Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie martw się, młody.

Zaskoczony młodzieniec wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Dopiero teraz spostrzegł, że w jego twarz wycelowana jest mała, sprytnie zamontowana kamera. Niepewnie uniósł dłoń i pomachał, a czerwona dioda zaświeciła się dwa razy. Filip cicho westchnął, obserwując jak jego towarzysze rozmawiają z jakąś starszą, wysoką kobietą.

- A oto, pani Wiesiu, ten chłopak, o którym wspominałem.

- Mateuszu, trochę kultury! Nie ładnie pokazywać palcami – odparła wyżej wspomniana, przenosząc wzrok na Malinowskiego. – Podejdź tu do mnie, kochaneczku. Dawno nie widziałam tak młodego i silnego mężczyzny!

- Dzień dobry? – Twarz Filipa delikatnie się zaróżowiła, przypominał teraz dorodnego pomidorka. – Em…

- Ależ proszę pani! Przecież ja jestem silny i młody! – zbulwersował się Mateusz, oskarżająco pokazując dłonią na chłopaka. – Przecież ten gówniarz nawet nie podniósłby kilograma mąki!

- Och, kochaneczku… Myślę, że po tym, jak ostatnio prosiłeś Małgosię o pomoc w przenoszeniu stolika, nie mamy o czym mówić. Twoja siła jest raczej pod znakiem zapytania.

Henryk, który stał obok młodszego kolegi, nie mógł powstrzymać śmiechu. Zakrył usta ręką, aby ukryć ten widoczny akt poparcia stanowiska kobiety.

- Przyjacielu, musimy popracować nad twoją tężyzną fizyczną. Nawet ten „gówniarz” wydaje się być silniejszy. Obserwowaliśmy go, nie? Kamery w kanałach zarejestrowały, jak podnosi studzienkę…

- Adrenalina robi swoje!

- Adrenalina…  Młody niewątpliwie wymiata, a ty jak zwykle szukasz wymówek, Mati. – dodał kolejny głos.

Za Mateuszem stał średniego wzrostu mężczyzna. Miał zaokrągloną twarz, a jego rysy były niesamowicie delikatne. Dzięki umięśnionej sylwetce, wyglądem przypominał zapaśnika sumo. Mimo postury, wzbudzał zaufanie. Filip jednak postanowił zachować czujność, licho nigdy nie śpi.

- A ty, młody? Kultura wymaga, żebyś się przedstawił. W końcu jesteśmy w towarzystwie damy.

Malinowski chrząknął i przełknął ślinę, czuł jak wzrok wszystkich zgromadzonych skupia się na jego osobie.

- Nazywam się Malinowski, Filip Malinowski – powiedział cicho, pocierając dłonie. – Nie do końca wiem, po co tu jestem, ale tak ogólnie to szukam koleżanki… Kamila Baranowska, może ją ktoś z was widział?

Jedyna przedstawicielka płci pięknej, która była w zasięgu wzroku chłopaka, pokręciła głową. Dopiero teraz Filip zauważył, że jest obejmowana przez mężczyznę, przypominającego zapaśnika, najwidoczniej byli parą. Dosyć zabawnie to wyglądało - przysadzisty mężczyzna i drobna, koścista kobieta. Ona miała bujne loki, a on był pozbawiony włosów. Połączyła ich najwyraźniej jakaś traumatyczna sytuacja, ponieważ ich prawe policzki zdobiły blizny.

- Ta lekarka, tak?

- W sumie, to chyba tak. - Chłopak bał się przyznać, że zna ją od wczoraj. Nie za wiele wiedział, niezbyt dużo rozumiał, ale był pewny, że Kamila nie miała złego serca. Zareagowała zupełnie jak lwica, broniąc honoru zmarłego członka rodziny. Malinowski to szanował, więc chciał pomóc jej i samemu sobie.

- Chyba? Młody, musiałeś mocno dostać tymi kamieniami po wybuchu. Wszystko okej?

- Tak – wymamrotał skołowany detektyw. Wpadł z deszczu pod rynnę.

- Nie trzymajmy go tak długo, bo zaraz się poryczy. Ta lekarka jest w przejściu obok. Nie zdziw się tylko, jak ją zobaczysz. To nie będzie zbyt miły widok – ostrzegł go Mateusz.

Filip przełknął ślinę. Czy powinien się martwić stanem zdrowia towarzyszki? Zdeterminowany, ruszył we wskazanym kierunku. Nie był pewny, co tam zastanie, ale liczył, że dziewczynie nic się nie stało. Niestety, nadal bolała go noga, co uniemożliwiło mu normalne chodzenie. Cichutko westchnął, klepiąc się po policzkach. Kuśtykał coraz bardziej. Kiedy w końcu dotarł w odpowiednie miejsce, zesztywniał, prostując się. Wyglądał, jakby zobaczył ducha.

Na fotelu, postawionym w suchym miejscu, siedziała Kamila. Widział, że miała mnóstwo bandaży. Im bardziej się zbliżał, tym mocniej jego twarz zieleniała. Chciało mu się wymiotować. Zobaczył, że dłonie dziewczyny są całe. Niestety, tylko dłonie. Jej twarz, wcześniej jasna i uśmiechnięta, była blada, spalona na wiór, jedynie oczy i pełne usta zachowały dawny blask i kolor. Pielęgniarka, nadzorująca młodą lekarkę, akurat zabezpieczała te miejsca, więc Filip miał, na swoje nieszczęście, idealny widok. Jej szyja była nienaruszona, ramiona i biust delikatnie zaczerwienione, brzuch, który był widoczny przez pociętą, zniszczoną koszulkę, wydawał się zdrowy, pomimo licznych ranek. Nogi miała przykryte białym prześcieradłem, delikatnie poplamionym krwią. Ucierpiała. Nawet bardziej, niż powinna.

- Kamila...?

- Filip! Nic ci nie jest? Tak się bałam… Jak noga? – wyrzucila z siebie grad pytań. Wydawała się nie czuć bólu, ani nie zdawać sobie sprawy ze stanu, w jakim się znajduje.

Wtedy dopiero do Malinowskiego dotarła smutna, brutalna prawda. Na stoliczku, jedynym sterylnym przedmiocie w tym „pomieszczeniu”, znajdowała się pusta strzykawka.

- Wszystko dobrze. A ty? Jak się czujesz, Kamilo?

Bolało. Bardzo bolało.

- Doskonale! Przykro mi, że cię przeze mnie trafili, ale całe szczęście, nic mi nie jest. Bardzo boli cię noga, Filipie?

Malinowski czuł, jak w jego gardle pojawiła się wielka gula. Musiał to przełknąć. Nie mógł pokazać, że coś jest nie tak. Musiał udawać. To bolało jeszcze bardziej, niż największe rany.

- Nie boli, od dawna nie boli.

Pierwsze kłamstwo.

- A co z moim bratem? Z Damianem, czy wszystko dobrze? Był z nami, prawda?

Wtedy dłonie chłopaka zadrżały. Nie potrafił odpowiedzieć. Czy powinien powiedzieć prawdę? Nie, nie mógł.

- Ma się dobrze… Jest na wakacjach. W tym niebiańskim hotelu.

- To cudownie… Zawsze chciałam tam pojechać…

- Na pewno kiedyś pojedziesz… Odwiedzisz brata, ale jeszcze nie teraz. Na razie jesteś tutaj, ze mną.

- Wiem! Jesteś jak bohater. Zawsze chcesz pomóc. Pomyśl trochę o sobi… - ziewnęła, nie mając możliwości zakrycia ust.

- Panie Malinowski, pani Baranowska powinna odpoczywać. Proszę wyjść – wymamrotała pielęgniarka, wyganiając Filipa z małej izdebki.

Chłopak wyszedł stamtąd zielony na twarzy. Miał ochotę wymiotować. Nie do końca wiedział, czy jest zły, zniesmaczony, czy po prostu smutny. Bolało go serce, a nieprzyjemne pieczenie w gardle potęgowało uczucie smutku. Płakałby, gdyby mógł, ale to nie był czas, ani miejsce na pokazywanie wylewności uczuć.

- Malinowski! Szef cię prosi! – Zawołał Henryk.

Mężczyzna dopiero po czasie zorientował się, że Filip zbladł, dlatego jego ton głosu diametralnie się zmienił. Podszedł do niego i poklepał go po plecach, aby dodać mu otuchy. Doskonale wiedział, że to nic nie da, jednak minimalne wsparcie jest potrzebne każdemu. Niezależnie od uczuć, jakimi daną osobę się darzy.

- Nie martw się, młody. Nie takie rzeczy tutaj robiliśmy. Wyjdzie z tego cała i zdrowa. Co prawda, teraz troszkę jest nierozumna, ale to się zmieni. Świat nie kończy się na kilku bliznach. To historia zapisywana na ciele. Każdy taką ma, ty też, Filipie. Twoja noga boli, ale czas leczy rany. Nie bój się blizn, one czynią cię mocniejszym.

Chłopak spojrzał na mężczyznę przed nim. Henryk był już „wiekowy”, ale to nie oznaczało, że jego współczucie i empatia zmalały. Malinowski zastanawiał się, jak taki inteligentny człowiek znalazł się w podziemiu… Może po prostu to była ścieżka, którą zdecydował się podążać?

- Dziękuję… - odpowiedział cicho, sam dotykając ramienia towarzysza. Pochylił głowę i skierował się w stronę drzwi, gdzie czekał na niego szef „Szczurów”.

Filip wszedł do znanego pomieszczenia. Nie byłby sobą, gdyby nie potknął się o włóczkę, leżącą na podłodze. Cicho westchnął, podnosząc się z ziemi. Miał powoli dosyć tego wszystkiego, a to był najpewniej dopiero początek jego zmagań z rzeczywistością.

Każde dziecko, które dopiero wkracza w dorosłość, reaguje inaczej. Subiektywność tych reakcji jest wyraźna. Jedni boją się nowego, natomiast drudzy, z podniesioną głową, stawiają czoła rzeczywistości. Strach ma wielkie oczy, jednak człowiek czasami nie jest w stanie spojrzeć na to wszystko obiektywnie. Boi się strachu.

- Już jesteś, chłopcze? Przyszedłeś idealnie na herbatkę! Masz jakieś pytania do mojej osoby? – zapytał wesoło staruszek, kontynuując tworzenie małego dzieła na szydełku. Widać było, że to jego pasja.

Malinowski przetarł napuchnięte oczy i rozpoczął swoje małe śledztwo.

- Skąd pan wiedział, że nadchodzę? Ani Mateusz, ani pan Henryk nie powiadomili pana, a byłem cały czas z nimi.

- Och, drogie dziecko! Czyż to nie oczywiste? W całej sieci kanałów znajdują się kamery. Doskonale wiem gdzie, kto i dlaczego tam jest – odpowiedział, stukając końcem szydełka w ekran komputera. Pokazywał na kropkę w kolorze malinowym. – Tutaj jesteś ty.

- No dobra… Co podano Kamili Baranowskiej? Tej dziewczynie, którą znaleziono ze mną. Zachowywała się dziwnie. Jej stan zdrowia jest fatalny, a nie czuła bólu. Gadała od rzeczy, zupełnie jak po narkotykach.

- Masz już odpowiedź, synu. Czasami, żeby przeżyć, trzeba zaryzykować. Niebezpieczny środek ratuje życie, cóż za ironia…

Chłopak uniósł brwi, jednak nie skomentował słów starca.

- Dlaczego mam dołączyć do waszej organizacji?

- Jesteś niezbędny do znalezienia pewniej teczki -  tej, o której wcześniej wspomniałem. Bez niej nie możemy nic zrobić. Dodatkowo, nasza rodzina od dawna się nie powiększała, jako dobry dziadek muszę zwerbować kogoś nowego.

-  Dlaczego mam nie ufać policji?

- Tego będziesz musiał się sam domyślić, synu. To oczywiste, ale jednocześnie niespotykane. Zastanawiałeś się kiedyś, co się dzieje, kiedy morderca zabija morderców? 

- Jest największym mordercą?

- Można to tak określić lub zastanowić się, po co to robi. Co by było, gdyby prezydent Rosji stał się prezydentem Polski?

- Polska mogłaby się jeszcze bardziej pogrążyć… Ale co to wszystko ma ze sobą wspólnego?!

- Dowiesz się w swoim czasie, synu, w swoim czasie. Teraz ja zadam ci ważne pytanie! Czy w końcu zdecydowałeś?

- Nie mogłem przecież zdecydować tak od razu! – oburzył się Malinowski. – Nie wiem. Jestem „pracownikiem” policji, nie mogę ot, tak sobie zmienić organizacji.

- Przecież nie jesteś nawet ich człowiekiem. Nie zostałeś zatrudniony, dziecko. W twojej dokumentacji widnieje: "dzieciak, który próbował dołączyć 37 razy”. Nie żartuję, sam zobacz. Olek to napisał, pamiętasz, prawda?

- Pan sobie chyba żartuje, detektyw nie zrobiłby czegoś tego… Dał mi przecież przepustkę do prosektorium, identyfikator i powiedział…

- No właśnie. Powiedział. Tylko powiedział. Chyba nie byłeś tak naiwny, żeby myśleć, że puste słowa cokolwiek znaczą. Chłopcze, zejdź na ziemię. Oni wiedzieli, że tam nie ma ciała, to była zasadzka. Myślisz, że takie papiery cię uratują? Nie zostałeś przydzielony do żadnej sprawy, a twoje słowa? Cokolwiek tam powiedziałeś, może zostać użyte przeciwko tobie.

Filipa zamurowało. Przełknął ślinę. Miał coraz bardziej ochotę załamać ręce. Gdyby nie ten głupi policjant, Kamili nic by się nie stało. Nie siedziałaby jak lalka i nie mówiła schematycznie, wciąż to samo, nie cierpiałaby. On sam by nie cierpiał. Nie dostałby kulki, chodziłby normalnie.

Nie trafiłby tutaj, nie wiedziałby, że w kanałach ktoś żyje. Byłby małym, szarym człowiekiem, który istnieje tylko na papierze chrzcielnym. Zniknąłby, a nikt nawet by nie zapłakał… Czy to były argumenty, które doprowadziłyby do tego, że stałby się kimś? Albo odkrył prawdę?

- Jaką mam gwarancję, że pan nie kłamie? Że nie zostanę wyrzucony, a Kamila zabita?

- Bo my, drogie dziecko, w odróżnieniu od policji, jesteśmy rodziną. Nie zabijamy swoich, tutaj brat chroni brata.

- To pewnie też puste słowa, co?

- To już zależy od twojej interpretacji. Gdybyśmy chcieli twojej śmierci, nie zabralibyśmy cię tutaj, a Kamila by nie żyła. Rozumiesz, synu?

- Boję się rozumieć.

- To normalnie, dlatego zostań z nami. Niedługo zabierzemy cię na małe zwiady. Ty, Mateusz i Henryk udacie się do naszego informatora. To Rosjanin, tylko niczego u niego nie pij, a powinno być dobrze.

- W porządku,  niech panu będzie… Jednak, jeśli komuś z mojej rodziny spadnie włos z głowy, to odejdę.

- Zgoda. Od dzisiaj dzielisz pokój z Mateuszem. Nie martw się, Kamila będzie bezpieczna. A teraz, proszę, to powinno ułatwić sprawę - powiedział, podając chłopakowi jakąś paczuszkę. – Otwórz.

Zdezorientowany Malinowski dokładnie obmacał paczuszkę, czując w środku coś miękkiego. Otworzył ją kilkoma ruchami i zszokowany podniósł zawartość. Okazało się, że był to niebieski szaliczek w białe wzorki, wykonany na drutach. Ciepły, puchaty, ale najprawdopodobniej gryzący.

- Załóż go, synu. Na zewnątrz jest zimo, w końcu wychodzicie na terenie Rosji.

Młodzieniec schował podarunek i wyszedł z pomieszczenia, żegnając się. Nie wiedział, czy postąpił dobrze, ale wizja posiadania rodziny była silniejsza niż zdrowy rozsądek. Uśmiechnął się smutno sam do siebie i odetchnął pełną piersią.
Pierwszy raz od dawna poczuł znajomy zapach malin.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro