Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Czwarty

Pierwszy września był dniem, w którym wszyscy uczniowie Hogwartu zbierali się na peronie 9 i 3/4 stacji Kings Cross. Właśnie tamtego dnia, o godzinie 10:30, Harry siedział w najdalszym przedziale ostatniego wagonu Ślizgonów zatopiony w swoich ponurych myślach.

Od pamiętnego zdarzenia na ulicy Pokątnej minęło już mnóstwo czasu, ale Potter wciąż nie wiedział, jak postępować. Według tego, co zdołał ustalić, jego rodzice starają się do niego dotrzeć, choć nie wiedział czy to prawda, ze względu na to, iż poprzednim razem wyglądało to na bezsprzeczną chęć porwania. Poza tym jaki byłby tego powód? Próba zmuszenia go do dołączenia do Voldemorta, wykorzystania w wojnie czy może prostych tortur poprzedzających jego rychłą śmierć? Bo chyba nie chcieli z nim porozmawiać, skoro nigdy wcześniej tego nie robili.

Właśnie wtedy Potter z miejsca ich znienawidził.

Uświadomił sobie, że mogli go zabrać od Dursleyów, ale tego nie zrobili, przez co przez te wszystkie lata musiał u nich cierpieć traktowany gorzej od domowego skrzata.

Zaraz po odkryciu szokującej prawdy o swoich rodzicach, Harry deportował się do losowego miejsca jakie wpadło mu do głowy, czyli w tamtym przypadku do Doliny Godryka (wcześniej jego wyładowanie mocy zniszczyło wszelkie bariery). Jego przyjaciele i tak byli widziani na ulicy Pokątnej, więc nie musi martwić się, że Aurorzy (gdy tylko przybędą na miejsce) aresztują ich, a on sam przecież nie zostanie rozpoznany w magicznym świecie. Po dłuższej chwili stwierdził, że przejdzie się do swojego rodzinnego domu, bo w zasadzie nigdy tam nie był. Od razu przypomniało mu się, że praktycznie nic nie wie o swoim dobytku - jego ojciec był z szanowanego, czystokrwistego rodu, więc naturalnym jest, że to niemożliwe posiadać jedynie jeden dom. W dodatku jedynie na potrzebę ochrony zaklęciem Fideliusa w czasie pierwszej wojny czarodziejów (od początku skazanym na klęskę i zrujnowanie). Z pewnością jego dziadkowie również mieli swój własny. A Harry mógł się pokusić o myśl, że gdzieś tam jest dwór na miarę tego Malfoyów.

Potter wchodząc przez dziurę powstałą przez zburzenie ściany, starał się, by jego nienaganna, pełna gracji postawa nie uległa zmianie, gdy przełaził po gruzach. W myślach wymamrotał inkantacje zaklęcia suszącego, a ślady łez na jego twarzy zniknęły. Również z powodu tak nagłego okazania uczuć przeklinał się do tej chwili. To nie tak, że nie tęsknił za rodzicami, po prostu przyzwyczaił się do ich braku i nie zamierzał teraz zaprzestać swojej samodzielności.

Przechodząc przez główny korytarz zauważył kilka brązowych plam na dywanie. Zastanowił się przez chwilę, bo przecież dyrektor Dumbledore powiedział mu, że ojciec zginął od Avady, więc czemu miało by tu dojść do rozlewu krwi? Skąd ona się tu wzięła?

To była jedna z wielu zastanawiających go rzeczy w całym tym dniu.

Jednak kolejna była dużo bardziej przełomowa.

Szybkim krokiem przeszedł do najbliższego pokoju po lewej, czyli kuchni. Prędko przeszukał tam wszystko tylko po to, żeby odkryć, iż ktoś opróżnił wszystkie półki. Nie było nawet głupiego sztućca. Zniechęcony otworzył jeszcze jedyną niesprawdzaną szafkę pod zlewem, gdzie natrafił na cały zestaw eliksirów. Razem było ich jakieś 20. Niektóre z nich były magicznie zakonserwowane, ale większość niestety "spleśniała" od upływu czasu. Chwilę zastanawiał się zanim nie machnął nad nimi ręką tworząc barierę bezpieczeństwa, po czym zmniejszył całe opakowanie chowając je do kieszeni. Albo da to komuś do przebadania albo sam to zrobi, choć podejrzewał, że i tak nikomu nie powie o swoich odwiedzinach tutaj.

Po chwili przeszedł do salonu, w którym okno było rozbite a z sufitu ziała wielka dziura dająca widok na jakiś pokój. Na ziemi tuż pod nią leżało kilka zabawek, więc Harry domyślił się, że był to pokój dziecięcy.

Czarnowłosy przeszedł przez cały pokój sprawdzając go tak samo jak kuchnię i wciąż zastanawiając się, co tu się wydarzyło.

Po dalszych oględzinach nie znalazł nic więcej, więc stwierdził, że jedyne co mu pozostaje to powrót i przygotowanie się do szkoły. W między czasie pomyśli nad tym wszystkim i spróbuje znaleźć jakieś zaklęcie, które pomoże mu dowiedzieć się, co tu się stało.

Gdy tylko opuścił ruiny teleportował się wprost do swojego mieszkania w mugolskim Londynie. Było kompletnie zagracone. Składało się z małej, ciepłej biało czerwonej kuchni, łazienki w obrzydliwie żółtych odcieniach, - ale na szczęście utrzymanej w dobrym stanie - z wielką wanną nad którą wisiał prysznic oraz jednego naprawdę wielkiego pokoju z wszystkim co tylko Potter mógł kupić. Wielkie łoże królewskie w jasnych kolorach, kilka mało rzucających się w oczy poszewek na nie leżących na okrągłym stole z rzeźbionymi nogami, na którym swoje miejsce znalazło kilkanaście książek leżących na stosie, a także kilka notatników i planów. Na drogo zdobionych krzesłach (kompletnie nie na miejscu w tym mieszkaniu, tak samo jak łóżko i stół) leżało mnóstwo ubrań, pomimo faktu, iż szafa strojąca w rogu była niemal pusta. Na ścianie za łóżkiem były dwa gigantyczne okna o drewnianych obramowania. Na dworze właśnie zaczęło padać.

Prawie wszystkie ściany w całym mieszkaniu zdobiły półki z książkami i za każdym razem gdy Harry na nie spoglądał, zdawał sobie sprawę, że jego uzależnienie od zdobywania coraz większej ilości wiedzy schodzi na złą stronę.

Harry ostrożnie wyjął eliksiry ze swojej kieszeni, powiększając je, po czym zdjął księgi ze stołu układając je na regałach robiąc miejsce dla swoich nowych badań.

Do końca wakacji spędził czas nie wychodząc w ogóle ze swojej nory, przeszukując swoje księgi na zmianę z ponurymi przemyśleniami na temat tego, jak ma postępować z wiadomościami jakich dzisiaj się dowiedział, mającymi swoje miejsce na parapecie okna, z którego widać było nudną stację benzynową i kilka innych budynków w tym Starbucks.

Kilka razy nawet doszedł do wniosku, że najwłaściwszą decyzją będzie pójście do Durmstrungu lub Beuxbatons ze zmienionym nazwiskiem i brakiem Glamour, ale zaraz potem przypominał sobie, że musi dowiedzieć się co stało się tamtego pamiętnego Halloween. Wtedy też zamyślał się na temat czy dobrze by nie było, żeby zdjął iluzję, zastanawiając się, czy jest to warte całego późniejszego szoku, tłumaczeń i jeszcze

większej uwagi od "rodziny" i reszty śmierciożerców.

Dlatego teraz, o godzinie 10:30 pierwszego września na stacji Kings Cross, doszedł do wniosku, że najlepiej będzie udawać. Najlepiej również ustali z Yoland, Jazonem i Maximem, że będzie jak będzie - nie będzie z nimi zbytnio rozmawiał na forum publicznym i może namówi ich do pomocy przy dowiadywaniu się czegoś o jego rodzicach...

Albo nie.

Zdecydowanie nie zamierzał dzielić się z nimi tym, ze względy chociażby na to, że oni nie wiedzą tego co on. Ale jednak musiał im wytłumaczyć chociażby to, dlaczego nie kontaktował się z nimi przez cały ten czas.

To będzie bardzo trudny rok dla Harry'ego. Jeszcze nigdy nie miał takiego problemu, żeby oszukiwać oszustów jednocześnie z innymi. Ma tylko nadzieję, że wszystko nie posypie się mu z rąk jak pieprzony domek z kart. Ta gra za długo już trwa, żeby coś takiego miało się zdarzyć.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro