Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#33. Córeczka Tatusia

- Więc to jest twój pokój -westchnął blondyn rozglądając się po pomieszczeniu na piętrze domu.

Liliowe ściany, białe panele, szklane biurko oraz białe meble, z pośród których wyróżniało się pojedyncze łóżko wyścielone pomarańczową pościelą.

- Ha, fajne - zachichotał bawiąc się frendzlami powieszonymi nad łóżkiem dziewczyny, aby odgrodzić je od reszty pokoju.

- Nie zepsuj - strzepnęła rękę chłopaka, który i tak pozostał zafascynowany.

- Chryste, jak miękko - sapnął po tym, jak rzucił się na materac łóżka, w którym dosłownie tonął.
- Hej, to moje łóżko - udała oburzoną siadając mu okrakiem na brzuchu.

- Ale do mnie lepiej pasuje -odgryzł się klepiać lekko jej biodro.

- Mówisz, że dziewczęce kolory, to twoje kolory? - uniosła brew ze zwycięskim uśmiechem.

Przewrócił oczami rozbawiony, po czym złapał dziewczynę za talie i uniósł ją w górę, żeby posadzić sobie ją na żebrach.

- Co robisz? - spanikowała kładąc dłonie na piersi blondyna, któremu uśmiech grał na ustach.

- Odprężam się - wzruszył ramionami sunąc dłońmi pod bluzke dziewczyny.

- W takim razie... - pochyliła się do przodu, tak, aby ich usta praktycznie się stykały. - ...ja też -mruknęła w jego usta, po czym łakomie się w nie wpiła, jakby od tego zależało jej życie.

Ni stąd ni z owąd drzwi się otwarły a w progu stanął ojciec dziewczyny. Odskoczyli od siebie, przez co Ranve spadł z łóżka, a Hailey obiła się o biurko. Szybko jednak się pozbierali i stanęli obok siebie poprawiając się. Wysoki, podsiwiały, ale wciąż dostojny mężczyzna uniósł brew mierząc surowym spojrzeniem ich obojga, po czym jego kąciki ust wygięły się w górę.

- Córeczko - rozłożył ramiona, w które niedługo potem wpadła blondynka. - Tak bardzo tęskniłem. Mama mi wszystko opowiedziała - mruknął całując jej głowę.

Ranve w tym czasie spuścił wzrok będąc nieco skrępowany, aczkolwiek uśmiechnął się nieco.

- To ty uratowałeś moją córkę -powiedział mężczyzna podchodząc powoli do chłopaka, którego serce rozpoczęło maraton.

Ojciec dziewczyny założył ręce na piersi i spojrzał twardo w oczy blondyna. Ten przełknął nerwowo śline, ale nie spuścił wzroku z oczu mężczyzny. Niedługo potem jednak uśmiechnął się, dzięki czemu Ranve kompletnie zgłupiał.

- Dziękuję - rzucił mężczyzna powodując tym samym zdziwienie u dziewczyny i palpitacje serca u chłopaka. - Tylko nie dotykaj więcej mojej córki w taki sposób. - wygroził mu palcem, a blondyn się uśmiechnął i pokiwał głową.

- Dobrze, proszę pana - dodał zerkając ukradkiem na blondynke.

- No - poklepał bark chłopaka. - W takim razie zejdzcie na kolacje za chwilę - powiedział i zaczął kierować się w stronę wyjścia. - I bez numerów - jeszcze raz zaznaczył, a potem już opuścił pomieszczenie.

Oboje roześmiali się głośno.

- Twoja mina! - wyśmiała dziewczyna, na co chłopak jeszcze głośniej zaczął się śmiać.

- Twoja nie lepsza!

- Oj spadaj - sapnęła uspokajając swój napad śmiechu oraz zginając się w pół z powodu bólu brzucha. - Jeszcze w życiu mój ojciec nie podziękował żadnemu z moich chłopaków - oznajmiła już spokojniej, na co chłopak rzucił dziewczynie spojrzenie. - No co? - zapytała siadając na łóżku.

- Żadnemu z twoich chłopaków? Pierwsza kwestia, to ile ty ich miałaś? - uniósł brew zakładając ręce na piersi.

- Um, nie dużo... - spojrzała na sufit. - Może piętnastu - wzruszyła ramionami przenosząc wzrok ponownie na blondyna, który uniósł brwi.

- Piętnastu?!

- Oj no weź - przewróciła oczami. - Same dupki i ćpuny - wzruszyła ramionami.

- A ja to niby nie ćpam?

- W życiu cię na haju nie widziałam - spojrzała na niego z powątpiewaniem.

- Bo nie biorę często - wzruszył ramionami.

- A ta druga kwestia?

- Żadnemu z TWOICH chłopaków - zaznaczył jedno słowo i uśmiechnął się lekko, wkładając dłonie do kieszeni spodni. - Czyli jestem jakby... - urwał zasysając swoją dolną warge.

- Moim chłopakiem? - skończyła nie mogąc powstrzymać uśmiechu na swoich ustach.

Kiwnął głową, a dziewczyna uśmiechnęła się szerzej wstając z łóżka. Podeszła do niego i stając na palcach zrzuciła mu ręce na szyję.

- A chcesz? - zapytała na przemian patrząc na jego usta i oczy, które wyrażały niepewność.

Ponownie skinął głową. Potarła noskiem jego policzek i spojrzała w oczy.

- Ja też - odparła cicho, na co usta chłopaka gwałtownie się przemieniły w szeroki uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro