Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Głowa, głowa... O ręka!

W jakże wesołym nastroju przemierzając niezliczone ilości kawałków plastikowego ciała, dotarli do równie osobliwych, zaklejonych policyjną taśmą drzwi.

- To na pewno tutaj...?

- Tak. Ostatnio dekoracja była inna, ale nie chcę zagłębiać się w gust Dimitriego – odparł Henryk, spoglądając na dwójkę swoich towarzyszy. – Tylko niczego nie pijcie.

Przez wiecznie pełną pomysłów głowę Filipa przeszło złe przeczucie. Kto normalny trzymałby na podwórku i poza nim tyle manekinów? Chłopak zrozumiałby, gdyby były one całe, ale te? Wyróżnione części ciała kilku, a nawet kilkunastu ludzkich odwzorowań wydawały się straszne.

Henryk nie czekał, nim młodsi się zdecydują, zapukał.

Przez chwilę było słychać kompletnie głuchą ciszę. Nawet śpiew ptaków ustał. Kilka minut później usłyszeli z wnętrza głośne kroki i odgłosy skrzypiącej podłogi.

- Henryku? Czy to ty, stary przyjacielu? – zapytał mężczyzna, stojący przed nimi.

Był to człowiek równie intrygujący jak jego dom. Przypominał Filipowi jednego z dziadków, których widywał, kiedy chadzał w ramach wolontariatu do domu spokojnej starości. Różniło go od tamtego jedynie kilka szczegółów. Ten mężczyzna miał pofarbowane na zgniłozielony kolor włosy, ciemne zęby, liczne tatuaże zdobiące jego szyję, kark i dłonie oraz to oko. Było ono całkowicie puste, takie jak u widywanych wcześniej manekinów.

- Wejdźcie do środka. Jesteście cali mokrzy i lodowaci. Przedstawisz mi swoich synków, Henryku?

- Oczywiście, Dimitri. Ten blondyn to Michał, a posiadacz czarnych włosów to Fryderyk. Moi synowie.

Mateusz i Filip stanęli jak posągi, byli cali czerwoni i zszokowani. Nie spodziewali się zupełnie czegoś takiego. Czemu Henryk skłamał? Tego najwidoczniej żaden z nich nie wiedział. Cicho westchnęli, stając za ich „ojcem". Nie byli do siebie w ogóle podobni, ale staremu Dimitriemu wydawało się to w ogóle nie robić różnicy.

- Co dla nas przygotowałeś? – zapytał straszy mężczyzna, siadając na kanapie.

Meble w domu Rosjanina, który dobrze mówił po polsku, zdawały się być wyjęte z innej planety. Na ścianach wisiały kolejne części manekinów, wszystkie siedzenia najprawdopodobniej były wykonane z czegoś w rodzaju starych, perskich dywanów. A lampy? Były łudząco podobne do zwierzęcej skóry. Nawet wydobywający się z mieszkania odór to potwierdzał. Znaleźli się chyba w jakieś Krainie Czarów, ale w rosyjskim wydaniu.

- Mam kilka informacji dotyczących myśliwców, nowych ofiar i starego laboratorium chemicznego. Nic ciekawego, nie wiem, czy to jest godne uwagi, Henryku. Opowiedz mi lepiej o swoich synkach! Gdzie ich adoptowałeś? Też chcę takich! A ten – tutaj pokazał na Filipa – ma cudowne oczy! Idealnie nadawałyby się do dekoracji! Nie chciałbyś zostać u wujka Dimitriego?

Twarz Filipa poczerwieniała, a on nie był w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku, pokręcił tylko panicznie głową na znak sprzeciwu.

- Jeszcze jest nieśmiały! Jakby spędził u mnie tydzień, tutaj w Rosji, od razu poczułby się śmielszy i lżejszy o dwie gałki oczne, nieprawdaż? A ten drugi? Michał, tak? Może ty zostaniesz u wujka? – Wstał i dokładniej przyjrzał się buzi Mateusza. – Masz intrygujący nos. Idealnie nadawałby się jako zatyczka do zlewu, kochaneczku! Zostańcie u wujka!

- Myślę, drogi przyjacielu, że nie skorzystają. Opowiedz mi lepiej o czymś konkretniejszym i zostaw moje dzieci w spokoju. Załatw sobie swoje. A właśnie, Wiesia przygotowała coś dla ciebie.

Dimitri zrobił zawiedzioną minę, ale wyprostował się, usiłując zachować dumę i zaczął swoje rozważania po otrzymaniu małej paczuszki.

- Myśliwce pojawiły się tutaj kilka dni temu. Regularnie patrolują otoczenie i pilnują wszystkich nieprawidłowości. Ostatnio przejeżdżał tutaj mój dobry znajomy, pamiętasz Vladimira, prawda? Został rozstrzelany, kiedy zauważono go w lesie. Najwyraźniej przygotowują ten teren pod coś wielkiego,. Nie wiem, czy planują cokolwiek tutaj składować, czy wynieść, ale to na pewno dużo większe niż ampułka trucizny – powiedział, dając im czas na przetrawienie wszystkich informacji.

W tym czasie podekscytowany Rosjanin otworzył paczuszkę. W środku znajdowała się mała lalka w wełnianej sukience, której poszukiwał od dawna.

- Przygotowują teren? To trochę nieprawdopodobne. Wydaje mi się, że planują coś wydobyć, ale nie mam pojęcia, co. Czy zauważyłeś tutaj jakieś anomalie, Dimitri? Coś w nocy wyszło z lasu albo próbowało wyjść? Jakieś wybuchy? Każdy szczegół jest na wagę złota.

- Słyszałem krzyki, głośne krzyki, przyjacielu. Najprawdopodobniej odbyła się tutaj egzekucja. Nie jestem pewny, czy użyto jakiegoś narzędzia. Ciało również nie zostało znalezione. Istotną sprawą jest to, że spłonęło ostatnio laboratorium chemiczne. Pożaru nie ugaszono, więc rozprzestrzenił się na pozostałe budynki. Według moich informacji cała wioska spłonęła doszczętnie. Świadkowie tego zdarzenia mówili o ognistym jęzorze i grupie ludzi ubranych na czarno. Jedna kobiet wspominała o jakieś broni.
Ponoć było to coś w jasnym, przerażającym odcieniu.
Było ciekłe, przypominało lawę – westchnął, pokazując na stoliczek.

Znajdował się tam średnich rozmiarów słoik, wypełniony po brzegi gęstą, przezroczystą substancją. W środku znajdowało się oko. Wyglądało tak, jakby było szklane, lecz w rzeczywistości ten kolor i strach widoczny na pierwszy rzut oka, dodawały mu przerażającego realizmu.

- Mówią, że właśnie to oko znaleziono w podziemiach laboratorium. Miało należeć do jakiegoś dziecka, ale nie jest to potwierdzona informacja. Ta czerwonawa tęczówka oznacza tylko tyle, że ofiara była pod wpływem tamtej substancji. Nie wiem, jak ona działa, czy w jaki sposób opanowuje ludzi, ale mówią, że zaczyna się od gorączki, a potem jest tylko gorzej. Duszności, powolne rozkładanie się ciała od środka i bolesna, długa śmierć. W tamtym miasteczku podawano substancję ludziom, którzy przeżyli, ale byli na tyle nierozsądni, że im zaufali. Pozostali ci, którzy zdecydowali się uciec, przeżyli. Mają teraz ostrzegać pozostałych, ale nie wiadomo, co z tego wyniknie – zakończył swoją opowieść.

- Czy jest ktoś jeszcze, kto może nam opowiedzieć o tym tajemniczym pożarze? – wtrącił nieśmiało Filip, spoglądając na rozmówców.

- Naturalnie, synku, naturalnie – odparł Dimitri, przyglądając się młodzieńcowi z przerażającym uśmiechem. – Pozostaje wam jedynie grabarz.

- Grabarz? – zapytał Mateusz, zbudzając czujność Rosjanina. – Gdzie możemy go znaleźć?

- Przekażę wam mapę, na niej znajdziecie istotne informacje.

Dimitri odwrócił się do nich plecami, szukając w ciemnych szafkach, które z kolei wyglądały jak przerobione trumny. Zajęło mu to niespełna kilka minut, bo po chwili z triumfalnym uśmiechem wrócił do pozostałej trójki, przekazując Henrykowi zwiniętą mapę.

- To ułatwi wam podróż. Czerwonym markerem zaznaczone jest aktualne miejsce pobytu grabarza. Ma wyjechać z Rosji za miesiąc. Często się przemieszcza, dlatego radzę wam się pospieszyć i mieć oczy dokoła głowy. A wy, kochaneczki, nie chcecie ciasteczek od wujka Dimitriego?

- Dziękujemy, ale nie – odpowiedział przerażony Mateusz, patrząc na właściciela domu. – Pić również nie chcemy.

Szybko i skutecznie wyprzedzili nieuniknione pytania. Wtedy w końcu przypomniało im się o nodze Mateusza, która bolała już niesamowicie. Poprosili mężczyznę o dostarczenie apteczki i dopiero wtedy domniemany Fryderyk zajął się nogą przyjaciela. Przemył brzydką, ropiejącą ranę i zabandażował ją obficie. Westchnął z ulgą, widząc, że podane chwilę potem tabletka i zastrzyk z morfiną przyniosły ulgę towarzyszowi. Zdecydowanie i w pośpiechu pożegnali się z informatorem i wyszli z domu. Mieli wrażenie, że mniej straszne są myśliwce, śnieg i odmrożenia niż „wujek Dimitri".

Kiedy znaleźli się w bezpiecznej odległości od budynku, westchnęli z ulgą. Wyglądali oboje jak szczeniaczki, które boją się wszystkiego, co nowe. W tym momencie Filip obiecał sobie, że nigdy więcej nie odwiedzi Rosji.

- Wracajmy do samochodu. Musimy obejrzeć mapę i jechać, trzeba będzie jeszcze odwiedzić mojego znajomego medyka – powiedział spokojnie Henryk, który zbył ich pytania odnośnie zachowania jego starego znajomego. – Dowiecie się w swoim czasie. Teraz będziecie zdrowsi, jak zjecie coś smacznego i wypijecie herbatę. Czeka nas naprawdę długa podróż.

Mateusz i Filip zgodnie pokiwali głowami, zmierzając przez las. Tym razem oboje czujnie rozglądali się i patrzyli pod nogi, aby uniknąć nieprzyjemnych sytuacji. Ominęli kilka niebezpiecznych pułapek, głębokich zasp śniegu i dotarli do samochodu. Szczęśliwie ich jedyny pojazd był cały. Nie został zniszczony, okradziony, czy  zrabowany, wszystko wydawało się być na swoim miejscu.

- Mateusz, idź do środka – powiedział Malinowski do kolegi. Kiedy wsiadł do auta, sam Filip rozejrzał się i podszedł do drzewa. Była tam kartka przyczepiona przy pomocy ostrego noża.

Nie wszystko jest takie, jakie się wydaje, Filipie.

Nie została podpisana. Chłopak zerwał ją szybkim ruchem, a nóż wrzucił w śnieg.

- To chyba jakieś żarty.

- Chodź, Filip! Zaraz jedziemy!

Zrezygnowany schował liścik do kieszeni, wszedł do samochodu i zapiął pasy.
Chyba dopiero teraz zaczął odczuwać straszne zimno.

W tym samym czasie Dimitri odłożył słuchawkę telefonu. Nagrał wiadomość swojemu zleceniodawcy:

„ Wszystko idzie zgodnie z planem, szefie. Malinowski jedzie na Wrzosowisko."

~~

W tym rozdziale jest więcej prawdy niż myślicie ;)

~~Maja

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro