XXXVI - kawa u Antonelli
- Nic nie mów - Luka odwrócił się od Ramosa.
- Myślałem, że może wiesz czemu mam podbite oko - powiedział opierając się o blat.
- To była samoobrona - Modrić niechętnie spojrzał na Hiszpana - Przepraszam, ale niestety to było konieczne.
- Czyli... Co ja ci właściwie robiłem?
- Nie chcesz wiedzieć - westchnął - Ale do tej pory cię za to nienawidzę.
- Luki - jęknął - Nie wiem co zrobiłem, nie pamiętam, ale przepraszam.
***
W kawiarni Antonelli panowała dość przyjemna atmosfera. Tego dnia dziewczyna była przeszczęśliwa, udało jej się naprawić to, co wcześniej zepsuła.
- Kawy - powiedział Lionel wchodząc do środka - Daj mi kawy.
- A może najpierw jakieś proszę? - uniosła brwi szykując filiżankę - Wyglądasz naprawdę źle, co cię trapi?
- Miłość mnie trapi - usiadł na krześle i położył głowę na blacie - Cholerna miłość.
- Miłość jest piękna - wzruszyła ramionami.
- Bo tobie się udało - spojrzał na przyjaciółkę, która w porównaniu do niego wyglądała jakby wygrała główną nagrodę na jakiejś loterii, a nawet wygrała, wygrała piękną kobietę.
- Dobra wiem o co ci chodzi - uśmiechnęła się - Ronaldo?
- Chuj ci w dupę - jęknął.
- Mhm - westchnęła - O niego chodzi.
- Komuś powiesz to cię kurwa poćwiartuję - posłał Antonelli jedno ze swoich morderczych spojrzeń.
- Wyglądasz jak wściekły królik - próbowała powstrzymać śmiech, jednak nie bardzo jej to wychodziło - Ale nie martw się, nikt się nie dowie.
- Długo jeszcze? - zapytał zniecierpliwiony czekając na kawę.
- Boże jeszcze nie zaczęłam - włączyła ekspres - Chwila.
***
- Ile jest procent szans, że umrzemy? - zapytał Hernandez, który załamany był umiejętnościami kierującego Francuza.
- Siedemdziesiąt trzy - westchnął Zlatan wiążąc włosy - Jebane siedemdziesiąt trzy procent szans, że nas rozjebie o jakieś drzewo.
- Ja przynajmniej nikogo nie potrąciłem - przewrócił oczami - Nie masz już żadnych wyrzutów sumienia ani nic takiego, prawda Theo?
- Nadal jestem przekonany, że była dobrym człowiekiem - powiedział zrezygnowany.
- Widziałeś jej mordę?! - krzyknął Ibrahimović - Przecież to coś wolało o pomstę do nieba! Wyglądała jakby zabiła pięć osób!
- Olivier też wygląda jak seryjny morderca - wzruszył ramionami - Ale nikogo nie zabił, chyba nie zabił.
- Dzięki - Giroud spojrzał na chłopaka - Bardzo miło mi to słyszeć.
- Patrz na drogę a nie na swojego kochanka - Zlatan uderzył Francuza w twarz - Bo nas zabijesz.
- Boże co? - zapytał zdezorientowany - To nie mój kochanek, ja mam narzeczoną i w ogóle.
- Pierdol, pierdol - uśmiechnął się - Wszyscy piłkarze to geje, no oczywiście oprócz mnie, ja nie jestem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro