Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

46. URODZINY

Po kilku godzinach lotu znalazłam się w Norwegii. Byłam ciekawa, kto po mnie przyjedzie, bo dzwoniłam do moich kolegów, oprócz Artura, ale żaden z nich nie odbierał. Zastanawiałam się dlaczego? Wzięłam swój bagaż i ruszyłam w stronę wyjścia. Rozglądałam się po całej hali w poszukiwaniu jakiejś znajomej mi twarzy, ale nikogo nie dostrzegłam. Stwierdziłam, że pewnie zapomnieli o mnie i wezmę jakąś taksówkę. Wtem rozbrzmiał dźwięk mojej komórki. Wyciągnęłam ją z kieszeni i z małym niezadowoleniem zobaczyłam, że to Artur. Już miałam odebrać, kiedy połączenie zostało przerwane.

— Tu jesteś — usłyszałam jego głos z mojej lewej strony. — Cześć — powiedział z uśmiechem, odbierając mój bagaż.

— Cześć. Dlaczego nikt nie odbiera ode mnie telefonu?

— Przeprowadzają wywiad. Do mnie nie zadzwoniłaś, a też mogłaś.

— Tak wyszło. Rafał nie mógł przyjechać? Myślałam, że jak mnie nie będzie, to ty będziesz przeprowadzał wszystkie rozmowy.

— Skręcił kostkę. Też mi miło, że cię widzę — powiedział zły.

— Matko, kilku dni mnie nie ma i już wypadek. Pozabijacie się kiedyś beze mnie — mówiłam z lekkim uśmiechem, kręcąc przy tym głową. — No już. Przepraszam. Miło mi cię widzieć Arturze — powiedziałam do niego, widząc, że idzie obok mnie naburmuszony.

Nie chciałam kłócić się pod koniec sezonu. Co prawda nim wyjechałam, powiedziałam w jego kierunku kilka cierpkich słów, ale po prostu już nie wiedziałam, co o tym wszystkim sądzić. Przez to jego wyznanie w Zakopanem, a potem kilkukrotne powtarzanie wkoło tego samego zaczynałam mieć mętlik w głowie. Wszystko byłoby prostsze, gdyby nie mówił mi tego, co do mnie czuł, tym bardziej że krył się z tym kilka lat. A teraz, kiedy ja byłam w związku, on mi musiał namieszać w życiu.

W końcu dotarliśmy do auta. Artur włożył szybko moją walizkę do bagażnika i podszedł do mnie. Kiedy miałam wsiadać do samochodu, chwycił mnie za rękę i przyciągnął w swoim kierunku. Nie wiedziałam, o co mu znowu chodzi. Staliśmy i patrzeliśmy sobie w oczy. On wręcz świdrował mnie swoim wzrokiem, czułam się, jakby mnie zahipnotyzował. Czekałam, aż w końcu coś powie. Po chwili uśmiechnął się szeroko i puścił mnie, a następnie podszedł do drzwi od strony kierowcy i wsiadł do środka. Natomiast ja stałam i próbowałam zrozumieć to, co się przed chwilą wydarzyło.

— A ty kotek, nie wsiadasz? — wyrwał mnie z zamyślenia, kiedy opuścił szybę od strony pasażera. Potrząsnęłam głową i zajęłam swoje miejsce. W końcu ruszyliśmy w drogę powrotną do hotelu.

                                                                         ***

Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy na miejsce. Rozpakowałam walizkę, żeby się przebrać w jakiś inny strój i poszłam do sali konferencyjnej, gdzie moja ekipa szykowała się do kolejnego wywiadu. Bardzo ucieszył mnie fakt, że wszystko szło tak, jak zaplanowałam przed moim nieoczekiwanym wyjazdem do Niemiec.

                                                                        ***

Następnego dnia, od samego rana także mieliśmy mnóstwo pracy. Musieliśmy przeprowadzić jak najwięcej rozmów. Wiedzieliśmy, że jak zacznie się Raw Air, to nie będziemy mieli już tyle czasu na to, ze względu na napięty grafik zawodów. Po skończeniu ostatniego wywiadu stało się coś, co mnie zaskoczyło, bowiem panowie zaczęli mnie ignorować. Ot tak, po prostu. Cały czas siedzieli w swoim towarzystwie i rozmawiali, a kiedy tylko ja się zbliżałam, to rozmowy nagle cichły. Zastanawiałam się, o co chodzi. Już mieli mnie dosyć? Proszę bardzo, jak chcą się bawić w takie przedszkole, to niech im będzie — pomyślałam sobie i postanowiłam, że dam im od siebie odpocząć. Na szczęście wieczorem do Norwegii dotarła reprezentacja Niemiec i oczywiście mój Richard. W końcu miałam się do kogo odezwać, bo myślałam już, że oszaleję. Na kolacji usiadłam przy stole właśnie z nimi, na co akurat bardzo ucieszył się Richard. Kilka razy spojrzałam w kierunku mojej ekipy i zauważyłam, że na rękę jest im taki obrót spraw. Zaśmiewali się w głos. Po jedzeniu wyszłam z brunetem na krótki spacer. Kiedy wracałam do swojego pokoju, minęłam się w korytarzu z Rafałem.

— Co ciekawego robicie?

— Męski wieczór — uśmiechnął się od ucha do ucha.

— To nie zatrzymuję. 

No cóż, kolejny samotny wieczór w pokoju — pomyślałam sobie. Drużyna Richarda miała spotkanie z trenerem i niestety nie udało nam się spotkać. Po kąpieli usiadłam z laptopem w łóżku. Przejrzałam pocztę, odpisałam na kilka maili, a potem zaczęłam po prostu przeglądać informacje w Internecie, bo nic innego nie pozostało mi do roboty. Nagle zadzwonił mój telefon.

— O proszę, James. Ciekawe, co ciekawego ma mi do powiedzenia? — mówiłam do siebie pod nosem, uśmiechając się. Jednak po rozmowie z nim nie było już mi do śmiechu. Informacje, które mi przekazał, kompletnie mnie załamały. Wiedziałam, że prawdopodobnie czekał mnie ciężki weekend. Po tym telefonie stwierdziłam, że muszę się jednak przejść, przewietrzyć, bo inaczej zwariuję. Ubrałam się, wzięłam swoje mp3 i wyszłam z hotelu. Po przejściu kilkudziesięciu metrów usiadłam na pobliskiej ławce. Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Znowu dzwonił James z kolejnymi złymi wiadomościami. Rozmawiałam z nim już kilkanaście minut, kiedy to w oddali zaświeciła się lampa błyskowa, a po chwili kolejny raz.

Ja pierdolę, znowu ktoś mi zdjęcia robi. Nawet przez telefon w spokoju nie można porozmawiać — pomyślałam sobie. Gdy sytuacja się powtórzyła, nie wytrzymałam i pokazałam środkowy palec w kierunku, z którego ktoś pstrykał fotki. Oczywiście, to też zostało udokumentowane, ale miałam to już w głębokim poważaniu. Założyłam na głowę kaptur i zła wróciłam do hotelu. Jeszcze raz szybko odświeżyłam się pod prysznicem i wskoczyłam do łóżka. Siedziałam oparta o zagłówek i rozmyślałam nad tym wszystkim, co powiedział mi James. W tym momencie dotarło do mnie, że zgadzając się na zrobienie tego cholernego wywiadu, popełniłam jeden ze swoich największych błędów w życiu. Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Myślałam, że koledzy sobie o mnie przypomnieli. Wstałam i otworzyłam je, a moim oczom ukazał się Gregor Schlierenzauer. No jego to się w ogóle nie spodziewałam.

— Mogę? — zapytał, uśmiechając się, a ja szerzej otworzyłam drzwi, żeby wszedł do środka. — Wiem, że Freitag ma spotkanie z trenerem, twoi koledzy siedzą w barze przy piwie, to stwierdziłem, że wpadnę pogadać — dodał, siadając na krześle przy stoliku.

— Przyda się towarzystwo — odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.

                                                                               ***

Kiedy w sobotni poranek otworzyłam oczy, sięgnęłam po telefon, żeby zobaczyć, jaka jest godzina. Było po siódmej. Stwierdziłam, że w sumie to nie pójdę na śniadanie i jeszcze trochę sobie pośpię. Zasiedziałam się na rozmowie z Gregorem i ciężko było mi się zebrać. Wyciszyłam dźwięk, żeby nikt mi nie przeszkadzał i nakryłam się kołdrą. Po jakimś czasie obudziło mnie donośne pukanie do drzwi.

— Ja pierdolę... Pali się czy co? — mruknęłam pod nosem i poszłam otworzyć.

— A ty co jeszcze robisz w piżamie? Dlaczego nie odbierasz telefonu? — zapytał Rafał, wchodząc do pokoju.

— Mam wyciszony, bo śpię — odpowiedziałam, wracając do łóżka. — Z tego co mi wiadomo, wywiad mamy dopiero o godzinie dziesiątej, tak więc do tej godziny mnie nie ma — dodałam, nakrywając się kołdrą.

— Dalej wstawaj i chodź — powiedział, ściągając ze mnie nakrycie. — Czy cię zanieść w tym stroju? — uśmiechnął się szyderczo, na co ja przewróciłam oczami i zaczęłam wstawać z łóżka.

                                                                           ***

— Co masz taki zły humor? — zapytał, kiedy szliśmy korytarzem.

— Nieważne — odpowiedziałam i w tym samym momencie Rafał stanął przodem do mnie, przez co musiałam się zatrzymać. — Spóźnimy się na śniadanie — powiedziałam naburmuszona.

— Co się stało? Z kim wczoraj wieczorem rozmawiałaś przez telefon?

— Skąd takie przypuszczenia, że niby z kimś rozmawiałam? — zapytałam, a on wyciągnął swoją komórkę i pokazał mi artykuł wraz ze zdjęciami, które ktoś wczoraj mi zrobił. Głośno westchnęłam, kręcąc głową z niedowierzaniem. — To naprawdę nic istotnego. Chodź już — dodałam i wyminęłam go, po czym ruszyłam w kierunku hotelowej restauracji.

— Ale ten środkowy palec mogłaś sobie darować — zaśmiał się, a ja wzruszyłam ramionami.

— Widzę, że z kostką już całkiem nieźle?

— Tak, to było tylko lekkie skręcenie. Pomogli mi medycy z narodowej kadry.

W końcu dotarliśmy na śniadanie. Rafał po drodze do naszego stolika zatrzymał się przy barowej ladzie, natomiast mi powiedział, że mam już iść usiąść. Miałam wrażenie, że wszyscy dziwnie się na mnie patrzyli. Zastanawiałam się, czy to nie przez ten kolejny artykuł i zdjęcia. I doszło do mnie, że jednak faktycznie mogłam nie pokazywać tego środkowego palca.

— Piotra nie ma? — zapytałam kolegów, kiedy usiadałam na krześle. — A mnie Rafał siłą wyciągnął, chociaż też mogłam jeszcze sobie pospać — powiedziałam obrażona, na co reszta ekipy parsknęła śmiechem. — No co? — pokręciłam z niedowierzaniem głową.

W końcu w drzwiach pojawił się Piotrek, który w rękach niósł jakiś prezent. W tym samym czasie Rafał odbierał od obsługi restauracji tort. Chwilę ze sobą rozmawiali. Zastanawiałam się, co jest grane.

— Któryś ze skoczków ma dzisiaj urodziny? — zapytałam, a moi koledzy przecząco pokiwali głowami, śmiejąc się przy tym. Zaczęłam przyglądać się im po kolei i przypominać sobie miesiące ich urodzin. — Hmm... nikt z was też ich nie ma, to po co Rafałowi ten tort? — zapytałam, a oni w tym momencie wybuchli gromkim śmiechem. — O co wam do cholery chodzi!? — krzyknęłam mocno wkurzona, bo nie rozumiałam ich głupiego zachowania. Nie powiedziałam nic śmiesznego, jedynie stwierdziłam fakt.

— Przecież ty masz dzisiaj urodziny — odezwał się w końcu Karol. 

Zgłupiałam. Zatkało mnie. Wyciągnęłam telefon, żeby sprawdzić datę i cholera faktycznie. To był dzień moich urodzin. Zapomniałam. Zaczęłam się śmiać sama do siebie.

— Mówiliśmy, że zapomniała — powiedział po angielsku Rafał, na co roześmiali się wszyscy obecni w restauracji.

— Zabiję was — zgromiłam ich wzrokiem. — Mogliście mi przypomnieć, a tak zrobiłam z siebie idiotkę. To dlatego mnie olewaliście ostatnio?

— Nikt cię nie olewał, musieliśmy tylko ustalić to i owo, a przecież nie mogliśmy tego robić przy tobie — pospieszył z wyjaśnieniem Karol, na co ja przewróciłam oczami.

                                                                               ***

Po porannej niespodziance i przeprowadzonym wywiadzie przyszedł czas, żeby szykować się do wyjazdu na skocznię. Kiedy już miałam wychodzić z pokoju, usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam Richarda, a na mojej twarzy zagościł uśmiech. Jak wchodził do środka, zauważyłam, że w ręku trzyma podłużny pakunek.

— Mam coś dla ciebie. Wszystkiego najlepszego — pocałował mnie.

— Dziękuję — uśmiechnęłam się do niego.

Rozdarłam papier, który skrywał zamszowe pudełko. Domyśliłam się, że to biżuteria. Kiedy je otworzyłam, moim oczom ukazała się srebrna bransoletka z trzema zawieszkami. Były to litery R i M oraz narty. 

— Śliczna — powiedziałam, biorąc ją do dłoni.

— Daj, pomogę ci zapiąć — mówił Richard, oplatając bransoletkę wokół mojego nadgarstka. — A teraz zamknij oczy — poprosił. Kiedy to zrobiłam, poczułam, jak bierze moją dłoń, a następnie kładzie na niej przedmiot, a były to klucze. Poznałam od razu. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Freitaga, który uśmiechał się od ucha do ucha. — Od mojego mieszkania, żeby ci było łatwiej podjąć decyzję — szepnął, kiedy się do mnie zbliżył.

Uśmiechnęłam się nieśmiało i w tym momencie rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu. Rafał. No tak, nastała pora wyjazdu na skocznię.

— Muszę się zbierać — powiedziałam, kiedy skończyłam rozmowę z przyjacielem.

Wyszłam z Richardem z pokoju, trzymając się za ręce. Pożegnaliśmy się przy windzie, skąd on poszedł do siebie, a ja zjechałam na dół i skierowałam się w stronę wyjścia z hotelu. Kiedy rozsunęły się przede mną drzwi i zrobiłam kilka kroków w stronę naszych aut, przy których stała już prawie cała nasza paczka, stało się coś, na co wczoraj próbował przygotować mnie James. Teoretycznie byłam na to gotowa. W praktyce w głębi duszy zaczęłam panikować, ponieważ otoczyli mnie dziennikarze.

— Czy będzie z panią kolejny wywiad?

— Dlaczego nie opowiedziała pani o wszystkim?

— Jak ustosunkuje się pani do słów jednego z amerykańskich żołnierzy, który był obecny, kiedy panią odnaleziono? — pytania z ich strony padały jedno po drugim, nie dając nawet najmniejszych szans na odpowiedź.

— Proszę państwa. Wszystko, co miałam do powiedzenia, zostało ujęte w tym wywiadzie. Kolejnego nie będzie — w końcu udało mi się coś z siebie wydusić. Chciałam iść dalej przed siebie, jednak nie mogłam się przez nich przebić.

— Dlaczego nie będzie kolejnego? Podobno zataiła pani kilka ważnych informacji.

— Nie wiem skąd takie przypuszczenia, niczego nie ukryłam.

— Widziała pani twarze swoich oprawców. Dwóch zabito na miejscu, ale niektórzy uciekli. Czy to prawda, że dzięki pani wskazaniom udało się zlikwidować pozostałych niebezpiecznych terrorystów? — w moim kierunku, zaczęły padać coraz to bardziej niewygodnie dla mnie pytania.

Nagle poczułam, jak ktoś chwyta mnie za dłoń. Spojrzałam w bok i ujrzałam Artura, który swoim ciałem zaczął przepychać się przez reporterów, ciągnąc mnie za sobą w stronę samochodów. Niestety oni nie odpuszczali i dalej szli za nami.

— Dlaczego błagała pani amerykańskiego przywódcę, Jamesa Smitha, żeby panią dobił? W jakim naprawdę była pani stanie, kiedy panią odnaleziono?

— Co pan może nam powiedzieć na ten temat? To była wspólna decyzja o tym, że najbardziej niewygodne fakty państwo zatają? Czy będzie w tej sprawie jakieś oświadczenie?

— Na tę chwilę wszystko zostało już powiedziane. Prawdopodobnie ukaże się jakieś oświadczenie odnośnie państwa pytań, ale na ten moment nie mogę powiedzieć, kiedy to nastąpi — mówił Artur, kiedy ja wsiadałam do auta. Po chwili on także zajął miejsce pasażera, ale nie usiadł z przodu, tylko na tylnej kanapie razem ze mną.

— Odjedź stąd, jak najszybciej — powiedziałam zdenerwowana do Rafała, który siedział za kierownicą.

— Dziękuję — zwróciłam się do Artura, spoglądając na niego.

— Powiesz mi, o co chodzi? Dlaczego oni zadawali ci takie absurdalne pytania? Skąd w ogóle mogły im przyjść do głowy takie rzeczy?  — zapytał po kilku minutach ciszy, bacznie mi się przyglądając.

— Jakby nie patrzeć, wcale nie były takie absurdalne.

— Nie rozumiem.

— Zatrzymaj się! Szybko! — krzyknęłam do Rafała, a on zjechał na pobocze. 

Wybiegłam z auta, oddalając się od niego trochę, po czym zwymiotowałam. Pytania tych dziennikarzy, kolejny raz przywołały demony z przeszłości, a to wszystko przez to, że jeden pojeb postanowił sobie na mnie zarobić i sprzedał informacje, które ja celowo pominęłam. Niestety Jamesowi nie udało się wpłynąć na niego, ale byłam mu wdzięczna za to, że wczoraj wieczorem powiadomił mnie, że takie wiadomości poszły w eter. Przynajmniej mogłam się do tego jakoś przygotować, inaczej chyba wpadłabym w kompletną panikę. Stałam poza autem kilka minut. Po chwili podszedł do mnie Artur z butelką wody, którą mi podał. Spojrzałam na niego z wdzięcznością.

 Rafał mi wszystko powiedział. Mam wyrzuty sumienia, że namówiłem cię na to wszystko.

— Daj spokój. To nie twoja wina. Mam swój rozum, sama się na to zgodziłam — odpowiedziałam, biorąc głęboki wdech. — Wracajmy do samochodu, bo nigdy nie dojedziemy na tę skocznię — dodałam, patrząc na niego, a następnie chwyciłam go za rękę i odwróciłam się w stronę auta.  Zamurowało mnie, kiedy dotarło do mnie, co przed chwilą zrobiłam. Sama, dobrowolnie ujęłam jego dłoń. Nie wiedziałam, czemu to zrobiłam, ale wydawało mi się to takie naturalne. On też wyglądał na zaskoczonego, nie spodziewał się po mnie takiego gestu, ale na jego twarzy po chwili pojawił się uśmiech. Chciałam wyswobodzić dłoń, jednak on wtedy mocniej zacisnął swoją i tak wracaliśmy do samochodu. Rafał patrzył na nas z niedowierzaniem, ale nie skomentował tego w żaden sposób, kiedy zajęliśmy miejsca.

                                                                                ***

Ucieszyłam się, kiedy w końcu po konkursie znalazłam się w pokoju. Mogłam w spokoju odetchnąć. Od razu poszłam pod prysznic, gdzie spędziłam więcej czasu niż zazwyczaj. Znowu stałam pod strumieniem wody i analizowałam wszystko, co wydarzyło się tego dnia do tej pory. Najpierw prezent od Freitaga - klucze do jego mieszkania. Potem fala niewygodnych pytań od dziennikarzy, aż w końcu sytuacja z Arturem. Czułam, że zaczynałam się w tym coraz bardziej gubić. Jednak nie sądziłam, że za kilka minut wydarzy się coś, co jeszcze bardziej namiesza w mojej głowie. Wyszłam spod prysznica i wycierałam mokre ciało ręcznikiem, a następnie zaczęłam się ubierać. W tym samym momencie usłyszałam pukanie do drzwi mojego pokoju, nie odezwałam się, ale usłyszałam, że mimo wszystko, ktoś wszedł do środka.

— Gosia? — odezwał się Karol. Wyszłam z łazienki, ściągając w dół założony przed chwilą sweter.

— Widzę, że sam postanowiłeś się wprosić — powiedziałam do niego zaczepnie. — Nie regenerujesz sił na wieczorną imprezę, jak reszta?

— Nie, postanowiłem wykorzystać moment, żeby przyjść do ciebie — odpowiedział tajemniczo, a ja patrzyłam na niego pytająco. Chciałam, żeby rozwinął swoją myśl. — Mam coś dla ciebie — mówił, podając mi małe pudełko. Otworzyłam je i zaniemówiłam. — No bo wiesz... — kontynuował. — Dzisiaj są twoje urodziny. Dwudzieste ósme...

— Nie musisz mi przypominać mojego wieku — przerwałam mu, przewracając oczami.

— Chyba wiesz, co oznacza ta data dla nas? — zapytał. Poczułam, jak robi mi się gorąco. W chwili, kiedy padło z jego ust to pytanie dotarło do mnie, do czego zmierza. Tym bardziej, kiedy ponownie spojrzałam na zawartość pudełeczka. — To nasza jakby rocznica... i to okrągła, bo dziesiąta — mówił, zbliżając się do mnie.

— Karol, myślałam, że koniec z tym — odezwałam się, bacznie mu się przyglądając.

— Wiem, że teraz mieliśmy dłuższą przerwę, ale chyba wiesz dlaczego. Jednak może chciałbyś do tego wrócić? — zapytał, patrząc mi głęboko w oczy.

— Karol — pokręciłam z niedowierzaniem głową. Jednak nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć.

— On cały czas na nas czeka. To jak? Wchodzisz w to? — pytał, mrużąc oczy i czekając na moją odpowiedź.

— Ale, że mam odpowiedzieć teraz? Już?

— Nie ma się tu nad czym zastanawiać. To jak? — zapytał, unosząc jedną brew do góry.

— Tak — powiedziałam po chwili ciszy, na co on się uśmiechnął. Zrobił krok do tyłu i wpatrując się w moje oczy, przekręcił klucz tkwiący w zamku od drzwi. Musieliśmy w spokoju omówić kilka ważnych dla nas kwestii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro