#18. Poszukiwana
Zgodnie z obietnicą Jackson był wieczorem i dokładnie tak jak można się było tego spodziewać, był kompletnie pijany. Z daleka czuć było od niego alkohol. Jednak dziewczyna nie miała zamiaru się mu sprzeciwiać pod jednym względem, bała się go. Dlatego ta noc zaliczała się do tych, po których dziewczyna budziła się koło południa. Oczywiście jak zawsze śniadanie czekało na etażerce. Zjadła patrząc na śpiącego jeszcze i zapewne skacowanego Jacksona. Potem wzięła prysznic i ubrała na siebie czarny, świeży podkoszulek szatyna. Wyszła z pokoju i spotkała się na górze z blondynem, który również dopiero co wstał. Odwrócił od niej wzrok i pokierował się na schody.
- Ranve - zaczęła ruszając za chłopakiem, jednak on nie miał nawet zamiaru na nią zwrócić uwagi. - Ranve, stój no - złapała go za rękę, ale się wyrwał.
- Spieprzaj, dziwko - warknął, co spotkało się z osłupieniem ze strony dziewczyny.
Serce zabolało, a sama była bliska płaczu. Jeszcze nikt nigdy nie zwrócił się do niej w taki sposób i to ją tak bardzo zabolało. Zaczekała chwilę i zeszła na dół, gdzie w salonie Jake rozmawiał z Bonem paląc przy tym papierosa. Oboje spojrzeli na dziewczynę i uśmiechnęli się do siebie. Blondyna poczuła się speszona przez co tyłem wycofała się do kuchni. Nagle wpadła na kogoś, a gdy spojrzała sobie przez ramię zauważyła, że to Ranve. Wpatrywał się w nią beznamiętnie z butelką Coca-Coli w ręku.
- Ruszysz się, czy nie? - warknął, przez co zeszła mu posłusznie z drogi. Patrzyła na to wszystko i jak kiedyś miała złudne poczucie, że coś znaczy w ich świecie, tak teraz owszem, znaczyła - była lalką do seksu. Bez prawa głosu, bez możliwości odmowy.
- Słuchajcie! - krzyknął Jackson zbiegając po schodach. Miał w ręku telefon, a na nim włączoną stronę z wiadomościami.
- Coś się tak zerwał? - zakpił Bone, stukając palcami o butelke wody.
- Zamknij jape i słuchaj - polecił, po czym wczytał się w stronę. - Zaginięcie młodej, osiemnastoletniej dziewczyny z Oakland, Hailey Willson, wstrząsnęło całym miastem.
Niebieskookiej nagle zabrakło tlenu w płucach, a kolory opuściły jej twarz.
- Rodzina jest wstrząśnięta, a policja zmuszona dołożył wszelkich starań w odnalezieniu zaginionej - kontynuował. - Ostatni raz widziano dziewczynę w hotelu "Baldahim" na zachodzie miasta. Wszelkie informacje dotyczące jej...bla bla bla... Szukają cię - spojrzał na dziewczynę. Bawiła się skrawkiem koszulki, którą miała na sobie. Wszyscy na nią patrzyli, a ona miała ochotę zapaść się pod ziemię. Teraz była naprawdę przerażona. Wiedziała co dzieje się z dziewczynami, które narażają porywaczy na policje. Pamiętała z serialu. Zabijano je, ciała wrzucano do rzeki lub je zakopywano gdzieś w lesie. Wybauszuła oczy, gdy zdała sobie sprawę z tego, że w owym lesie się znajdują.
- A-a... - starała się sklecić jakiekolwiek zdanie, ale głos ugrzązł jej w gardle.
- Co teraz? Przecież jak ją znajdą, to wszyscy będziemy udupieni! -krzyknął Jake.
- Cicho! Mam plan! - powiedział szatyn. - Musimy zmienić miejscówke.
- Nie łatwiej jest się jej pozbyć? -zapytał spokojnie Ranve, przez co wszyscy na niego spojrzeli. - Tak najprościej - wzruszył ramionami.
Musiała działać. Szybko działać. Nie mogła pozwolić im ot tak ją zabić! Dziewczyny w serialu były cicha i się poddawały. Ona nie chciała.
- I co to da? - zapytała, dzięki czemu chłopak spojrzał na nią. Uniósł brew i zjechał ją pogardliwym wzrokiem. Próbowała naciągnąć nieco podkoszulek, żeby się zasłonić.
- Przynajmniej pozbędziemy się problemów.
- Problemem to jesteś ty, Ranve -wskazała go palcem, który drgał lekko. Nie umkło to uwadze chłopaków.
- Och wybacz, ale to nie ja tu jestem kurwą, która daje wszystkim i za wszystko!
- Nie, bo jesteś chorym dziwkarzem!
- Hej! - wrzasnął szef. -Czy wy się kłócicie? - uniósł brew.
- Nie - odparli oboje naraz, przez co zgromili się wzajemnie wzrokiem.
- Drama później - wtrącił Bone. - Teraz mów jaki masz plan, żeby nas nie udupili.
- To tak, trzeba się przenieść gdzieś, gdzie nas nie znajdą. Moim zdaniem do domku nad wodospadem.
- Ale to z pięćdziesiąt kilosów, a tam nie ma drogi dla aut! -zawołał brunet.
- Wolisz siedzieć w pierdlu?!
Brunet ucichł. Szef wydał wszystkim polecenie, żeby spakować swoje rzeczy i towar w postaci narkotyków. Samochód, którego kierowcą był przyjaciel Jacksona zabrał ich bagaże i ruszył w drogę na około, czyli przez miasto, aby nie musieli targać bagaży przez las. Jednak oni sami musieli pokonać leśne drogi, ponieważ Hailey była poszukiwana, a w aucie nie było miejsca na ludzi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro