Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. PRZESZŁOŚĆ WRÓCIŁA

-— Dobra, chyba nic tu po nas. Zwijajmy się  powiedział Karol.

— Zaczekajmy jeszcze chwilę  odpowiedziałam.

 Gośka, przecież nikt tu z nami nie chce gadać. Pojedźmy dalej. Może gdzie indziej się uda — zaproponował Rafał.

— Chwila... tam wyszła jakaś grupa ludzi. Pójdę zapytać, czy zgodzą się porozmawiać  nie poddawałam się. Koniecznie chciałam nagrać reportaż w tej wiosce, którą terroryzowali talibowie.

 Tutaj wszyscy boją się mówić, ale jak chcesz. Zaczekaj, pójdę z tobą  powiedział Rafał.

 Nie, pójdę sama. Tam są tylko kobiety, może obdarzą mnie większym zaufaniem, kiedy sama podejdę.

— Zwariowałaś? Nie puszczę cię samej  nie dawał za wygraną Rafał.

— Powiedziałam, że idę sama. Koniec i kropka. Nie zapominaj, że to ja jestem szefem naszej grupy  upomniałam kolegę. Tak naprawdę nie cierpiałam wypominać kto, jakie ma stanowisko, ale nie pozostawiał mi wyboru.

 Proszę bardzo, szerokiej drogi  powiedział obrażony.

Do przejścia miałam jakieś 200 metrów. Nigdy nie podjeżdżaliśmy bezpośrednio, żeby nie niepokoić mieszkańców. Nawet w stosunku do dziennikarzy byli nieufni. Chodzenie w upale mając na nogach wojskowe trapery i kamizelkę kuloodporną nie należało do najprzyjemniejszych. Na dodatek trzeba było mieć oczy dookoła głowy.

Trochę zdziwiło mnie to, że pomimo tego, iż byłam coraz bliżej moich potencjalnych rozmówczyń, one nie okazywały strachu. Żadna z nich nie cofnęła się ani nie odeszła. Na początku wydawało mi się to podejrzane, ale może jednak chcą w końcu przerwać milczenie. Kątem oka obserwowałam bramę, znajdującego się nieopodal domostwa. Zauważyłam, że jedna z kobiet, co chwilę kieruje na nią wzrok. Zatrzymałam się. Zwątpiłam, czy iść dalej, czy jednak nie zawrócić. Pomyślałam, że trzeba było jednak pozwolić iść ze mną Rafałowi. Trudno za późno. Ale przecież nie było za późno na odwrót. Kiedy postanowiłam, że jednak zawrócę, otworzyła się brama obserwowanego wcześniej przez mnie domostwa. Wyskoczyło z niej dwóch ludzi. Już wiedziałam, że to była pułapka. Odwróciłam się i zaczęłam biec przed siebie. Moi koledzy, czym prędzej wsiedli do aut, którymi tu przyjechaliśmy i ruszyli w moim kierunku. Nagle usłyszałam za sobą huk i poczułam przeogromny ból, który zwalił mnie z nóg. Zostałam postrzelona, wyczułam dłonią krew. W tym momencie podjechało jakieś auto i wciągnięto mnie do środka. To był ostatni moment, który zapamiętałam. Straciłam przytomność.

 Mów kim jesteś i czego szukałaś w tej wiosce! — usłyszałam, kiedy się ocknęłam.

Nie czułam gruntu pod stopami. Wisiałam przywiązana za nadgarstki. Ból nogi był przeogromny, ale już nie krwawiła. Wiedziałam, że będą chcieli wyciągnąć ze mnie jak najwięcej informacji, prawdopodobnie także wojskowych, ponieważ stacjonowaliśmy w jednej z polskich baz. W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli i wspomnień z mojego życia. To był ostatni moment na przypomnienie ich sobie.

Potem była już tylko śmierć.

 Pytam jeszcze raz, kim jesteś i czego szukałaś w tej wiosce!?

Nie odpowiedziałam, milczałam. Oprawca wziął do ręki metalowy pręt i uderzył mnie nim z całej siły. Był ból, trzask łamanego żebra i mój głośny krzyk.

Zerwałam się ze snu z krzykiem, miałam nadzieję, że nie było tego słychać. Przetarłam spocone czoło, moje serce biło jak oszalałe. Chciałam wstać z łóżka, ale nogi miałam jak z waty. Gośka uspokój się, to tylko sen... albo aż sen. Od dawna te wspomnienia do mnie nie wracały. Czy to informacja o wypadku Pawła sprawiła, że przeszłość postanowiła dać o sobie znać? Spojrzałam na zegarek, dochodziła trzecia w nocy. Kiedy już trochę się uspokoiłam, poszłam do łazienki przemyć twarz i wróciłam do łóżka. Próbowałam zasnąć, ale nie mogłam. Powróciły złe wspomnienia, które zaprzątały mój umysł.

Noc miałam z głowy.

Do rana nie zmrużyłam już oka. Kiedy przyszła pora, żeby wstać, z przerażeniem zobaczyłam w lustrze, jak wyglądam. No cóż, tego żaden makijaż nie zakryje. Moja cera była blada, a pod oczami wielkie sińce, wyglądałam jak zombie. W głowie już słyszałam te komentarze przy śniadaniu.

Schodząc do hotelowej restauracji, już z daleka słyszałam gwar. Już wszyscy tam siedzieli. Oczywiście, jak to ja, kiedy bywam niewyspana, wchodząc przez drzwi, zahaczyłam barkiem o futrynę. Cholera, jak boli. Ehh... nie ma to, jak mocne wejście w momencie, kiedy chce się być niewidzialnym. Oczywiście wszyscy na mnie spojrzeli.

— Spokojnie malutka, nie zjemy ci wszystkiego. Dla ciebie też na pewno coś zostanie — odezwał się ze śmiechem Peter.

Mnie jakoś do śmiechu nie było. Spojrzałam na niego groźnym wzrokiem.

— Uuuu, ktoś tu się chyba nie wyspał. Nie wyglądasz za dobrze — zauważył Schlierenzauer.

— Dzięki, to są słowa, które każda kobieta chce usłyszeć od rana — odpowiedziałam naburmuszona, siadając przy naszym stole.

Chwyciłam dzbanek i nalałam sobie wody do szklanki, po czym wypiłam wszystko duszkiem i znowu napełniłam wodą. Kiedy miałam wypić kolejną szklankę, zauważyłam, że patrzą się na mnie moi koledzy.

— No co? Pić mi się chce — odpowiedziałam i opróżniłam naczynie.

— Co się stało? Nie wyglądasz najlepiej — powiedział Karol.

— Po prostu się nie wyspałam.

— Dlaczego? Przecież z Pawłem jest już dobrze. Chyba nie spędziłaś całej nocy na rozmyślaniu o sytuacji z Niemcem? — zapytał Rafał.

— Nie — odpowiedziałam zdawkowo. — Od czego zaczynamy dzisiaj pracę? — próbowałam zmienić temat.

— Od twojej odpowiedzi, na moje pytanie — nie dawał za wygraną Karol.

— Nie odpuścicie?

— Nie! — wykrzyknęli razem, przez co wszyscy na nas spojrzeli.

— Możecie być ciszej? — upomniałam ich. — Miałam zły sen i nie mogłam spać, zadowoleni?

— Nie bardzo. Co rozumiesz przez zły sen? Chyba nie powiesz, że znowu wróciły wspomnienia z porwania w Afganistanie? — zapytał Rafał.

— Brawo Sherlocku, a teraz pozwólcie, że coś zjem. W spokoju. Bez zbędnych pytań i komentarzy. Dobrze?

— Powinienem był wtedy z tobą pójść...

— Bo mnie zaraz cholera weźmie! — wykrzyknęłam i wstałam od stołu, żeby sobie pójść, ale Rafał złapał mnie za rękę.

— Siadaj i jedz! Już nie ma tematu — zapewnił mnie.

— Nie kłóćcie się, wszyscy na was patrzą — zauważył Piotrek.

Dalsza część śniadania odbyła się w kompletnej ciszy. Po krótkim czasie moi współtowarzysze zaczęli wstawać od stołu.

— Zbieracie się już? — zapytałam.

— Tak, w końcu byliśmy tutaj trochę wcześniej niż ty — zauważył z uśmiechem Darek.

— Za pół godziny zebranie w moim pokoju.

— Tak jest, szefowo — odpowiedział obrażony Rafał.

Musiałam przyznać, że dzień zaczął się świetnie.

RAFAŁ

— Co cię ugryzło? — zapytał Piotr, kiedy wracaliśmy do pokoju.

— Po prostu wkurzam się, że trzeba z niej wyciągać informacje, jak coś się dzieje, a mieliśmy sobie wszystko otwarcie mówić.

— Przecież wiesz, że niełatwo jej mówić o tym. Zresztą nie dziwię się jej, przeżyła piekło.

— Tak wiem i w dalszym ciągu czuje się winny, że doszło do tej sytuacji. Powinienem wtedy postawić na swoim i iść razem z nią.

— Wszyscy czujemy się winni, ale czasu nie cofniemy. Teraz możemy ją tylko wspierać.

— Jasne.

— Nasze piętro, a ty nie wysiadasz?

— Pojadę jedno wyżej i pójdę do Gośki. Muszę ją przeprosić.

— Powodzenia.

RICHARD

Kiedy położyłem się do łóżka, długo nie mogłem zasnąć. Ciągle rozmyślałem o tym, jak potraktowałem Gosię. Jednak jej uśmiech do mnie, kiedy wchodzili do hotelu, dawał mi nadzieję, że uda nam się jeszcze spokojnie porozmawiać. Bardzo zależało mi na tym, aby bliżej ją poznać. Nie wiedziałem dlaczego, ale ciągle miałem ją przed oczami i pamiętałem moment, kiedy ujrzałem ją po raz pierwszy. Miałem nadzieję, że uda nam się zacząć wszystko od nowa.

— Chłopaki! Śniadanie! — usłyszałem krzyki za drzwiami, po czym do pokoju weszli Markus i Karl.

— No dalej Richi, bo przegapisz spotkanko ze swoją wczorajszą zgubą — powiedział Eisenbichler.

— Ale zabawne, nie musisz mi przypominać, że wczoraj zachowałem się jak dupek.

— Sorry, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało — pokajał się mój kolega.

- Ok, nie ma tematu. A teraz w tył zwrot i wychodzimy.

                                                                           ***

— No proszę, już wszyscy są, tylko my jak zawsze spóźnieni — zauważył Karl.

— Zobaczcie, wśród dziennikarzy nie ma blondyny. Ej Richi, może czeka w pokoju, aż obudzisz ją buziakiem — powiedział ze śmiechem Wellinger.

— Ty to masz nierówno pod sufitem — odpowiedziałem, jednocześnie szturchając go w bok. 

W tym momencie usłyszeliśmy trzask i zobaczyliśmy, że do środka wchodzi Gosia. Pocierała dłonią bark, w który przed chwilą się uderzyła. Jej wejście postanowili skomentować Prevc ze Schlierenzauerem.

— Spokojnie malutka, nie zjemy ci wszystkiego. Dla ciebie też na pewno coś zostanie — odezwał się ze śmiechem Peter, na co ona spojrzała na niego groźnie.

— Uuuu, ktoś tu się chyba nie wyspał. Nie wyglądasz za dobrze — zauważył Schlierenzauer.

— Dzięki, to są słowa, które każda kobieta chce usłyszeć od rana — odpowiedziała i podeszła do stolika, przy którym siedzieli jej koledzy.

Jednak Gregor miał rację, nie wyglądała zbyt dobrze. Chyba miała bezsenną noc. Czyżby przeze mnie? Tak bardzo przeżywała całą tę sytuację?

— Richard, jak już masz zamiar się tak na nią patrzeć, to rób to może trochę dyskretniej — wyrwał mnie z zamyślenia Markus.

— Co? Wcale na nią nie patrzę — skłamałem.

— Nie? To na kogo? Na tego mięśniaka? — dogryzał Andreas. — Ty, ale ona musi mieć kaca, pije jedną szklankę wody za drugą — zaczął się śmiać.

— Chyba się kłócą — przerwałem mu.

Zauważyłem, że wszyscy patrzą na nich. Nie rozumieliśmy, co mówią, ale najwyraźniej coś ich poróżniło. W pewnym momencie Gosia wstała, ale zatrzymał ją Rafał. Było widać, że są zdenerwowani. Od tego momentu przy ich stole zapanowała cisza. Byłem ciekawy, o co poszło.

Kiedy śniadanie dobiegało końca Gosia została na chwilę sama. Zastanawiałem się, czy podejść do niej, ale nie byłem pewny, czy będzie chciała teraz ze mną rozmawiać. Po chwili wstała i skierowała się do wyjścia. Dobra Richard, nie ma na co czekać. Idź za nią i porozmawiaj — mówiłem do siebie w myślach. Udało mi się dogonić ją przy windzie.

— Cześć.

— Cześć — odpowiedziała z uśmiechem. Chyba nie była na mnie za bardzo zła.

— Chciałem cię bardzo przeprosić za wczorajszą sytuację. Zachowałem się jak kompletny dupek. Nie wiem, co mi odbiło. Naraziłem cię na niebezpieczeństwo, zostawiając samą.

— Nie ma o czym mówić. Nie jestem bez winy, moje zachowanie chyba każdego wyprowadziłoby z równowagi. Nie mam do ciebie pretensji.

— Chyba nie chcesz, ot tak mi wybaczyć?

— A co? Liczysz na jakąś naganę? Hmm... jaka kara byłaby najodpowiedniejsza dla Richarda Freitaga za jego wczorajszy występek? — mówiła ze śmiechem.

— Ty sobie z tego żartujesz, a ja naprawdę czuję się podle.

— No dobra, to jak mam być szczera, to przez moment miałam ochotę ci wygarnąć za to, że nawet nie obejrzałeś się, żeby upewnić się, że za tobą idę.

— Wiem, kretyn ze mnie i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Jeszcze raz bardzo cię przepraszam. Myślisz, że możemy zacząć jeszcze raz?

— Pewnie. Po konkursie zapraszam cię na coś mocniejszego.

— No co dokładnie? — dopytywałem.

— Herbatkę z dwóch torebek — odpowiedziała ze śmiechem. 

Chciałem jej powiedzieć, żeby zawsze tak się uśmiechała, bo wygląda wtedy pięknie, ale jakoś zabrakło mi odwagi. Kiedy dochodziliśmy do pokoju, dostrzegłem, że pod drzwiami czekał na nią Rafał. Widziałem, że Gosi trochę zrzedła mina na jego widok.

— Jak nie chcesz z nim gadać, to zawsze możesz powiedzieć, że teraz ja zajmuję twój czas — uśmiechnąłem się do niej.

— Dzięki za propozycję, ale i tak muszę sobie z nim wyjaśnić kilka spraw.

— Jak wolisz.

— Ty i ja mamy sobie jeszcze do pogadania o wczorajszej sytuacji — odezwał się do mnie jej kolega.

— Rafał! — Gosia skarciła go wzrokiem.

— Nie, on ma rację — odpowiedziałem, patrząc na rywala. Jego zachowanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że on coś do niej czuje i nie odpuści tak łatwo.

Kiedy otworzyła drzwi, brunet wszedł do jej pokoju. Ona odwróciła się jeszcze w moim kierunku i uśmiechnęła, po czym zamknęły się za nią drzwi. Chyba byłem o nią zazdrosny. O matko! Ja na pewno byłem o nią zazdrosny, bo aż mnie rozwalało wewnętrznie, kiedy widziałem go przy niej.

GOSIA

— Przecież zebranie miało być za pół godziny — powiedziałam do Rafała.

— Już przebaczyłaś temu Niemcowi? Tak szybko? Powinien się przed tobą płaszczyć, a ty gadasz z nim, jakby nic się nie wydarzyło — odpowiedział w złości.

— Przyszedłeś kontynuować kłótnię? Co to w ogóle miało znaczyć „Ty i ja mamy sobie do pogadania o wczorajszej sytuacji"? Nie przypominam sobie, żebym zatrudniała cię w roli mojego bodyguarda — byłam coraz bardziej wkurzona na niego.

— Przepraszam — powiedział, siadając na łóżku i chowając twarz w dłoniach.

Nie wierzyłam w to, co właśnie widziałam i słyszałam. On po prostu zaczął płakać.

— Co się dzieje? — zapytałam zmartwiona.

— Nawet nie wiesz, jakie mam wyrzuty sumienia od dnia, kiedy cię porwano.

— Rafał... — chciałam mu przerwać.

— Nie, pozwól, że dokończę. Do dzisiaj sobie wyrzucam to, że cię wtedy posłuchałem. Tak, wiem, jesteś szefową naszego zespołu, ale nie powinnaś iść sama. Umierałem wewnętrznie każdego dnia, kiedy wracano z poszukiwań bez ciebie, a kiedy w końcu cię znaleziono... kiedy cię znaleziono i zobaczyłem w szpitalu, w jakim jesteś stanie, to przyrzekłem sobie, że nie pozwolę, żeby ktokolwiek kiedyś cię skrzywdził. Ty starasz się nam pokazać, że już jest wszystko dobrze, ale tak naprawdę nadal to przeżywasz i to widać właśnie po takich nocach, jak ta, kiedy nie możesz spać, a ja nie wiem, jak ci pomóc.

— Muszę sama sobie z tym poradzić. Proszę, nie zadręczaj się, bo mam wyrzuty sumienia. Czas leczy rany i wierzę, że nadejdzie moment, kiedy nie będę już o tym śniła. A teraz weź się ogarnij, bo zaraz reszta ekipy tu wleci i będą się zastanawiali, co ci zrobiłam — powiedziałam ze śmiechem i przytuliłam go. Chciałam rozładować jakoś sytuację. Nie wiedziałam, że on nadal tak bardzo to wszystko przeżywa.

— Przepraszam, że tak się rozkleiłem.

— Dobrze, że wyrzuciłeś to z siebie.

— Myślisz, że to nie zepsuje naszej relacji?

— Zwariowałeś? Pewnie, że nie! Gdzie ja znajdę drugiego takiego czubka, jak ty? — roześmiałam się.

— Tego czubka to mogłaś sobie darować — powiedział, przytulając się do mnie. — Dobra, idę przemyć twarz.

— To mówisz, że ty i Freitag, że wy... — zaczął mówić, kiedy był w łazience. — Jesteście razem?

— Nie, nie jesteśmy jeszcze razem.

— Jeszcze?

— Ale mnie łapiesz za słówka. Najpierw musimy wyjaśnić sobie to wszystko, co ostatnio się wydarzyło, poznać się, a czy coś z tego wyjdzie...

— Chciałabyś z nim być? — przerwał mi.

— Ale pytania zadajesz. Nie wiem, nie znam go. Nie wiem, jaki jest. Zobaczy się, co przyniesie czas, a poza tym, skąd pomysł, że on chce być ze mną?

— Bo ciągle się na ciebie gapi i czai, żeby tylko zacząć rozmowę z tobą. Aha i jakby zalazł ci za skórę, to wiesz do kogo się zgłosić — powiedział, puszczając mi oczko.

— Dobrze, mój obrońco — zaśmiałam się. — Ale powiedz, że żartowałeś, z tym że chcesz z nim gadać?

— Nie, naprawdę mam zamiar się z nim rozmówić. Niech wie, że nie jesteś sama.

— Weź ty znajdź sobie w końcu jakąś kobietę, bo mi żyć nie dasz — powiedziałam, poklepując go po ramieniu. W tym momencie usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

— Już można? Nie słyszeliśmy wrzasków, to stwierdziliśmy, że topór wojenny zakopany — powiedział Marek.

— Właźcie, mądrale — odpowiedziałam, pokazując język. — Zapoznajcie się z materiałami do kolejnego wywiadu i pomóżcie jakoś sensownie poskładać, bo dzisiaj nie mam weny.

I tak zaczął się kolejny pracowity, acz zwariowany dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro