6.
W milczącej, ciężkiej jak ołów atmosferze przeczesywaliśmy wioskę, używając Słów demaskujących, ale nie ukrywał się tam już żaden Zmiennokształtny. Zdziwiło mnie, że ludzie bez protestów wpuszczali nas do domów, stodół czy piwnic. Nikomu nie przeszkadzało naruszanie jego prywatności, każdy chętnie, wręcz z uśmiechem otwierał przed nami drzwi.
— Oni też mieli dość panowania bestii — wyjaśnił moje wątpliwości Aragorn, młody mężczyzna, którego Gabriel przydzielił mi, by się mną opiekował podczas działań w wiosce. — Podatki były wtedy najwyższe w historii i z każdym dniem rosły. Za niemal każde przewinienie groziła kara śmierci, ludzie umierali wieszani na drzewach, miażdżeni Słowami i wykończeni głodem. Nie tylko my, w stolicy, straciliśmy wiele w tej długiej wojnie; wieśniacy również sporo wycierpieli. Oby przed ostatecznym rozwiązaniem konfliktu ofiar było jak najmniej.
— A ty? Straciłeś kogoś w walce z bestiami? — wypaliłam, nim zdążyłam się zastanowić nad taktownością pytania. Chłopak spuścił głowę.
— Mój ojciec... — powiedział cicho, po czym pociągnął nosem. —Zginął w takiej zasadzce, jaką dziś udaremniliśmy. A mój brat został zaskoczony, gdy polował na dziką zwierzynę.
Poklepałam go pokrzepiająco po ramieniu, czując wyrzuty sumienia. Wyprostował się dumnie i przystąpił do przeszukiwania piwnicy, do której weszliśmy chwilę wcześniej.
Gdy zakończyliśmy pracę w wiosce, ruszyliśmy dalej — do lasu. Była to najbardziej niebezpieczna część patrolu, gdyż zapuszczaliśmy się w najdziksze części puszczy, w której wciąż panowali Zmiennokształni, a niebezpieczeństwo mogło czyhać na każdym kroku. Bestie tworzyły swoje posterunki w jaskiniach, znajdujących się bardzo licznie na zboczach Favngardzkich gór.
— Teraz bądź czujna — mruknęła do mnie łuczniczka. — Miej oczy dookoła głowy. Skup się na wszystkich zmysłach bez wyjątku. Patrz, słuchaj, wąchaj, czuj zmianę zapachu i ruch powietrza. Wszystko jest ważne i może ci wskazać zagrożenie.
Udzieliło mi się ogólne napięcie. Stąpaliśmy cicho, przyglądając się śladom na śniegu. Moi towarzysze mieli przygotowaną do ataku broń, ja jeszcze nie posługiwałam się żadną na tyle dobrze i teraz żałowałam, że poza nauką Słów nie miałam też zajęć z walki dostępnymi w tym świecie rodzajami broni. Czułam się niemal goła, choć Gabriel i reszta ekipy otaczali mnie kręgiem.
Aragorn uniósł rękę w geście nakazującym nam zatrzymanie się. Ukucnął, powąchał zdeptany śnieg. Zaglądnęłam mu przez ramię i zobaczyłam ślad jakby psi, lecz znacznie większy. Podejrzewałam, że nawet wilki nie mają tak ogromnych łap — to musiał być odcisk zwierzęcej formy Zmiennokształtnego. Chłopak potwierdził przypuszczenia wszystkich z nas zdawkowym skinieniem głowy.
Kiedy z gęstych zarośli tuż pod skarpą dobiegł szelest, natychmiast w kierunku jego źródła poszybowała strzała z łuku. Coś jęknęło, więc pobiegliśmy razem to sprawdzić. Mężczyźni wciąż trzymali w gotowości broń, lecz jak się okazało — niepotrzebnie. Między iglastymi gałązkami, na zabarwionym czerwienią krwi śniegu leżał martwy zając. Odwróciłam wzrok.
— Wracamy — zarządził Gabriel, wyraźnie tłumiąc złość. — Nawet jeśli był tu jakiś Zmiennokształny, to właśnie zdradziliśmy swoje położenie.
Gdy przybyliśmy już prawie do bram Linnake, złapał mnie za ramię nadzwyczaj brutalnie i przytrzymał chwilę, czekając, aż pozostali wejdą do miasta. Gdy zostaliśmy sami, zaczął mówić, cedząc słowa przez zęby z wściekłością.
— Jeszcze jeden taki numer i wracasz do siebie. Nie obchodzi mnie, co się z tobą stanie!
— A Favngard cię obchodzi? Bo podobno tylko ja go umiem uratować — zauważyłam ironicznie, przyjmując postawę obronną.
— W dupie mam to wszystko! Jak bestie mają cię zabić, to niech to zrobią u ciebie w domu, a nie... — zawahał się i ze zdumieniem dojrzałam, że po jego policzkach spływają łzy. — ...na moich oczach. Nie będę po raz kolejny patrzył, jak zabijają kogoś z mojej rodziny.
Niewiele myśląc, przytuliłam go. Wciągnęłam w nozdrza jego woń — zapach skórzanych ubrań, wełny i strachu. Najpierw był spięty i zaskoczony, ale później rozluźnił się, klepiąc mnie po plecach.
— Będę posłuszna, obiecuję. Nie zrobię na żadnym patrolu nic, na co mi nie zezwolisz — zapewniłam go. — Po prostu byłam nieprzygotowana na taką zasadzkę. Nikt mi wcześniej nie powiedział, że tak może być.
— Dość już się napatrzyłem na śmierć członków mojej rodziny — rzucił.
Wypuścił mnie z objęć i pozostawił samą na drodze, kierując swe kroki do miasta. Przechodząc przez bramę obejrzał się, czy też idę, więc ruszyłam za nim. Z każdym krokiem czułam narastające zmęczenie, które sprawiało, że moje nogi stawały się ciężkie jak z ołowiu i musiałam walczyć sama ze sobą, by w miarę energicznie się poruszać, zamiast zamknąć powieki i paść w miękki, biały puch.
Jakoś dotarłam do swojego mieszkania. Rozebrałam się do bielizny i wsunęłam pod wełnianą kołdrę. Ledwo przymknęłam oczy, a już zasnęłam.
Spałam niespokojnie. Śnił mi się patrol, zasadzka we wsi, tylko że zabity chłopiec nie był Zmiennokształtnym. Trzymałam go martwego w ramionach, a on nie przyjmował postaci bestii. Zamiast tego podbiegła do nas jego matka, wyrwała go z moich objęć i przejmująco, rozpaczliwie wyła, kołysząc swoje jedyne dziecko, zabite przez towarzyszącą nam łuczniczkę.
Ocknęłam się, zlana potem. Jak się okazało, obudziło mnie pukanie w okno. Rosły kruk z listem śmiesznie przekręcał łepek, oczekując na wpuszczenie.
Tym razem byłam sprytniejsza i nim otworzyłam okno, przyniosłam kawałek mięsa, by nie wpuszczać chłodu do wnętrza. Rzuciłam mu smakołyk na parapet, pośpiesznie zabrałam od niego kopertę i zatrzasnęłam okienicę.
Rozpieczętowałam list od Gabriela.
Droga Zoio,
Przepraszam za moje zachowanie. Nie powinienem był na Ciebie krzyczeć, emocje mnie poniosły.
Decyzją króla od dziś co drugi dzień będziesz wyruszała na patrole. W pozostałe dni lekcje Języka z Jui będą się odbywać jak dotychczas.
Do zobaczenia pojutrze,
Gabriel
Postanowiłam zacząć się tym martwić, gdy już odpocznę. Nie powiem, nie uśmiechało mi się powtarzać tej wątpliwej przyjemności, jaką był wyjazd w teren, ale rozumiałam, że było to przygotowanie konieczne przed ostatecznym starciem. Odłożyłam list na szafkę nocną i wróciłam do łóżka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro