3. PIERWSZE SPOTKANIE
Nadszedł czwartek – dzień wyjazdu. Chyba już przetrawiłam to, że zmieniono moją ścieżkę kariery. Chociaż, gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że tak potoczą się moje losy, to wyśmiałabym go. Walizki już spakowałam, mogłam ruszać w drogę. Po drodze musiałam wpaść jeszcze po Rafała. Miałam nadzieję, że będzie gotowy, bo z nim to różnie bywało. Zawsze wszystko robił na ostatnią chwilę, więc nawet nie zdziwiłabym się, jak jeszcze miałabym pomóc mu się pakować. Kiedy podjechałam pod dom przyjaciela, moim oczom ukazał się niezwykły obrazek, ponieważ brunet stał ze spakowaną walizką i czekał na mnie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek ujrzę taki obrazek.
— Cześć Rafałku, ale mnie zaskoczyłeś. Byłam pewna, że będę musiała pomóc ci w pakowaniu się — powiedziałam ze śmiechem.
— Ale zabawne — odpowiedział, wywalając jednocześnie język w moim kierunku.
— No co, taka prawda. Powiedz, kiedy ty byłeś gotowy na czas.
— Ok, niech ci będzie, punkt dla ciebie, królewno. Widzę, że humor dopisuje, więc chyba już przebolałaś tę zmianę.
— A co mi innego pozostało, jak tylko się z tym pogodzić? Mam zamiar stworzyć z wami coś więcej, niż tylko zwykłe wywiady i liczę, że mi w tym pomożecie.
— No pewnie, nie ma innej opcji. Tak szczerze mówiąc, to jak gadałem z chłopakami, to nawet cieszą się z tej zmiany.
— Naprawdę?
— A ty nie czujesz ulgi, że nie będziesz już narażać własnego zdrowia i życia dla reportażu? Myślałem, że po tym, co się ostatnio stało, ty pierwsza polecisz do prezesa z prośbą o przydzielenie innego zadania. Ja chyba bym tak zrobił na twoim miejscu.
— Zdaje się, że tak zrobiłeś kiedyś, odchodząc ze swojej starej pracy. Swoją drogą niezła zbieranina jest z naszego teamu — odpowiedziałam, uśmiechając się.
— W sumie fakt... Trzech byłych policjantów, tancerz, dwóch pracowników korporacji. Patrz, kiedyś wszyscy studiowaliśmy dziennikarstwo, potem wybraliśmy inne zawody, a i tak koniec końców trafiliśmy do redakcji. Jak to los bywa przewrotny.
— No i na dodatek nigdy nie pomyślałabym, że będę zajmowała się sportem, o którym nie mam bladego pojęcia — powiedziałam z przekąsem.
— Widocznie tak musi być. Może los znowu szykuje dla nas jakąś niespodziankę — powiedział Rafał.
Ach, ta jego wiara w przeznaczenie i to, że los każdego z nas jest gdzieś zapisany, i nic nie dzieje się bez przyczyny.
— Ja tam liczę na dobre wywiady i przy okazji dobrą zabawę. Szkoda tylko, że nie będziemy mogli w tym roku liczyć na nagrodę Grand Press.
— Oj tam i tak już wiele razy zostaliśmy docenieni za nasze reportaże... A tak w ogóle, to reszta naszej ekipy jak dotrze na miejsce? Gadałem z Markiem, ale wyleciało mi z głowy, żeby o to zapytać.
— Chyba w czwórkę pojadą jednym autem, a potem ktoś dołączy do nas. Przynajmniej takie były ostatnie ustalenia. Jeszcze trochę i w końcu dojedziemy na miejsce. Podobno będziemy zakwaterowani w tych samych hotelach co skoczkowie?
— Mhh... Tak ma być, może wyrwiesz sobie jakiegoś — zaśmiał się.
— Nie dziękuję, nie skorzystam — powiedziałam, pokazując mu język.
— Słyszałem, że Kamila ma zamiar któregoś wyrwać.
To było do przewidzenia, że tylko w tym celu tam pojedzie. Już widzę te jej kreacje. Będzie piździło, ale ona i tak pewnie wyskoczy w jakiejś miniówie. Trochę dziewczynie współczuję. Nie mieć żadnych innych aspiracji, poza szukaniem bogatego faceta — przemknęło przez moją głowę.
— Oho! Proszę bardzo. Wisła wita. Widzę, że już tłumy kibiców przybyły — odezwałam się, po chwili.
***
— I voila! Jesteśmy na miejscu. No proszę jaka synchronizacja. Reszta też właśnie dojechała. Siema, chłopaki! — krzyknęłam, machając dłonią.
— Cześć. Dotarliśmy w jednym czasie. To się nazywa zgrany team — powiedział z uśmiechem Piotrek.
— No ba! — odpowiedział Rafał, jednocześnie pomagając mi wyciągnąć walizkę z bagażnika.
— Gośka, masz jakąś seksowną kieckę na imprezkę? Mam przecieki, że takowa się odbędzie. Sprawdzone info — powiedział Marek.
— Nie pamiętam czy zabrałam, mam nadzieję, że w razie czego mi jakąś pożyczysz — odpowiedziałam uszczypliwie, na co reszta chłopaków się roześmiała. — Dobra, bierzcie walizy i wbijamy do hotelu. Hej! Zaraz! A moją kto zabierze? No chyba sobie jaja robicie, sama się ze wszystkim nie zabiorę, mam jeszcze parę rzeczy do zabrania! — krzyczałam za nimi, ale do moich uszu dobiegł tylko ich chichot. Ta ich dżentelmeńska uprzejmość.
— Może pomogę? — zapytał jakiś facet po angielsku.
— Nie dzięki, sama sobie jakoś poradzę — odpowiedziałam, nawet nie spoglądając w stronę mężczyzny oferującego mi pomoc.
— Skoro tak, trudno — powiedział i odszedł.
Oczywiście, że sama sobie poradzę. Zawsze sobie sama radziłam i to nawet w ekstremalnych warunkach, ale i tak nie wybaczę tego chłopakom i strzelę "Focha forever-na pięć minut". Hmm... będę musiała zrobić dwa kursy, bo na raz wszystkiego nie zabiorę. Trochę teraz żałuję, że spławiłam faceta oferującego pomoc — myślałam sobie.
W końcu dotarłam do pokoju. Można było się odświeżyć i odpocząć. Cudownie. Wielkie, wygodne łóżko tylko czekało, żeby się na nie rzucić. Już miałam zamiar to zrobić, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Oczywiście, to byli moi koledzy i jak zawsze przynieśli ze sobą procentowe prezenty. Uwielbiałam ich.
Czekał nas długi wieczór.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro