Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sardynka w puszce

Rozkojarzony Filip spojrzał na funkcjonariusza, który trzymał go za kurtkę. Zamrugał i przełknął ślinę, starając się przybrać poważny i dorosły ton głosu. Nie mógł przecież pozwolić sobie na brzmienie jak typowa, wystraszona dziewczynka.

- Filip Malinowski? - zapytał mężczyzna, spoglądając na dowód osobisty chłopaka. - Funkcjonariusz Cezary Nowak, Komenda Miejsca Policji. Wie pan, dlaczego został pan zatrzymany?

- Nie mam pojęcia, nie zrobiłem nic złego - powiedział pewnie, będąc już zamknięty w ciepłym wnętrzu samochodu policyjnego. - Jestem przykładnym, niekaranym obywatelem. Nie macie powodu, aby mnie zatrzymać, prawda?

- Czy jest pan tego pewny? W obecnej sytuacji możemy zrobić wszystko, aby panu zaszkodzić. Jest pan zatrzymany pod zarzutem popełnienia morderstwa ze szczególnym okrucieństwem. Nie wiem, jaki masz motyw Malinowski, ale przyrzekam, że dowiem się, co tobą kierowało. Kara cię nie ominie - wymamrotał, poprawiając czapkę. Był pewny siebie.

Chłopaka zabrano prosto na komendę w celu przesłuchania. Początkowo był bardzo spokojny. Nie zrobił nic złego, prawda? Nie powinien się denerwować, bo właśnie nerwy są wyznacznikiem winy oskarżonego. Westchnął cicho, siadając na krześle w swego rodzaju poczekalni. Filip doskonale znał swoje prawa i wiedział, że na razie nie mogą go skazać bez przesłuchania, wyroku sądu i rozmowy z adwokatem. Niestety jego nadgarstki były boleśnie skute, więc nie był w stanie wykonać żadnego ruchu, który ułatwiłby mu wydostanie się z tej pułapki.

Rozejrzał się po pomieszczeniu i od razu dostrzegł, że było ono po prostu szare i cholernie nudne. Bardzo smutne, przygnębiające, jasne odcienie na ścianach, brak jakiekolwiek drewna na podłodze. Od razu przypominały mu się znajome kadry z filmów o szpitalach psychiatrycznych albo horrorów, które mroziły mu krew w żyłach. Młodzieniec podrapał się po głowie, podnosząc zabawnie obie ręce, żeby dosięgnąć. Był to nie lada wyczyn, a jeden z drobnych złodziei przyglądał mu się rozbawiony i sam próbował powtarzać jego ruchy. Filip był zażenowany.

- Panie Malinowski, pańska kolej - powiedziała niska, dość pulchna kobieta, przepuszczając go w przejściu. - Proszę usiąść, nie denerwować się i napić wody. Zaraz do sali przyjdzie detektyw i psycholog.

- Yhm.... - odparł cierpko, spoglądając na funkcjonariuszkę.

Westchnął, mrużąc oczy. To wcale nie dodawało mu otuchy. Usiadł we wskazanym miejscu i rozprostował kości. Zdjęto mu kajdanki i pozwolono rozmasować nadgarstki, co sprawiło, że mężczyzna nieco się rozluźnił. Był delikatnie zaintrygowany, ale nie dało się tego wywnioskować po mimice jego twarzy. Nie pokazywał nic, co mogłoby sprawić, że uznano by go za winnego lub chociaż częściowo winnego. Wolał dmuchać na zimne. W końcu to nie pierwszy raz, kiedy znajduje się w takiej kryzysowej sytuacji. Kiedyś, kiedy miał piętnaście lat, również zatrzymał go patrol policji. Wracał wtedy późno do domu ze spotkania. Zabrano go na komisariat w celu zawiadomienia rodziców, ale nim zdążyli wybrać numer, w jednym z pomieszczeń wybuchł pożar, a Filip ulotnił się szybciej niż dym, który wydobywał się z płonącego urządzenia.

- Pan Filip Malinowski, jak mniemam? - zapytał cicho mężczyzna, siadając na przeciwko niego. Chłopak nawet nie wiedział, kiedy wszedł do pomieszczenia. - Jestem Artur Olek, szef wydziału detektywistycznego. Tak, dokładnie tego, do którego niedawno składał pan już swoje... Hmm... Najprawdopodobniej drugie CV oraz list, w którym prosi pan o przyjęcie na stanowisko detektywa. Rozumiem, że nie mógł pan się już doczekać, ale droga kryminalna? Nie jest to chyba najbezpieczniejsza opcja rozmowy z niedoszłym przełożonym, jednak zdecydowanie najszybsza. Zaczniemy od standardowych pytań.

- Wprost nie mogę się już doczekać - odparł sarkastycznie Filip, wiedząc, że jego CV kolejny raz zostało odrzucone.
Planował zostać detektywem, ale teraz? Znowu będzie próbował. Tym razem na własną rękę, aby pokazać niedowiarkom do czego jest zdolny.

- Miejsce pracy? - zadał pytanie przesłuchujący. Samym wzrokiem rzucał rozmówcy wyzwanie, któremu nie sposób było się oprzeć.

- Brak. Jestem bezrobotny, bo w sumie to mnie odrzucacie - odpowiedział szczerze mężczyzna, drapiąc się po karku.

Czuł się niepewnie po tej stronie. Zdecydowanie wolał być przesłuchującym, a nie podejrzanym.

- Stan cywilny?

- Kawaler.

- Stan zdrowia? Jakieś choroby psychiczne? - dopytywał Olek, czując, że Filip się nie poddaje. Były to normalne, rutynowe pytania, które i tak musiał zadać, ale taka rozmowa z Malinowskim sprawiała mu niemałą satysfakcję.

- Brak chorób psychicznych. Stan zdrowia jest podany w dokumentacji. Jedynie wada wzroku - westchnął znudzonym kolejnym pytaniem. Nie było ono fascynujące, a raczej najprawdopodobniej miało ono na celu wyprowadzenia chłopaka z równowagi. - Uprzedzając bezsensowne pytania, nie, nie mam psa, mam kota, nie jestem alergikiem i tak, w tym pokoju cholernie śmierdzi. Przejdziemy teraz do właściwego przesłuchania, czy mam podać nazwisko panieńskie matki?

- Naturalnie, panie niecierpliwy - powiedział Artur, uśmiechając się złowrogo. - Co robiłeś na miejscu zbrodni?

- Spacerowałem. Wracałem z urzędu i komisariatu. Chciałem przejść się przez park, ale napotkałem zwłoki.

- Czy jest ktoś, kto może to potwierdzić?

- Mój kot, pani Ola z recepcji, buc - ochroniarz... - zaczął lekceważąco wymieniać napotkane dzisiaj osoby i zwierze.

- Dlaczego pochylałeś się nad ciałem? - uprzednia odpowiedź Filipa została całkowicie zignorowana, a mężczyzna zadał kolejne pytanie.

- Ponieważ mamy takie prawo. W końcu gdybym nie przystanął, mógłbym zostać oskarżony o nieudzielenie pomocy. Za to również jest kara. Nie uśmiecha mi się siedzieć do trzech lat w więzieniu tylko dlatego, że nie podszedłem. Jestem porządnym człowiekiem, więc pomagam bezinteresownie. A tak poza tym to kiedyś, w gimnazjum, bardzo interesowałem się ludzkim ciałem, a ta wydzielina na ręce była nietypowa. Nie mogła to być limfa, bo było za gęste, ani krew przez kolor, więc zdecydowałem, że sprawdzę, co to. Jednak wtedy pojawił się taki miły pan. Wykręcił mi ręce, oskarżając mnie o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem i wrzucił mnie do samochodu! Czy ja panu wyglądam na sardynkę w puszce?

- Jaka wydzielina? Lekarz nie znalazł tam żadnej wydzieliny. Oczywiście oprócz krwi, wydobywającej się z rany na ręce. Rana była szarpana. Znajdowała się na prawej ręce ofiary. Najpewniej zrobiono ją nożem.

Oczy Filipa prawie wyszły na wierzch. Co oni opowiadali? Czy wszystko, co widział dzisiaj było kłamstwem? Było ciemnawo, ale na pewno jego wzrok go nie zawiódł. Przetarł oczy i pomasował skroń.

- Chyba macie inne zwłoki.

- Żartujesz sobie Malinowski? Nie rozumiem, co się tutaj dzieje, ale to szalone. Zwłoki są jedne, a ty najwyraźniej się pogubiłeś - wyszeptał zszokowany detektyw, drapiąc się po karku. Coś tu nie grało. Nie miał powodów, aby nie wierzyć Malinowskiemu, ale patolodzy zazwyczaj się nie mylą.

- Ja? Nie jestem winny morderstwa, ale zarzekam się. Widziałem je. Rana była na lewej ręce, w okolicach przedramienia. Była sina, blada i przypominała trochę skórę filmowego zombie, zielonkawą. Żyły były widoczne... To tak jakby ktoś zamaskował prawdę, a wam zamieniono zwłoki - wydedukował zdziwiony, spoglądając na swojego rozmówcę. Nie był przekonany, co do tego wszystkiego. - Czy mógłbym zobaczyć ciało?

- Nie powinienem ci na to pozwolić, ale w takiej sytuacji... Wyciągnij dłoń - nakazał, obserwując mężczyznę. Nie chciał go skuć, bo nie ma powodów, ale musiał mieć pewność, że on nie kłamał. - To karta, która pozwoli ci wejść do prosektorium w szpitalu dwie ulice dalej. Znajdziesz bez problemu, udawaj lekarza. To ci najlepiej wychodzi Malinowski. Udawanie.

Młody Malinowski prychnął, idąc prosto do drzwi z pomieszczenia, nie wiedział, że cała ta rozmowa była nagrywana. Olek sam był zdziwiony, że tak prosty człowiek, jakim był Filip, zdecydował się dołączyć do grupy detektywistycznej, która kierowała się różnymi zasadami, nie koniecznie była przykładem moralności, zrozumienia i człowieczeństwa. Chłopak wymamrotał niezrozumiale adres, który był zapisany koślawym pismem funkcjonariusza, ulica Kaliska 22 - tam znajdował się szpital, gdzie powinien dotrzeć ambitny młodzieniec.

Młody Malinowski prychnął, idąc prosto w kierunku drzwi. Nie wiedział, że cała ta rozmowa była nagrywana. Olek sam był zdziwiony, że tak prosty człowiek, jakim był Filip, zdecydował się dołączyć do grupy detektywistycznej, która kierowała się różnymi zasadami, niekoniecznie była przykładem moralności, zrozumienia i człowieczeństwa.

– Ulica Kaliska 22 – wymamrotał niezrozumiale.

Tam znajdował się szpital, do którego powinien dotrzeć ambitny młodzieniec.

Budynek był bardzo wysoki. Miał na pewno kilkanaście rozłożystych pięter. Filip nienawidził szpitali. Siostra jego mamy, ciocia Ania, była pielęgniarką, która pracowała w podobnym miejscu. Okna były duże i wpuszczały sporo światła. Niekiedy na wyższych piętrach znajdowały się w nich kraty. Elewacja była szara, nieciekawa i przyprawiała o mdłości. Mimo wszystko Malinowski dzielnie stawił czoła dawnym koszmarom i wszedł do budynku.

Pomieszczenie było utrzymane w żółtawym, mdłym tonie. Po prawej stronie wisiała tabliczka z napisem "RECEPCJA", a po lewej znajdował się sklepik i automat z kawą, herbatą i gorącą czekoladą. Idąc dalej korytarzem prosto do windy, Filip zauważył, że prawie nie było tam pacjentów. Szpital był niemal pusty. Powoli wszedł do starej, zniszczonej windy, która znajdowała się na końcu korytarza. Zdecydowany nacisnął przycisk z numerem "-1", zatykając usta i nos szalikiem, aby nie czuć duszącego zapachu papierosów. Znalazł się u celu i westchnął z ulgą, wychodząc z metalowej puszki. Rozejrzał się i niemal od razu do jego nozdrzy dotarł znajomy, przyjemny zapach - maliny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro