Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Laura

Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Ja z zażenowaniem, a on z wyraźnym rozbawieniem, które miało w sobie jednak coś z drwiny. Nabijał się ze mnie. Miał ten sam kpiący uśmiech, który dokładnie zapamiętałam. Czy on wciąż mnie pamięta? Na samą myśl mój żołądek wywrócił się na drugą stronę.

Naomi patrzyła to na mnie, to na mężczyznę, a po chwili zmarszczyła brwi.

– Może warto by to było uznać za przypadek? Dziś jest piątek trzynastego i...

– I to jest powód, żeby władowała mi się pod koła? – zakpił Aaron, zrzucając marynarkę na oparcie fotela.

Zapach przyjemnych, męskich perfum rozniósł się w pomieszczeniu. Walczyłam ze sobą, by się nim nie zaciągnąć.

– Zamyśliłam się, ale to nie powód, by nie uważać na jezdni! – rzuciłam na swoją obronę.

Colder potrząsnął głową, nim uniósł wyzywająco brwi.

– Powiedziałaś, że chciałaś, żebym cię potrącił. – Wyrzucił ręce w powietrze, a po chwili wplótł długie palce w burzę swoich ciemnych włosów. – Może jednak powinienem uznać to za wymuszenie odszkodowania?

– Tobie przynajmniej nic się nie stało! – burknęłam, krzyżując ramiona pod piersiami. – A moje wino? Butelka roztrzaskała się na kawałki i nawet nie raczyłeś przeprosić!

– Ja mam cię przepraszać? – Przyparł dłonie do torsu, a gromki śmiech rozniósł się echem wśród ścian. – Czy ty siebie słyszysz, kobieto?

Co za przeklęty drań...

– A co, nie nauczono cię kultury? – warknęłam, podnosząc się z sofy.

Wystarczyło kilka prężnych kroków, by znalazł się przy mnie. W złości jego szczęki poruszały się rytmicznie, aż zacisnął je i z drwiną wyszczerzył zęby.

– Pokazać ci, czego mnie nauczono? – wychrypiał tak nisko, że moja wewnętrzna nastolatka omal nie zemdlała.

To stare czasy, dziewczyno. Choć teraz był przystojniejszy, bardziej dojrzały i męski, nie mogłam sobie pozwolić na to, by przyćmiło to ten chamski charakter.

– Zaskocz mnie – mruknęłam, przy czym zadziornie zadarłam brodę.

Stałam z nim twarzą w twarz, z jego dziewczyną u boku. Byłam od niego niższa przynajmniej o głowę. Starałam się zorientować, ile może mieć wzrostu. Sto osiemdziesiąt siedem? Sto dziewięćdziesiąt? Przy moich stu siedemdziesięciu trzech musiałam wyglądać komicznie, z miną zbuntowanego dziecka, które próbowało wywalczyć swoją rację. W spojrzeniu mężczyzny coś było. W tamtej chwili nie potrafiłam określić co. Odbierał mi mowę, zdrowy rozsądek i odwagę. A może przypomniał sobie, kim jestem?

– Hej, hej, hej! – Naomi klasnęła w dłonie, wpychając się pomiędzy nas, by rozdzielić od siebie. – Pierwsze wrażenie powinno być dobre, zacznijcie jeszcze raz.

– W życiu – warknęłam.

– Chyba śnisz – zawtórował mi.

– Chociaż w jednej kwestii się zgadzacie... – westchnęła przyjaciółka, przekrzywiając głowę. – Nie możecie być skłóceni, Aaron. Chciałabym, żebyście przynajmniej się tolerowali. Laura to moja przyjaciółka – perswadowała łagodnie.

Aaron Colder, ten opryskliwy facet, który wywrócił moje nastoletnie życie do góry nogami, znów stanął mi na drodze. Że też matka natura musiała uraczyć go taką przystojnością. Tacy są najgorsi, złudnie przyjemni.

– W takim razie nic tu po mnie – westchnęłam z rezygnacją. Podeszłam do blondynki i musnęłam ją w policzek. – Dziękuję, że mogłam ci się wyżalić.

– Lauro, nie wygłupiaj się. – Dziewczyna złapała mnie za ramię, zatrzymując. – Miałyśmy porozmawiać o twoim rodzinnym zlocie.

– Trudno, najwyżej to odwołam. Może w tym czasie dojdę do siebie. – Wzruszyłam ramionami, nim zarzuciłam na siebie płaszcz.

Świetnie, dopiero teraz zauważyłam, że był w kilku miejscach podarty przez kawałki szkła z rozbitej butelki. Cholera, to Valentino! Czy może mnie spotkać dzisiaj coś gorszego?

– Wiem! – pisnęła Naomi, wyskakując przede mną jak jeleń na drodze. – Aaron z tobą pojedzie!

– Co?!

Powiedzieliśmy to jednocześnie.

– Lauro, potrzebujesz partnera na wyjazd – mówiąc to, wytknęła jeden palec w moją stronę, a drugi w jego. – Aaron, jesteś jej to winny – podkreśliła wyraźnie.

Szatyn spojrzał na mnie i zmarszczył brwi w dość niezrozumiały sposób.

– Niby co jestem jej winny?

– Och, no weź, skarbie – westchnęła blondynka, podchodząc bliżej swojego partnera. Objęła go w pasie i oparła brodę na umięśnionej klatce piersiowej, gdy tak patrzyła mu w oczy. – Laura potrzebuje kogoś, kto mógłby zastąpić jej byłego narzeczonego na rodzinnym spotkaniu – dodała, przesuwając dłońmi po jego ramionach i uśmiechnęła się przy tym szelmowsko.

Świetny plan, by tak upokarzać mnie przed kimś, kto niegdyś sam to robił.

– No to niech znajdzie kogoś innego. – Mogłam zauważyć, jak zmarszczył czoło.

– Próbowałyśmy, ale wiesz, jak to jest z facetami z Internetu. Poza tym, ja mam do ciebie zaufanie i wiem, że nie zrobisz niczego głupiego – mówiąc to, otuliła go mocniej ramionami.

Tsa... to najwyraźniej słabo go zna.

– Dlaczego ja? – westchnął, patrząc to na nią, to na mnie.

– To będzie dla was obojga świetny moment na to, żebyście się pogodzili i polubili – stwierdziła, gdy się odsunęła. – Poza tym... – sapnęła i przebiegła palcami po jego szyi do torsu. – To może być dla nas pewna próba.

– Nie mam czasu na żadne próby.

– Zrób to dla nas. – Mogłam się domyślić, że posłała mu jedno ze swoich błagalnych, szczenięcych spojrzeń. – Jeśli po tym wciąż będziemy pewni, by wziąć ślub, to oboje zrozumiemy, że ta miłość jest wieczna. – Pocałowała go zdawkowo, nim się odchyliła. – Czy to nie piękne?

Aaron skupił wzrok na mnie, przy czym skrzyżował dłonie na torsie.

– Na jak długo? – Mrużył uważnie oczy.

– Miesiąc.

– Ile? – prychnięcie z jego ust było nad wyraz szorstkie. – Nie ma mowy!

– Aaronie...

– Nie, Naomi, to zbyt długo. A co z firmą? Nie mogę ich tak po prostu zostawić z dnia na dzień – powstrzymał się od warknięcia, a mnie posłał beznamiętne spojrzenie.

– Doskonale sobie poradzą bez ciebie. To tylko miesiąc, nie rok. – Blondynka stale próbowała się za mną wstawiać. – Prezes jest twoim dobrym kolegą, a poza tym sam mówiłeś, że polecał ci wypoczynek. – Kruche palce kobiety przebiegły przez burzę włosów szatyna. – Powiedział, że się przepracowujesz, czyż nie tak?

– Ale to nie powód, by wysyłać mnie z obcą laską na pieprzony obóz – prychnął, odsuwając od siebie jej dłonie.

Obcą laską? Czy naprawdę mnie nie pamiętał? A może nie chciał, by Naomi o tym wiedziała?

– To moja przyjaciółka.

– Ale moja nie – zrzędził.

– W porządku, Naomi, nie kontynuujmy tego. To żenujące – mruknęłam, rzucając mężczyźnie zdegustowany wzrok. – Nie wytrwałabym z nim godziny, a co dopiero miesiąca.

Wiedziałam, że podzielał moje zdanie. Uśmiechnął się surowo na ułamek sekundy, zanim zniknął nam z oczu. Blondynka odczekała aż do momentu, w którym jego kroki przestały być słyszalne. Położyła mi dłoń na ramieniu, a wyraz współczucia w jej oczach był... dziwny.

– Tak bardzo mi przykro, że nie mogę ci pomóc.

– Wiem, że próbowałaś – westchnęłam, by za moment otoczyć ją ramionami w ciepłym uścisku. – Pojadę sama. Jakoś to przeżyję.

– Może powiedz im, że nie mógł przyjechać ze względu na pracę? – Wydęła wargę i dość markotnie opuściła ramiona.

– Coś wymyślę.

Po raz ostatni pożegnałam się z przyjaciółką, zanim opuściłam jej mieszkanie. W drodze do domu wstąpiłam na krótkie zakupy do pobliskiego marketu. Nie mogłam zrobić tego rodzicom. Wiedziałam, że zależy im na tym wydarzeniu. Tak bardzo chcieli poznać mojego narzeczonego, a przede wszystkim zobaczyć się ze mną.

Poza tym, miałabym tam jechać z chłopakiem przyjaciółki? Był jaki był i nie mogłam tego zmienić. Rodzice szybko by się zorientowali, a matka w szczególności. Ona ma nosa do takich spraw, wykrywa kłamstwo na kilometr. Naraziłabym się jedynie na ośmieszenie przed całą rodziną, a w szczególności przed siostrą, Olivią, którą mama ustawiła na piedestale. Na tę myśl przewróciłam oczami.

Kiedy skończyłam się pakować, wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Do tej pory dzieliłam je z Alexandrem, a dziś było puste i chłodne. W głowie analizowałam jego słowa, a w szczególności to jedno zdanie.

Jestem zakochany w kimś innym.

Gdyby kochał mnie, nigdy nie pomyślałby o tej drugiej osobie. Przecież na tym polega miłość. Teraz cieszyłam się, że nie zdecydowałam się na żadnego obcego faceta. To byłoby niedorzeczne. Co bym zrobiła, gdyby się we mnie zakochał? Rzuciłabym go bezdusznie, udając, że nic się nie stało? Przewróciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy.

***

Nad ranem wyrwał mnie ze snu budzik. Chwyciłam za telefon i wyłączyłam alarm, markotnie burcząc w poduszkę. To ten dzień. Ten przeklęty dzień, w którym ośmieszę się przed całą rodziną. Podniosłam się z łóżka i związałam włosy w wysoki kucyk.

Że też musiałam się na to zgodzić. Nie mogłam wymyślić jakiegoś projektu w pracy czy coś w tym stylu? Może mama kupiłaby wersję z przeziębieniem w ostatniej chwili? Cholera, nie mogłam od tego uciec.

Założyłam jeansy i sweter. Musiałam ukryć jakoś cienie pod oczami, więc zaaplikowałam korektor w strategicznych miejscach, a rzęsy pociągnęłam maskarą. Siedem nieszczęść, ale przynajmniej dobrze ubranych.

Taksówka zabrała mnie na lotnisko, a po odprawie znalazłam się na pokładzie samolotu. Na szczęście lot do Aspen z Denver trwał prawie dwie godziny, więc miałam czas na przemyślenie tego, co miałabym powiedzieć rodzicom.

Mamo, tato, mój narzeczony zakochał się w innej...

Nie, przecież wyjdę na nieudacznicę.

Kochałam go, więc pozwoliłam mu odejść.

Bo byłaś głupia, cholera.

Mój narzeczony nie mógł przyjechać.

Wymyśliłaś go sobie.

Żadnych kłamstw. Będę szczera. Zerwaliśmy, a ja nie chciałam ich zawieść. Na pewno to zrozumieją. Jakoś zniosę dogryzanie Olivii. Nie chciałam informować nikogo o swoim przybyciu. Wolałam zamówić taksówkę, która zabrałaby mnie wprost do rodzinnego domu. Moje myśli były jednym wielkim huraganem, z którego nie potrafiłam wywnioskować nic logicznego. Stres zżerał mnie od środka, a trauma ściskała trzewia.

Zapukałam do drzwi. Cholera, za moment zemdleję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro