Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. NIESPODZIANKA

RAFAŁ

Kiedy dotarłem do szpitala, otrzymałem informację, że Gosia jest operowana. Szybko pobiegłem pod blok i czekałem. Kręciłem się bez celu. Nagle otworzyły się drzwi i wybiegła pielęgniarka.

— Co z nią? Co z nią? — pytałem z przerażeniem.

— Proszę czekać. Operacja jeszcze trwa — odpowiedziała, a następnie pobiegła dalej.

Po chwili wróciła, a w dłoniach miała pojemnik, w którym znajdowały się worki z krwią. Po kilkunastu minutach sytuacja się powtórzyła. Załamany usiadłem na krześle.

— Co ja zrobiłem? Nie uchroniłem jej. To wszystko moja wina — zacząłem mówić do siebie, ciągnąc się za włosy. Usłyszałem dźwięk komórki. Dzwonił Piotrek. No tak, mieliśmy się zdzwonić wieczorem. I co miałem mu powiedzieć? Że znowu wszystko spieprzyłem? Że przeze mnie właśnie umiera? Nie odebrałem, jednak po chwili znowu zadzwonił. Musiałem wziąć to na klatę.

— No halo, halo! Co tam u was? Dzwoniłem do Gośki, ale nie odbiera. Ty też za pierwszym razem się nie odezwałeś. Tak mocno imprezujecie? — żartował.

— Nie — odpowiedziałem ze ściśniętym gardłem.

— Rafał, co jest? Pokłóciliście się?

— Nie. Piotr... — zacząłem mówić, ale głos mi się załamał.

— Stało się coś? Rafał do cholery! Co się dzieje? — zdenerwował się, kiedy milczałem dłuższą chwilę.

— Właśnie walczą o jej życie. Jest operowana. Nie wiem, co się dzieje. Pielęgniarki biegają z krwią. Nikt mi nic nie mówi. Tylko każą czekać — wyrzuciłem to z siebie.

— Co ty pieprzysz?! Na takie żarty wam się zebrało!? Jesteście pijani? Pojebało was? — krzyczał do telefonu.

— To prawda... — odpowiedziałem i zamilkłem.

— Który szpital? — zapytał. — Rafał! Który szpital!

— Bielański.

— Zaraz przyjadę — powiedział i się rozłączył.

                                                                               ***

Pół godziny później pojawił się nie tylko Piotr, ale też reszta naszej ekipy. Najwidoczniej zaraz po naszej rozmowie powiadomił ich.

— Już coś wiadomo? — zapytał Karol, gdy tylko do mnie podeszli.

— Nie, nic — odpowiedziałem, patrząc cały czas w podłogę. Nie miałem odwagi, spojrzeć im w twarz.

— Co się właściwie stało? — zapytał Piotr.

— Nie wiem. Włączył się alarm w jej aucie. Poszła go wyłączyć. Kiedy przez dłuższą chwilę nie wracała, poszedłem zobaczyć, gdzie jest. I wtedy zobaczyłem, jak zakrwawiona leży na ziemi — powiedziałem, skrywając twarz w dłoniach. — Dlaczego ja nie poszedłem? Dlaczego kolejny raz nie postawiłem na swoim? Znowu nawaliłem.

— Przestań. To nie twoja wina. Kto mógł się spodziewać czegoś takiego? Ona jest silna, wyjdzie z tego — pocieszał mnie Darek.

— Nawet nie wiecie, co przeżywałem, kiedy przestała oddychać. Zaczęła umierać mi na rękach, a teraz dalej walczy o życie.

— Darek ma rację. Ona z tego wyjdzie. Musimy w to wierzyć — powiedział Piotr i usiadł obok mnie. — Musimy w to wierzyć — powtórzył kolejny raz, jakby sam siebie musiał przekonywać do tych słów.

Mijała kolejna godzina, a my nadal czekaliśmy na wieści. W międzyczasie w szpitalu pojawiła się policja i wypytywała mnie o zdarzenie. Niewiele mogłem im powiedzieć, bo nic nie wiedziałem, ale wspomnieliśmy o zdarzeniu w Klingenthal i kogo podejrzewamy.

W końcu drzwi sali operacyjnej otworzyły się i wyszedł lekarz. Wszyscy zerwaliśmy się z krzeseł. Przekazał nam, że operacja się udała, jednak Gosia straciła bardzo dużo krwi. Przez kilka godzin będą utrzymywali ją w śpiączce farmakologicznej, a nad ranem zaczną ją wybudzać.

— Proszę teraz udać się do domów. Nie mogą panowie tutaj zostać całą noc — powiedział na koniec i odszedł.

— I co teraz? — zapytał Marek.

— Słyszeliście, nie możemy zostać. Pojedźmy do jej domu, a rano tu wrócimy — powiedział Piotrek. — Jeszcze jedna kwestia. Freitag wie? — zapytał mnie. Pokręciłem przecząco głową. — W takim razie nie mówimy mu nic, póki Gosia się nie obudzi.

— Myślisz, że to dobry pomysł? — zapytał Karol.

— Nie wiem, nie mam pojęcia, ale chyba tak będzie lepiej. Niech ona zdecyduje, czy powiedzieć mu prawdę. Na pewno nie chciałaby go denerwować przed turniejem.

RICHARD

Kiedy w wigilijny wieczór rozmawiałem z Gosią, musiałem bardzo się powstrzymywać, żeby nie zdradzić jej moich planów. Z jednej strony chciałem zrobić jej niespodziankę, ale z drugiej tak bardzo kusiło mnie, żeby powiedzieć, że za kilka godzin się zobaczymy. Długo rozmawiałem z trenerem, żeby wyraził zgodę na tą podróż. Kilkukrotnie zapewniałem go, że nie wpłynie ona negatywnie na moją formę.

                                                                                ***

W końcu po kilkugodzinnej podróży podekscytowany zaparkowałem na ulicy, przy której mieszka. Postawiłem auto trochę dalej, żeby przypadkiem nie zauważyła go przez okno. Jak niespodzianka, to niespodzianka — pomyślałem sobie.

— Hmm... kwadrans po dziewiątej, mam nadzieję, że jej nie obudzę — powiedziałem do siebie.

Kiedy zgasiłem silnik i spojrzałem w bok, zauważyłem, że po drugiej stronie drogi na chodniku, stoi grupka osób i o czymś zawzięcie dyskutuje. Co rusz dołączały do nich nowe osoby. Wysiadłem z auta i założyłem kaptur na głowę. Powoli zbliżałem się do domu Gosi i wtedy dostrzegłem, że ci wszyscy ludzie stoją naprzeciwko niego. Otworzyłem furtkę i wszedłem na teren jej posesji. Wtedy dostrzegłem policyjne taśmy, które ogradzały samochód wraz z najbliższym terenem wokół niego. Na to patrzyły osoby, które przechodziły obok.

Co to ma być? — pytałem sam siebie w myślach. Trochę się zaniepokoiłem. Stanąłem przed drzwiami jej domu i nacisnąłem dzwonek. Po krótkiej chwili drzwi się uchyliły, a w nich stanął Piotr. Wyglądał, jakby nie spał całą noc. Oczy miał mocno podkrążone.

— Eee... cześć — powiedziałem zaskoczony. Zupełnie się go nie spodziewałem.

— Richard? Co ty tu robisz? — zapytał, zdziwiony moim widokiem.

— Postanowiłem zrobić niespodziankę Gosi i przyjechałem ją odwiedzić. Jest w domu?

— Eee... — zaczął mówić i podrapał się w tył głowy. — Wejdź — zaprosił mnie do środka.

Kiedy wszedłem do salonu, zobaczyłem resztę jej kolegów. Wszyscy wyglądali podobnie jak Piotr i mieli posępne miny, a Rafał wyglądał na totalnie załamanego. Zacząłem się niepokoić.

— Cześć — powiedziałem do nich. — Co to za taśmy wokół auta w ogrodzie? — zapytałem. W tym momencie Rafał wstał i wyszedł z pomieszczenia. — Powiedziałem coś nie tak? Gdzie Gosia? — dopytywałem. Wszyscy spoglądali na siebie, jakby zastanawiali się, który ma zacząć mówić.

— Dobra, ja powiem — przemówił w końcu Piotr. — No więc... na początek może powiem, że sytuacja jest już opanowana. Już jej nic nie grozi. Wszystko idzie ku lepszemu... — mówił pokrętnie.

— Gdzie Gosia? — przerwałem mu. Dotarło do mnie, że coś się stało. I najwidoczniej to było coś poważnego.

— W szpitalu — usłyszałem głos Rafała za swoimi plecami.

— Jak to? Co się stało? — pytałem zdezorientowany. Czułem, jak zaczyna robić mi się gorąco.

— Wczoraj wieczorem ugodzono ją nożem. Przeszła operację — odpowiedział i znowu wyszedł. 

Stałem, jak wryty po informacji, którą przed chwilą usłyszałem. Teraz wszystko układało się w całość. Te taśmy policyjne. Zbierający się i komentujący ludzie. Jej przyjaciele zgromadzeni razem. Usiadłem w fotelu i potarłem twarz dłońmi.

— Co z nią? — zapytałem cicho.

— Lekarz powiedział, że wszystko poszło dobrze, operacja się udała — powiedział Marek.

— Dlaczego nikt z was do mnie nie zadzwonił? Chcieliście to przede mną ukryć? — zapytałem zdenerwowany.

— Stwierdziliśmy, że poczekamy, aż się wybudzi i sama zdecyduje, czy ci powiedzieć — odezwał się Piotr, a ja patrzyłem na niego z niedowierzaniem.

— A ona powiedziałaby, żeby nic mi nie mówić i co? Jaką bajeczkę byście mi wcisnęli? — byłem już mocno wkurzony. Nie usłyszałem z ich strony żadnej odpowiedzi. — Co się dzieje z Rafałem? — zapytałem.

— Obwinia się o to wszystko. Był tutaj, kiedy to się stało — mówił Piotr. — Nie dociera do niego to, że ją uratował, gdyby nie on... Nie chcemy nawet myśleć, jakby to się skończyło.

— Możemy pojechać do niej ? Chciałbym ją zobaczyć.

— No właśnie powoli mieliśmy się zbierać. Pewnie jak dotrzemy do szpitala, to będzie już przytomna — powiedział Darek.

Po drodze dowiedziałem się, co mniej więcej wczoraj zaszło. Nadal to do mnie nie docierało. Przyjechałem, żeby ją zobaczyć, spędzić z nią czas, a stały się takie straszne rzeczy. Nie wyobrażałem sobie, co bym zrobił, gdyby... Nie, nawet nie chciałem o tym myśleć.

                                                                                  ***

W końcu dotarliśmy pod salę intensywnej terapii. Pierwszy raz zobaczyliśmy ją przez szybę. Miała otwarte oczy i rozmawiała z lekarzem. Widać było, że jest bardzo osłabiona. Była blada, oczy miała podkrążone. Tak bardzo chciałem dotknąć jej dłoni, pogładzić ją po policzku. Chciałem, żeby wiedziała, że jestem przy niej i jej nie zostawię.

— Panowie, pojedynczo i to maksymalnie po kilka minut każdy, proszę jej za bardzo nie męczyć — powiedział lekarz, kiedy wyszedł z sali.

— Myślę, że lepiej będzie, jak my wyjdziemy się tylko z nią przywitać, a Rafał i Richard posiedzą trochę dłużej. Co wy na to? — zapytał Piotr.

— Zgoda — odpowiedzieli wszyscy.

Rafał poszedł do niej przede mną. Widać było po nim, że bardzo to wszystko przeżywa. Współczułem mu. Nawet nie wyobrażałem sobie tego, co musiało się z nim dziać. Kiedy ja do niej poszedłem, zauważyłem, że jest zaskoczona moim widokiem, ale lekko się uśmiechnęła. Pewnie nikt jej nie uprzedził, że przyjechałem.

— Richard, co ty tutaj robisz? — zapytała cicho, kiedy usiadłem przy jej łóżku i chwyciłem za dłoń.

— Taka mała niespodzianka z mojej strony — powiedziałem i uśmiechnąłem się. — Jak się czujesz?

— Dobrze. Mam nadzieję, że szybko mnie postawią na nogi i stąd wyjdę. Nie znoszę szpitali.

— No, no, no, nie szalej tak słonko, dobrze? — powiedziałem do niej i pogładziłem po policzku. — Wypoczywaj jak najwięcej.

— Niepotrzebnie przyjeżdżałeś. Powinieneś teraz skupić się na przygotowaniach do Turnieju Czterech Skoczni.

— Dziękuję, za tak ciepłe przyjęcie — powiedziałem ze śmiechem. — Gdybym nie pojawił się tutaj, to powiedziałabyś mi o tym?

— Chyba nie. Nie zrozum mnie źle, po prostu wolałabym, żebyś skupił się nad swoją karierą. Mam nadzieję, że nie wpłynie to na twoje skoki.

— Przestań tak mówić, wygrywanie zawodów nie zawsze jest najważniejsze. Teraz ty jesteś dla mnie najważniejsza i chcę, żebyś o tym wiedziała. Tak bardzo chciałbym cię teraz przytulić.

— Ja ciebie też — powiedziała, przymykając oczy.

— Nie będę cię dłużej męczyć. Odpoczywaj. Przyjdziemy jeszcze dzisiaj, ale trochę później.

— Zostań jeszcze chwilę — poprosiła i lekko ścisnęła moją dłoń. 

Była taka słaba, bezbronna, a ja nie mogłem nic zrobić. Musiałem powstrzymywać łzy, które cisnęły mi się do oczu. Musiałem być dla niej silny, pokazać, że ma we mnie oparcie. 

— Chłopaki dadzą ci zapasowe klucze od mojego domu. Reszta... — mówiła, a ja słyszałem, jak każde wypowiedziane słowo sprawia jej trud.

— Ciii, nic już nie mów. Dogadam z nimi wszystko. Odpoczywaj teraz. Kocham cię — powiedziałem i pocałowałem ją w czoło.

Jednak ona już nic nie odpowiedziała, bo zasnęła. Ile dałbym, żeby tak nie cierpiała.

                                                                                     ***

Po południu znowu do niej pojechaliśmy. Była już w o wiele lepszej formie niż rano. Starała się dużo żartować i uśmiechać, ale w jej oczach było widać smutek i ból. Za wszelką cenę chciała mi pokazać, że radzi sobie z tym wszystkim.

 Dogadujesz się z nimi?

— Tak, całkiem spoko są ci twoi koledzy — odpowiedziałem ze śmiechem.

— Co cię tak bawi?

— Bo mi się przypomniało, jak pierwszy raz ich zobaczyłem. No wiesz, ich postury mogą trochę straszyć, ale Andreas jeszcze bardziej się ich bał — odpowiedziałem, na co ona się roześmiała, a po chwili złapała się za brzuch i syknęła z bólu.

— Przepraszam, nie powinienem aż tak cię rozśmieszać.

— Daj spokój. Przynajmniej z tobą mogę się pośmiać, bo od reszty ciągle słyszę tylko pouczanie — powiedziała i przewróciła oczami. — Wyobraź sobie, że chcą mi załatwić ochronę. Kompletnie ich porąbało.

— Wiem o tym i popieram ten pomysł.

— No nie! Kolejny do kolekcji.

— To dla twojego dobra, kotku. Nie chcemy, żeby to się znowu powtórzyło — pogładziłem ją po policzku, a ona posłała mi złowrogie spojrzenie, ale zaraz potem się uśmiechnęła.

— Eh... już przeciągnęli cię na swoją stronę, mogłam spodziewać się, że tak to się skończy — powiedziała i pokazała mi język.

— Uważaj, bo ci go zaraz odgryzę.

— Czekam — odpowiedziała, a ja nachyliłem się nad nią i namiętnie pocałowałem. — Tego mi brakowało — powiedziała ze śmiechem. — Do Niemiec wracasz jutro z samego rana? — zapytała.

— Kiedy tu przyjeżdżałem, taki miałem plan, ale okoliczności trochę się pozmieniały, więc rano jeszcze do ciebie wpadnę i potem będę wracać — uśmiechnąłem się.

— Proszę już dłużej nie męczyć pacjentki, musi dużo wypoczywać — usłyszałem za plecami głos pielęgniarki, która mówiła biegle po angielsku.

— Już się zbieram

— I znowu zostanę sama. Prędzej umrę tu z nudów, niż z poniesionych obrażeń — zaśmiała się.

— Ach, ten twój czarny humor. Wypoczywaj skarbie. Najlepiej prześpij się trochę. Może ci się przyśnię — puściłem jej oczko. — Do jutra — powiedziałem, po czym dałem jej buziaka.

— Pa pa — odpowiedziała i posmutniała.

Spoglądając wtedy na nią, już wszystko do siebie pasowało. Smutek na twarzy i smutek w oczach. Jedno mnie tylko zastanawiało. Nie uroniła ani jednej łzy. Nawet jej koledzy wychodzili od niej, powstrzymując łzy, a ona nic. Czyżby, aż tak bardzo chciała nam pokazać, jaka jest twarda? Tylko po co? Zdałem sobie sprawę z tego, że przede mną było jeszcze dużo wyzwań, a jednym z pierwszych miało być przekonanie Gosi, że jeśli chce, to przy mnie może płakać, a ja wtedy przytulę ją jak najmocniej, żeby pokazać, że ją wspieram i nawet w trudnych chwilach będę przy niej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro