumaczył wytrwale, starając się zachować spokój.
Tymi słowami go złamał.
- Nie jestem... - szepnął nagle i ukrył twarz w dłoniach. – Jestem gruby. Obrzydliwy. Wyglądam jak świnia.
Spojrzeliśmy na siebie z Hoseokiem.
Obydwoje już byliśmy pewni, że Jimin miał ogromny problem.
Nie dość, że go tak potwornie raniliśmy, to jeszcze nie zauważyliśmy, że walczy z dużo większym problemem...
***
Usiedliśmy z nim na łóżku i odpowiednimi pytaniami zmuszaliśmy go do zwierzeń.
To, co mówił, było przerażające.
- Jestem gruby, ohydny. Nie mogę pokazywać się nigdzie z takimi nogami, z taką twarzą... - mówił, podkulając nogi i patrząc pustym wzrokiem gdzieś w dal. – Czemu wszyscy mogą być chudzi, a ja nie? Co z tego, że ćwiczę, skoro nadal tak wyglądam... Nie mogę już jeść, nie mogę pić. Jestem obrzydliwy.
Hobi ostrożnie zbliżył się do niego i objął go za ramię.
– Może trzeba to leczyć, co? Jakaś terapia, nie wiem...
- Nie... może teraz mi się polepszy, skoro nasze relacje wracają do normy. Nie chcę was obwiniać, ale przez ostatnie trzy tygodnie czułem się fatalnie. Miałem nawet czarne myśli... - Hoseok spojrzał na mnie zaniepokojony, marszcząc brwi. Odwróciłem wzrok. – Ale to przez przemęczenie, kompleksy... odrzucenie. Naprawdę nie chodziło o to, że chciałem Tae tylko dla siebie. Po prostu nie potrafiłem podzielić swoich uczuć. Raz byłem zazdrosny o jednego z was, raz o drugiego. Gdy widywałem was razem czułem się odrzucany. Próbowałem to wytłumaczyć, ale nie wyrażałem się jasno najwidoczniej... - powiedział z pretensją w głosie.
Nie dziwiłem mu się. Popełniłem z J-Hopem strasznym błąd, traktując i oceniając go w ten sposób.
- Kiedy ostatnio jadłeś? – przerwał mu Hoseok.
Jimin spojrzał na niego przestraszony.
- Nie wiem... nie pamiętam... wczoraj rano?
Szatyn przejechał dłonią po twarzy i westchnął.
- Zrobię ci coś do jedzenia, ok? – Jimin otworzył szeroko oczy i wolno pokręcił głową. – Nic kalorycznego – sprostował szybko Hobi. – Musisz coś jeść.
Tak też zrobił.
Położył przed nim talerz z kanapkami i spojrzał na niego wyczekująco.
- Nie będę tego jadł, rozumiesz... - wycedził czarnowłosy.
Siedziałem obok nich na łóżku i patrzyłem na tę scenę przerażony. Przeczuwałem, że zaraz stanie się coś złego.
- Musisz, bo skończysz w szpitalu – mówił spokojnie najstarszy z nas.
- Mam to gdzieś...
- Jak to? Masz gdzieś los naszego zespołu... nas? Mnie i Tae?
- Może... - wymamrotał.
To, co zrobił wtedy Hoseok przerosło moje najśmielsze obawy.
Spoliczkował go. Tak jak Jimin zrobił to wcześniej mi. Nie zrobił tego mocno, ale to go otrzeźwiło.
- Powiedzmy, że jesteśmy kwita za spoliczkowanie Tae.
Matko... on był bezwzględny. Przez chwilę obawiałem się, że Jimin się na niego rzuci albo wpadnie w histerię, jednak nic takiego się nie stało.
Widziałem, że czarnowłosy się na niego wściekł, ale nic mu nie zrobił, tylko drżąc wziął do ręki kanapkę i zaczął jeść ją, biorąc bardzo małe kęsy.
Odetchnąłem z ulgą i uśmiechnąłem się do J-Hope'a. Ten kiwnął głową porozumiewawczo.
- Chcesz jeść sam? Może cię krępuje, że tu siedzimy? – spytałem. Ten jednak pokręcił tylko głową, jedząc coraz szybciej – jakby od tygodnia nie miał nic w ustach.
Po chwili siedział już przed pustym talerzem. Hobi zabrał od niego naczynie i położył je na parapecie.
- Widzisz? Nie było tak źle. Rozciągnie ci się żołądek i wszystko wróci do normy. Nikt ci nie każe przytyć, bo wiem, że to może być dla ciebie za wiele. Ale już nie chudnij, błagam, bo trafisz do szpitala – tłumaczył mu.
Jimin siedział ze zwieszoną głową i słuchał tego spokojnie.
- Dziękuję – szepnął.
- Daj spokój. Ale jeśli nie zaczniesz jeść, zgłosimy to menadżerowi. Nie możesz się bardziej pochorować.
Wtem Jimin, zaciskając wargi, przytulił się do niego, obejmując go mocno za szyję.
- Będzie dobrze – powiedział uspokajająco szatyn i pogłaskał go po głowie.
Może powinienem być zazdrosny, ale w tamtym momencie byłem tak szczęśliwy, że wszystko jakoś się układa, że nie byłem w stanie truć się jakimikolwiek negatywnymi emocjami.
I miałem nadzieję, że tak już pozostanie mimo problemów i cierpienia Jimina.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro