29. NIESPODZIANKA
RAFAŁ
Kiedy dotarłem do szpitala, otrzymałem informację, że Gosia jest operowana. Szybko pobiegłem pod blok i czekałem. Kręciłem się bez celu. Nagle otworzyły się drzwi i wybiegła pielęgniarka.
— Co z nią? Co z nią? — pytałem z przerażeniem.
— Proszę czekać. Operacja jeszcze trwa — odpowiedziała, a następnie pobiegła dalej.
Po chwili wróciła, a w dłoniach miała pojemnik, w którym znajdowały się worki z krwią. Po kilkunastu minutach sytuacja się powtórzyła. Załamany usiadłem na krześle.
— Co ja zrobiłem? Nie uchroniłem jej. To wszystko moja wina — zacząłem mówić do siebie, ciągnąc się za włosy. Usłyszałem dźwięk komórki. Dzwonił Piotrek. No tak, mieliśmy się zdzwonić wieczorem. I co miałem mu powiedzieć? Że znowu wszystko spieprzyłem? Że przeze mnie właśnie umiera? Nie odebrałem, jednak po chwili znowu zadzwonił. Musiałem wziąć to na klatę.
— No halo, halo! Co tam u was? Dzwoniłem do Gośki, ale nie odbiera. Ty też za pierwszym razem się nie odezwałeś. Tak mocno imprezujecie? — żartował.
— Nie — odpowiedziałem ze ściśniętym gardłem.
— Rafał, co jest? Pokłóciliście się?
— Nie. Piotr... — zacząłem mówić, ale głos mi się załamał.
— Stało się coś? Rafał do cholery! Co się dzieje? — zdenerwował się, kiedy milczałem dłuższą chwilę.
— Właśnie walczą o jej życie. Jest operowana. Nie wiem, co się dzieje. Pielęgniarki biegają z krwią. Nikt mi nic nie mówi. Tylko każą czekać — wyrzuciłem to z siebie.
— Co ty pieprzysz?! Na takie żarty wam się zebrało!? Jesteście pijani? Pojebało was? — krzyczał do telefonu.
— To prawda... — odpowiedziałem i zamilkłem.
— Który szpital? — zapytał. — Rafał! Który szpital!
— Bielański.
— Zaraz przyjadę — powiedział i się rozłączył.
***
Pół godziny później pojawił się nie tylko Piotr, ale też reszta naszej ekipy. Najwidoczniej zaraz po naszej rozmowie powiadomił ich.
— Już coś wiadomo? — zapytał Karol, gdy tylko do mnie podeszli.
— Nie, nic — odpowiedziałem, patrząc cały czas w podłogę. Nie miałem odwagi, spojrzeć im w twarz.
— Co się właściwie stało? — zapytał Piotr.
— Nie wiem. Włączył się alarm w jej aucie. Poszła go wyłączyć. Kiedy przez dłuższą chwilę nie wracała, poszedłem zobaczyć, gdzie jest. I wtedy zobaczyłem, jak zakrwawiona leży na ziemi — powiedziałem, skrywając twarz w dłoniach. — Dlaczego ja nie poszedłem? Dlaczego kolejny raz nie postawiłem na swoim? Znowu nawaliłem.
— Przestań. To nie twoja wina. Kto mógł się spodziewać czegoś takiego? Ona jest silna, wyjdzie z tego — pocieszał mnie Darek.
— Nawet nie wiecie, co przeżywałem, kiedy przestała oddychać. Zaczęła umierać mi na rękach, a teraz dalej walczy o życie.
— Darek ma rację. Ona z tego wyjdzie. Musimy w to wierzyć — powiedział Piotr i usiadł obok mnie. — Musimy w to wierzyć — powtórzył kolejny raz, jakby sam siebie musiał przekonywać do tych słów.
Mijała kolejna godzina, a my nadal czekaliśmy na wieści. W międzyczasie w szpitalu pojawiła się policja i wypytywała mnie o zdarzenie. Niewiele mogłem im powiedzieć, bo nic nie wiedziałem, ale wspomnieliśmy o zdarzeniu w Klingenthal i kogo podejrzewamy.
W końcu drzwi sali operacyjnej otworzyły się i wyszedł lekarz. Wszyscy zerwaliśmy się z krzeseł. Przekazał nam, że operacja się udała, jednak Gosia straciła bardzo dużo krwi. Przez kilka godzin będą utrzymywali ją w śpiączce farmakologicznej, a nad ranem zaczną ją wybudzać.
— Proszę teraz udać się do domów. Nie mogą panowie tutaj zostać całą noc — powiedział na koniec i odszedł.
— I co teraz? — zapytał Marek.
— Słyszeliście, nie możemy zostać. Pojedźmy do jej domu, a rano tu wrócimy — powiedział Piotrek. — Jeszcze jedna kwestia. Freitag wie? — zapytał mnie. Pokręciłem przecząco głową. — W takim razie nie mówimy mu nic, póki Gosia się nie obudzi.
— Myślisz, że to dobry pomysł? — zapytał Karol.
— Nie wiem, nie mam pojęcia, ale chyba tak będzie lepiej. Niech ona zdecyduje, czy powiedzieć mu prawdę. Na pewno nie chciałaby go denerwować przed turniejem.
RICHARD
Kiedy w wigilijny wieczór rozmawiałem z Gosią, musiałem bardzo się powstrzymywać, żeby nie zdradzić jej moich planów. Z jednej strony chciałem zrobić jej niespodziankę, ale z drugiej tak bardzo kusiło mnie, żeby powiedzieć, że za kilka godzin się zobaczymy. Długo rozmawiałem z trenerem, żeby wyraził zgodę na tą podróż. Kilkukrotnie zapewniałem go, że nie wpłynie ona negatywnie na moją formę.
***
W końcu po kilkugodzinnej podróży podekscytowany zaparkowałem na ulicy, przy której mieszka. Postawiłem auto trochę dalej, żeby przypadkiem nie zauważyła go przez okno. Jak niespodzianka, to niespodzianka — pomyślałem sobie.
— Hmm... kwadrans po dziewiątej, mam nadzieję, że jej nie obudzę — powiedziałem do siebie.
Kiedy zgasiłem silnik i spojrzałem w bok, zauważyłem, że po drugiej stronie drogi na chodniku, stoi grupka osób i o czymś zawzięcie dyskutuje. Co rusz dołączały do nich nowe osoby. Wysiadłem z auta i założyłem kaptur na głowę. Powoli zbliżałem się do domu Gosi i wtedy dostrzegłem, że ci wszyscy ludzie stoją naprzeciwko niego. Otworzyłem furtkę i wszedłem na teren jej posesji. Wtedy dostrzegłem policyjne taśmy, które ogradzały samochód wraz z najbliższym terenem wokół niego. Na to patrzyły osoby, które przechodziły obok.
Co to ma być? — pytałem sam siebie w myślach. Trochę się zaniepokoiłem. Stanąłem przed drzwiami jej domu i nacisnąłem dzwonek. Po krótkiej chwili drzwi się uchyliły, a w nich stanął Piotr. Wyglądał, jakby nie spał całą noc. Oczy miał mocno podkrążone.
— Eee... cześć — powiedziałem zaskoczony. Zupełnie się go nie spodziewałem.
— Richard? Co ty tu robisz? — zapytał, zdziwiony moim widokiem.
— Postanowiłem zrobić niespodziankę Gosi i przyjechałem ją odwiedzić. Jest w domu?
— Eee... — zaczął mówić i podrapał się w tył głowy. — Wejdź — zaprosił mnie do środka.
Kiedy wszedłem do salonu, zobaczyłem resztę jej kolegów. Wszyscy wyglądali podobnie jak Piotr i mieli posępne miny, a Rafał wyglądał na totalnie załamanego. Zacząłem się niepokoić.
— Cześć — powiedziałem do nich. — Co to za taśmy wokół auta w ogrodzie? — zapytałem. W tym momencie Rafał wstał i wyszedł z pomieszczenia. — Powiedziałem coś nie tak? Gdzie Gosia? — dopytywałem. Wszyscy spoglądali na siebie, jakby zastanawiali się, który ma zacząć mówić.
— Dobra, ja powiem — przemówił w końcu Piotr. — No więc... na początek może powiem, że sytuacja jest już opanowana. Już jej nic nie grozi. Wszystko idzie ku lepszemu... — mówił pokrętnie.
— Gdzie Gosia? — przerwałem mu. Dotarło do mnie, że coś się stało. I najwidoczniej to było coś poważnego.
— W szpitalu — usłyszałem głos Rafała za swoimi plecami.
— Jak to? Co się stało? — pytałem zdezorientowany. Czułem, jak zaczyna robić mi się gorąco.
— Wczoraj wieczorem ugodzono ją nożem. Przeszła operację — odpowiedział i znowu wyszedł.
Stałem, jak wryty po informacji, którą przed chwilą usłyszałem. Teraz wszystko układało się w całość. Te taśmy policyjne. Zbierający się i komentujący ludzie. Jej przyjaciele zgromadzeni razem. Usiadłem w fotelu i potarłem twarz dłońmi.
— Co z nią? — zapytałem cicho.
— Lekarz powiedział, że wszystko poszło dobrze, operacja się udała — powiedział Marek.
— Dlaczego nikt z was do mnie nie zadzwonił? Chcieliście to przede mną ukryć? — zapytałem zdenerwowany.
— Stwierdziliśmy, że poczekamy, aż się wybudzi i sama zdecyduje, czy ci powiedzieć — odezwał się Piotr, a ja patrzyłem na niego z niedowierzaniem.
— A ona powiedziałaby, żeby nic mi nie mówić i co? Jaką bajeczkę byście mi wcisnęli? — byłem już mocno wkurzony. Nie usłyszałem z ich strony żadnej odpowiedzi. — Co się dzieje z Rafałem? — zapytałem.
— Obwinia się o to wszystko. Był tutaj, kiedy to się stało — mówił Piotr. — Nie dociera do niego to, że ją uratował, gdyby nie on... Nie chcemy nawet myśleć, jakby to się skończyło.
— Możemy pojechać do niej ? Chciałbym ją zobaczyć.
— No właśnie powoli mieliśmy się zbierać. Pewnie jak dotrzemy do szpitala, to będzie już przytomna — powiedział Darek.
Po drodze dowiedziałem się, co mniej więcej wczoraj zaszło. Nadal to do mnie nie docierało. Przyjechałem, żeby ją zobaczyć, spędzić z nią czas, a stały się takie straszne rzeczy. Nie wyobrażałem sobie, co bym zrobił, gdyby... Nie, nawet nie chciałem o tym myśleć.
***
W końcu dotarliśmy pod salę intensywnej terapii. Pierwszy raz zobaczyliśmy ją przez szybę. Miała otwarte oczy i rozmawiała z lekarzem. Widać było, że jest bardzo osłabiona. Była blada, oczy miała podkrążone. Tak bardzo chciałem dotknąć jej dłoni, pogładzić ją po policzku. Chciałem, żeby wiedziała, że jestem przy niej i jej nie zostawię.
— Panowie, pojedynczo i to maksymalnie po kilka minut każdy, proszę jej za bardzo nie męczyć — powiedział lekarz, kiedy wyszedł z sali.
— Myślę, że lepiej będzie, jak my wyjdziemy się tylko z nią przywitać, a Rafał i Richard posiedzą trochę dłużej. Co wy na to? — zapytał Piotr.
— Zgoda — odpowiedzieli wszyscy.
Rafał poszedł do niej przede mną. Widać było po nim, że bardzo to wszystko przeżywa. Współczułem mu. Nawet nie wyobrażałem sobie tego, co musiało się z nim dziać. Kiedy ja do niej poszedłem, zauważyłem, że jest zaskoczona moim widokiem, ale lekko się uśmiechnęła. Pewnie nikt jej nie uprzedził, że przyjechałem.
— Richard, co ty tutaj robisz? — zapytała cicho, kiedy usiadłem przy jej łóżku i chwyciłem za dłoń.
— Taka mała niespodzianka z mojej strony — powiedziałem i uśmiechnąłem się. — Jak się czujesz?
— Dobrze. Mam nadzieję, że szybko mnie postawią na nogi i stąd wyjdę. Nie znoszę szpitali.
— No, no, no, nie szalej tak słonko, dobrze? — powiedziałem do niej i pogładziłem po policzku. — Wypoczywaj jak najwięcej.
— Niepotrzebnie przyjeżdżałeś. Powinieneś teraz skupić się na przygotowaniach do Turnieju Czterech Skoczni.
— Dziękuję, za tak ciepłe przyjęcie — powiedziałem ze śmiechem. — Gdybym nie pojawił się tutaj, to powiedziałabyś mi o tym?
— Chyba nie. Nie zrozum mnie źle, po prostu wolałabym, żebyś skupił się nad swoją karierą. Mam nadzieję, że nie wpłynie to na twoje skoki.
— Przestań tak mówić, wygrywanie zawodów nie zawsze jest najważniejsze. Teraz ty jesteś dla mnie najważniejsza i chcę, żebyś o tym wiedziała. Tak bardzo chciałbym cię teraz przytulić.
— Ja ciebie też — powiedziała, przymykając oczy.
— Nie będę cię dłużej męczyć. Odpoczywaj. Przyjdziemy jeszcze dzisiaj, ale trochę później.
— Zostań jeszcze chwilę — poprosiła i lekko ścisnęła moją dłoń.
Była taka słaba, bezbronna, a ja nie mogłem nic zrobić. Musiałem powstrzymywać łzy, które cisnęły mi się do oczu. Musiałem być dla niej silny, pokazać, że ma we mnie oparcie.
— Chłopaki dadzą ci zapasowe klucze od mojego domu. Reszta... — mówiła, a ja słyszałem, jak każde wypowiedziane słowo sprawia jej trud.
— Ciii, nic już nie mów. Dogadam z nimi wszystko. Odpoczywaj teraz. Kocham cię — powiedziałem i pocałowałem ją w czoło.
Jednak ona już nic nie odpowiedziała, bo zasnęła. Ile dałbym, żeby tak nie cierpiała.
***
Po południu znowu do niej pojechaliśmy. Była już w o wiele lepszej formie niż rano. Starała się dużo żartować i uśmiechać, ale w jej oczach było widać smutek i ból. Za wszelką cenę chciała mi pokazać, że radzi sobie z tym wszystkim.
— Dogadujesz się z nimi?
— Tak, całkiem spoko są ci twoi koledzy — odpowiedziałem ze śmiechem.
— Co cię tak bawi?
— Bo mi się przypomniało, jak pierwszy raz ich zobaczyłem. No wiesz, ich postury mogą trochę straszyć, ale Andreas jeszcze bardziej się ich bał — odpowiedziałem, na co ona się roześmiała, a po chwili złapała się za brzuch i syknęła z bólu.
— Przepraszam, nie powinienem aż tak cię rozśmieszać.
— Daj spokój. Przynajmniej z tobą mogę się pośmiać, bo od reszty ciągle słyszę tylko pouczanie — powiedziała i przewróciła oczami. — Wyobraź sobie, że chcą mi załatwić ochronę. Kompletnie ich porąbało.
— Wiem o tym i popieram ten pomysł.
— No nie! Kolejny do kolekcji.
— To dla twojego dobra, kotku. Nie chcemy, żeby to się znowu powtórzyło — pogładziłem ją po policzku, a ona posłała mi złowrogie spojrzenie, ale zaraz potem się uśmiechnęła.
— Eh... już przeciągnęli cię na swoją stronę, mogłam spodziewać się, że tak to się skończy — powiedziała i pokazała mi język.
— Uważaj, bo ci go zaraz odgryzę.
— Czekam — odpowiedziała, a ja nachyliłem się nad nią i namiętnie pocałowałem. — Tego mi brakowało — powiedziała ze śmiechem. — Do Niemiec wracasz jutro z samego rana? — zapytała.
— Kiedy tu przyjeżdżałem, taki miałem plan, ale okoliczności trochę się pozmieniały, więc rano jeszcze do ciebie wpadnę i potem będę wracać — uśmiechnąłem się.
— Proszę już dłużej nie męczyć pacjentki, musi dużo wypoczywać — usłyszałem za plecami głos pielęgniarki, która mówiła biegle po angielsku.
— Już się zbieram
— I znowu zostanę sama. Prędzej umrę tu z nudów, niż z poniesionych obrażeń — zaśmiała się.
— Ach, ten twój czarny humor. Wypoczywaj skarbie. Najlepiej prześpij się trochę. Może ci się przyśnię — puściłem jej oczko. — Do jutra — powiedziałem, po czym dałem jej buziaka.
— Pa pa — odpowiedziała i posmutniała.
Spoglądając wtedy na nią, już wszystko do siebie pasowało. Smutek na twarzy i smutek w oczach. Jedno mnie tylko zastanawiało. Nie uroniła ani jednej łzy. Nawet jej koledzy wychodzili od niej, powstrzymując łzy, a ona nic. Czyżby, aż tak bardzo chciała nam pokazać, jaka jest twarda? Tylko po co? Zdałem sobie sprawę z tego, że przede mną było jeszcze dużo wyzwań, a jednym z pierwszych miało być przekonanie Gosi, że jeśli chce, to przy mnie może płakać, a ja wtedy przytulę ją jak najmocniej, żeby pokazać, że ją wspieram i nawet w trudnych chwilach będę przy niej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro