47. KONFRONTACJA
Rozpoczął się ostatni weekend w Norwegii. Już prawie wszystkie wywiady mieliśmy przeprowadzone, a do Planicy chcieliśmy jechać z zamiarem dobrej zabawy. Na koniec zostawiliśmy sobie rozmowę z dyrektorem Pucharu Świata - Walterem Hoferem, ponieważ chcieliśmy, żeby podsumował również cały turniej. Przez ostatnie kilka dni, Richard wieczorami praktycznie nie odstępował mnie na krok. Miałam mieć pokój sama, a stało się tak, że zamieszkał w nim Freitag. Nie, żeby mi to przeszkadzało czy coś, ale ciężko było mi się skupić na pracy. On zawsze odciągał mnie od moich obowiązków.
No cóż. W Vikersund już tak nie było, bo kolejny raz dzieliłam pokój z Rafałem. W sumie to dobrze, bo była okazja pogadać o wielu rzeczach, które mnie trapiły. Moim największym zmartwieniem był Artur, a raczej jego zachowanie. Po tym, jak sama, dobrowolnie chwyciłam go za dłoń, on upatrzył w tym geście jakąś nadzieję dla siebie, że może się do niego przekonuję i uda nam się być razem. Niestety nic z tych rzeczy, ale nie potrafiłam mu tego przetłumaczyć. Jak zażartowałam, że Rafał znalazł sobie dziewczynę, to teraz pora zacząć szukać jakiejś dla niego, to w odpowiedzi usłyszałam: Nie chcę innej, chcę ciebie. Przysięgałam sobie, że jak nie oszaleję przez niego na koniec sezonu, to zatańczę na stole.
W sobotni wieczór po kolacji postanowiłam się przejść. W samotności. Rafał też powoli zaczynał doprowadzać mnie do szału. Najwyraźniej zacząć sprzyjać Arturowi, bo po konkursie nie słyszałam w pokoju nic innego, jak tylko to, żebym dała facetowi szansę. A dlaczego? No cóż, mój wieloletni przyjaciel nie chciał, żebym przypadkiem wyjechała za Freitagiem do Niemiec. Byłam na niego taka wkurzona, że wychodząc, zapomniałam o kurtce. Trudno, przejdę się w samym swetrze — pomyślałam sobie. Nie chciało mi się wracać do pokoju, gdzie kolejny raz usłyszałabym, jaki to Artur jest och i ach. On nie zdawał sobie chyba sprawy z tego, że wpychając mnie na siłę w jego ramiona, jeszcze bardziej mnie do niego zniechęca. Nie wiedziałam dlaczego, ale po prostu już mnie to wszystko drażniło. Na dodatek, kiedy mu przypomniałam, że sami przyczynili się do tego, że zaczęłam spotykać się z Freitagiem, to w odpowiedzi usłyszałam, że im chodziło o to, żebym się tylko z nim zabawiła. Nie miałam się zakochiwać. Myślałam, że z krzesła spadnę, jak tylko to usłyszałam.
***
W końcu dotarłam do wyjścia z hotelu. Kiedy wyszłam na zewnątrz, zorientowałam się, że jednak spacer w samym swetrze, to niedobry pomysł, bo na dworze było mroźnie. Jednak postanowiłam zacisnąć zęby i ruszyłam przed siebie. Stwierdziłam, że najwyżej skończy się chorobą. Po przejściu kilkudziesięciu metrów usłyszałam, jak woła mnie Richard. Najwidoczniej w momencie, kiedy ja wychodziłam z hotelu, oni do niego wracali, ale z przeciwnego kierunku. Odwróciłam się i zobaczyłam, że idzie wraz ze swoimi reprezentacyjnymi kolegami w moją stronę.
— Przepraszam bardzo, a ty gdzie się wybierasz w takim stroju? — zapytał brunet.
— Idę się przejść — odpowiedziałam z całą szczerością, a on spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
— W samym swetrze???
— Kogoś tu chyba miłość mocno rozgrzewa — zaśmiał się Wellinger, a reszta mu zawtórowała.
— Zapomniałam wziąć coś cieplejszego, a nie miałam już najmniejszej ochoty wracać się do pokoju.
W tym momencie Richard zaczął rozpinać kurtkę i ściągnął ją z siebie, a następnie wyciągnął w moim kierunku.
— Chyba mam deja vu — odezwał się ze śmiechem Eisenbichler.
— Faktycznie — zawtórował mu Geiger, a ja tylko przewróciłam oczami.
Ale fakt, na początku sezonu też wyszłam z hotelu bez kurtki i wtedy pojawił się przede mną Freitag, który trzymał w ręku swoją. Jednak wtedy wzięłam ją z niechęcią, a teraz uśmiechnęłam się, kiedy mi ją podał.
— Dziękuję — odpowiedziałam, na co on przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
— Uuuu — odezwali się jego koledzy, a ja się zaśmiałam.
— Wracaj już do hotelu, bo się przeziębisz na ostanie konkursy.
— Dlaczego w ogóle wychodzisz sama? Jeszcze coś ci się stanie — powiedział do mnie zmartwiony.
— Muszę się przejść, nic mi nie będzie.
— Może pójdę z tobą?
— Chciałabym iść sama — postawiłam na swoim.
— Richard, daj jej trochę odpocząć od siebie, bo zaraz będzie miała cię dosyć — zaśmiał się Andreas, a brunet spojrzał na niego złowrogo. — Dobra, nie było tematu — dodał po chwili, puszczając mi oczko.
— To do zobaczenia — powiedziałam do wszystkich, a Freitagowi dałam buziaka w policzek i ruszyłam przed siebie.
Po kilku metrach odwróciłam się w kierunku niemieckiej drużyny i pomachałam im. Wtedy wszyscy się odwrócili i ruszyli w stronę hotelu.
Szłam w zamyśleniu już dłuższy czas. Tak naprawdę, nawet nie wiedziałam, dokąd idę. Zastanawiałam się, czy samotny spacer późnym wieczorem w obcym mieście to dobry pomysł. Po pewnym czasie stwierdziłam, że już pora zawrócić, ale jednak nie zrobiłam tego. Skręciłam w jeszcze jedną uliczkę i po przejściu kilkudziesięciu metrów zauważyłam, że teraz będę musiała się wrócić, ponieważ ta droga prowadziła donikąd. Na jej końcu był po prostu mur. Serio? Nie mogli ustawić na wejściu jakiegoś znaku mówiącego o tym, że to ślepy zaułek? Chociaż w sumie może taki tam stał, ale ja go nie zauważyłam — pomyślałam. Nie pozostało mi nic innego, jak odwrócić się na pięcie i ruszyć w drogę powrotną do hotelu. Tak też uczyniłam i zamarłam. Kilka metrów przede mną w mroku stała była dziewczyna Freitaga. Lisa. Czułam, jak robi mi się gorąco. Nie miałam dokąd uciekać. Kobieta wpatrywała się we mnie z nienawiścią, miała zaciśnięte obie dłonie w pięści. Jednak była sama i to napawało mnie optymizmem. Chociaż wiedziałam, że jest niezrównoważona psychicznie, to sądziłam, że poradzę sobie, gdyby przyszło mi się z nią zmierzyć.
— Ty suko, on należy do mnie — odezwała się głosem przepełnionym złością. — Jak śmiesz nosić jego kurtkę? Kto ci w ogóle pozwolił wyciągać po niego swoje łapska? Miałam z nim brać ślub, a ty, dziwko, wszystko zniszczyłaś.
— Ja nic nie zniszczyłam. Richard już od dawna z tobą nie jest, przez twoje kłamstwa. Myślisz, że nie wyszłoby na jaw to, że nie jesteś w ciąży? Kiedyś musiałabyś urodzić — użyłam informacji, które dostałam od Oskara.
— Zamknij się — wysyczała przez zęby. — Nie wymawiaj jego imienia. Tobie nie wolno. Mój plan był idealny, tylko on musiał wrócić do domu za wcześnie i usłyszeć moją rozmowę. Ale Richard i tak do mnie wróci. Ciebie nie kocha. Znalazł sobie laleczkę na jeden sezon. Po ostatnim konkursie już go więcej na oczy nie zobaczysz — mówiła z wściekłością. — A teraz się rozbieraj! No dalej! Ściągaj z siebie jego kurtkę! — krzyczała, jakby była w jakimś amoku.
— Uspokój się — próbowałam jakoś załagodzić sytuację.
— Uspokój się? — zaśmiała się histerycznie. — Ja mam się uspokoić? Zabawne... A teraz rób, co ci kazałam, suko! Oddaj mi jego kurtkę! — ponownie zaczęła krzyczeć. — Nie chcesz sama tego zrobić? No dobrze, mam tu kogoś, kto ci w tym pomoże — uśmiechnęła się szyderczo, a ja głośno przełknęłam ślinę. Pomyślałam sobie, że jednak trzeba było ściągnąć z siebie tę cholerną kurtkę i oddać wariatce, a potem ruszyć biegiem przed siebie, staranować ją i uciekać, gdzie pieprz rośnie. Na to było już za późno. Niestety.
— Panowie! Mam tu dla was kogoś — mówiła, wpatrując się cały czas we mnie. W tym momencie łzy stanęły mi w oczach.
— Już po mnie — powiedziałam do siebie pod nosem, kiedy zauważyłam, jak przy jej prawym i lewym boku staje dwóch mężczyzn, a byli to Eric i Bastian. Po cholerę ja rozmawiałam z tą wariatką? Dlaczego nie uciekałam? — myślałam spanikowana.
— Jak widzicie, pani dziennikarka nie rozumie, co się do niej mówi. Najwidoczniej potrzebuje pomocy, żeby ściągnąć z siebie rzecz, która nie należy do niej. I wiecie co? Nie krępujcie się, z reszty też możecie ją rozebrać — roześmiała się histerycznie, a mężczyźni unieśli kąciki ust do góry.
Nie mogłam uwierzyć w to, w jak wielkie bagno się wkopałam. Obydwoje zrobili krok w moim kierunku.
— Nie zbliżajcie się! — powiedziałam ostro, przyjmując obronną pozycję, ale oni tylko na siebie spojrzeli i się roześmiali. Czego innego mogłam się spodziewać? Ich było dwóch, a ja sama. Na starcie byłam na straconej pozycji.
— Spokojnie, laleczko — odezwał się Bastian. — Jak nie będziesz się szarpała, to dla ciebie może też będzie miło — uśmiechnął się szyderczo. — Bo, że ja będę miał przyjemność, to wiadomo.
Kurwa, kurwa, kurwa — przeklinałam w swojej głowie. Nie miałam dokąd uciec i wiedziałam, że zaraz zostanę zgwałcona. W tym samym momencie przypomniałam sobie słowa Rafała, kiedy rozmawialiśmy wszyscy w moim pokoju po tym, jak odwiedził mnie detektyw, a ja nie chciałam im zdradzić, co ukrywałam: Nawet chwyty z samoobrony wyleciały ci z głowy? Kiedyś sama potrafiłaś rozprawić się z dwójką agresorów, a teraz pozwalasz uderzyć się jakiemuś idiocie.
— Nie, nic mi nie wyleciało z głowy. Doskonale pamiętam wszystkie chwyty. Poradzę sobie... Muszę... — powiedziałam do siebie szeptem. Tak, postanowiłam się bronić. Na ucieczkę nie miałam szans, ale stwierdziłam, że nie poddam się bez walki. Wzięłam głęboki wdech. Nagle doskoczył do mnie Bastian i chwycił za kurtkę. Odmachnęłam się łokciem prosto w jego twarz. Skulił się z krzykiem.
— Pożałujesz, suko — wstał z ziemi, potrząsając kilkukrotnie głową.
Podbiegł do mnie Eric, po czym uderzył mnie pięścią w twarz. Upadłam i zamroczyło mnie na chwilę, a nos bolał niemiłosiernie, poczułam spływającą krew. Chciał mnie przygnieść swoim ciałem, ale ubiegłam go, robiąc przewrót w tył i z powrotem stanęłam na nogi. Przymknęłam na chwilę oczy, gdy zawirowało mi w głowie. Eric postanowił ponownie mnie uderzyć. Doskoczył do mnie i kiedy podniósł rękę do góry, chwyciłam go za nadgarstek, a następnie wykonałam półobrót, przez co napastnik znalazł się na moich plecach. Wtedy nie pozostało mi nic innego, jak tylko złapanie go za ubranie na ramionach i przy pochyleniu się przerzucenie go na ziemię. Mimo że dawno tego nie robiłam, to udało mi się. Eric został przeze mnie, dosłownie rzucony o ziemię. Lisa stała i patrzyła zdezorientowana na to, co się dzieje. Chociaż obydwoje zostali już trochę poturbowani, to w dalszym ciągu nie odpuszczali. Nagle poczułam, jak ktoś wykręca mi ręce do tyłu.
— Mam cię, dziwko — usłyszałam za sobą, głos Bastiana.
Nie mogłam pozwolić sobie na to, żeby spanikować, chociaż tak naprawdę byłam tego bardzo bliska. Straciłam go na chwilę z pola widzenia, a on to wykorzystał. Szukałam swoją nogą jego stopy, kiedy ją znalazłam, z całej siły na nią nadepnęłam, przez co puścił jedno z moich ramion, ale drugie nadal przytrzymywał. Na swoje nieszczęście. Cofnęłam się krok do tyłu, żeby zebrać go na plecy, po czym po prostu przerzuciłam przez bark. Usłyszałam trzask. Po chwili leżał pod moimi nogami, zwijając się z bólu.
— Ta idiotka, złamała mi rękę! — krzyczał.
Bastiana wyeliminowałam z dalszej walki, jednak został jeszcze Eric, który stał i patrząc mi w oczy, zaczął się śmiać. Po chwili wyjął z kieszeni nóż, którym pomachał. W tym momencie stało się coś, na co nie byłam przygotowana. Dołączył do niego, obcy mi mężczyzna. Tym razem spanikowałam, bo nie mam już sił na dalszą walkę z kolejnymi dwoma osobami, jednocześnie. W jednej chwili dotarło do mnie, że nie mam żadnych szans.
— Niespodzianka, dziennikareczko — zaśmiała się szyderczo Lisa.
W moim kierunku ruszył Eric, wymachując nożem. Krzyknęłam, kiedy dosięgło mnie jego ostrze, rozcinając kurtkę i powodując ranę na ramieniu, która zaczęła mocno krwawić. Chwyciłam się za nie i na chwilę pochyliłam, jednak nie mogłam sobie pozwolić na utratę kontaktu wzrokowego. Mężczyźni postanowili wykorzystać to, że jestem ranna i obydwoje ruszyli w moim kierunku. Eric dopadł do mnie pierwszy, zaczęłam się z nim szarpać, natomiast drugi mężczyzna, ku mojemu zaskoczeniu też z kimś się bił. Byłam zdezorientowana, nie miałam pojęcia, co się dzieje. Kim była osoba, która wzięła się znikąd i mi pomagała?
Kiedy uwolniłam się z uścisku Erica, odepchnęłam go od siebie i przewróciłam na ziemię. W tym samym momencie osoba, która przyszła mi z pomocą, złapała mnie za rękę, a następnie zaczęliśmy biec przed siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro