Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#14. Oddana

Bone

Ranve oraz Hailey rozmawiali ze sobą jeszcze chwilę aż dziewczyna usnęła wtulona w jego tors. Blondyn nie miał jak się ruszyć, ponieważ obejmowała go ramionami. Postanowił również się zdrzemnąć, bo wstać i tak nie mógł. W tym samym momencie Bone oraz Jackson targowali się w salonie o ilość i cenę towaru, jaki sprowadził Bone.

- Nie, stary, dwa tysie albo nic -kolorowowłosy pokręcił głową odchylając się na oparciu kanapy.

- Dwa za taką ilość? - wskazał kciukiem na dwie zapakowanego w żółty papier torebki.

- Tak dobrego towaru nie znajdziesz nigdzie indziej, mówię ci - wziął łyka whiskey z karafki.

- No nie wiem - mruknął niezdecydowany, drapiąc się w tył głowy.

- Co ci zależy? Przecież masz dwadzieścia koła za te blondi.

- Ta, ale dochodzą rachunki i łapówka dla Travisa. To nie takie proste.

- No to jeden tysiąc i twoja niunia - wyszczerzył się.

- O nie, stary, nie ma mowy żebym ci ją oddał.

- Eee... No to dwa patole, tyle z mojej strony.

Szatyn myślał chwilę, ale w końcu doszedł do wniosku, że nie odda blondynki w ręce ćpuna oraz gwałciciela. Poza tym nieźle na niej zarabia, a utracić takie źródło zarobku to by była dla niego tragedia.

- Niech ci będzie - westchnął, przymykając lekko oczy. Ból w klatce piersiowej prawie rozrywał jego nerwy. Rozstanie się z pieniędzmi było dla niego równoznaczne z atakiem serca.

- Deal? - wyciągnął do niego dłoń, którą brązowooki po jakimś czasie uścisnął.

- Deal.

- To dawaj kase i prochy są twoje.

Po wręczeniu pieniędzy piwnookiemu, szatyn miał do niego jeszcze jedną prośbę.

- Miałbyś czas tak gdzieś koło siódmej wieczorem? - zapytał wkładając ręce w kieszeni spodni, gdy oboje stali na tarasie z papierosami w dłoniach.

- Ta, a co? - zapytał i zaciągnął się dymem, który wypuścił chwilę po zatrzymaniu go w płucach.

- Bo jadę kupić nowe tablice do miasta i nie będzie mnie do rana, więc potrzebuję kogoś kto by się niunią zajął - skinął głową w stronę wejścia do domu.

- Mam być niańką? - uniósł brew, po czym przejechał wierzchem dłoni po ustach.

- Nie mów mi, że nie chcesz się nią zajmować - uśmiechnął się kpiąco.

- Nie no, pewnie, że chcę - zaśmiał się chrypowacie. - Ale czemu ja? W sensie Ranve nie może, albo Jake?

- Nie, Jake odpada, mieliśmy mały problem z nim. A Ranve jedzie ze mną. Zostajesz mi tylko ty - zaciągnął się.

- No popatrz. To samo mówiłem ci ja dwa lata temu, kiedy mierzyłeś mi spluwą między oczy - prychnął.

- Byłeś palantem. Z resztą nadal nim jesteś - zaśmiał się, na co chłopak przewrócił oczami.

- Dobra. Niech ci będzie. Zajmę się twoją niunią - wyrzucił papierosa i zdeptał go podeszwą. - Ale mogę z nią trochę porządzić, nie?

- Możesz se zwalić na jej widok, ale tknij ją bez jej pozwolenia -wymierzył w niego palcem.

- To co?

- Zapytaj się Jake'a - uśmiechnął się cwaniacko i również wyrzucił papierosa.

Bone wyszedł z domu, a Jackson powędrował na górę, gdzie wszedł do swojego pokoju. Zastał widok, na który znieruchomiał; Ranve oraz Hailey przytulający się we śnie. Zaraz na usta szatyna wkradł się bezczelny uśmiech. Chłopak wyjął z kieszeni telefon i zrobił nim zdjęcie śpiących znajomych. Pomyślał, że jeżeli będzie miał dowód, to blondyn nie będzie mógł się wyprzeć uczuć wobec Hailey. A takowe wyraźnie istniały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro