Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XX - Duchy

Głośny trzask rozniósł się po domu Luki. Chorwat lekko podniósł się z łóżka i przetarł oczy. Dochodziła druga w nocy, a Modrić po tym całym spotkaniu rodzinnym był okropnie zmęczony.

- Co jest - przestraszył się kiedy usłyszał kolejne dźwięki dochodzące z zewnątrz. Wtedy też rozległo się pukanie do drzwi, nawet nie pukanie, to było walenie, na tyle głośne, że mogłoby obudzić ciotkę Krepinę. Wstał z łóżka i jak najciszej udał się w stronę drzwi, jednak po chwili zrezygnował z tego pomysłu, był za bardzo przestraszony. Ktoś o drugiej w nocy uporczywie próbuje wejść do jego domu. Biednemu serce już zaczęło stawać.

Kiedy istota z zewnątrz nie ustępowała, Luka pomyślał aby zadzwonić do Ramosa, Hiszpan na pewno wiedziałby jak temu zaradzić, jednak tego nie zrobił, nie chciał mu przeszkadzać.

I nagle drzwi nie wytrzymały, a Modrić o mało nie zeszedł na zawał. W progu stanął zupełnie pijany Pique, który ledwo się trzymał.

- Boże święty - jęknął Luka kiedy zobaczył w jakimś jest stanie. Pijany Gerard był zupełnie nieprzewidywalny i to właśnie martwiło Chorwata.

- Ładne masz oczy - wybełkotał, Modrić nie był w stanie zrozumieć jego słów, były zbyt do siebie podobne.

- Gerard? - zapytał kiedy Hiszpan przysunął się do niego, dzieliła ich dość mała odległość.

- Ann, skarbie ty moje - szepnął do ucha Luki - tęskniłem.

- Chyba pomyliłeś numery - Modrić odsunął się od chłopaka

- Wypierdalaj chuju spierdolony ty - do domu wpadł równie pijany Ivan, który w ręku trzymał coś na kształt maczugi.

- Boże co tu się dzieje - usiadł załamany w fotelu kiedy Rakitić zaczął wypychać Gerarda z pomieszczenia.

- Załatwione - klasnął w dłonie kiedy Pique znajdował się już za zniszczonymi drzwiami.

- Mam tak wiele pytań - Luka spojrzał na swojego przyjaciela, który zdążył dobrać się do butelki czystej, którą Modrić dostał od ojca.

- Na twoim miejscu powiedziałbym Ramosowi, że ten zjeb cię napastuje - Ivan usiadł na podłodze - Byłoby po problemie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro