Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15

Hailey była wytrącona z równowagi. Nie mogła pojąć, jak ten dupek znalazł się w domu. I kto go do cholery wpuścił? W roztargnieniu zaczęła czyścić swoją klacz, po czym osiodłała z wielką wprawą. Miała mnóstwo zajęć i ani chwili, żeby myśleć o Harpera. On był wcielonym złem, którego powinna unikać dla własnego dobra. Czas nie wyleczył ran, tylko zasklepił i to nie na trwałe. Sprawdziła popręg, wsunęła kapelusz na głowę i wprowadziła konia przed stajnię. Po czym zwinnym ruchem dosiadła Persefonę i dostosowała strzemiona. Kiedy miała zamiar ruszyć, odezwał się jej wibrujący telefon w kieszeni niebieskich jeansów. Chwyciła wodzę w lewą a prawą ręką odebrała.

- Tak?

- Cześć Hailey - usłyszała znajomy głos.

- Cześć Hunter - przywitała się z małym uśmiechem na ustach. 

- Przepraszam, że zostawiłem cię w nocy - Hailey zmarszczyła brwi, nic nie rozumując - ale musiałem wyjechać w pilnej sprawie. I mam pytanie.

- Czekaj. Jak to zostawiłeś mnie w nocy? O czym ty mówisz?

- Ja-  zawahał się, bo nie wiedział jak zacząć - znalazłem cię przy... Leoni.

Hailey o mało nie wypadł telefon z dłoni na taką rewelację. Nie wiedział, jak miała się z tym czuć, ale... Do diabła, przecież wiedział o jej córce. Nie powinna się tym martwić.

- Widocznie zasnęłam - odpowiedziała przyciszonym tonem.

- Tak, zaniosłem cię do domu i przykryłem. 

Ani słowa o jej dziecku. Był naprawdę taktowny.

- Teraz już wiem skąd znalazłam się we własnym łóżku i to w wymiętej sukni.

- A tak. No wiesz, miałem ochotę cię rozebrać, ale podejrzewałem, że jeszcze zarobiłbym w zęby. - Hailey zaśmiała się - Ale dzwonię w innej sprawie.

- Strzelaj.

- Umówisz się ze mną? - Zapytał z wyczuwalną nadzieją w głosie.

- W sensie na randkę? - Spytała zdumiona, chociaż chyba nie powinna.

- Tak, dokładnie. No wiesz, kolacja, tańce i te sprawy - ostatnie słowo wymruczał niskim głosem.

- I te sprawy? Dalej, doprecyzuj to - zażądała. Jednak wiedziała, co miał namyśli. 

- Pożądam cię, po prostu chcę cię mieć w swoim łóżku. 

- Nie owijasz niczego w bawełnę McGrady.

- Nie, bo chcę się z tobą kochać.

- A nie pieprzyć? - Tym razem to Hunter zmarszczył brwi na ten osobliwy ton Hailey. 

- Też może być - zaśmiał się rozbawiony. - I kto tu jest niby bezpośredni, co? Poza tym jestem za stary na gierki. To jak będzie?

- Daj mi chwilkę - udawała, że się zastanawiała. A prawda była taka, że jak tylko zadał jej pytanie, znała odpowiedź. Myśl o nim w niej, spowodował lekki rumieniec na jej policzkach. 

- Hailey, nie torturuj mnie - jęknął Hunter. Bał się, że mu odmówi. Cholera, nie lubił jak mu ktoś odmawiał - taki miał charakter.  Ciężko pracował na wszystko co posiadał. Swoim uporem i bezczelnością poprowadził rodzinne ranczo do rozkwitu, co przypłacił brakiem czasu na inne rzeczy. 

- Dobrze kowboju, ale...

- Czy zawsze musi być jakieś "ale" kobieto? - Marudził. 

- O tak - zaśmiała się, a Hunter żałośnie jęknął - mam nadzieję, że będziesz pomysłowy co do naszej wspólnej nocy.

- Jak cholera, będziesz mnie błagać o więcej - powiedział z żarem w głosie, że o mało nie podpalił jej majtek.

- Boże, wy i wasze ego - rzuciła z przekąsem.

- Mojego ego, kochanie, poczujesz i to dogłębnie- wymruczał, a po chwili oboje parsknęli śmiechem. - Zadzwonię jutro i dam ci znać, kiedy wracam.

- Będę czekać - obiecała i rozłączyła się.

Popatrzyła na urządzenie, jakby miała do niej przemówić i skarcić ją za chęć uprawiania seksu z Hunterem. Jezu, czy ona właśnie powiedziała mu, że chciałaby się z nim pieprzyć? Kurwa, za długo żyła niczym mniszka. Wypowiadała słowa szybciej niż myślała. Schowała urządzenie do kieszeni i ruszyła stępem, po czym kłusem, przechodząc w galop. Ciepłe promienie słońca, wiatr smagający jej policzki były zapachem wolności. Pierwszy raz od wielu lat poczuła się wolna i poczuła jakąś wewnętrzną ulgę, która niestety nie trwała długo. Na horyzoncie pojawiła się półciężarówka Nicka, z której wysiadał... Harper. Zmrużyła oczy i już wiedziała, kto był winien tej całej sytuacji. Niech ich wszystkich diabli. Już chciała zawrócić konia, ale raptem zdała sobie sprawę, że uciekała przez siedem lat i koniec. Koniec tego. Była u siebie, to on był intruzem, więc potraktuje go jak intruza. Pokaże mu gościnność. Postanowiła zabawić się jego kosztem. 

- Cholera, będzie zabawa - mruknęła pod nosem.

Haprer obserwował jak Hailey podjeżdżała na koniu coraz bliżej niego, ale to co trzymała w ręku nie wyglądało przyjaźnie. Kurwa, już raz mierzyła do niego z broni. Groziła mu nawet podziurawieniem jego tyłka. Ale wyglądała niczym diablica, seksowna diablica. Była cudownie piękna i mimo że powinien się bać, poczuł jak momentalnie zrobił się twardy. Jeszcze tego mu brakowało. Wzwód i strzelba.

- Mam nadzieję, że masz dobry powód przebywania tutaj - przeładowała broń dla lepszego efektu, ale nie uniosła jej.

- Przyjechałem z Nickiem, nie skończyliśmy rozmowy. - Założył buńczucznie ręce na piersi.

- Chyba jednak skończyliśmy - mruknęła i zrobiła coś na co stanęło mu serce.

Oczy Harpera rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, kiedy Hailey błyskawicznie uniosła strzelbę, a głośny huk rozniósł się w powietrzu. Kiedy oszołomienie opadał, wrzasnął na nią.

- Coś ty sobie, do kurwy, myślała?!

- Grzechotnik - odparła spokojnie, kiwając głową w kiego kierunku.

Harper obrócił głowę i spojrzał pod swoje nogi.  Na widok zastrzelonego węża, przełknął z trudem ślinę i zrobiło mu się gorąco, aż rozpiął górny guzik koszuli. 

- Cholera, nie wiedziałem, że tutaj są węże.

- O, całe stada, lepiej się stą... - urwała, bo Persefona stanęła dęba. Było za późno.

Przerażony Harper patrzył, jak koń zatańczył i zrzucił Hailey z grzbietu, po czym niczym szalony popędził przed siebie. W kilku susach dopadł do niej, biorąc ją w ramiona. Była nieprzytomna. 

- Cholera - Nick zjawił się przy jego boku- trzeba ją zabrać do domu i wezwać lekarza. 

- Ja ją wezmę a ty poprowadzisz - Harper rzucił zwięźlą instrukcję, po czym uniósł bezpiecznie Hailey. - Jestem przy tobie moja kruszynko - ucałował jej czoło i ruszył do terenówki. 


**************************

Jak myślicie, czy dojdzie do skutku ich randka? 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro