Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45. KŁÓTNIA W BLASKU FLESZY


Po kilkudziesięciu minutach zaparkowaliśmy przed domem Mii. Dziewczyna milczała przez całą drogę. Kiedy wysiadła z auta, jeszcze raz nas przeprosiła i skierowała kroki w stronę swojego domu, a Richard zaczął powoli nawracać samochodem, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną. Przez większość czasu w samochodzie panowała pomiędzy nami cisza. Brunet miał wzrok skupiony na drodze albo wstecznym lusterku, a jego ręce były mocno zaciśnięte na kierownicy. Miałam wrażenie, że nad czymś intensywnie myśli. Od momentu, kiedy wypowiedziałam imię jego byłej, nie odezwał się do mnie ani słowem. Problem z domniemanym ojcostwem został rozwiązany, ale ja miałam wrażenie, że kłopotów będzie ciąg dalszy, a milczenie ze strony Richarda z każdą kolejną minutą utwierdzały mnie w tym przekonaniu.

— Skąd wiesz o Lisie?

— Po prostu wiem. Kiedy miałeś zamiar powiedzieć mi o tym, że twoja ex jest psychopatką?

— Nie muszę ci opowiadać o swoich byłych, ty o swoich też nie mówisz.

— Moi nie byli chorzy psychicznie — mówiłam, będąc coraz bardziej poirytowaną. — Ona nadal uważa, że należysz do niej. Grozi mi z jej strony niebezpieczeństwo.

— Już bez przesady. Nie jest, aż taka zła, dość dobrze ją znam. Nie to, co ciebie — powiedział, a ja nie wierzyłam w to, co przed chwilą usłyszałam.

— Co to miało znaczyć?

— Ty mało o sobie mówisz, wszystko muszę z ciebie wyciągać. Jak coś ci się dzieje, to zawsze mówisz, że powiesz mi o tym później, ale potem tego nie robisz. Teraz też mi nie mówisz, skąd wiesz o Lisie — mówił z wyrzutem. — I na pewno nie zrobi ci nic złego — zakończył swoją bezsensowną przemowę.

— No oczywiście, że sama mi nic nie zrobi, bo ona wysługuje się innym.

— Chyba masz jakąś paranoję — zaczął mówić, zatrzymując auto na parkingu przy jakimś lesie.

— Słucham? Ja mam jakąś paranoję? Nie wierzę, że to powiedziałeś! — krzyknęłam, odpinając pas. Wysiadłam z samochodu, trzasnęłam drzwiami i ruszyłam szybkim krokiem przed siebie.

— Gosia! Co ty robisz!? Wracaj do auta! — krzyczał za mną Freitag. Kiedy zorientował się, że nie mam zamiaru się zatrzymać, podbiegł do mnie. — Zatrzymaj się — powiedział, chwytając mnie mocno za rękę. — Musisz być taka impulsywna? Nie możemy porozmawiać na spokojnie? Jeszcze raz pytam, skąd wiesz o Lisie?

— Od detektywa.

— Słucham? Wynajęłaś detektywa? Po co? Żeby mnie sprawdzić? Dowiedzieć się z kim do tej pory się spotykałem? — wyrzucał z siebie pytania jedno po drugim, będąc coraz bardziej zdenerwowanym.

— Tak, jasne. Nie mam nic innego do roboty, tylko sprawdzać twoją przeszłość.

— Więc, o co chodzi z tym detektywem? — mówił, mocno zaciskając swoją dłoń na moim ramieniu.

— Zwariowałeś? To boli! — powiedziałam, wyrywając się z jego uścisku. — Po pierwsze, to go nie wynajęłam, a po drugie, to nie chodziło o ciebie. Chciałam się dowiedzieć czegoś o kimś innym, ale okazało się, że ta osoba jest powiązana właśnie z Lisą! — wykrzyczałam mu prosto w twarz, a on patrzył na mnie pytająco. — Nie mogę ci więcej powiedzieć.

Naprawdę nie mogłam mu nic więcej zdradzić. Tu nie chodziło o to, że mu nie ufałam, czy chciałam coś przed nim ukryć. Po prostu wiedziałam, że gdyby poznał całą prawdę, nie zostawiłby tak tego, a wtedy to jemu groziłoby niebezpieczeństwo. Nie ze strony Lisy, ale mężczyzn, którymi się otaczała. Ona nimi manipulowała, ale chyba nie zauważyła, że sytuacja trochę wymknęła się jej spod kontroli. Byłam cały czas w kontakcie z Dominikiem i Oskarem. Sprawa była coraz bliżej rozwiązania, ale nadal brakowało kilku elementów, które połączyłyby te wszystkie zdarzenia w całość. Jednak wiedziałam jedno, na pewno musiałam milczeć, chociaż tak naprawdę chciałam mu powiedzieć wszystko. Moje niedopowiedzenia oddalały nas od siebie i tego bałam się najbardziej.

— I widzisz? Znowu nie chcesz mi czegoś powiedzieć, a związek powinien opierać się na szczerości — mówił z wyrzutem, patrząc mi prosto w oczy. Nagle przeniósł wzrok za mnie i w tym samym momencie zmienił się wyraz jego twarzy. — Cholera jasna — powiedział do siebie pod nosem.

— O co chodzi?

— Chodź tutaj do mnie — chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Długo patrzył w moje oczy, a następnie namiętnie mnie pocałował. Kompletnie nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi. Dopiero co się kłóciliśmy i miał pretensje, że nie chcę mu wszystkiego powiedzieć, a potem zaczął mnie całować, jak gdyby nigdy nic. Po chwili odsunął się od moich ust i oparł swoje czoło o moje. — Mamy towarzystwo. Nawet nie zauważyłem, że samochód, który cały czas jechał za nami, też się zatrzymał. Po drugiej stronie za drzewem stoi jego kierowca, to paparazzo — wyszeptał, a ja w tej chwili wszystko zrozumiałam.

— Aha, czyli całujesz mnie tylko i wyłącznie dlatego, że ktoś robi nam zdjęcia? — zapytałam zdenerwowana, odsuwając się od niego.

— Chodź do samochodu. Porozmawiamy na spokojnie w domu. Nerwy nam w niczym nie pomogą. Naprawdę, nie chcę się z tobą kłócić. Kocham cię — powiedział i ponownie mnie pocałował. Po chwili złapał moją dłoń i pociągnął w stronę auta. 

                                                                                ***

Kiedy w końcu dotarliśmy do domu, poszłam do łazienki, żeby przemyć twarz. Wydawało mi się, że chłodna woda, doda mi ulgi. Spojrzałam w lustro i głośno wypuściłam powietrze z płuc. Po chwili wytarłam twarz ręcznikiem, a następnie poszłam do kuchni, w której krzątał się już Richard. Stał odwrócony do mnie plecami. Na pewno słyszał, że przyszłam, ale mimo wszystko nie spojrzał na mnie. Atmosfera pomiędzy nami nadal była napięta. Podobno mieliśmy na spokojnie porozmawiać, podobno mnie kocha, a zachowywał się, jakbym nie istniała. Zastanawiałam się, czy gdybym zabrała swoją walizkę i wyszła z jego mieszkania bez słowa, to on zauważyłby moją nieobecność.

— W czym ci mogę pomóc?

— Poradzę sobie — odpowiedział chłodno, nawet na mnie nie spoglądając.

— To może zrobię coś do picia. Co chcesz? Kawę? Herbatę? — pytałam i czekałam na odpowiedź, ale ona nie padała z jego ust.  Ok, do trzech razy sztuka — pomyślałam sobie.

— Mieliśmy porozmawiać. Zrobimy to teraz, czy wieczorem? — zapytałam, ale ponownie zderzyłam się ze ścianą milczenia z jego strony.

W tym momencie poszłam zrobić to, o czym wcześniej sobie pomyślałam. Może to i dziecinne z mojej strony, bo problemy powinno się wyjaśniać, ale w tamtym momencie nie widziałam innego wyjścia. Freitag też nie kwapił się do rozmowy, chociaż zanim z powrotem wsiedliśmy do auta, powiedział, że chce na spokojnie porozmawiać w domu. Weszłam do sypialni i zaczęłam pakować swoją walizkę, kiedy to robiłam, czułam, jak łzy zaczynają napływać mi do oczu. Tak bardzo chciałam, żeby wszedł do pokoju i nakrzyczał na mnie, że mam się nie wygłupiać, ale zdaje się, że on nawet nie zauważył tego, że wyszłam z kuchni. Po kilkunastu minutach otworzyłam drzwi pokoju i wyszłam z bagażem w ręku na korytarz. Podeszłam do wieszaka, żeby zabrać swoją kurtkę i tym momencie u mego boku zjawił się Richard.

— Co ty robisz z tą walizką?

— Pojadę do jakiegoś hotelu. Tak będzie lepiej. Chyba potrzebujemy odpoczynku od siebie po dzisiejszym poranku. Może wtedy, to wszystko się nie rozsypie do końca, bo póki co... — zaczęłam mówić, a on złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Przez chwilę patrzył mi prosto w oczy, a następnie zaczął zachłannie całować. Chyba jeszcze nigdy nie robił tego, z aż tak wielką namiętnością. Nagle poczułam, jak kładzie swoją dłoń na moją. Na tę, w której trzymałam bagaż. Powoli zaczął ją otwierać i wypuściłam walizkę z ręki. W tym momencie spojrzał na mnie przepraszająco.

— Przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Obiecałem rozmowę na spokojnie, nie mam pojęcia, dlaczego tak się zachowuję. Dzisiejszy dzień był dla mnie stresujący i chyba tylko tym mogę to wszystko tłumaczyć. Jednak wiem jedno, nie pozwolę ci nigdzie pojechać. Nie chcę cię stracić — powiedział i mocno mnie przytulił. 

Staliśmy tak dłuższą chwilę. W głębi duszy poczułam ulgę, że w końcu mnie dostrzegł, jednak byłam zła o to, że w ogóle doszło do takiej sytuacji. Po kilku minutach uwolnił mnie z uścisku swoich ramion i chwycił za dłoń, a w drugą rękę wziął walizkę. Poszliśmy do sypialni, gdzie odstawił na bok mój bagaż. Natomiast mnie przyciągnął do siebie i zaczął przyglądać się mojej twarzy. Swoją dłonią zaczął muskać moje wargi, żeby po chwili złożyć na nich pocałunek. Czułam, jak moje serce zaczyna szybciej bić. Odchylił moją głowę, żeby przenieść swoje usta na moją szyję. Doskonale wiedział, że całowanie jej sprawia mi przyjemność. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Richard powoli zaczął przesuwać mnie w stronę łóżka. Czułam coraz większe podniecenie. Chwyciłam w dłonie jego sweter i zdjęłam go. Moje ręce zaczęły błądzić po jego ciele. Po chwili opadliśmy na łóżko.

                                                                                      ***

— I jak? Przeprosiny  przyjęte? — zapytał, przyglądając mi się, kiedy nadzy leżeliśmy przytuleni.

— Jak najbardziej — odpowiedziałam i pocałowałam go. Richard nadal bacznie obserwował moją twarz.

— Kocham cię. Nawet nie wiesz, jak bardzo — mówił, mocno mnie przytulając. — Mam nadzieję, że teraz, kiedy wyjaśniła się ta sprawa z Mią, nic nie będzie burzyło naszego spokoju.

— Też mam taką nadzieję.

— Trzeba by w końcu coś zjeść — zaśmiał się po chwili i zaczęliśmy wstawać z łóżka, żeby się ubrać. — Chodź, przyda mi się pomoc w kuchni — chwycił mnie za rękę, po czym razem przeszliśmy do pomieszczenia. Po kilkunastu minutach siedzieliśmy przy stole, jedząc obiad.

— Nie mogę uwierzyć w to, że w ogóle wpadałaś na pomysł, żeby pojechać do hotelu.

— Nie lubię być traktowana jak powietrze. Jeśli widzę, że komuś przeszkadzam, to usuwam się z pola widzenia — powiedziałam, a on tylko pokręcił głową.

— Przejdziemy się po obiedzie na spacer. Chciałbym, żebyś poznała okolicę — mówił, uśmiechając się, a ja przytaknęłam głową.

                                                                          ***

Wieczorem usiedliśmy na kanapie, żeby szczerze porozmawiać. Poczułam, jak z serca spada mi wielki kamień. Richard zrozumiał, że nie mogę mu teraz wszystkiego powiedzieć, a przynajmniej takie miałam wrażenie. Obiecałam to zrobić, jak tylko sprawa definitywnie się zakończy. Chociaż widziałam, że było mu ciężko, to zaakceptował tę sytuację. Myślę, że przekonały go do tego słowa o tym, że moi przyjaciele też nie wiedzą o wszystkim. Do tej pory Richard czuł się odsunięty na bok, kiedy mówiłam coś mojej ekipie, a jemu nie chciałam. Teraz oni też nie wiedzieli, co się dzieje.

                                                                          ***

Nazajutrz czekał mnie wylot do Norwegii. Kiedy obudziłam się rano, Freitaga nie było przy moim boku. Skrzywiłam się na ten widok, bo chciałam go przytulić. Zostawił kartkę, że wyszedł po pieczywo.  Ale z niego ranny ptaszek — pomyślałam sobie ze śmiechem i z powrotem poszłam spać. Przynajmniej miałam taki zamiar, bo zadzwonił mój telefon, co zniweczyło mój plan. Spojrzałam na wyświetlacz i ze zdziwieniem zauważyłam, że dobija się do mnie Rafał.

— Cześć, Rafałku. Co słychać?

— Cześć. Nie odzywasz się do nikogo, to postanowiłem sam zadzwonić. I co z tym wynikiem?

— To nie jego dziecko. Mia przyznała się, zanim Richard otworzył kopertę.

— Co takiego? To po co, to wszystko było?

— Nie wiem — skłamałam. — Była mocno zdenerwowana tą całą sytuacją, więc nie drążyliśmy tematu.

— Ok., grunt, że wszystko się wyjaśniło. Mam pytanie, o co pokłóciłaś się z Freitagiem? — zapytał znienacka.

— Co? A skąd ci przyszło do głowy, że się pokłóciliśmy? — zaśmiałam się. — Nic takiego nie miało miejsca — brnęłam w kolejne kłamstwo.

— W Internecie są wasze zdjęcia. Jak zdenerwowana wysiadasz z auta, jak on cię szarpie za ramię. Jest mnóstwo ujęć z tej kłótni i spory artykuł — powiedział, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Myślałam, że po tym, jak Richard mnie pocałował, to ten paparazzo odpuścił sobie pisanie na ten temat, ale najwidoczniej to nic nie dało. Na dodatek wyszłam na kłamczuchę.

— To nic takiego. Już jest dobrze.

— Nie podoba mi się to, że tak cię potraktował. Co to za facet, który szarpie swoją dziewczynę? — nie dawał za wygraną Rafał. — Na pewno już jest dobrze? Czy mówisz tak, tylko żeby mnie spławić?

— Naprawdę już jest dobrze, to było małe nieporozumienie.

— Jasne — odpowiedział, ale wiedziałam, że i tak mi nie uwierzył. — Ktoś od nas, wyjedzie po ciebie na lotnisko.

— Nie trzeba, wezmę taksówkę.

— Nie ma takiej opcji, maleńka — zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami. Wiedziałam, że dalsze obstawianie przy swoim nie ma sensu, bo i tak nie wygrałabym z nim.

— Dobrze, niech będzie — odpowiedziałam i wtedy usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi wejściowe. Domyśliłam się, że wrócił Richard. — Muszę kończyć, Rafałku. Do zobaczenia — odpowiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź, rozłączyłam się. Odłożyłam telefon na szafkę, po czym zerwałam się z łóżka, żeby pobiec, przytulić się do bruneta.

RAFAŁ

— Co za kobieta, nawet nie pozwoliła mi się pożegnać — powiedziałem do kolegów, którzy byli obecni przy rozmowie.

Martwiliśmy się o nią, bo nie odzywała się do żadnego z nas. Nawet nie dała znać, jaki był wynik testu na ojcostwo. Jednak, kiedy Piotr przyszedł do mnie i pokazał te zdjęcia z ich kłótni, byłem w szoku. Czarno na białym było pokazane, jak obydwoje są mocno wzburzeni, ale czarę goryczy przelały zdjęcia, na których on ją szarpał. Zastanawiałem się, dlaczego Gosia mu na to wszystko pozwalała. Wtedy dotarło do mnie, jak mocno się zmieniła od tego przeklętego dnia, w którym ją porwano. Kiedyś nie pozwoliłaby sobie na takie traktowanie. Koleś zaraz dostałby prosto w twarz i to byłby koniec znajomości, a wtedy powiedziała, że już jest dobrze, że to było małe nieporozumienie. Jakby się bała, że zostanie sama.

— Co ci powiedziała? — wyrwał mnie z zamyślenia Karol. — To dziecko Freitaga?

— Nie, dziewczyna przyznała się, że to był blef, nim otworzyli kopertę — odpowiedziałem, a oni popatrzyli na mnie z niedowierzaniem. — Nic więcej na ten temat nie wiem, Gosia twierdzi, że nie chcieli bardziej jej denerwować i nie dopytywali, dlaczego to zrobiła.

— Serio? Uwierzyłeś jej? — odezwał się Piotr.

— Nie, ale nie chciałem ciągnąć tego tematu przez telefon. Mam nadzieję, że jak przyleci, to powie mi, o co w tym wszystkim, tak naprawdę chodzi.

— A co z tą kłótnią? — zapytał Marek.

— Na początku w ogóle zaprzeczała, że doszło pomiędzy nimi do jakiejkolwiek sprzeczki. Przyznała się, dopiero kiedy powiedziałem jej o zdjęciach w Internecie. Stwierdziła, że to małe nieporozumienie — mówiłem, kręcąc głową, bo oczywiście wiedziałem, że to też ściema z jej strony.

— Całkowicie ją omotał — powiedział do siebie Artur, ale ciut za głośno i wszyscy spojrzeliśmy w jego kierunku, a on tylko wzruszył ramionami.

— Artur, pojedziesz po nią na lotnisko — zwróciłem się po chwili do niego.

— Wierzysz, że będzie chciała ze mną jechać?

— Ja z tym skręceniem przecież nie będę prowadził, a trzeba zrobić jeszcze jeden wywiad, więc pozostali też odpadają jako kierowcy — odpowiedziałem. — A jak nie będzie chciała z tobą jechać, to ją siłą wsadzisz do tego auta i po wszystkim — dodałem, przewracając oczami.

— O co wam teraz chodzi? Bo chyba o czymś nie wiemy — zaczął mówić Marek. — Dlaczego może nie chcieć z tobą jechać?

— Posprzeczaliśmy się przed jej wyjazdem — odpowiedział Artur, głośno wzdychając.

— Dobra, ten temat już kończymy, wszystko jest ustalone. To teraz pytanie, co z sobotą? Jak to wszystko organizujemy?

— Ja bym to zrobił od rana przy śniadaniu, a wieczorem można wyjść na jakąś imprezę — odezwał się pierwszy Piotr, a reszta na to przystała.

— Też jestem za. Potem zadzwonię do tamtego hotelu z pytaniem, czy uda się to wszystko załatwić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro