4. Wątpliwości
- Jimin! Jimin, ocknij się... - usłyszałem, odzyskując przytomność.
Uchyliwszy z trudem powieki, ujrzałem nad sobą Hobiego i resztę zespołu. Wszyscy wpatrywali się we mnie zmartwieni i przerażeni...
Co się stało? Zemdlałem? Gdzie ja w ogóle byłem?
Syknąłem, gdy próbując unieść głowę, przeszył ją ostry ból. Dotknąłem jej nerwowo opuszkami palców, by po chwili zobaczyć na nich krew.
- Trzeba zadzwonić po pogotowie. Rozwalił sobie głowę... - powiedział przestraszony Namjoon, wpatrując się w moje pobrudzone czerwoną posoką palce. - Kto ma przy sobie telefon!? Dzwonić, nie zastanawiać się! - krzyczał panicznie.
- Tak, zadzwońcie po pogotowie i menadżera - mruknął smutno Hoseok, odgarniając mi grzywkę z twarzy. - To poważniejszy problem niż tylko omdlenie.
- Nie, nie dzwońcie nigdzie... - zdołałem tylko wychrypieć, próbując usiąść, jednak Hobi szybko mnie powstrzymał.
Jeszcze tego brakowało, żeby kogoś wzywali... Jeśli menadżer dowie się, że przez głodówkę zemdlałem, to wyśle mnie do psychiatry, a tego bym nie chciał.
Słyszałem o przypadkach, w których idole chorzy na przykład na depresję byli obserwowani dwadzieścia cztery godziny na dobę, truci lekami i nękani ciągłymi wizytami psychiatry czy psychologa...
- Jimin, zemdlałeś, bo się głodzisz - mruknął Jungkook. Czyli Hoseok wszystkim już o tym powiedział? - I tak za długo wszyscy zwlekaliśmy, nie mówiąc o tym nikomu. Przegiąłeś tym razem.
Wtedy Suga wstał z klęczek i wystukując numer na dotykowym ekranie wyświetlacza telefonu, odsunąwszy się od nas parę kroków, odezwał się do słuchawki:
- Pogotowie? Chciałbym wezwać karetkę. Mój kolega zemdlał i mocno krwawi z rany na głowie...
- Przykro mi, Jimin, musiało w końcu do tego dojść - mruknął J-Hope, odwracając moją uwagę od Sugi. - Będzie dobrze, obiecuję.
***
Wszystko potoczyło się zbyt szybko...
Przyjechała karetka, zawieziono mnie do szpitala, przebadano. W międzyczasie pojawił się menadżer, który poinformował mnie o tym, że jeśli tak się głodziłem, to podejrzewa mnie o zaburzenia odżywiania i od tamtego momentu będę miał spotkania z psychologiem. A raczej nie poinformował, tylko niewiele brakowało, by zaczął się na mnie drzeć. Był wściekły. Reszta zespołu też dostała ochrzan za to, że mimo, iż wiedzieli o moim stanie, nie powiedzieli o tym nikomu.
Leżałem w sali szpitalnej martwiąc się tym, co teraz będzie, gdy do pomieszczenia wszedł Hobi.
- Jak się czuje mój śliczny chłopaczek? - spytał smutno i usiadł obok mnie na łóżku.
- Tak sobie. Za dużo się ostatnio dzieje... - mruknąłem, nawet nie zaszczycając chłopaka spojrzeniem. - Najpierw Tae, teraz to...
- A co, martwisz się dalej Taehyungiem?
- Może trochę. Nie tęsknię za nim ani nic z tych rzeczy, ale po prostu dalej boli mnie to, jak mnie, nas potraktował. Jak śmieci. Wciąż w głowie dudnią mi jego słowa, że dla niego ten związek to było tylko ograniczanie, a miał być zabawą... Po prostu uważałem go za innego człowieka i to boli. Zawiodłem się i tyle.
- Mam podobnie - odparł i odgarnął mi grzywkę z czoła. - Ale, jeśli chodzi o sprawy... hm, sercowe, to chyba teraz jest w porządku, co?
- Powiedziałbym nawet, że jest coraz lepiej - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem i wtuliłem czoło w przedramię czarnowłosego.
Kochałem go. Tak bardzo go kochałem... Byłem szczęściarzem.
- Wiesz, że za godzinę przyjdzie do ciebie psycholog na rozmowę? - spytał, drapiąc mnie po głowie.
- Tak i nie jestem tym zachwycony. Nie wiem, jak to wszystko będzie teraz wyglądać...
- Wiesz co, nie martwiłbym się tym tak na twoim miejscu. Nie chcę, żeby to zabrzmiało, jakbym cię lekceważył, ale dużo idoli ma takie problemy i leczenie wcale nie przeszkadza im w realizowaniu się w zespole. A terapia na pewno ci pomoże i będziesz się lepiej czuł. Chcę, żebyś był zdrowy i szczęśliwy. Tęsknię za twoim nieschodzącym z buźki uśmiechem... - powiedział i pocałował mnie w głowę, jak to często zwykł robić. - Jestem tylko na siebie zły, że wcześniej nie zareagowałem.
- Daj spokój. Nie miałeś pojęcia, że było tak źle. Za dobrze się ukrywałem...
- Kocham cię, Chim. I nie zostawię, rozumiesz? Nie zostawię - powiedział Hoseok i położywszy dłonie na moich policzkach, wpił się w moje usta. Całował mnie namiętnie, jedną ręką mierzwiąc mi włosy, gdy nagle przerwał nam krzyk Namjoona:
- Ja pierdolę! Co tu się dzieje?! - Blondyn, potykając się o własne nogi, dosłownie wpadł do sali, zamykając za sobą z hukiem drzwi. - Co wy robicie? Jimin, Hoseok? HOSEOK, CZEMU GO OBMACUJESZ?!
W pierwszej chwili byłem przerażony. Zostaliśmy przyłapani w najgorszym momencie. Wróć. Najgorszym momentem byłoby, gdyby przyłapał nas w trakcie "posuwiska", ale i tak było kiepsko.
Jednak widząc zdziwioną minę Rapmona i słysząc jego komiczne pytania, wybuchłem tylko śmiechem.
- Boże, Namjoon! - krzyknął Hobi i zerwał się z łóżka, wyciągając przed siebie ręce w obronnym geście. No nie, kolejny panikarz... - To nie tak!
- Jak nie tak?! Jesteście razem?! - krzyczał dalej blondyn.
- Dobra, Hobi. I tak prędzej czy później by to wyszło - przerwałem głośną wymianę zdań, siadając na łóżku. - Tak, Namjoon, jesteśmy parą.
Lider wytrzeszczył jeszcze bardziej oczy, by po chwili zmarszczyć brwi w sposób, jakby miał zaraz wybuchnąć śmiechem i powiedział:
- No ładnie. Cholera. To jest Bangtan Boys, czy Bangtan Gays...
Hoseok parsknął śmiechem, prawie się opluwając.
- Wybacz, że dowiadujesz się w taki sposób... - powiedział tylko Hobi, uśmiechając się niepewnie.
- Spoko. Nic do tego nie mam, tylko po prostu jestem zaskoczony. Zawsze byłem przekonany, że to przytulanie się i w ogóle, to tylko dla żartów, a tu się okazuje, że wszystko rozgrywało się na poważnie...
- No tak wyszło - dodałem tylko wzruszając ramionami. - Ale nie powiesz o tym nikomu?
- No nie powiem, ale uważam, że lepiej, by reszta się dowiedziała. Dobrze by było, gdyby to zostało w zespole, a znając życie i tak prędzej czy później chłopcy dowiedzą się o was.
- Na pewno im powiemy, gdy będzie okazja - zapewniłem tylko.
- A jak się czujesz? Lepiej troszkę? Jak głowa?
- Już lepiej... Jutro będą wyniki badań krwi,
- Będziemy czekać - uśmiechnął się do mnie ciepło. - Reszta chłopaków przyjdzie wieczorem, jak już będziesz po wizycie psychologa. Teraz odpoczywaj. Zostajesz, Hobi, czy idziesz na kawę? - spytał go blondyn.
- Zostanę z Jiminem.
***
Co tu dużo mówić... Rozmowa z psychologiem nie należała do najprzyjemniejszych.
Wypytywał mnie o moje kompleksy związane z jedzeniem i nie zastanawiając się długo, skierował mnie do innego lekarza na regularne terapie. Oczywiście już w szpitalu manager wyładował na mnie całe swoje niezadowolenie zaistniałą sytuacją, obwiniając o wszystko. Że mogłem komuś o tym powiedzieć, a nie uzależniać się teraz od terapeuty... Może i miał rację, ale i tak już było po ptokach.
Po dwóch dniach pobytu w szpitalu wróciłem do mieszkania. Jak się okazało miałem potworne niedobory wielu niezbędnych składników, a organizm był już w takim stanie, że z czystym sumieniem można było powiedzieć, że był na skraju wyniszczenia. Jednak nie było na tyle źle, bym musiał zostać dłużej w szpitalu. Po prostu przegiąłem z dietą i tyle. Pewnie, gdybym głodził się dłużej i intensywniej, musiałbym zostać pod dłuższą obserwacją, co oczywiście przełożyłoby się na losy zespołu... Ale szczęściem w nieszczęściu było to, że pomoc nadeszła w momencie, gdy już bardzo jej potrzebowałem i niewiele brakowało, żebym doprowadził się do poważniejszych zaburzeń odżywiania, może nawet anoreksji, wycieńczając swój organizm.
Oczywiście nie obyło się bez ciągłych zatroskanych pytań reszty zespołu, a Hobi nie odstępował mnie nawet na krok pilnując, bym jadł wszystko, co było mi podtykane pod nos. Niechętnie więc, ale jadłem. Wszystko wskazywało na to, że tak jak szybko moje problemy się zaczęły, tak szybko znikną.
Niestety, jak się okazało, bardzo się pomyliłem, a prawdziwa burza miała dopiero nadejść.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro