Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. DZIWNY KOLEŚ

— Nareszcieeee! Koniec!!! — wykrzyknął Marek.

— Cicho, bo ludzi pobudzisz. Sam w hotelu nie jesteś — upomniał go Karol.

— No co? W końcu to zrobiliśmy. Ja pierdolę, jest prawie godzina czwarta, jak mi się spać chce. Nie ma mnie do południa, tak dla waszej wiadomości.

— Spoko, nas raczej też nie będzie — powiedział Darek. — Wysłane już? — zapytał.

— Taaa, poszło — odpowiedziałam.

— No to ja spadam. Słyszę, jak moje łóżko mnie woła. Papatki, karaluchy pod poduchy, a szczypawki dla zabawki.

— Ty to masz fazę, faktycznie idź spać — odpowiedział ze śmiechem Marek, również kierując się do drzwi i przepychając w nich Karola.

— Co za dzieciaki — powiedziałam, wywracając oczami. — Chłopaki, a wy jeszcze chwilę zostaniecie? Obiecaliście mi, że przyjrzycie się ze mną tej sprawie od Berata — zapytałam Rafała i Piotrka.

— No spoko. Dostałaś już te zdjęcia? — zapytali.

— Tak, dzisiaj podesłał mi na maila. Ostrzegam, są mocne — powiedziałam, jednocześnie otwierając pliki.

— Kotek, przecież nie takie rzeczy oglądaliśmy w policji — zauważył Rafał. — Możesz mi przypomnieć temat? Chodzi o to rzekome samobójstwo?

—Tak, ja już oglądałam te zdjęcia, ale nie powiem wam jeszcze co o nich sadzę, bo chcę najpierw poznać waszą opinię. Tamtejsza policja już zamknęła sprawę, ale rodzina ofiary nie zgadza się z tym i potrzebują jakiegoś punktu zaczepienia, żeby to ruszyć dalej.

— Wiecie co... Może ja jednak skoczę do pokoju po coś mocniejszego — powiedział Piotrek, przeglądając pierwsze zdjęcia. — Lepiej będzie się myślało.

— Jestem za! — powiedział Rafał.

I tak spędziliśmy czas do rana. Nawet nie zauważyliśmy momentu, jak zmorzył nas sen i całą trójką zasnęliśmy na moim łóżku. Po kilku godzinach obudził nas dźwięk telefonu.

RICHARD

Jak tylko się przebudziłem, szybko się ogarnąłem, żeby zdążyć na śniadanie. Koniecznie chciałem się spotkać z Gosią, żeby wytłumaczyć jej wczorajszy wieczór. Głupio wyszło. Najpierw się z nią umawiałem, a potem nie było mnie w pokoju. Trochę to wyglądało tak, jakbym ją zignorował.

— Richard, możesz ogarniać się trochę ciszej? Tu się śpi! — wymruczał spod kołdry Andreas.

— Lepiej już byś wstał, bo nie zdążysz na śniadanie. Trener ci skopie tyłek, jak się nie pojawisz, tym bardziej że nie był za bardzo zadowolony wizją wieczornego wyjścia do klubu.

— Nooo, zaraz wstanę, jeszcze pięć minut.

— Już ja znam to twoje pięć minut. Dalej, zbieraj się — powiedziałem, jednocześnie zabierając mu kołdrę.

— Aaaaa! To, że ty lecisz na dół jak skowronek, bo już nie możesz doczekać się spotkania z blondi, nie znaczy, że inni też muszą tak się zrywać — wymamrotał, zwlekając się z łóżka.

— Siema, chłopaki! — wykrzyczeli, wchodząc do pokoju, Markus i Karl.

— Puka się! — upomniałem ich.

— A kogo pukasz? — zapytał złośliwie Eisebichler.

— Pewnie ma zamiar... Wiadomo kogo — odezwał się z łazienki Wellinger.

— Czy my o czymś nie wiemy? Już sprawa tak poszła do przodu, Richi? — zakpił Geiger.

— Jesteście nienormalni i lepiej uważajcie na słowa.

— Spoko, przy twojej księżniczce będziemy się lepiej wyrażać. Co nie, chłopaki? — powiedział Markus.

— Oczywiście! – wykrzyknął Andreas. — Lecimy na śniadanie, panowie! — dodał, otwierając drzwi od pokoju.

Kiedy zeszliśmy do restauracji, zauważyłem, że stolik, gdzie powinna siedzieć ona z kolegami, był pusty. Czyżbyśmy się spóźnili? Niemożliwe, przecież dopiero teraz zaczęli je wydawać. Pewnie się spóźnią — myślałem sobie. Mijały kolejne minuty. Pojawili się już wszyscy skoczkowie, a także druga grupa dziennikarzy, a ich w dalszym ciągu nie było. 

— Co tam, Richi, taki smutny siedzisz? — zapytał Markus. — To z powodu tego, że panna się nie pojawiła? Może gdzieś poszli albo pojechali.

— Albo jeszcze śpią w ciepłych łóżkach, ale nie martw się, na pewno odzyskasz swoją kurtkę... tylko musisz sobie po nią pójść — powiedział uszczypliwie Andreas. Rozejrzał się dookoła, po czym wstał i podszedł do Małysza, który siedział kilka stolików dalej. Po chwili były skoczek wyciągnął z teczki, którą miał przy sobie kawałek kartki i coś na niej zapisał.

— A ten, co kombinuje? Po co tam poszedł? — zdziwił się Geiger. — Oho! Już wraca.

— Proszę bardzo — powiedział do mnie, podając kartkę, po czym usiadł na krześle.

— Co to za numer? — zapytałem zdziwiony.

— Pokoju twojej blondi. Podobno w nocy długo siedzieli nad materiałem i dlatego nie pojawili się na śniadaniu, że też ja muszę wszystko za ciebie załatwiać — odpowiedział, wywracając oczami.

— Adam nie pytał się, po co ci ten numer? — zapytał Markus.

— No pytał, pytał. Powiedziałem, że Richard musi iść po kurtkę, bo tą drugą zalał wczoraj wieczorem drinkiem i musiał ją uprać, i teraz nie ma w czym chodzić. Spoko, nie musisz dziękować.

— Stary, ty to masz wyobraźnię — zaśmiał się Karl.

— To co? Pójdziesz do niej? — dopytywali moi współtowarzysze.

— Hmm... No teraz chyba nie mam wyjścia, bo jakby to wyglądało, gdybym pojawił się w kurtce, która teoretycznie jest mokra i się suszy.

— Tylko się u niej nie zasiedź — zachichotali.

                                                                                     ***

Po śniadaniu długo biłem się z myślami, czy faktycznie mam podejść, ale Andreas opowiedział taką historyjkę, że nie miałem wyboru. Miałem nadzieję, że nie będzie zła, jeśli ją obudzę. Kiedy stanąłem przed drzwiami, wziąłem głęboki wdech i zapukałem. Cisza. Nikt nie otwierał. No dobra, zapukam jeszcze raz. Nagle usłyszałem ruch w pokoju. Czyżby nie była sama? Chyba coś do kogoś mówiła i już, kiedy miałem zamiar się ewakuować, drzwi się otworzyły, a w nich stanął jej kolega dziennikarz, półnagi. Zamurowało mnie. Czyżby byli razem?

— Siema — rzucił zaspanym głosem, drapiąc się po głowie. — Gośka do ciebie — powiedział, szerzej otwierając drzwi i odchodząc do łazienki. Wtedy zobaczyłem ją, leżącą w łóżku, a obok niej kolejnego faceta! O co tu chodzi? Nie mogłem pozbierać myśli.

-— Kto to ? — zapytała, nie otwierając oczu.

— Richard Freitag — odpowiedział ten drugi, podnosząc głowę, po czym poszedł dalej spać.

— Mmmm... Już idę — powiedziała zaspanym głosem. — Pewnie po kurtkę? — zwróciła się do mnie z uśmiechem. — Byłam wczoraj pod twoim pokojem, ale cię nie zastałam.

— Wiem, Andreas mówił, że cię spotkał — odpowiedziałem zmieszany. W dalszym ciągu nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Dalej tkwiłem w szoku. Ona i dwóch facetów... Spali w jednym łóżku? Nie, ona chyba taka nie jest. Chociaż w sumie, to tak naprawdę jej nie znam.

— Proszę i dziękuję — powiedziała z uśmiechem, podając moją rzecz.

— Dzięki, już nie przeszkadzam — odpowiedziałem i szybko odszedłem. Nie wróciłem od razu do siebie. Musiałem najpierw pozbierać myśli po tym, co zobaczyłem, kiedy otworzyły się drzwi jej pokoju.

KILKA MINUT WCZEŚNIEJ

GOSIA

— Ejjjj! Czyj to telefon dzwoni? — zapytałam zaspana.

— Mój. Sorry, zapomniałem wyciszyć — powiedział Rafał, odrzucając połączenie. — Boże jak tu gorąco! Czemu aż tak rozkręciłaś ten grzejnik? — dopytywał, kiedy odłożył komórkę.

— Bo lubię ciepło. Proste nie? Jak ci za gorąco, to się rozbierz.

— A żebyś wiedziała, że tak zrobię — odpowiedział, po czym zdjął z siebie koszulkę. — Od razu lepiej!

— Czy wy możecie spać ciszej? — wymamrotał Piotrek.

— No pewnie — przytaknął Rafał, powstrzymując się od śmiechu.

Postanowiliśmy jeszcze trochę pospać, ale nie było nam to dane, bo rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Nikt z nas nie zareagował. Po chwili znowu ktoś zapukał.

— Rafał, rusz dupę i otwórz — powiedziałam, szturchając go nogą.

— Czemu ja?

— Bo przed chwilą było ci gorąco, to się przewietrzysz.

Chyba trafił do niego ten argument, bo wstał i otworzył drzwi.

— Siema — rzucił do kogoś zaspanym głosem. — Gośka do ciebie — powiedział, szerzej otwierając drzwi i poszedł do łazienki.

— Kto to ? — zapytałam, nie otwierając oczu.

— Richard Freitag — odpowiedział Piotrek.

— Mmmm... Już idę — powiedziałam, zwlekając się z łóżka. — Pewnie po kurtkę? Byłam wczoraj pod twoim pokojem, ale cię nie zastałam.

— Wiem, Andreas mówił, że cię spotkał.

 Proszę i dziękuję — powiedziałam z uśmiechem.

— Dzięki, już nie przeszkadzam — odpowiedział, po czym szybko odszedł.

Wyglądał, jakby coś go peszyło. Dziwny koleś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro