Rozdział XXX - drama na Twitterze
Od całych tych zdarzeń minął dokładnie tydzień. Ciotka Mortimenda siedzi w więzieniu, a sam Luka trafił do Madrytu gdzie dumnie nosi koszulkę Realu.
- Kurwa w dupę orangutan jebany! - krzyknął Zidane, który właśnie wszedł na boisko - Barcelona zaczęła nas disować na Twitterze.
- I chuj z nimi - powiedział ramos, który właśnie skoczył wiązać korki.
- Pique napisał, że masz na brodzie włosy łonowe - przeczytał z komórki - Wiem, że to on napisał, bo się podpisał.
- Kurwa zmiotę ich zaraz - wrzasnął - Takie szmaty nie powinny mieć prawa głosu.
- A o mnie coś piszą? - zapytał Marcelo leżący na murawie, biedny jakiejś kontuzji kostki dostał.
- O tobie nic, ale o naszym nowym nabytku już tak - Zinedine spojrzał w stronę Chorwata - Uwaga czytam, Luka Modrić ssie.
Na te słowa Ramos prawie wyleciał w kosmos. Jego wkurw był mocniejszy niż wtedy, kiedy pijany Pique wbił do domu Chorwata.
- Kiedy na nich gramy? - zapytał Kroos, który niestety wiedział co się szykuje.
- Za dokładnie osiemnaście dni - powiedział zmieszany trener - Ramos nie zabij nikogo.
- Nic nie obiecuję - uniósł ręce - Jeśli mnie sprowokują to będą się turlać aż pod swoją bramkę.
- Tak w ogóle to gdzie Ronaldo? - Zidane rozejrzał się dookoła.
- Do Barcelony pojechał wyjaśnić Messiego - odezwał się Pepe - Powinien niedługo wrócić, no chyba, że go po drodze zabiją.
- Dobra nieważne - usiadł na jedynym z siedzeń - Musicie grać agresywnie - spojrzał na Ramosa - Ale nie za agresyenie.
- Czyli tak jak zawsze - Sergio wzruszył ramionami.
- Ja pierdole - jęknął Gareth, który przeglądał właśnie Twittera - Atakują nas.
- Kto tym razem? - westchnął zrezygnowany trener - Co oni się tam wszyscy jak dzieci zachowują.
- Skoro oni to i my powinniśmy - uśmiechnął się Ramos - Chętnie się tym zajmę.
- Nie ma szans - powiedział Zidane - Ja już nawet oficjalne konto założyłem. Już pierwsze słowa poleciały.
- To pan napisał, że Xavi goli nogi? - zapytał Luka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro