Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38. PROPOZYCJA FREITAGA

Wracając do pokoju, zastanawiałam się, jak spławić Artura. Chciałam skontaktować się z Dominikiem, ale wiedziałam, że nie uda mi się to, mając na głowie niepokornego kumpla, który nawet ubrać się nie umiał.

— Tak szybko? — zapytał, kiedy weszłam do pokoju. — Nic nie przyniosłaś?

— Ktoś ze służby zaraz nam przyniesie.

Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Myślałam, że dzwoni Richard, ale tym razem to nie był on.

— Cześć Rafałku! Co tam u was słychać? Nie powinniście już spać? — zaśmiałam się, kiedy odebrałam połączenie od przyjaciela. — Jak to miał wypadek? Co się stało? — wystraszyłam się, gdy przekazał mi informację, że są z Darkiem w szpitalu. — Ma jakieś poważne obrażenia? — dopytywałam. — No to, na co czekasz, daj mi go — ponaglałam Rafała, żeby podał mi do telefonu nieszczęśnika. — Dareczku, kochany, co ty wykombinowałeś? — zapytałam kolegę. — Szczęście, że tylko tak to się skończyło. Do wesela się zagoi — zaśmiałam się. — Serio? Powiedz, że żartujesz — nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. — Dlaczego akurat on? — spojrzałam kątem oka w kierunku leżącego na moim łóżku Artura, co niestety nie umknęło jego uwadze. — Ale zabawne. Niech ci jeszcze raz porządnie głowę przebadają — odpowiedziałam mojemu rozmówcy, kiedy sobie ze mnie zażartował. — To wracaj szybko do zdrowia. Pozdrów resztę. Pa pa — pożegnałam się i zakończyłam połączenie.

— Darek miał wypadek? — zapytał Artur, kiedy odłożyłam telefon.

— Niestety tak.

— Coś poważnego?

— Samochód go potrącił. Ma złamaną nogę. Ale mimo wszystko, humor mu dopisuje — uśmiechnęłam się.

— Dlaczego rozmawiając z Darkiem, w pewnym momencie spojrzałaś na mnie?

— Zdawało ci się — odpowiedziałam, podchodząc do okna. Musiałam je otworzyć, żeby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Kiedy się odwróciłam, przede mną stał Artur. Wzdrygnęłam się na jego widok. — Nie strasz mnie.

— Powiedz, o co chodzi. Spojrzałaś w moim kierunku i wtedy z twoich ust padło pytanie "Dlaczego akurat on?" — mówił, jeszcze bardziej zmniejszając dystans pomiędzy nami.

— Nie powiem — odpowiedziałam i pokazałam mu język. — Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła — chciałam go wyminąć i usiąść w fotelu, ale złapał mnie w pasie, przesunął, po czym przewrócił na łóżko. Był nade mną i przytrzymywał ręce za nadgarstki. — Bardzo zabawne. Możesz mnie puścić i zejść ze mnie?

— Nie, dopóki nie powiesz, o co chodzi.

— Daj mi spokój, człowieku. Dowiesz się w swoim czasie.

Zmrużył oczy i przyglądał mi się badawczo. Po chwili z rozbawieniem wymalowanym na twarzy zaczął się bezczelnie o mnie ocierać.

— Artur, zejdź ze mnie. Proszę. To nie jest zabawne.

— To powiedz, o co chodzi.

— No dobra, ale ode mnie tego nie wiesz. Oficjalnie nic nie wiesz. I obiecujesz, że od razu ze mnie schodzisz. Zrozumiano?

— Jasne.

— Niestety, ale podobno masz dołączyć do naszego zespołu. Masz zająć miejsce Darka — odpowiedziałam i głęboko westchnęłam. — A teraz proszę, żebyś mnie w końcu puścił.

— Zajebiście! Będę pracował razem z tobą! — wykrzyknął, patrząc mi głęboko w oczy. Jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej.

— Co ty robisz!? Puść mnie! — krzyczałam do niego. Zrozumiałam, że znowu chce mnie pocałować, więc przekręciłam głowę na bok.

— Jak wolisz w szyję, to proszę bardzo — odpowiedział i zaczął ją całować. Przez moje ciało przeszedł dreszcz.

— Proszę cię, przestań. Obiecałeś mi coś — próbowałam go z siebie zrzucić, ale niestety Artur był o wiele silniejszy ode mnie.

— Przecież widzę, że ci się podoba — szepnął mi do ucha. W tym samym momencie, rozległo się pukanie do drzwi. Uff, moje wybawienie. Przynieśli nam jedzenie.

                                                                                 ***

— Wiesz, że jesteś nieznośny? — zapytałam, kiedy jedliśmy.

— Wiesz, że cię kocham? — usłyszałam w odpowiedzi. Kiedy na niego spojrzałam, uśmiechał się do mnie od ucha do ucha.

— A ty znowu swoje — przewróciłam oczami.

Kiedy skończyliśmy jeść, Artur pozbierał naczynia i odniósł je do kuchni.

W końcu trochę prywatności — pomyślałam i chwyciłam telefon, żeby połączyć się z Freitagiem. Miałam nadzieję, że mimo późnej pory w Sapporo, jeszcze nie śpi. Włączyłam sobie na głośnomówiący i wygodnie rozłożyłam się na łóżku. Odebrał już po pierwszym sygnale.

— A wiesz kochanie, że właśnie o tobie myślałem i też miałem do ciebie dzwonić? Tak bardzo za tobą tęsknię - przywitał mnie Richard. — Zaraz się porzygam  usłyszałam w tle Wellingera.

— Twój współlokator, chyba nie czuje się zbyt dobrze — zaśmiałam się.

— Mówiłem, żeby sobie poszedł, bo będę rozmawiał z tobą — odparł brunet. — No i chyba jednak sobie pójdę, bo się zasłodzę — powiedział Andreas, a chwilę później usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. — No w końcu mamy trochę prywatności — dodał Richard, a ja w tym momencie pomyślałam sobie, że chyba jednak nie. W szczelinie pomiędzy drzwiami a podłogą zauważyłam cień. Domyśliłam się, że pod moim pokojem stoi Artur i bezczelnie podsłuchuje.

— Co porabiasz beze mnie wieczorami? — zapytałam zalotnie Richarda.

— Tęsknię i wspominam wszystkie dni spędzone z tobą, a najbardziej nasze wspólne noce. Już nie mogę się doczekać, kiedy znowu wpadniesz w moje ramiona.

— I co mi zrobisz, jak w nie wpadnę? — dopytywałam i zamknęłam oczy, żeby wyobrazić sobie, że właśnie leżę u boku Freitaga.

— Już ty dobrze wiesz, co ci zrobię. Sprawię, że znowu będziesz krzyczała z rozkoszy — kiedy wypowiedział te słowa, przeszedł mnie dreszcz.

— Oj Richi, lepiej zmieńmy już temat, bo nie będę mogła zasnąć z podniecenia.

— Jeśli chodzi o zmianę tematu, to w sumie... chciałbym o czymś z tobą porozmawiać. Tylko może lepiej poczekam z tym do Willingen i pogadamy w cztery oczy.

— No chyba sobie teraz żartujesz? Tak to zabrzmiało, że chcę wiedzieć już teraz. O co chodzi?

— Spokojnie, kochanie, to nic złego — chyba wyczuł moje zdenerwowanie.

— W takim razie kontynuuj. O czym chcesz porozmawiać?

ARTUR

Kiedy dowiedziałem się, że dołączę do zespołu Gosi, byłem w siódmym niebie. Współczułem Darkowi tego, co mu się przytrafiło, ale cholernie się ucieszyłem, że ja zajmę jego miejsce. Wiedziałem, że będę miał więcej okazji, żeby zbliżyć się do Gośki. Nie mogłem zmarnować takiej okazji. Wracając z kuchni i przechodząc obok jej pokoju, usłyszałem, że z kimś rozmawia. Nie mogłem się powstrzymać i przystanąłem, żeby posłuchać, o czym mówi. Niestety rozmawiała z Freitagiem. Znowu. Koleś nie dawał jej ani chwili wytchnienia. Miałem wrażenie, jakby osaczał ją z każdej strony, zagarniał każdą jej wolną przestrzeń dla siebie. Ona tego nie zauważała, ale jak dla mnie, to on zachowywał się, jakby miał jakąś obsesję na jej punkcie. To nie było normalne. Byłem wkurwiony, kiedy słuchałem, jak Gośka świntuszy z nim przez telefon. Jednak, kiedy usłyszałem, dalszą część ich rozmowy, byłem totalnie załamany. 

— W takim razie kontynuuj. O czym chcesz porozmawiać? — zapytała go Gosia.

— O naszej przyszłości. Co z nami będzie, jak zakończy się sezon?

— No mam nadzieję, że nasza znajomość nie skończy się wraz z nim. Chciałabym kontynuować to, co zaczęliśmy wspólnie tworzyć. A ty?

— Ja też. Dlatego chciałbym, żebyś przeprowadziła się do Niemiec — Kiedy usłyszałem te słowa, czułem, jak uginają się pode mną nogi.

— Eee... zaskoczyłeś mnie tym.

— Jeśli naprawdę poważnie myślisz o przyszłości ze mną, to nie powinna zaskoczyć cię ta propozycja.

— Myślę poważnie. Bardzo poważnie, Richardzie, ale będę musiała przemyśleć, jak sobie to wszystko zorganizować — Chciałem wierzyć w to, że to nie działo się naprawdę. Ona chyba nie wiedziała, co mówi. Chciała dla niego wyjechać z Polski.

— A nad czym tu się zastanawiać, kochanie? — zaśmiał się Freitag. — Sprzedajesz dom, zwalniasz się z roboty i wprowadzasz się do mnie. Nauczysz się niemieckiego, a potem znajdziesz sobie jakąś pracę — Facet wszystko jej zorganizował. Błagam cię, powiedz mu, że jest nienormalny. Nie zgadzaj się na tę propozycję — mówiłem w duchu do siebie.

— Naprawdę chcesz, żebym się do ciebie wprowadziła? — zapytała z radością.

— Oczywiście. Przemyśl to, co ci zaproponowałem i odpowiesz mi w Willingen. Mam nadzieję, że usłyszę z twoich ust "Tak, Richardzie, zróbmy tak, jak zaplanowałeś" — nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Miałem nadzieję, że ona się na to nie zgodzi. — A teraz, kochanie, niestety, ale ja już muszę kończyć, bo jutro mamy konkurs już z samego rana. Mam nadzieję, że cały czas trzymasz za mnie kciuki.

— Oczywiście. Powodzenia i śnij o mnie.

— Kocham cię, malutka.

— Też cię kocham — powiedziała, po czym skończyli rozmowę.

Wszedłem do swojego pokoju. Byłem załamany słowami, które usłyszałem. Wiedziałem, że muszę zacząć, jak najszybciej działać, bo ją stracę. Tylko że nie miałem pomysłu na to, jak ją do siebie przekonać. Wiedziałem, że całując ciągle na siłę, nic nie wskóram, tylko jeszcze bardziej ją do siebie zniechęcę. Miałem udawać obojętnego? To też nie wchodziło w grę, bo jasne było, że jak będzie miała potem przy boku Freitaga, moja obojętność będzie jej tylko na rękę.

— Artur musisz coś wymyślić  — powiedziałem do siebie, patrząc w lustro w łazience.

Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Sądziłem, że w czasie kąpieli przyjdzie mi do głowy jakiś genialny pomysł, ale nic z tego. Jedyne, co wymyśliłem, to żeby zaproponować jej przyjaźń. I tak właśnie zrobiłem.

                                                                                  ***

Po kilkudziesięciu minutach, kiedy już się ogarnąłem, zapukałem do pokoju Gosi.

— Proszę — powiedziała, a ja nacisnąłem na klamkę i wszedłem. Siedziała przy komputerze i coś intensywnie pisała.

— Co robisz? — zapytałem, podchodząc do niej, a następnie zajrzałem przez ramię.

— Wysyłam chłopakom kilka pytań do wywiadów. Pomimo tego, że mnie tam nie ma, to muszę im pomóc. Tym bardziej że Darek jest kontuzjowany.

— Długo ci zejdzie? Myślałem, że może obejrzymy razem jakiś film. Przyniosłem swojego laptopa. Mam fajny horror. Spodoba ci się — mówiłem, ale nie wiedziałem, ile z tego wszystkiego do niej docierało, bo miałem wrażenie, że skupia się tylko na swojej pracy.

— Horror? Jeszcze powiedz, że oparty na faktach, to już w ogóle nie będę mogła spać przez pół nocy — śmiała się. Czyli, jednak mnie słuchała.

— No nie gadaj, że się boisz. Przecież to tylko film.

— Opowiadający o historii, która kiedyś miała miejsce. Samo to, już jest przerażające, ale spokojnie, nie boję się. Lubię horrory. Zaraz to kończę. Jeszcze tylko trzy pytania i dołączę kilka linków.

— Nieźle wkręciłaś się w te skoki.

— Jestem profesjonalistką, jak już coś mam robić, to na sto procent. Czasami czuję się, jak na studiach, przekopując tony informacji, ale nie chcę wyjść na laika. Tobie proponuję zacząć robić to samo. No, chyba że znasz się na tym — mówiła, patrząc cały czas w ekran komputera.

— No i tu cię zaskoczę, bo o tym sporcie wiem całkiem sporo. Tak się składa, że jestem fanem skoków narciarskich.

— Naprawdę? — zapytała, kiedy klikała "Wyślij wiadomość". — Dobrze wiedzieć, że w końcu będziemy mieli w zespole kogoś, kto się zna. Tak więc, od przyszłego piątku szykuj się na wiele pytań z mojej strony. Internet nie będzie mi już potrzebny, jak mam ciebie — powiedziała ze śmiechem, wstając od komputera. — To cóż za film ze sobą... — zaczęła mówić, ale przerwała, kiedy odwróciła się w moim kierunku i zauważyła, że znowu nie mam na sobie kompletu ubrań. — Artur, chyba muszę zacząć cię ubierać, bo sam ewidentnie nie potrafisz — pokręciła głową i się zaśmiała.

— Wolałbym, żebyś powiedziała, że musisz zacząć mnie rozbierać, bo sam nie potrafię — odparłem, a ona się zaczerwieniła. To był pierwszy punkt dla mnie.

                                                                                      ***

— Matko, straszniejszego filmu nie miałeś? — zapytała, kiedy kolejny raz się wzdrygnęła i zakryła twarz poduszką.

— Nie bój się, obronię cię przed złem — zaśmiałem się, po czym objąłem ją ramieniem, a ona zaczęła się odsuwać. Włączyłem pauzę. — Możemy pogadać?

— O czym chcesz rozmawiać?

— O nas. W sensie. Eee... — podrapałem się w tył głowy, bo nie wiedziałem, jak poprowadzić tę rozmowę, żeby jej nie przestraszyć. — No jakby to ująć. Może zacznę tak. Dlaczego, kiedy wykonuję w twoim kierunku jakieś miłe gesty, to ty traktujesz mnie z buta? Na przykład, kiedy wylądowaliśmy na lotnisku i objąłem cię, to zaraz na mnie nakrzyczałaś i wyrwałaś mi się. Za to widząc Berata, poleciałaś do niego, jak na skrzydłach i wtuliłaś się w jego ramiona. Do chłopaków z twojej ekipy też się przytulasz, a do mnie nie chcesz. Chciałbym poznać przyczynę tego zachowania — powiedziałem, patrząc w jej kierunku. Ona miała skierowany wzrok przed siebie i widać było, że intensywnie nad czymś myśli.

— No cóż... — zaczęła mówić. — Po prostu Berat i pozostali to moi przyjaciele.

— A ja? Kim ja dla ciebie jestem? — zapytałem, po czym chwyciłem ją za brodę i przekręciłem jej głowę w moim kierunku.

— Powiedzmy, że kolegą.

— Powiedzmy?

— Artur, nie oszukujmy się. Dobrze wiesz, że do tej pory nie darzyłam cię sympatią i to nie zmieni się z dnia na dzień — kiedy wypowiedziała te słowa, poczułem się, jakby mnie spoliczkowała.

— Nie przepadałaś za mną, przez te pomówienia. Obydwoje wiemy, że gdyby nie one, to pewnie bylibyśmy teraz razem. Widziałem, jak na mnie patrzysz. Wiem, że nie byłem ci obojętny i zależało ci na mnie. Mam nadzieję, że w głębi duszy nadal zależy — głośno westchnęła, gdy usłyszała te słowa. — A gdybym chciał być twoim przyjacielem? Hm? — kontynuowałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi. — Dlaczego nic nie mówisz?

— Po tym, jak powiedziałeś mi, że mnie... No wiesz...

— Tak. Po tym, jak wyznałem ci, że cię kocham. To chyba nie są jakieś straszne słowa, że boisz się je wypowiedzieć? 

— Nie, nie są.

— To jak? Przyjaźń? — patrzyłem w jej śliczne niebieskie oczy i czekałem, co mi powie.

— Przyjaźń — odpowiedziała, po dłuższej chwili.

— No i super — ożywiłem się i ponownie uruchomiłem film. — To teraz na legalu mogę cię przytulać — zaśmiałem się, po czym objąłem ją ramieniem. Czułem, jak się spięła, ale po chwili najwidoczniej przyzwyczaiła się do mojej ręki, bo poczułem, jak jej ramiona się obniżają. To był drugi punkt dla mnie.

                                                                                        ***

Kolejne dni w Turcji spędziliśmy na zwiedzaniu. Natomiast wieczorami rozmawiałem z Gosią o naszym wspólnym projekcie, który niedługo miał ujrzeć światło dzienne. Czasami miałem wrażenie, że nie jest pewna, czy dobrze zrobiła, zgadzając się na opowiedzenie tego, co przeżyła w czasie porwania. Jednak najbardziej cieszyło mnie to, że w końcu patrzyła na mnie inaczej. W jej oczach nie dostrzegałem już złości, kiedy byłem obok niej.

                                                                                         ***

Ostatni wieczór  postanowiliśmy spędzić, siedząc w ogrodzie. Rozpalono w palenisku i dodatkowo przyniesiono nam koce. Gosia zamyślona, intensywnie wpatrywała się w ogień. Jej oczy wyglądały wtedy jeszcze piękniej, ale były bardzo smutne.

— Co cię trapi? — zapytałem.

— Nie jestem pewna, czy dobrze zrobię, opowiadając o tym wszystkim. Chyba się wycofam.

— Nie rób tego. Wyrzucisz to w końcu z siebie, będzie ci lżej na duszy. Jasne, że ludzie na początku będą na ciebie patrzeć i zapewne szeptać "Patrz, to ta dziennikarka, którą porwano i torturowano", ale nie przejmuj się tym — próbowałem ją pocieszyć.

— Będą gadali, że zrobiłam to dla kasy.

— Chyba tylko głupi tak pomyśli — odpowiedziałem i objąłem ramieniem, a ona oparła swoją głowę o mnie. — Wspólnie przez to przejdziemy, nie pozwolę cię skrzywdzić — powiedziałem i pocałowałem w czubek głowy. 

Ona na te gesty patrzyła, jak na gesty ze strony przyjaciela, a tak naprawdę z mojej strony one nie były przyjacielskie. One były z miłości, bo nadal miałem nadzieję, że któregoś dnia spojrzy na mnie inaczej. Tak bardzo ją kochałem. Nienawidziłem kobiet z pracy. To przez nie, straciłem miłość swojego życia. Pomyślałem sobie, że chyba nie przeżyję, jeśli ona faktycznie wybierze tego Niemca i wyjedzie za nim. Jeszcze większa niepewność ogarnęła mnie, gdy przypomniałem sobie słowa pani Semy. Po kilku przegadanych godzinach poszliśmy do swoich pokoi, żeby się położyć. Rano po śniadaniu czekał nas wyjazd na lotnisko i powrót do Polski.

                                                                                ***

W nocy nagle się przebudziłem. Miałem wrażenie, że usłyszałem krzyk. Podniosłem się na łóżku i zapaliłem lampkę. Spojrzałem na zegar, było przed trzecią w nocy. Wytężyłem słuch, ale nie słyszałem już, żeby ktoś krzyczał. Uchyliłem drzwi i wyjrzałem na korytarz. Cisza. Już miałem wracać do siebie, kiedy spostrzegłem, że na podłodze delikatnie odbija się światło, przebijające przez szparę w drzwiach od pokoju Gosi. Podszedłem do nich i delikatnie zapukałem, ale nie odpowiedziała. Nacisnąłem klamkę, po czym zajrzałem do środka. Nie było jej w łóżku. Wtedy usłyszałem, jak wymiotuje w łazience. Postanowiłem, że poczekam na nią, żeby zapytać, co się stało. Myślałem, że się zaszkodziło jej jakieś jedzenie. Po kilku minutach drzwi się uchyliły i weszła do pokoju. Wyglądała na przerażoną, a jej oddech był bardzo ciężki.

— Co tu robisz? — zapytała zaskoczona moim widokiem.

— Usłyszałem krzyk. To ty krzyczałaś? Prawda?

— Przepraszam, że cię obudziłam. Nie chciałam, ale nie kontroluję tego — odpowiedziała tajemniczo. Zmarszczyłem brwi, bo nic z tego nie zrozumiałem.

— Czego nie kontrolujesz?

— Moich snów. Czasami przeżywam w nich na nowo, to co wydarzyło się w Afganistanie i najczęściej budzę się z krzykiem. Przepraszam. Możesz już wracać dalej spać.

Patrzyłem na nią chwilę w milczeniu, a potem podszedłem do niej i po prostu mocno przytuliłem. Nie mogłem zostawić jej samej. Potrzebowała wsparcia. Już dawno powinna być pod opieką specjalisty, ale z tego co słyszałem, wzbraniała się przed tym rękoma i nogami. Jakby to był jakiś powód do wstydu. 

— Chodź — powiedziałem do niej i poprowadziłem w stronę łóżka. Kiedy się położyła, przykryłem ją kołdrą, a sam wziąłem koc, żeby się nim przykryć, po czym usiadłem w fotelu.

— Co ty robisz? Nie idziesz spać?

— Prześpię się tutaj, żebym mógł ci pomóc, jakbyś znowu miała koszmary.

— Nie wygłupiaj się. Rano będziesz niewyspany i obolały.

— Trudno, poświęcę się — powiedziałem i puściłem jej oczko. Pokręciła z niedowierzaniem głową, po czym zgasiła światło. Po kilku minutach ponownie zapaliła lampkę.

— Coś się stało? — zapytałem z przejęciem.

— Nie, ale nie zasnę ze świadomością, że ty będziesz niewyspany — mówiła i zaczęła mi się intensywnie przyglądać. — No dobra... — powiedziała, przesuwając się na skraj łóżka. — Chodź tutaj.

— Zapraszasz mnie do swojego łóżka? — zapytałem, uśmiechając się szeroko.

— Nie w tym celu, o którym sobie teraz myślisz — zgromiła mnie wzrokiem. — Tak więc rączki trzymaj przy sobie, bo znajdziesz się na podłodze. I jeszcze jedna prośba. Idź do swojego pokoju po jakiś T-shirt i załóż go.

— E tam, tak jest wygodniej. W koszulce mi za gorąco — odpowiedziałem ze śmiechem, kiedy kładłem się obok niej. Pokręciła głową i zgasiła światło. Czułem się szczęśliwy, gdy leżałem obok niej, chociaż nie mogłem jej dotknąć tak, jakbym chciał.

                                                                                            ***

— Dziękujemy za wszystko — powiedziała pani Oylum, kiedy się z nami żegnała.

— Mamy nadzieję, że jeszcze nas odwiedzicie. Nasz dom zawsze jest dla was otwarty. Tak więc, jeśli tylko zapragniecie wakacji, to dzwońcie — odezwał się pan Mahir.

— Margaret, musisz zmobilizować Rafała I Piotra, żeby też nas odwiedzili — uśmiechnął się do niej Berat.

— Ich dwa razy nie będzie trzeba przekonywać — zaśmiała się. 

Potem zaczęła żegnać się z nią pani Sema. Nie wiem, co Gosia od niej usłyszała, ale w pewnym momencie spojrzała na nią pytająco. Jednak seniorka rodu już nic więcej do niej nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się i pogładziła ją po włosach. Następnie mnie wzięła na bok i zawołała Mirę, żeby tłumaczyła.

— Wiem, młodzieńcze, że nie wierzysz w to, co ci powiedziałam, ale to jest prawda. Nie lekceważ moich słów. Prędzej, czy później przypomnisz je sobie. Jednak oby nie było za późno — przetłumaczyła Mira, po czym obydwie spojrzały na mnie z nadzieją, że zapobiegnę nadchodzącej tragedii. 

— Wszystkiego dobrego dla ciebie. Wierzę, że jeszcze się zobaczymy.

                                                                                 ***

Po kilku godzinach lotu znaleźliśmy się z powrotem w Polsce. Pomimo kilku zgrzytów wiedziałem, że będę ten wyjazd wspominał pozytywnie. Udało mi się przekonać do siebie Gosię i z tego najbardziej się cieszyłem.

— To co? Taksówka i jedziemy do mnie? Potem podrzucę cię do twojego domu — zagadałem.

— Chyba od razu pojadę do siebie. Muszę w końcu zrobić pranie, bo sterta rośnie.

— Skoro tak wolisz. Jak jedziemy do Willingen? Moim, czy twoim autem? — zapytałem niepewnie, bo w sumie nie rozmawialiśmy o tym, czy pojedziemy razem.

— Wolałabym moim, jeśli nie będzie ci to przeszkadzało — uśmiechnęła się do mnie.

— Może być.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro