#10. Ktoś o mnie mówił?
Około drugiej w nocy Ranve wyszedł z pokoju zostawiając tam śpiącą Hailey. Dziewczyna nie mogła zasnąć. Co jakiś czas przysypiała, ale budziła się zlękniona. Kiedy Ranve zszedł na dół, żeby napić się wody, kompletnie pijany Jackson siedział przy wyspie kuchennej z piwem w ręku.
- Jackson? - wyszeptał zdziwiony blondyn. Ten spojrzał na niego. - Przecież miałeś nie wracać na noc.
- Pasowałoby ci to, co? - wymamrotał, po czym napił się piwa. - Dziwki mi się znudziły. I kasa skończyła. Albo zgubiłem portfel. Nie wiem.
- Prowadziłeś auto w tym stanie? - podszedł do niego.
- No - wzruszył ramionami. - A co?
- Zabijesz kogoś i pójdziemy wszyscy siedzieć - Ranve oparł się rękami o blat. - Co ty kurwa wyprawiasz? - zapytał patrząc poważnie na kolegę.
- To, czego ty się cipo bałeś całe życie - popatrzył na niego ledwo przytomnie. - Robię interesy.
Ranve zacisnął szczękę i pochylił się jeszcze bardziej.
- To nazywasz robieniem interesów? - wskazał na schody, mając na myśli Hailey. - Porywanie Bogu ducha winnych dziewczyn, robienie im sieczki z mózgu i podawanie facetom jak przystawkę? To są kurwa twoje interesy jebany ćpunie?!
Ranve zabrał Jacksonowi piwo z przed nosa, przez co ten krzyknął oburzony i wstał. Prawie się przewrócił do tyłu, ale Ranve go złapał za koszulkę. I wtedy prawie dostał w zęby z wdzięczności od kolegi. Na szczęście Jackson był tak pijany, że w ogóle nie trafił.
- Ona jest gówno warta. Tak jak ty i cały ten kurwidołek. Pobawię się nią chwilę, zarobię i wysadzę gdzieś w lesie.
- Posłuchaj co ty mówisz - gestykulował blondyn. - Jesteś w tym za daleko, żeby to się rozeszło po kościach.
- Ktoś o mnie mówił?
Oboje spojrzeli w stronę drzwi, gdzie w progu pojawił się Bone, doradca, prawa ręka Jacksona, przemytnik i przede wszystkim, jego starszy brat.
- Co tu się dzieje? - zamknął za sobą drzwi i zmarszczył brwi na brata. - Ty jesteś pijany.
- Przed chwilą próbował mi wybić szczękę - dodał Ranve.
- Jestem świadomy - odparł Jackson opierając się plecami o wyspę kuchenną, z której prawie zjechał na bok, ale Ranve go przytrzymał. - A ty co tu robisz?
- Sam po mnie dzwoniłeś Downie.
- Acha...
- Pomóż mi z nim, bo go dzisiaj zapierdole - powiedział Ranve, któremu opadły ręce.
- Widzisz? A ja to miałem przez szesnaście lat. Dobrze, że się chuju wyprowadziłeś za małolata - przytrzymał brata za ramię, Ranve za drugie i jakoś razem zaprowadzili go do pokoju, gdzie położyli na łóżko.
- Nie rozbieram go - od razu oświadczył blondyn.
- Ja też nie - prychnął Bone, gasząc światło w pokoju.
- Będzie spał w ubraniach? Będzie mu niewygodnie.
- Obudzi się z zamkiem od kurtki w dupie to więcej nie sięgnie po piwo.
Ranve zamknął drzwi od pokoju i uśmiechnął się do znajomego.
- Dobrze cię widzieć stary - przybili braterską piątkę.
- Ciebie też. Co robicie na takim zadupiu? - zapytał, gdy schodzili na dół.
- Długa historia. W skrócie, twój brat porwał nastolatkę, która jest teraz u góry i śpi. Nie wie co z nią zrobić, na okup za późno, więc wystawił ją jako kelnerkę w klubie ze striptizem. Ale coś się stało i wrócili, ona załamana a on wkurwiony. Wyszedł, wrócił o drugiej w nocy i sam widzisz jak to wygląda.
- Porwał nastolatkę? - wybałuszył oczy. - Kurwa, jak on coś wymyśli to tylko strzelić sobie w łeb. Co on sobie myślał. Przecież psy już węszą. Na bank.
- Nie, mamy kontakt, który wszystko wycisza. Ale nadal jest problem co z nią zrobić.
- Nie pozbędziecie się jej. Nawet gdybyście jakoś ciało ukryli, znajdą je. To pewne.
- Nie ma mowy Bone - rzucił mu piorunujące spojrzenie.
- Och - zaśmiał się. - Widzę jak to jest.
- O czym mówisz?
- Spodobała ci się.
- Nie spodobała, tylko nigdy nie miałem styczności z porywaniem dziewczyn. Jak zaczęła dzisiaj ryczeć po przyjeździe z tego klubu to się nad nią rozczuliłem, ale to tyle - wzruszył obojętnie ramionami.
- Wiesz co? Dilerem jesteś świetnym, jeszcze lepszym chemikiem, ale do porwań to się nie nadajesz.
- Jesteśmy w czymś zgodni - prychnął blondyn. Nastała chwila ciszy, po czym powiedział. - Skoro już jesteś, to może masz pomysł co z nią zrobić? Jackson sobie nie radzi.
- Z czym on sobie w życiu radził? - prychnął Bone. - Nie wiem - wzruszył ramionami. - Wjebał was w gówno. Jedynie gdzieś wyjechać w chuj daleko.
- Tak, a co z towarem? Tutaj mamy klientów, tam tak szybko nie zarobimy.
- Wiem - podrapał się po brodzie. - Nie wiem stary. Albo zwrócić ją rodzicom, zastraszyć, żeby nic nie mówiła.
- Wierzysz w to, co mówisz? - spojrzał na niego z powątpiewaniem.
- Nie - sam przyznał. - Nie wiem - pokręcił głową. - Chodź na fajkę.
Wypalili papierosa w ogrodzie, rozmawiając o różnych rzeczach. Dawno się nie widzieli, więc rozmowa trwała ponad godzinę. O około trzeciej nad ranem Ranve położył się do łóżka, obok Hailey, która dalej spała. Wyglądała bardzo spokojnie. Pomimo mroku Ranve widział zarysy jej twarzy. Gdy zasypiał, z tyłu głowy miał jedno zdanie. "Angażujesz się".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro