Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36. PRZEBACZENIE

Po kilku godzinach podróży w końcu dotarliśmy do Warszawy.

— Pomogę ci z bagażem — powiedział Artur, kiedy wysiedliśmy pod moim domem.

— Dam sobie radę.

— Znowu zaczynasz? — zapytał zły, więc odpuściłam i pozwoliłam sobie pomóc. — Rana nadal boli? Nadwyrężyłaś ją przez ten bieg. Powinnaś na siebie uważać. Powiesz mi w końcu, przed czym lub przed kim, tak wczoraj uciekałaś? — zadał niewygodne dla mnie pytanie.

— Nie powiem, bo nie ma o czym — odpowiedziałam, kiedy otworzyłam drzwi od domu. Weszłam do środka, a on podążył za mną z moją walizką. — Napijesz się czegoś? — zapytałam z grzeczności.

— W sumie... kawy chętnie bym się napił. Zaniosę ci to na górę — powiedział, wchodząc z moim bagażem po schodach, a po chwili wrócił do kuchni. 

Wyciągnęłam z szafki dwie filiżanki, do których nasypałam kawy, a następnie nastawiłam wodę. Do moich uszu dobiegł dźwięk odsuwanego od wyspy krzesła, na którym usiadł Artur. Czekałam odwrócona do niego plecami, aż woda się zagotuje. W pomieszczeniu panowała niezręczna cisza. Może i w aucie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, ale teraz za bardzo to nie wychodziło. Czułam się skrępowana jego obecnością, po tym, co usłyszałam od niego w Zakopanem. Byłam pewna, że jego wzrok skierowany był w moim kierunku. W końcu woda w czajniku się zagotowała. Zalałam kawy i biorąc głęboki wdech, wzięłam je w dłonie, a następnie odwróciłam się z nimi i podeszłam do wyspy. Jedną postawiłam przed Arturem, a drugą przed sobą i usiadłam.

— Niestety, nie mam mleka — powiedziałam, mieszając łyżeczką w filiżance.

— Nie szkodzi, piję czarną.

— Do jedzenia też ci nic nie zaproponuję, bo lodówka pusta. Muszę potem zrobić jakieś zakupy. Chociaż w sumie nie wiem, czy jest sens, jak jutro wylatujemy do Turcji — mówiłam, dalej nie podnosząc wzroku znad filiżanki.

— A może... — zaczął, ale się zawahał. — Nie, to zły pomysł.

— Może co? — zapytałam, spoglądając na niego.

— Tylko się nie wściekaj, to luźna propozycja. Bez żadnych podtekstów.

— No gadaj w końcu — ponaglałam go.

— Tak sobie pomyślałem, że skoro jutro wylatujemy, to może przepakowałabyś sobie walizkę, pojechalibyśmy po jakieś zakupy, a potem... do mnie? — odpowiedział, patrząc w blat. — Ode mnie jest bliżej na lotnisko. Pogadalibyśmy o sprawie tej rodziny. Bardziej byś mnie do tego wprowadziła, a jak wystarczy czasu, to porozmawialibyśmy o wywiadzie z tobą. Jakby to miało wyglądać i w ogóle — mówił zestresowany, nie podnosząc na mnie wzroku, a następnie upił łyk kawy.

Patrzyłam na niego i zaczęłam się chichrać pod nosem, nie mogłam się powstrzymać. Po chwili wybuchłam gromkim śmiechem, a on patrzył na mnie jak na wariatkę. 

— Co cię tak śmieszy? — zapytał, zdziwiony moją reakcją.

— Przepraszam — mówiłam, próbując opanować śmiech. — Ale kiedy to mówiłeś... byłeś tak zestresowany, jakbyś zaraz spodziewał się najgorszego, a w najlepszym wypadku, że tylko na ciebie nawrzeszczę i wywalę z domu — odpowiedziałam, na co on też się roześmiał.

— No wiesz, twoje reakcje są tak skrajne, że trudno przewidzieć, co się stanie — powiedział z widoczną ulgą. — To, co powiesz na moją propozycję? I naprawdę nie ma w niej z mojej strony żadnego podtekstu.

— Nie wiem, muszę się zastanowić — powiedziałam, wstając z miejsca i dalej się śmiejąc. — Idę wypakować walizkę — mówiłam, wchodząc po schodach. — Jak chcesz, to włącz sobie telewizor, zaraz wrócę.

Kiedy dotarłam do pokoju, odetchnęłam z ulgą. Nie mogłam już dłużej przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. A ta jego propozycja? Matko, jakby się Richard dowiedział, że spędziłam noc w jego domu, to na pewno byłby nasz definitywny koniec. Nie wiedziałam, co się ze mną działo. To niemożliwe, żebym coś czuła do Artura. Może kiedyś tak było, ale już się z tego wyleczyłam. Chyba.

— Kochasz Freitaga, idiotko — powiedziałam do siebie, spoglądając w lustro.

Kiedy kończyłam wypakowywać rzeczy, usłyszałam z dołu krzyk Artura.

— Gośka! Twój telefon dzwoni!

— Kto!?

— To... — zawiesił się na chwilę. — Freitag... — powiedział, ale już jakby ciszej. 

Natomiast ja na nazwisko Niemca natychmiast zaczęłam zbiegać po schodach. Oczywiście, jak to zwykle mi się zdarzało, gdzieś uciekł mi jeden stopień i prawie upadłam, ale na szczęście zdążyłam złapać się poręczy.

— Kobieto, bo się zabijesz. Zawsze można oddzwonić — powiedział Artur w moim kierunku i pokręcił głową.

Chwyciłam telefon w swoje dłonie i spojrzałam na wyświetlacz. Richard, mój Richi — pomyślałam sobie. Wyszłam z kuchni, wzięłam głęboki wdech i odebrałam.

— Halo?

— Cześć. Już myślałem, że nie chcesz ze mną rozmawiać i nie odbierzesz.

— Żartujesz? Jak Artur mi krzyknął, że dzwonisz, to prawie się zabiłam na schodach, kiedy z nich zbiegałam.

— Artur? On jest u ciebie? — zapytał zdziwiony. Niech to szlag trafi. Gośka, pomyśl dwa razy, nim coś powiesz — karciłam siebie w duchu za to, że wypowiedziałam jego imię.

— Noo... tak, jak wróciliśmy do Warszawy, to pomógł mi z walizką i zaproponowałam mu coś do picia — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. — Richard... — zaczęłam, ale się zawahałam.

— Tak?

— A ty dzwonisz po to, żeby...

— Powiedzieć ci, że tęsknię — przerwał mi. Kiedy usłyszałam to zdanie, moje serce napełniło się radością i uśmiechnęłam się od ucha do ucha. — Nie widzę cię, ale coś czuję, że właśnie się uśmiechasz — powiedział zadowolony.

— Bo tak jest. Czy to oznacza, że wybaczasz mi?

— No wiesz... jeszcze będziesz musiała mnie porządnie przeprosić za to twoje zachowanie, ale wstępnie ci wybaczam. Tak więc, jak następnym razem zobaczymy się, to liczę na jakieś efektowne przeprosiny — powiedział ze śmiechem. — Bo zobaczymy się jeszcze? Prawda? — zapytał niepewnie.

— Tak, oczywiście. Teraz lecimy do Turcji w tej sprawie, o której ci kiedyś wspominałam. Rozprawa miała być później, ale z pewnych względów ją przyspieszyli, więc trochę plany mi się pozmieniały.

— Czy ja usłyszałem "lecimy"? Artur z tobą leci, tak?

— Tak, służbowo. Razem z naczelnym sobie wymyślili, że zrobi się o tym reportaż. Jakby ciekawszych tematów nie było.

— Jakoś to przeboleję. Mam nadzieję, że tym razem będziesz grzeczna — powiedział uszczypliwie.

— Obiecuję — uśmiechnęłam się.

— To kiedy znowu się zobaczymy? Chcę, żeby moja najpiękniejsza kibicka wspierała mnie podczas każdego konkursu, a zdaje się, że znowu kolejny opuścisz.

— Postaram się być w Willingen, skarbie.

— Wolałbym usłyszeć "Będę w Willingen" zamiast "Postaram się być".

— No dobrze... będę w Willingen — odpowiedziałam, chociaż nadal nie byłam pewna, czy mi się uda.

— I tak lepiej. Muszę już kończyć. Zadzwonię wieczorem. Kocham cię.

— Kocham cię — powiedziałam i po chwili usłyszałam dźwięk zakończonej rozmowy.

Kiedy odłożyłam telefon od ucha, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Richard mi wybaczył. Na początku wystraszyłam się, że dzwoni, żeby mi powiedzieć, że to koniec, ale na szczęście było inaczej. Korzystając z okazji, że znajdowałam się w innym pomieszczeniu niż Artur, postanowiłam od razu zadzwonić do jednej osoby. Chwilę się wahałam, czy to zrobić, ale stwierdziłam, że jeśli on mi nie pomoże, to chyba nikt nie zdoła. Wybrałam numer, ale nie odbierał. Pewnie jest na jakiejś akcji  — pomyślałam sobie. Już miałam iść do salonu, kiedy dostałam SMS-a:

OD DOMINIK: Skype, malutka, Skype :)

JA: Daj mi minutę, tylko komputer włączę — odpisałam. Po chwili mogłam rozpocząć nawiązywanie połączenia z moim kolegą.

ARTUR

Ogarnęła mnie złość, kiedy ona tak zbiegała po tych schodach, jak tylko usłyszała, że Freitag dzwoni. Mogłem najpierw zobaczyć na wyświetlaczu, kto się do niej dobija. Gdybym wiedział, że to on, to nie wołałbym jej. Wiem, że z mojej strony byłoby to nie fair, ale zależało mi na niej. Jakby się rozstali, to na początku pewnie by mocno rozpaczała, ale po czasie zapomniałaby  o nim i wtedy to ja mógłbym wkroczyć do akcji. W końcu spojrzałaby na mnie inaczej. Zresztą wierzyłem, że ona coś do mnie czuła, tylko udawała obojętną. Sądziłem, że małymi kroczkami uda mi się ją przekonać do swojej osoby.

Po dłuższej chwili czekania na nią zacząłem się zastanawiać, ile jeszcze będzie z nim gadać. Zaczynałem robić się głodny. Burgery, które zjedliśmy po drodze, już się strawiły i mój żołądek domagał się kolejnego posiłku. Postanowiłem, że pójdę do pokoju, w którym się zamknęła i delikatnie zapukam, a potem zapytam, ile jeszcze jej zejdzie na tej rozmowie. Jak na chwilę oderwie się od telefonu, to świat się nie skończy. Kiedy stałem pod drzwiami i już miałem zastukać, usłyszałem dźwięk łączenia rozmowy przez Skype. Wiedziałem, że nie powinienem tego robić, ale zacząłem podsłuchiwać i nagle dotarło do mnie, że teraz zaczyna rozmowę z kimś innym.

— Halo, halo. To ci dopiero niespodzianka. Małgorzata do mnie zadzwoniła. Myślałem, że tak pochłonęły cię skoki narciarskie, że już kompletnie zapomniałaś o swoim koledze ze starej pracy. Miło cię widzieć — usłyszałem, kiedy tylko połączenie zostało odebrane.

— Pamiętam o tobie cały czas. Trzeba się zgadać kiedyś na jakieś piwko. Rafał i Piotrek na pewno też będą za tym pomysłem.

— No, nawet ostatnio z nimi gadałem i ustaliliśmy, że po sezonie robimy imprezkę, bo podobno wcześniej nie dacie rady... tak was uganiają w tej robocie.

— No trochę pracy jest, nie zaprzeczę. Chociaż ja akurat, jak dobrze wiesz, miałam chwilę przerwy.

— Tak wiem. Cały czas szukam tego skurwysyna, który cię napadł — usłyszałem i zamurowało mnie. Przecież mówili, że go złapali. Nie miałem pojęcia, o co w tym wszystkim chodziło.

— Zacząłeś działać na własną rękę? A jak twój przełożony się o tym dowie? Oficjalnie przecież śledztwo jest zakończone.

— Dla nich może jest skończone, dla mnie oraz Rafała i Piotra nie. Zresztą domyślam się, że ty też dzwonisz w tej sprawie i może nawet naprowadzisz mnie na jakiś ślad — usłyszałem i jeszcze bardziej zacząłem wytężać słuch.

— No... w sumie, to masz rację. Kontaktuję się z tobą w tej sprawie. Chociaż chyba nie powinnam, jeszcze w jakieś kłopoty cię wpędzę.

— No dawaj, maleńka. Jakim newsem mnie zaskoczysz? — Maleńka? Facet mógłby sobie dać na wstrzymanie — pomyślałem sobie. Już go nie lubiłem.

— Przesłałabym ci zdjęcie pewnego faceta. Mógłbyś dla mnie sprawdzić, kto to jest? Co prawda nie wiem, czy był kiedykolwiek karany, ale może jakimś cudem będzie figurował w policyjnych kartotekach, chociażby za jakiś mandat.

— Jasne. Podejrzewasz go, że on mógł cię napaść?

— Powiem ci coś, ale obiecaj, że to zostanie tylko pomiędzy nami, a już na pewno nie mogą dowiedzieć się o tym Rafał i Piotr. Dobrze? Obiecujesz? — dopytywała, a ja coraz bardziej byłem świadomy tego, że nie powinienem podsłuchiwać tej rozmowy, ale ciekawość wzięła górę.

— Obiecuję.

— Podczas konkursu w Zakopanem robiłam zdjęcia i kiedy pstrykałam kolejną fotkę, zwróciłam uwagę na pewnego mężczyznę. Potem w hotelu przejrzałam zdjęcia, które wykonałam i zauważyłam, że ten typ za mną chodził. Jak tylko ja przechodziłam w inne miejsce, on robił to samo. Potem dostałam informację, że ten nożownik został złapany i odpuściłam temat, ale... 

— Ale?

— On chyba dalej za mną chodzi. Co prawda nie wiem, czy to na pewno on. Jednak mam takie przeczucie. Wczoraj wieczorem po konkursie była impreza. Na chwilę odeszłam od chłopaków i poszłam na parking do auta. Kiedy miałam już wracać i odwróciłam się od samochodu, przede mną stał zamaskowany mężczyzna i celował do mnie z broni — kiedy to usłyszałem, zrobiło mi się gorąco. To nie mogła być prawda. Przecież ona mogła zginąć.

— Gośka! Co ty gadasz!? — krzyczał facet, z którym rozmawiała. — Zrobił ci coś? Trzeba znowu załatwić ci ochronę! Wiem, że Sebastian ma już inne zlecenie, ale ja ci kogoś ogarnę.

— Nie, nie chcę żadnej ochrony i nic mi nie zrobił. Udało mi się uciec. Kiedy rozległ się potężny huk, on się wystraszył i wtedy go odepchnęłam, a potem zaczęłam biec przed siebie. Jak się potem okazało, pod klubem był wypadek samochodowy. Takie szczęście w nieszczęściu miałam. To jak? Sprawdzisz mi tego gościa ze zdjęcia? I jeszcze raz podkreślę, że nie jestem pewna, czy to on stoi za atakami na mnie.

— Wyślij mi to jak najszybciej, ale jeśli masz takie przeczucie, to na pewno masz rację. Zawsze miałaś dobrą intuicję. Tylko pozwól sobie załatwić kogoś do ochrony — próbował ją przekonać.

— Nie chcę, to i tak nic nie da. I pamiętaj, co mi obiecałeś. To zostaje pomiędzy nami. Jak się czegoś dowiesz, to wyślij mi wszystkie informacje na maila.

— Dobrze, ale...

— Nie ma żadnego "ale". Ja już muszę kończyć, bo Artur siedzi sam w salonie. Pewnie już się nudzi.

— Artur? Masz na myśli tego Artura z twojej pracy? — zaczął się dziwnie o mnie wypytywać.

— No tak, a co?

— Myślałem, że jesteś z Freitagiem. Przynajmniej tak donosiły niektóre portale plotkarskie. Nie no, spoko. W końcu ten mięśniak też ci się zawsze podobał — kiedy usłyszałem to zdanie, zamurowało mnie, ale jednocześnie uśmiechnąłem się od ucha do ucha. Czyli, jakbym się dobrze postarał, to mógłbym ją zdobyć — pomyślałem sobie.

— Coś ci się pomyliło. On mi się nie podoba. Działa mi tylko na nerwy. I dobrze czytałeś, że jestem z Freitagiem.

— Dobra, już nie drążę tematu, ale kiedyś, jak wypiłaś jednego drinka za dużo, to wymsknęło ci się o Kamińskim to i owo. A wiesz, jak to się mówi, po alkoholu człowiek jest najbardziej szczery.

— Już lepiej kończmy tę rozmowę, panie śledczy, bo błądzisz. Wysyłam ci zaraz maila z tym zdjęciem i czekam na jakąś informację zwrotną.

— Jasne, maleńka. To pa pa. Do zobaczenia, usłyszenia, przytulenia — śmiał się jej rozmówca.

— Papatki — odpowiedziała i zakończyła rozmowę. — Phi... Artur mi się podoba. Też sobie wymyślił. On jest tylko aroganckim bucem. Może i ma zajebiste ciało, ale nic poza tym — mówiła do siebie, a ja śmiałem się w duchu. Nagle usłyszałem, jak wstaje od biurka, więc czym prędzej odwróciłem się na pięcie i pospiesznie wróciłem przed telewizor. Cały czas zastanawiałem się nad tym wszystkim, co usłyszałem i zacząłem wszystko składać w całość. W sobotę mnie nie słuchała, bo wtedy pierwszy raz dotarło do niej, że jest nadal obserwowana, a w niedzielę wpadła na mnie z impetem i była przerażona, bo uciekała przed napastnikiem. Nie wiedziałem tylko, dlaczego chciała to trzymać w tajemnicy i jak jej pomóc.

Po chwili przyszła do salonu. Kiedy ją ujrzałem, przypomniałem sobie też fragment jej rozmowy z tajemniczym mężczyzną o mnie i uśmiechnąłem się od ucha do ucha.

— Co się tak szczerzysz?

— Tylko się uśmiecham. Trochę ci zeszło na tej rozmowie z Freitagiem.

— No tak, ale pogodziliśmy się — powiedziała z radością, a ja poczułem lekkie ukłucie zazdrości.

— To teraz idziemy cię pakować? Tylko szybko, bo mi już kiszki marsza zaczynają grać.

— Nie pojadę do ciebie.

— Dlaczego?

— Richard byłby wściekły, gdyby się dowiedział.

— Weź, przestań. Przecież się nie dowie. O tym będziemy wiedzieli tylko my dwoje. Co będziemy tak sami siedzieli w domach, pogadamy sobie — mówiłem i puściłem jej oczko. — Dalej, dalej, idziemy — powiedziałem i ruszyłem schodami na górę w stronę jej sypialni. Kiedy do niej dotarłem, otworzyłem szafę, po czym zacząłem wkładać do walizki różne jej swetry i spodnie.

— Nie grzeb mi w rzeczach! — mówiła ze złością, kiedy weszła do pokoju i mnie odepchnęła.

— No dobra, to ty spakuj te rzeczy, a ja zobaczę, co masz w tej komodzie i co nada się na wyjazd — powiedziałem, otwierając pierwszą z brzegu szufladę, w której akurat znajdowała się jej bielizna. — Uuuu, ale trafiłem. No no, seksi — mówiłem za śmiechem, jednocześnie wyciągając czerwone, koronkowe majtki.

— Zwariowałeś? Zostaw to! — krzyczała, wyrywając mi je z ręki. — Spadaj stąd! Sama umiem się pakować, bałwanie! — krzyczała, wyrzucając mnie z pokoju, a następnie trzasnęła drzwiami.

— Masz kwadrans — zaśmiałem się z korytarza i zszedłem na dół. 

Po kilkunastu minutach usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, więc zerwałem się, żeby pomóc jej z walizką, bo wiedziałem, że  zaraz sama zacznie ją znosić.

— Nie grzeb więcej w moich rzeczach — powiedziała zła, kiedy do niej podszedłem.

— Dobrze, słoneczko.

— I nie nazywaj mnie słoneczkiem.

                                                                                        ***

Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do mnie. Od razu zabrałem się za robienie jedzenia, natomiast Gosia z zaciekawieniem rozglądała się po moim domu. No tak, była u mnie pierwszy raz. Ja byłem u niej kilka razy, kiedy robiła domówki. Co ciekawe, kiedy ja organizowałem jakieś imprezy, ona zawsze znajdowała jakąś wymówkę, żeby się tutaj nie pojawiać. Zauważyłem, że szczególnie interesowały ją fotografie, które licznie wisiały na ścianie, a niektóre stały na meblach. Kątem oka zobaczyłem, jak bierze do ręki najnowsze zdjęcie, na którym jestem ja otoczony afgańskimi dziećmi. Zamyślona przejechała dłonią po fotografii.

— To sieroty — powiedziałem, kiedy podszedłem do niej. Słysząc, że stoję za nią, wzdrygnęła się i  szybko odłożyła zdjęcie na miejsce— Robiłem o nich reportaż.

— Naprawdę? To dlaczego go nie widziałam?  Oglądałam i czytałam różne twoje reportaże, a na ten nigdzie nie trafiłam — powiedziała, kiedy na mnie spojrzała.

— Jeszcze go nie skończyłem. Zacząłem, ale oglądając i słuchając kolejny raz ich wspomnień o rodzinach i historii o tym, jak je stracili, zawsze w połowie przerywałem. Niektóre naprawdę łamią serce — zauważyłem, że w dalszym ciągu mi się przygląda. Kiedy dotarło do niej, że wpatruje się we mnie, zmieszana spojrzała w stronę kuchni.

— Pomóc ci w czymś? — zapytała i wyminęła mnie.

— Nie, już w zasadzie skończyłem. Możemy jeść.

                                                                             ***

Wieczorem, usiedliśmy sobie w fotelach i zaczęliśmy rozmawiać. Opowiadała mi o tym, co skłoniło ją do nauki tureckiego, jak poznała Berata i jego rodzinę, a także wprowadziła mnie w ich sprawę, w której także będzie uczestniczyć. Kiedy mieliśmy przejść do jej historii, rozbrzmiał dźwięk telefonu. Spojrzała na wyświetlacz i się uśmiechnęła. Nie musiała mi mówić, kto dzwoni, sam domyśliłem się, że to Freitag. Poszła do pokoju z nim porozmawiać, natomiast ja włączyłem telewizor i przełączałem kanały w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego filmu, ale nic mi się nie spodobało. Zostawiłem na przypadkowym programie i czekałem na Gosię. Po jakimś czasie spojrzałem na zegar. Gadała z tym Niemcem już godzinę. Kiedy minęła kolejna godzina, straciłem nadzieję, że uda nam się jeszcze dzisiaj porozmawiać. Wyłączyłem telewizor i poszedłem spać.

                                                                             ***

Kiedy wstałem rano, Gosia krzątała się już w kuchni. Robiła śniadanie. Stałem w drzwiach, oparty o futrynę patrzyłem, jak robi jajecznicę, tańcząc do utworu, który akurat grano w radiu. Uśmiechnąłem się do siebie, bo pomyślałem, że taki widok chciałbym oglądać codziennie. Widok jej w moim domu. Po chwili przesunęła się z patelnią w stronę talerzy i zaczęła wykładać na nie jedzenie. Po cichu podszedłem do niej.

— Dziękuję — powiedziałem, stając za nią i zabierając jeden z talerzy. Na mój głos wzdrygnęła się.

— Długo tu stoisz? — zapytała zawstydzona, kiedy siadaliśmy do stołu.

— No, chwilkę. Fajnie się ruszasz — powiedziałem do niej i puściłem jej oczko.

— Mógłbyś się chociaż ubrać — stwierdziła, kiedy przeniosła wzrok z mojej twarzy na nagi tors.

— Bo co? Jestem u siebie — odparłem zaczepnie. — A poza tym naciesz oko, bo twój Freitag takich mięśni nie ma.

— I nie musi mieć — odburknęła. — Zawsze, jak masz gości, to chodzisz pół nagi?

— Dla ciebie, słoneczko, robię wyjątek — mówiłem z pełną buzią. Czekałem, kiedy znowu mi powie, że mam do niej nie mówić "słoneczko", ale o dziwo nie doczekałem się tego. Była pochylona nad swoim talerzem, ale zauważyłem, że kątem oka raz po raz na mnie spogląda i nawet się zarumieniła. Ciekawe, o czym sobie wtedy myślała.

                                                                               ***

Po południu Gosia zaczęła nerwowo biegać po całym domu.

— Gdzie ja położyłam ten cholerny paszport? — mówiła do siebie, kolejny raz wyrzucając wszystko z torebki na podłogę.

— Przecież tam już szukałaś. Raczej cudownie się tam nie znajdzie. Na pewno zabrałaś go z domu?

— Tak, na pewno go zabierałam. Może jest w walizce?

— Tam też już szukałaś — odpowiedziałem i sam zacząłem się denerwować, bo trzeba było już wyjeżdżać. Od tych nerwów zaschło mi w gardle. Podszedłem do lodówki, żeby wyciągnąć z niej sok, a kiedy ją otworzyłem, zacząłem się śmiać pod nosem. — Słoneczko, mogę ci zadać jedno pytanie?

— Jakie? — zapytała ze złością, ale znowu nie zostałem upomniany za zwrot "słoneczko", którym się do niej zwróciłem.

— Aż tak się rozkojarzyłaś, przebywając ze mną? — zapytałem i odwróciłem się do niej z wyciągniętym z lodówki paszportem, którym do niej pomachałem. Patrzyła na mnie, siedząc na podłodze i zaczęła się głośno śmiać. — To może ja zadzwonię po taksówkę, bo już najwyższa pora jechać na lotnisko — powiedziałem ze śmiechem i wybrałem numer.

RICHARD

W końcu zachowałem się, jak facet i zadzwoniłem do Gosi. Kiedy usłyszałem jej głos, byłem w siódmym niebie. Nie mogłem się doczekać, kiedy znowu ją zobaczę. Denerwował mnie tylko fakt, że ten Artur zaczął się koło niej kręcić. Po tym, jak widziałem, jak całuje moją dziewczynę, wiedziałem, że on też będzie się o nią starał. Bałem się, że mogę ją stracić. Nie mogłem do tego dopuścić. Za bardzo ją kochałem. Wiedziałem, że ona mnie też i miałem nadzieję, że obecna rozłąka tylko pogłębi nasz związek. Nie mogłem się doczekać, kiedy znowu wtuli się we mnie. Zawsze wtedy czułem, że jestem całym jej światem. Nadal nie mogłem sobie wybaczyć tego, że w Zakopanem tak zareagowałem, ale wczoraj wieczorem wszystko sobie wyjaśniliśmy. Rozmawialiśmy kilka godzin, a mnie i tak wydawało się to za krótko. Kiedy zakończyłem połączenie, pomyślałem, że muszę jak najszybciej porozmawiać z nią o naszej przyszłości po sezonie. Miałem nadzieję, że przystanie na moją propozycję. Przecież nie mogłem jej stracić.

LISA

— Czy ty jesteś głuchy? Mówiłam ci, że masz już zostawić ją w spokoju! Kolejny raz się skompromitowałeś — krzyczałam, kiedy Eric opowiedział mi, po co pojechał do Zakopanego.

— Chciałem naprawić swój błąd — kajał się. — Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko.

— Widziała cię?

— Nie, miałem zasłoniętą twarz. Gdyby nie ten cholerny wypadek, to zastrzeliłbym ją. Wiem, dałem ciała.

— Dobrze, że jesteś tego świadomy — przerwałam mu ze złością.

— Wybaczysz mi? — zapytał i obserwował moją reakcję.

— Tak, ale już więcej się do tego nie mieszaj. Zrozumiano?

— Oczywiście, kotku. Obiecuję, że już nie zrobię niczego za twoimi plecami — odpowiedział i przyciągnął mnie do siebie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, a następnie namiętnie pocałowaliśmy.

— A teraz uważnie mnie posłuchaj — powiedziałam, kiedy oderwałam swoje wargi od ust Erica. — W przyszłym tygodniu pojedziesz do Monachium i odbierzesz kogoś stamtąd. Pora wcielić w życie mój plan.

— Kto to będzie? — zapytał Eric.

— Osoba, która pomoże mi odzyskać moje szczęście. Ona pomoże mi zemścić się na tej dziennikarce. To, co szykuję dla tej blondyny, będzie dla niej prawdziwym ciosem — mówiłam, uśmiechając się do swoich myśli.

— Czasem mnie przerażasz, kiedy cię słucham, ale jednocześnie ta twoja zaciekłość bardzo mnie podnieca — odezwał się Eric i zaczął mnie rozbierać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro