XXXV - niespokojny francuz
- Ja pierdole weź go uspokój, albo zaraz was wysadzę - jęknął Zlatan.
- Theo ucisz się - powiedział Giroud przeszukując torebkę kobiety - Krepina... Dziwne imię. Takie dzikie.
- Wy naprawdę nie przejmujecie się tym, że właśnie potrąciliśmy jakąś kobietę - westchnął Hernandez - A co jeśli miała rodzinę? Była szczęśliwa, a my wszystko zepsuliśmy?!
- Kurwa wysiadaj! - krzyknął Ibrahimović zatrzymując pojazd.
- Zlatan daj nam chwilkę - Olivier objął Francuza ramieniem - Słuchaj Theo, pani Krepina mogłabyć złym człowiekiem - zaczął - Mogła znęcać się nad swoimi dziećmi, a my wyzwoliliśmy jej rodzinę.
- Może masz rację - spojrzał na przyjaciela, który wrócił do grzebania w torebce.
- Zawsze mam rację - uśmiechnął się.
- Bo się zrzygam zaraz - Ibrahimović uderzył głową o kierownicę
- Bo jeździsz jak jakiś pojeb - powiedział Giroud - Teraz ja prowadzę.
***
- Sergio - jęknął Modrić kiedy nie do końca trzeźwego Ramosa naszło na jakieś romantyczne sceny w składziku na miotły wyjęte prosto z książki, ale nie takiej zwykłej książki, a z cholernych Pięćdziesięciu twarzy Greya - Zostaw mnie.
- Ależ Luka - szepnął Hiszpan przejeżdżając dłonią po jego udzie.
- Za jakie grzechy - pomyślał przestraszony. Nikt nie wie do czego Sergio jest zdolny i to jeszcze w takim stanie.
- Kurwa czaicie, że te kurwy znowu zaczęły na nas pisać? - do pomieszczenia wszedł Ronaldo - Przeszkadzam, prawda?
- Przeszkadzasz - westchnął Ramos, który miał już dość tego, że za każdym razem ktoś musi im przerywać - Wypierdalaj przyjacielu.
- Nie przeszkadzasz - Luka spojrzał na Portugalczyka błagalnym wzrokiem, biedny myślał, że Cristiano go wybawi.
- To ja idę - uśmiechnął się szeroko i wyszedł zamykając drzwi.
- I znowu zostaliśmy sami - powiedział Ramos i przyciągnął Chorwata do siebie.
-----------------------------------------------------------------
[*] Dla Luki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro