Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Pragnienia

Cóż, niedługo ta seria się skończy. Tak naprawdę zostały tylko dwa rozdziały ;A;

Ale mam nadzieję, że wkręcicie się też w "Martwego dla świata" QQ

Tak w ogóle... nie spodziewałam się tak ciepłego przyjęcia moich ficzków ;_; Bardzo dziękuję za opinie, którymi mnie uraczyliście tutaj i na blogu. W związku z tym postanowiłam rozdziały "Martwego dla świata" dodawać co tydzień, bo trochę ich jest, a nie wszystkie są długie ♥

Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za miłe słowa~ T_T

A tymczasem zapraszam na piąty rozdział :3


__________________________________________________________________________


5. Pragnienia


- Wiem, że z nim byłeś – mówił czarnowłosy.

Przez chwilę w przerażeniu miałem ochotę zaprzeczać, jednak szybko doszedłem do wniosku, że to nie miałoby sensu i tylko bardziej bym się pogrążył.

Nie było wątpliwości – skoro mówił takie rzeczy, to znaczy, że wszystko widział.

Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Nawet sobie nie wyobrażałem jak musiał się czuć, widząc mnie z Hoseokiem...

- Przepraszam, Jimin, naprawdę. Nie tak miało być.

Spuściłem wzrok.

- A jak miało być? – spytał, patrząc mi prosto w oczy. – Pewnie liczyłeś na to, że nie zostaniecie przyłapani, co?

Zaczynałem się irytować.

Odsuwał mnie od siebie i nagle robił mi awanturę o to, że robiłem coś z moim chłopakiem...? Zobaczenie nas razem musiało być dla niego straszne, ale sam się o to prosił, traktując nas w ten sposób. Myślał, że będziemy tygodniami cierpliwie czekać, aż zacznie nas lepiej traktować? Niedoczekanie.

- Nie chcę już o tym rozmawiać. Stało się – wymamrotałem podirytowany. – Następnym razem zostaniesz poinformowany.

O nie. Nie dam z siebie robić czyjejś własności. Tym bardziej, że umawialiśmy się na coś innego...

- Będę poinformowany?! – krzyknął nagle rozpaczliwie.

- A co, to też ci nie pasuje? – warknąłem. – Pieprzony egoista...

Wtedy stało się coś, co rozbiło moją rzeczywistość na milion kawałków.

Jimin mnie spoliczkował.

Nogi ugięły się pode mną ze zdziwienia. Złapałem się za policzek i zszokowany oparłem plecami o ścianę.

Nie było to mocne uderzenie, ale sam fakt, że to zrobił był dla mnie szokiem.

Nagle do pokoju wpadł Hoseok. Doskoczył do Jimina i łapiąc go za ramiona pchnął go na ścianę.

Prawdopodobnie chciał go tylko ode mnie odciągnąć, ale zrobił to zbyt gwałtownie i chłopak uderzył w nią tyłem głowy.

Ku mojemu przerażeniu stracił przytomność i bezwładnie osunął się po niej.

- Coś ty zrobił?! – wrzasnąłem przerażony do J-Hope'a. Kucnąłem przy czarnowłosym i zacząłem delikatnie klepać go po policzku. – Jimin? Ocknij się... - błagałem.

Hoseok przestraszony kucnął szybko obok niego i zamarł, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.

- Oddycha... - powiedział nagle z ulgą. – Sprawdźmy puls. – Mówiąc to, złapał go za nadgarstek i zaczął cicho liczyć uderzenia.

Odgarnąłem nieprzytomnemu chłopakowi grzywkę z twarzy. Po krótkiej chwili odetchnąłem z ulgą widząc, że odzyskuje przytomność.

- Całe szczęście... – Objąłem Jimina za szyję. – Wszystko w porządku? – spytałem i spojrzałem mu w oczy.

- Zostawcie mnie... - wymamrotał, odwracając od nas twarz i zamykając mocno powieki.

- Jimin, przepraszam, ja nie chciałem tak mocno cię popchnąć... - powiedział Hobi i wyciągnął rękę w stronę chłopaka. Ten jednak odtrącił ją gwałtownie i powtórzył płaczliwie:

- Zostawcie mnie.

Wtedy dotarło do mnie, jak bardzo go skrzywdziliśmy.

Może on wcale nie był egoistyczny i zimny... tylko przerażony całą tą sytuacją i swoimi uczuciami...

Moje myśli przerwał Hoseok:

- Jimin... - mówił do niego. – Ty coś w ogóle jesz? – Zmienił temat.

W pierwszej chwili nie zrozumiałem, dlaczego go o to spytał. Do chwili, gdy spojrzałem na jego nogi.

Wyglądały jak patyki. Gdybym go nie znał powiedziałbym, że chłopak cierpi na anoreksję.

Potwornie schudł. Wtedy już wiedziałem, dlaczego unikał ostatnio chodzenia w krótkich spodenkach i koszulkach.

- Nie twoja sprawa – wysyczał.

- Czemu tak schudłeś? – ciągnął dalej szatyn. – Specjalnie się głodziłeś, żeby tak wyglądać?

- Odczep się! – krzyknął zdesperowany, próbując wstać, ale był zbyt osłabiony. Nogi ugięły się pod nim.

- Już jesteś wystarczająco chudy, musisz jeść – tłumaczył wytrwale, starając się zachować spokój.

Tymi słowami go złamał.

- Nie jestem... - szepnął nagle i ukrył twarz w dłoniach. – Jestem gruby. Obrzydliwy. Wyglądam jak świnia.

Spojrzeliśmy na siebie z Hoseokiem.

Obydwoje już byliśmy pewni, że Jimin miał ogromny problem.

Nie dość, że go tak potwornie raniliśmy, to jeszcze nie zauważyliśmy, że walczy z dużo większym problemem...


***


Usiedliśmy z nim na łóżku i odpowiednimi pytaniami zmuszaliśmy go do zwierzeń.

To, co mówił, było przerażające.

- Jestem gruby, ohydny. Nie mogę pokazywać się nigdzie z takimi nogami, z taką twarzą... - mówił, podkulając nogi i patrząc pustym wzrokiem gdzieś w dal. – Czemu wszyscy mogą być chudzi, a ja nie? Co z tego, że ćwiczę, skoro nadal tak wyglądam... Nie mogę już jeść, nie mogę pić. Jestem obrzydliwy.

Hobi ostrożnie zbliżył się do niego i objął go za ramię.

– Może trzeba to leczyć, co? Jakaś terapia, nie wiem...

- Nie... może teraz mi się polepszy, skoro nasze relacje wracają do normy. Nie chcę was obwiniać, ale przez ostatnie trzy tygodnie czułem się fatalnie. Miałem nawet czarne myśli... - Hoseok spojrzał na mnie zaniepokojony, marszcząc brwi. Odwróciłem wzrok. – Ale to przez przemęczenie, kompleksy... odrzucenie. Naprawdę nie chodziło o to, że chciałem Tae tylko dla siebie. Po prostu nie potrafiłem podzielić swoich uczuć. Raz byłem zazdrosny o jednego z was, raz o drugiego. Gdy widywałem was razem czułem się odrzucany. Próbowałem to wytłumaczyć, ale nie wyrażałem się jasno najwidoczniej... - powiedział z pretensją w głosie.

Nie dziwiłem mu się. Popełniłem z J-Hopem strasznym błąd, traktując i oceniając go w ten sposób.

- Kiedy ostatnio jadłeś? – przerwał mu Hoseok.

Jimin spojrzał na niego przestraszony.

- Nie wiem... nie pamiętam... wczoraj rano?

Szatyn przejechał dłonią po twarzy i westchnął.

- Zrobię ci coś do jedzenia, ok? – Jimin otworzył szeroko oczy i wolno pokręcił głową. – Nic kalorycznego – sprostował szybko Hobi. – Musisz coś jeść.


Tak też zrobił.

Położył przed nim talerz z kanapkami i spojrzał na niego wyczekująco.

- Nie będę tego jadł, rozumiesz... - wycedził czarnowłosy.

Siedziałem obok nich na łóżku i patrzyłem na tę scenę przerażony. Przeczuwałem, że zaraz stanie się coś złego.

- Musisz, bo skończysz w szpitalu – mówił spokojnie najstarszy z nas.

- Mam to gdzieś...

- Jak to? Masz gdzieś los naszego zespołu... nas? Mnie i Tae?

- Może... - wymamrotał.

To, co zrobił wtedy Hoseok przerosło moje najśmielsze obawy.

Spoliczkował go. Tak jak Jimin zrobił to wcześniej mi. Nie zrobił tego mocno, ale to go otrzeźwiło.

- Powiedzmy, że jesteśmy kwita za spoliczkowanie Tae.

Matko... on był bezwzględny. Przez chwilę obawiałem się, że Jimin się na niego rzuci albo wpadnie w histerię, jednak nic takiego się nie stało.

Widziałem, że czarnowłosy się na niego wściekł, ale nic mu nie zrobił, tylko drżąc wziął do ręki kanapkę i zaczął jeść ją, biorąc bardzo małe kęsy.

Odetchnąłem z ulgą i uśmiechnąłem się do J-Hope'a. Ten kiwnął głową porozumiewawczo.

- Chcesz jeść sam? Może cię krępuje, że tu siedzimy? – spytałem. Ten jednak pokręcił tylko głową, jedząc coraz szybciej – jakby od tygodnia nie miał nic w ustach.

Po chwili siedział już przed pustym talerzem. Hobi zabrał od niego naczynie i położył je na parapecie.

- Widzisz? Nie było tak źle. Rozciągnie ci się żołądek i wszystko wróci do normy. Nikt ci nie każe przytyć, bo wiem, że to może być dla ciebie za wiele. Ale już nie chudnij, błagam, bo trafisz do szpitala – tłumaczył mu.

Jimin siedział ze zwieszoną głową i słuchał tego spokojnie.

- Dziękuję – szepnął.

- Daj spokój. Ale jeśli nie zaczniesz jeść, zgłosimy to menadżerowi. Nie możesz się bardziej pochorować.

Wtem Jimin, zaciskając wargi, przytulił się do niego, obejmując go mocno za szyję.

- Będzie dobrze – powiedział uspokajająco szatyn i pogłaskał go po głowie.

Może powinienem być zazdrosny, ale w tamtym momencie byłem tak szczęśliwy, że wszystko jakoś się układa, że nie byłem w stanie truć się jakimikolwiek negatywnymi emocjami.

I miałem nadzieję, że tak już pozostanie mimo problemów i cierpienia Jimina. 








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro