2. Pragnienia
- Ej, kto zamknął drzwi?
Zamarłem, gdy usłyszałem głos Hoseoka.
Taeś wyrwał się z mojego uścisku i zakładając bokserki szepnął do mnie zdenerwowany:
- Co mu powiemy...?
Pokręciłem głową rozbawiony jego paniką.
- Na przykład, że rozmawialiśmy o czymś ważnym? - spytałem ironicznie. - Nie masz co panikować.
Próbowałem go uspokoić, jednak sam byłem zdenerwowany tym, że praktycznie zostaliśmy przyłapani.
Cóż, zamykanie się z kolegą w pokoju na klucz nie było czymś na porządku dziennym...
Hobi zaczął walić pięścią w drzwi.
- Juuż! - odkrzyknąłem i zszedłszy z łóżka zapaliłem nocną lampkę. - Już otwieram!
Przekręciłem kluczyk i gdy otworzyłem drzwi, moim oczom ukazał się zdziwiony J-Hope.
Serce zaczęło mi bić szybciej ze stresu.
Szatyn przez chwilę wpatrywał się podejrzliwie to we mnie, to w siedzącego na łóżku Taehyunga.
- Czemu zamknęliście drzwi? - spytał z wyraźnym zdenerwowaniem.
- A jak myślisz? - spytałem, siląc się na beztroski żartobliwy ton.
Otworzyłem szerzej drzwi i odsunąłem się, dając mu do zrozumienia, by wszedł do pokoju.
Hobi wytrzeszczył na mnie oczy. Pewnie pomyślał, że robiliśmy coś zbereźnego. Zaśmiałem się sztucznie, widząc jego reakcję.
- Oj, ludzie - westchnąłem. - Rozmawialiśmy o swoich życiowych rozterkach. Wy byliście zajęci, a Tae chciał pogadać.
Ten spojrzał na mnie z miną: „Ja chciałem pogadać?!".
- Hmm, no dobra. - Hobi wzruszył ramionami i wchodząc do pomieszczenia zapalił górne światło. - A mogę wiedzieć o czym? I czemu zamknięci? - spytał i zamknąwszy za sobą drzwi usiadł na swoim łóżku położonym pod oknem.
Otworzyłem usta, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
Rudowłosy jednak szybko wyszedł z sytuacji obronną ręką i szczerze mu odpowiedział:
- Rozmawialiśmy o tym, że przez długi czas będziemy samotni, bo patrząc na nasz obecny tryb życia, ciężko będzie nam sobie kogoś znaleźć. Złapałem doła i musiałem z kimś pogadać...
Mój Taeś taki przekonujący. To miło, że jednak on wyszedł na marudę, a nie ja.
- Ach, rozumiem... Jeśli chcecie, pogadamy o tym jutro. - Przetarł oczy i stłumił ziewnięcie. - Ale dzisiaj już za późno. Zbliża się trzecia godzina, musimy się położyć. W porządku? - Zlustrował mnie i Taehyunga wzrokiem.
- Nie ma co do tego wracać - odparł Tae i uśmiechnął się uroczo. - Już mi lepiej.
Hobi uśmiechnął się do nas ciepło najwyraźniej uspokojony jego odpowiedzią.
- Gaszę światło i śpimy.
Gdy tak leżałem na górnym piętrze łóżka mojego i Taehyunga nie myślałem o niczym innym jak o tym, by móc go jeszcze raz do siebie przytulić.
***
Obudziły mnie ciche kroki. Otworzyłem oczy i przekręciwszy się na bok rozglądnąłem się po pokoju. Hoseok właśnie zakładał na siebie bluzę i skradając się wyszedł cicho z pokoju. Spojrzałem na elektroniczny zegarek zawieszony na ścianie.
Niedziela. Siódma trzydzieści cztery.
Kolejny całkowicie luźny dzień. Zero obowiązków, tylko laba. Jedyne, co miałem do zrobienia, to wieczorne ćwiczenia na siłowni.
Uśmiechnąłem się do siebie i przeciągnąwszy się zajrzałem na dolne piętro łóżka. Tae spał słodko zawinięty w kołdrę jak naleśniczek. Oddychał cicho i miarowo, a zza kołdry wystawała tylko jego bujna ruda czupryna. Już chciałem do niego zejść, gdy uderzyło mnie uczucie niepokoju.
Kim dla niego byłem? Jak będzie się zachowywał po wczorajszej nocy? Czy Hobi czegoś się domyślał? Co będzie dalej?
W głowie kłębiło mi się tysiące pytań.
Jęknąłem zrezygnowany. To nie jest teraz ważne. Wszystko się wyjaśni.
Najciszej jak potrafiłem usiadłem na łóżku, by następnie zacząć powoli schodzić po drabince. Gdy stanąłem obok jego wyrka powiedział coś niewyraźnie przez sen i przekręcił się na bok, ukazując swoją śliczną twarzyczkę. Patrzyłem na niego jak zaczarowany. Taki piękny Aniołek...
Przekręciłem klucz w drzwiach (wiedziałem, że tym razem Hobi by mnie za to ukatrupił, ale ważniejsze było dla mnie spędzenie chwili z moim chłopaczkiem) i cichutko wsunąłem się pod kołdrę obok rudowłosego. Powiedział coś niezrozumiale i wciąż śpiąc wtulił się we mnie jak małe dziecko.
Pocałowałem go w główkę i przytuliłem do siebie, głaszcząc go po plecach.
- Mmm... Jimin...? - zamamrotał i popatrzył na mnie spod przymkniętych oczu.
Boże, miał takie długie ciemne rzęsy...
- To chyba ja - odparłem żartobliwie, drapiąc go przez koszulkę po kręgosłupie.
Uśmiechnął się do mnie szeroko tym swoim kwadratowym uśmiechem, mrużąc oczy tak mocno, że nie było ich widać.
- Cieszę się, że to ty - wyszeptał i wtulił twarz w mój tors.
- Taeś?
- Hm?
Przełknąłem ślinę i oparłszy brodę o jego głowę wbiłem wzrok w ścianę.
- Kim dla ciebie jestem?
Spiął się, słysząc moje pytanie. Nie przestając go głaskać, wyczekiwałem odpowiedzi.
- Co dla ciebie znaczyło wczoraj? Czy to było dla ciebie tylko zaspokojenie czy może coś więcej? - dopytywałem z udawanym spokojem.
W tym momencie objął mnie mocno, splatając moje nogi ze swoimi.
- Znaczyło to dla mnie bardzo dużo... - zaczął. - Od naszego pierwszego spotkania zacząłem coś do ciebie czuć, ale szczerze mówiąc nigdy nie miałem nadziei na to, że coś się może rozwinąć. Tak naprawdę z góry zakładałem, że jednak wolisz dziewczyny, a nawet jeśli byłoby inaczej, to obiektem twoich westchnień na pewno nie byłbym ja...- dokończył cichutko.
- Czemu niby nie miałbyś to być ty?
- No nie wiem, po prostu to by było za piękne. Dwaj faceci, którzy się sobie podobają, mieszkają w tym samym pokoju i grają w jednym zespole... Brzmi to jak cudowny, utopijny zbieg okoliczności.
Zaśmiałem się cicho.
- A ty coś do mnie czujesz? - spytał i wsunął dłonie w moje włosy.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nie byłem gotów na wyznania typu „kocham cię". Sam nie wiedziałem czy to miłość, czy po prostu przywiązanie. Nie chciałem używać tak wielkich słów. Nie wtedy, gdy nasza relacja dopiero zaczynała się zacieśniać.
- Tak - odparłem tylko. Chwyciłem go za ramiona ułożyłem tak, by się na mnie położył. Objąłem go nogami i wpiłem się w jego miękkie, gorące, suche usta.
Stał się dla mnie wszystkim.
***
Minęło parę dni.
Niepokój ogarnął mnie i cały zespół w momencie, gdy zauważyliśmy, że Hobi marnieje w oczach. Chudł, nie był taki rześki jak kiedyś. Próbował udawać, że wszystko jest w porządku, zbywał moje zatroskane pytania machnięciem ręki i swoim popisowym uśmiechem. Nadal wygłupiał się w charakterystyczny dla siebie sposób, ale nie było to tak energiczne jak kiedyś.
Działo się z nim coś niedobrego. Martwiłem się o niego, ale nie mogłem nic zrobić. Nie pozwalał się do siebie zbliżyć.
Menadżer wysłał go do lekarza, gdzie przeszedł wszystkie kompleksowe badania i jedyne, co było nieprawidłowością, to niedobór żelaza, który jednak łatwo było uzupełnić odpowiednią dietą.
Coś działo się w jego głowie, ale nikt nie wiedział co.
Jego stan ciągnął się już dobre dwa tygodnie, jednak wciąż liczyliśmy na to, że to chwilowy kryzys.
Tak jak u Sugi, który frustrował się po prostu brakiem czasu i weny. Ale on nie chudł, nie miał tego pustego spojrzenia...
W przeciwieństwie do Hobiego.
Pomyślałem wtedy, że może to przez związek mój i Tae? Może jest o któregoś z nas zazdrosny? Szybko jednak odrzuciłem ten pomysł. Udawaliśmy tak dobrze, że nikt nie był w stanie zauważyć, że coś zmieniło się między nami. W czasie wszelkich naszych zbliżeń też się skrupulatnie ukrywaliśmy.
Razem z resztą zespołu w tajemnicy przed Hoseokiem zadecydowaliśmy, że musimy go obserwować i każdą niepokojącą zmianę zgłaszać menadżerowi. To musiało wystarczyć. Tym bardziej, że wytwórnia zawsze była przewrażliwiona na punkcie zdrowia swoich podopiecznych i nigdy nie zaniedbywała niepokojących symptomów któregoś z nich - od razu w grę wchodził lekarz (idol musiał być zdrowy, w końcu pieniądze po ulicy nie chodzą - ktoś musiał zarabiać).
***
Pewnego wieczoru wróciliśmy wszyscy z treningu do mieszkania. Ochoczo całym zespołem zjedliśmy kolację, a następnie każdy z nas odświeżył się pod prysznicem.
Biedny Taeś, który nie zdążył wbić się w kolejkę, musiał czekać aż do pierwszej w nocy, by móc skorzystać z łazienki.
Wszyscy już spali. Oprócz mnie oczywiście.
Nie odpuszczaliśmy żadnej okazji, by móc pobyć ze sobą sam na sam.
- Taeś? - zapukałem do drzwi łazienki. - Kochanie, otwórz mi - poprosiłem szeptem.
Drzwi cicho się uchyliły i moim oczom ukazał się Taehyung owinięty tylko ręcznikiem wokół bioder.
Z mokrych włosów skapywała mu woda.
- Czegoś potrzebujesz? - spytał uprzejmie, nie wpuszczając mnie jednak do środka.
- Tak, ciebie.
- To może jak wyjdę? Jestem prawie goły... - odparł zawstydzony.
- No to co? Widziałem cię już tam - odparłem i bez ceregieli wszedłem do łazienki.
Podszedłem do chłopaka i przytuliłem go mocno. Był cały mokry i gorący - widocznie dopiero co wyszedł spod prysznica. Tae objął mnie niepewnie, by następnie zacząć całować mnie po szyi.
- Och - westchnąłem. - A kto to nam się ośmielił? - zaśmiałem się i odchyliłem lekko głowę, nie przestając głaskać go po nagich plecach.
W odpowiedzi odsunął się trochę ode mnie, by następnie wpić się w moje usta, obejmując mnie za szyję. Zaskoczył mnie tym. Nigdy sam nie wychodził z inicjatywą, a tu proszę. Dobierał się do mnie półnagi na środku łazienki.
Złapałem go za włosy, nie ciągnąc jednak za nie i objąłem go druką ręką w pasie. Spodobało mu się to, bo jęknął słodko. Na siłę rozchyliłem mu usta językiem i przechylając lekko głowę zacząłem namiętnie go całować. Chętnie oddawał pocałunki, więc przycisnąłem go do ściany. Syknął cicho w momencie, gdy dotknął plecami kafelków.
- Zimne...
Puściłem jego włosy.
- To chodźmy tam, gdzie jest cieplej.
- Gdzie? A jak nas nakryją?
- Nie nakryją. - Odgarnąłem mu mokrą grzywkę z czoła. - Całe szczęście w prawie każdym pokoju jest zamek z kluczem. Poza tym jest druga w nocy, nikt nie będzie się tam kręcił.
Popatrzył na mnie niepewnie.
- Chodź - powiedziałem i złapałem go za rękę.
Przeszliśmy niezauważeni przez mieszkanie i gdy tylko dotarliśmy do salonu zamknąłem za sobą drzwi.
Złapałem Tae za ramiona i pchnąłem go na kanapę.
- Po co ci ten ręcznik? - spytałem czysto retorycznie i po prostu zdarłem go z niego.
Taehyung natychmiast się zakrył, jednak nie przejmowałem się tym. Łapiąc go za ramię zmusiłem go, by położył się na plecach.
- J-Jimin... - zaczął biadolić.
- Mówiłem, nie ma wstydzenia się mnie.
Usiadłem obok niego na kanapie i delikatnie musnąłem jego usta, ujmując jego twarz w dłonie.
Nagle usłyszeliśmy szczęk otwieranych drzwi. Zerwałem się i stanąłem tak, by zakryć chłopaka. Ten usiadł szybko i owinął się ręcznikiem.
Nie przekręciłem klucza...
Hoseok, stojąc w wejściu, patrzył się na nas z przerażony.
Staliśmy tak sparaliżowani, lustrując się wzrokiem. Po chwili odwrócił się na pięcie i nic nie mówiąc zamknął za sobą drzwi.
Odwróciłem się w stronę rudowłosego - zakrywał usta dłonią, patrząc na mnie przestraszony.
- O kurwa - skomentowałem. - Niedobrze... Ale nie martw się. - Pogłaskałem go po głowie. - Pogadamy z nim. On się pewnie nie wygada i wszystko będzie jak dawniej, ok?
- Czemu to musi być takie skomplikowane... - szepnął do siebie, spuszczając wzrok.
Przemilczalem jego słowa.
***
O dziwo, w zachowaniu Hoseoka nic się nie zmieniło. To znaczy nadal wyglądał na ospałego, ale nie wyglądał, jakby mu się pogorszyło. Śmiał się, ćwiczył, wygłupiał - tak jak zawsze.
W związku z tym doszedłem z Tae do wniosku, że nie ma co z Hobim rozmawiać o zaistniałej sytuacji. Widocznie udawał, że nic nie widział i nie chciał do tego wracać. Nie zapowiadało się też, by miał się komukolwiek wygadać.
Jednak wszystko się wywróciło się do góry nogami, gdy pewnego dnia cały zespół wybrał się na siłownię, a w mieszkaniu zostałem tylko ja. Byłem przeziębiony i menadżer zalecił mi, żebym nie ruszał się z domu, tylko odbębnił jakieś najprostsze ćwiczenia, które pozwolą mi na zachowanie kondycji. Tak też zrobiłem i koło siedemnastej położyłem się do łóżka.
Zbudziły mnie kroki, rozchodzące się po pokoju.
Otworzyłem oczy.
- Hobi? - spytałem, przecierając oczy.
Czarnowłosy stał nade mną, marszcząc brwi.
- Musimy pogadać... - zaczął niepewnie.
Przełknąłem ślinę.
Nie spodziewałem się go. Nie wiedziałem, jaka rozmowa mnie czeka.
- No jasne, słucham cię - odparłem siadając na brzegu łóżka. Hoseok usiadł obok mnie.
- Co cię łączy z Tae? - spytał bez ogródek.
Spojrzałem na niego przerażony. Co miałem powiedzieć? Prawdę? Że jesteśmy razem? Czy skłamać, że to była tylko jednorazowa sytuacja?
- Czemu pytasz...? - Próbowałem go nieudolnie zwodzić.
- Widziałem was. Wtedy. - Odwrócił wzrok. - Po prostu chcę wiedzieć. Jesteśmy w tym samym zespole.
Przygryzłem wargę i odpowiedziałem na jednym wydechu.
- Skoro już nas widziałeś to... tak, kręcimy ze sobą od paru tygodni. Jednak nie wyjdzie to na jaw, jeśli o to ci chodzi. Nie afiszujemy się z tym, a wręcz się ukrywamy. Zespół nie ucierpi.
Hoseok zacisnął pięści.
- Nie o to chodzi, Jimin... Mogę być z tobą szczery? Tylko to może być... szokujące...
- Jasne, mów - odparłem zaniepokojony.
- Może inaczej... - Spuścił wzrok i wbił go w podłogę. - Myślisz, że można kochać dwie osoby na raz...?
- Jak to dwie...? Kogo masz na myśli?
- Nie chcę wam nic zepsuć, ale... mówię o was. Nie mogę już tego dłużej ukrywać. Przepraszam - powiedział i wstawszy gwałtownie wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samego.
Nie pobiegłem za nim. Nie miałem siły.
Zadzwoniłem do Tae:
- Możesz przyjechać? Mamy problem...
***
- Co się stało? - spytał Taehyung, wpadając z impetem do naszego pokoju.
- Hoseok o nas wie... - odparłem cicho, chowając twarz w dłoniach.
- O cholera... - mruknął i usiadł obok mnie na łóżku. - Gdzie on teraz jest?
- Nie wiem, gdzieś polazł, wysłał mi smsa, żebym się nie martwił i go nie szukał, że niedługo wróci. Ale wiesz co jest najgorsze? - Spojrzałem na niego.
- Nie... co takiego?
- On powiedział, że kocha nas obydwu. - V uniósł brwi i patrzył na mnie zszokowany. - Pewnie dlatego tak się źle czuł od tylu tygodni. Nie mógł znieść tego, że jesteśmy razem.
- I co dalej? - dopytywał.
- No nic, powiedział to i wyszedł. Mówił, że nie chce nic między nami psuć i że musiał w końcu wyznać prawdę.
Chłopak spuścił wzrok i przygryzł wargę.
Miałem zamiar zadać mu trudne pytanie. Byłem prawie przekonany, że go to zaboli.
- A czy ty mógłbyś pokochać dwie osoby? - spytałem, łapiąc go za rękę.
- Co...? Nie wiem, może... czemu pytasz?
- Chcesz wejść w trójkąt?
Tae wbił we mnie wzrok i otworzył usta ze zdziwienia.
- Ale jak to? - dopytywał.
- No normalnie. Mam nadzieję, że cię nie zraniło moje pytanie czy coś... Wiem, że to było nietaktowne, ale zdaję sobie też sprawę z tego, jak na niego patrzysz. - Odwrócił twarz i spojrzał gdzieś w kąt. - Zanim się ze sobą zżyliśmy byłeś z nim tak blisko jak ze mną. Czuję, że nie możesz wybrać żadnego z nas... Dobrze myślę? - Pogładziłem go kciukiem po wierzchu dłoni, wciąż za nią trzymając. - No powiedz, nie obrażę się.
- M-może... ale nie bierz tego do siebie proszę. Naprawdę jesteś dla mnie ważny...
To trochę zabolało. Z jednej strony byłem zazdrosny i miałem nadzieję, że jednak jestem dla niego tym jedynym. Ale święty też nie byłem. Gdybym miał wybierać pomiędzy nim a Hobim, musiałbym poważnie się zastanowić.
Co za ironia losu. Trójka chłopaków, którzy darzą się tym samym uczuciem? Nie wydawało mi się to możliwe. Ale z trójkątem miłosnym można było spróbować. Wtedy wyszłoby na jaw, kto tak naprawdę jest komu przeznaczony. I kto odpadnie.
- Wiem, wszystko jest w porządku. - Pocałowałem go w policzek. - To co, chcesz wejść w trójkącik?
- Niech będzie.
Gra właśnie się rozpoczęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro