Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#9. Nie mam doświadczenia w porywaniu kobiet.

Jackson trzasnął drzwiami, na co Harry wzdrygnął się ze swojego miejsca na kanapie. Akurat rozmawiał z kimś przez telefon i tylko prześledził wzrokiem chłopaka, który wkurwiony zdjął buty oraz kurtkę, po czym udał się na piętro. Potem Harry spojrzał na Hailey, która wyglądała jak siedem nieszczęść. 

- Yyy... Ranve? - oddalił trochę słuchawkę od ucha, aby zawołać po kolegę do łazienki. 

- Co?!

- Podejdź na chwilę - znowu przyłożył telefon do ucha. - Jestem. Poczekaj chwilę. - spojrzał na blondyna, który wszedł do pokoju w czarnych dresach i białej koszulce z logo Nike. - Zajmiesz się...? Tak, jestem. Co mówiłaś? - oddał się konwersacji wychodząc do ogrodu. Zerknął jeszcze przez szklane drzwi na Ranve, który spojrzał na dziewczynę w zdziwieniu.

- Co się stało? - zapytał podchodząc do niej. Ona tylko stała tam, pociągając nosem. Łzy nie leciały już z jej oczu. Uniosła na niego wzrok, który zaraz opuściła. 

- Zrobiła scenę w klubie - powiedział Jackson zbiegając ze schodów. - Suka nie potrafi nawet się powstrzymać, gdy ją facet dotknie. - ubrał kurtkę i założył buty. - Zajmij się nią. Nie wracam na noc.

Potem wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. 

Ranve oblizał usta odwracając na nią wzrok. Jego mina złagodniała i wyciągnął do niej rękę. Wtedy od nowa zaczęła płakać. Zasłoniła usta dłonią i płakała jak dziecko, które zostało bez mamy. W gruncie rzeczy tak było. 

- Cholera, nie płacz mi tu teraz - blondyn miał zamiar zabrać ją do pokoju i ogarnąć, ale widział, że dziewczyna jest w gorszym stanie niż zakładał na początku. Zdobył się na to i przytulił ją do siebie. 

Pieprzyć to, Jackson to skurwysyn - pomyślał. 

Ranve nie miał tyle egoizmu w sobie co Jackson. Ten potrafił własną siostrę upchnąć na noc znajomemu typkowi za paczkę fajek i skręta. A Ranve był typem, który w klubie nocnym pomógł wstać striptizerce, która potknęła się w drodze do baru. 

Hailey w tamtej chwili pierwszy raz od dawna czuła się, że jest we właściwym miejscu. Miała gdzieś czy zabrzmi to tandetnie. Ale z daleka od domu, wśród obcych, po nocy, jaką przeżyła, miała prawo przytulić się do najbardziej znanej jej osobie w pobliżu i powiedzieć, że to jest jej przystań na ten czas. 

Przyznała przed sobą, że ostatnio czuła się tak w ramionach Jacksona zanim wbił jej nóż w plecy i strzykawkę w szyję. Ale nie myślała o tym czy Ranve okaże się taki sam. Była pusta. Płakała wylewając żal, który opuszczał jej ciało pozostawiając po sobie lodowato pustą przestrzeń. Nie miała już żalu, strachu, poczucia winy. Gdy Ranve zabrał ją do łazienki, rozebrał ją, a ona tylko siedziała na zamkniętej toalecie i czekała aż blondyn każe jej wejść do wanny. 

On z kolei nie chciał jej pytać co się stało. Postanowił, że zapyta o to jutro lub kiedy sama mu o tym powie. Na razie pomógł jej się umyć. Widział jej nagie ciało, ale nie wzbudziło to w nim żadnych emocji. Była piękna, myślał o tym już pierwszej nocy spędzonej z nią w łóżku. Ale teraz współczuł jej i chciał, żeby w spokoju położyła się i zasnęła. 

Kiedy była w wannie, poszedł po swój podkoszulek, który potem ubrała. Jej włosy nieco się rozprostowały pod wpływem pary z wanny. Chłopak zaprowadził ją do pokoju, gdzie usiadła na łóżku i przykryła się kocem. Nadal nie powiedziała ani słowa. 

- Poczekaj tu, zaraz wrócę - powiedział Ranve, po czym wyszedł z pokoju. Nie miała zamiaru się nigdzie ruszać. Siedziała na łóżku patrząc w ścianę i zdzierała stary lakier z paznokci.

Blondyn zszedł na dół, gdzie Harry robił sobie kanapki. 

- Harry - zagadnął do niego ubierając buty. - Zrób jej herbatę i coś do jedzenia. Zaraz wracam - założył kurtkę. 

Harry uniósł brwi robiąc minę, ale wyciągnął kubek z szafki. 

- Angażujesz się - rzucił.

Ranve rozłożył ręce.

- Nie mam doświadczenia w porywaniu kobiet.

Po czym wyszedł z domu. Harry zrobił tak, jak obiecał. Zaniósł dziewczynie herbatę i kanapki, ale gdy położył je na stoliku nocnym, nawet na niego nie spojrzała. Wciąż miała na sobie rozmazany makijaż. 

Chłopak postanowił nic nie mówić. Nawet nie wiedział co mógłby powiedzieć w takiej sytuacji. "Nie martw się, dla mnie też jest chujem"? Wyszedł z pokoju bez słowa. A zaraz potem wrócił Ranve z siatką zakupów z logo pobliskiego marketu. 

Zdjąć kurtkę i buty, po czym poszedł na górę. Hailey siedziała w niezmienionej pozycji. Pustka jaka biła z jej oczu była jak czarna dziura. Ranve czuł jak wysysa z niego siły witalne. nie mógł znieść widoku tak przybitej dziewczyny. Ale jeszcze bardziej przytłoczyła go myśl, która go naszła. Zbyt bardzo się przejął. Harry miał rację, zaangażował się. Ale co mógł zrobić? Dziewczyna była miła, młoda. 

Odpędził od siebie te myśli, gdy usiadł na materacu obok niej. Kanapki i herbata były nie ruszone. 

- Mam takie coś - wyciągnął z reklamówki paczuszkę chusteczek do zmywania makijażu. - Nie wiem jak tego się używa. Ale podobno najszybciej tym się zmywa to coś czarnego. 

Hailey przeniosła wzrok na chłopaka, który szarpał się z opakowaniem. Przez chwilę nie wierzyła, że poszedł do sklepu, żeby kupić jej coś tak banalnego. W końcu udało mu się otworzyć opakowanie i wyciągnąć jedną chusteczkę. Zagryzł wargę w skupieniu, gdy przyłożył chusteczkę do twarzy dziewczyny. Drugą ręką przytrzymał jej podbródek, żeby lepiej zmyć czarne ślady po makijażu. 

Hailey patrzyła mu w oczy cały czas. Mimo, że on nie patrzył w jej, bo starał się dokładnie oczyścić jej skórę. Wtedy coś poczuła. Jakby rozczulenie. Ciepło wylewające się do jej wnętrza. Ledwo go znała, przecież był jednym z jej oprawców. Czy to syndrom sztokholmski? Nie miała  pojęcia, ale nie chciała o tym myśleć tak długo, jak blondyn siedział tuż przy niej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro