TOM II Część 7
- Co? - spytał z niezbyt inteligentną miną.
- Znaczy ja... to był żart! - wykrzyknąłem, bojąc się jego reakcji.
- Nie. Nie, wytłumacz mi, co znaczy to słowo, bo nie rozumiem.
Zarumieniłem się i nabierając głośno powietrza, wziąłem się za tłumaczenie.
- To z japońskiej mangi, tam aktyw nazywany jest seme, a pasyw uke. - uśmiechnąłem się do niego niewinnie.
- Chcesz się zamienić miejscami?! -spytał z dziwną miną. Nie mogłem rozgryźć czy jest na mnie zły, czy co...
- To był żart, no bo... no bo siadłeś mi tak śmiesznie na udach, że... – tłumaczyłem dalej zażenowany.
- Ale wiesz, że to mogłoby być ciekawe doświadczenie. - Na jego warz wpłynął lubieżny uśmiech, który zazwyczaj nie wróżył nic dobrego. -Znaczy już nieraz byłem stroną pasywną, ale moi partnerzy zazwyczaj byli ode mnie więksi lub silniejsi.
Jego członek znów nabrał wigoru i teraz półleżał na moim brzuchu. Amadeo przetoczył się ze mnie i położył wygodnie obok, po czym powiedział:
- Bierz mnie, mój seme!
Niepewnie ułożyłem się pomiędzy jego rozsuniętymi nogami. Zacząłem pieścić jego ciało, wielbiłem każdy fragment. Wziąłem do ust jego twardą męskość, ssąc i liżąc ją na przemian, delikatnie podgryzałem napletek, by sprawić mu jak najwięcej przyjemności. Trwało to chyba wiek, aż mnie szczęka rozbolała, jednak doprowadzić wampira do wrzenia to naprawdę ciężkie zadanie. Naśliniłem dwa palce, ale widząc moje poczynania kazał mi wejść bez przygotowania. Nakierowałem swą męskość, po czym wbiłem się w niego delikatnie, acz stanowczo. Nie wywołało to u niego żadnej reakcji, jakby w ogóle nie poczuł, że się w nim znalazłem. Ścianki odbytu dokładnie mnie otoczyły. Och...jak tam było ciasno i ciepło, choć przecież skóra wampira jest taka chłodna, ale jego wnętrze... niemal parzyło! Powoli zacząłem się w nim poruszać, co chwila zwiększając szybkość pchnięć, poszukiwałem tego miejsca... miejsca największej rozkoszy. O jego znalezieniu zawiadomiło mnie głośniejsze sapniecie wampira. Wycelowałem w to miejsce i zacząłem rytmicznie w nie uderzać z coraz to większą siłą. Cóż to było za doznanie - dominacja nad o wiele silniejszym, potężniejszym wampirem! Jęczałem równie rozpustnie co wampir, którego posuwałem. W końcu wystrzelił, a ja w nim. Opadłem na niego, nie byłem nawet wstanie z niego wyjść. Sam mnie z siebie wyciągnął i ułożył obok, okrywając pościelą. Wystarczyło, że przyłożyłem głowę do poduszki i już mnie nie było.
Śniło mi się, że stoję na rozdrożu. Jedna droga wyłożona była płatkami róż, a jej pobocze porastały jabłonie z owocami tak dużymi i soczystymi, jakich jeszcze w życiu nie widziałem. Druga ścieżka była kamienista, a między ostrymi skałami leżało potłuczone szkło i ciernie, pobocze zaś porastały jakieś zniekształcone, powykręcane drzewa. Koło mnie stał anioł. Jedna połowa jego twarzy była prześliczna i z tej strony z pleców wyrastało mu białe skrzydło, po drugiej miał czarne skrzydło, a ta część twarzy była mozaiką z głębokich blizn i bruzd. Znałem tego anioła, ale nie mogłem sobie przypomnieć kto to. Usłyszałem jego głos pełen miłości, cierpliwość, zrozumienia i dobroci:
- Gabrielu. Jedna z tych dróg prowadzi do nieba, ale to ty musisz zdecydować, którą podążysz i gdzie cię zaprowadzi.
Popatrzyłem na anioła, ale on stał obojętnie i wpatrywał się w zachodzące słońce schowane już niemal do połowy za horyzontem. Moje bose stopy krzyczały, bym wybrał ścieżkę z róż, bo przecież tylko ta jest godna, by prowadzić do nieba... ale ja przecież nie zasłużyłem na niebo, jestem grzesznikiem. Poszedłem drogą, która cięła me nogi, która napawała mnie lękiem i strachem, wybrałem ją, gdyż uważałem, że zasługuję na piekło. Idąc tą drogą co chwila upadłem, rozcinając ciało w coraz to nowych miejscach, kamienie za mną przybierały kolor świeżej czerwieni, krew z każdym krokiem coraz obficiej wylewała się z ran i nagle...
... zobaczyłem jasne, ciepłe światło...
... i się obudziłem.
Amadeo robił mi sztuczne oddychanie. Gdy otworzyłem oczy, właśnie wdmuchiwał kolejną partię powietrza do moich ust. Kiedy zobaczył, że oddycham samodzielnie i jestem w miarę przytomny, uniósł mnie delikatnie i oparło łóżko.
- Co się stało? -spytałem, gdy zebrałem wystarczająco dużo sił. Nagle okazało się, że jestem kosmicznie wyczerpany...
- Nie wiem. -Powiedział z przestrachem. -Twoje serce przestało bić, a ty przestałeś oddychać. Jedziemy do domu Bachusa.
- Ale po co? - spojrzałem na niego ze zdumieniem.
- Jakub się tobą zajmie, jest lekarzem! – wrzasnął, podnosząc się z ziemi.
- Ale najpierw kąpiel.
Spojrzał na mnie bez rozumienia.
- Co?
- Lepię się od spermy i potu, zresztą ty też. - Uśmiechnąłem się do niego pobłażliwie.
- Masz rację, najpierw kąpiel, a potem do lekarza.– Powiedział, dotykając opuszkami palców swojej klatki piersiowej.
Mył mnie delikatnie i w tak ekspresowym tempie, że było to aż zadziwiające. Nie pozwolił mi się nawet ubrać, wszystkie czynności wykonywał za mnie, twierdząc, że zabiera mu to znacznie mniej czasu, niż mnie.
Jechał z taką prędkością, że auto podskakiwało na zakrętach. Wydawało mi się jednak, że nasza podróż trwa strasznie długo. W końcu dom Bachusa wyłonił się z mroku, zapraszając nas światłami zapalonymi niemal we wszystkich pokojach. Ten dom chyba nigdy nie spał. Amadeo nie kłopotał się z pukaniem, po prostu wziął mnie na ręce i łokciem otworzył drzwi (dziwne, bo ja zazwyczaj niemiałem siły ich nawet uchylić, tak były ciężkie). Wydawało mi się, że płyniemy najpierw przez hol, a potem po schodach, zmierzając długim korytarzem do kolejnych, niczym nie różniących się od poprzednich drzwi. Wpadliśmy do pokoju, gdzie akurat jakaś para wampirów uprawiała seks. Amadeo nie przejmując się całą sytuacją zwrócił się do wampira, który zamarł w pół ruchu tuż nad udami znanego mi z inicjacji lekarza.
- Xel, kończ, potrzebuję doktorka. - Amadeo nic sobie nie robił z nienawistnego spojrzenia, jakim został obrzucony. Zapewniam, że gdyby wzrok mógł zabijać, mój klient tworzyłby właśnie kupkę popiołu w miejscu, w którym stał.
- Czy nie widzisz, że nam przeszkadzasz?! - spytał retorycznie, uśmiechając się przy tym tak jadowicie i okrutnie, aż się go przestraszyłem.
- Widzę -odparł spokojnie - ale dzieciak jakieś półtorej godziny temu zerwał się z tego świata na małą wycieczkę.
Za „dzieciaka" chciałem go zdzielić, ale pewnie by nawet tego nie poczuł, za to ja z pewnością bym ucierpiał.
- Pięć minut i jestem. - Uciął tą bezsensowną wymianę zdań doktor. Xel od razu wrócił do rytmicznego unoszenia się i opadania.
Amadeo zabrał mnie do kolejnego pokoju, który w gruncie rzeczy był gabinetem lekarskim, „wyciągniętym" z jakieś drogiej kliniki. Posadził mnie na kozetce na tyle wysokiej, że swobodnie mogłem majtać nogami w powietrzu. Od razu przypomniał mi się moment, kiedy to na samym początku mojej kariery Mark z Raphaelem zabrali mnie do podobnego gabinetu. Przypomniałem sobie strach, jaki mnie ogarnął, kiedy doktor kazał mi się obrócić i wypiąć w swoją stronę pośladki. Kiedy Amadeo krążył z kąta w kąt, zacząłem rozważać swój sen. Nigdy nie byłem bardzo religijny, a tu nagle coś takiego, do tego moje serce się zatrzymało... Czy to był jakiś znak?
Po jakiś piętnastu minutach lekarz przyszedł. Przekraczając próg pokoju, zapinał jeszcze ostatnie guziki burgundowej koszuli.
- Jakubie, ile można na ciebie czekać? - spytał z wyrzutem Amadeo, stając nagle w miejscu. Nie lubiłem go w takiej postawie, wyglądał wtedy jak posąg, nie oddychał, nie mrugał, nawet placem nie kiwnął!
- No wybacz, ale to ty wpadasz w środku... - zastanawiał się przez chwilę, marszcząc przy tym śmiesznie brwi. - ...nocy. - uśmiechnął się do siebie. - Do mojej sypialni, przerywając mi... -znów się zamyślił nad odpowiednim słowem.
- Bzykanko -podpowiedziałem z lubieżnym uśmiechem.
- Nie użyłbym takiego określenia, ale przyznać muszę, że jest trafne. -Obdarzył mnie niemal czułym spojrzeniem.
- Dobra, nieważne! Zbadaj go!!! - głos Amadea by jakiś taki... przerażony. Teraz mi brakuje słów, by wyrazić strach, jaki w nim słyszałem.
- A co się właściwie stał? -spytał wampir, obwąchując mnie w śmieszny sposób.
- Zasnął, a ja leżałem i po prostu obserwowałem jego twarz, bo był taki spokojny... W pewnym momencie przestał oddychać, serce przestało bić, w pierwszej chwili nie domyśliłem się, co się zmieniło i czemu nastała taka cisza, dopiero po chwili do mnie dotarło...! Zrobiłem mu sztuczne oddychanie i jak widzisz teraz mała wsza siedzi i twierdzi, że nic jej nie jest. - mówiąc to wszytko cały czas kręcił się za moimi plecami, po czym pod koniec swojej przemowy delikatnie, jakby bojąc się mnie uszkodzić, roztargał mi włosy.
Lekarza osłuchał mnie, pobrał krew do badań, zrobił EKG, po czym stanął nade mną z zafrasowaną miną. Bałem się, że znalazł coś złego, ale on tylko powiedział:
- Wszystko wygląda normalnie, nie widzę żadnych przyczyn, od których twoje serce, Gabrielu, mogło stanąć. A co robiliście, zanim zasnął? - zwrócił się na powrót do Amadea.
- Uprawialiśmy seks. - odparł spokojnie mój klient.
- Piłeś jego krew? - drążył nadal lekarz, znów podchodząc do mnie i mierząc mi puls.
- Tak, trzy dni temu. - po czym ciszej dodał, jakby się obawiał, że ktoś usłyszy i zrobi mu awanturę z tego powodu. - Trochę więcej niż powinienem.
- Mch... - zamyślił się doktor. - Kazałeś mu biegać, przemęczałeś go?
- Raczej nie.
- Czy stosunek był wyczerpujący?
Zarumieniłem się, choć nie sądziłem, że to jeszcze możliwe.
- Tak – Amadeo spojrzał ze złością to na mnie, tona Jakuba. - Tym razem ja byłem pasywem, ale jak komuś powiesz, to cię zamorduję - dodał pośpiesznie.
- Nie powiem nikomu, ale to wszystko wyjaśnia. –Lekarz pokiwał głową. -Ma mało krwi w organizmie, przemęczył się, doszło do niedotlenienia mózgu i stracił przytomność.
- I od tego serce przestało bić? - spytał z niedowierzaniem Amadeo.
- Tak, z pewnością. – Znowu pokiwał głową.-Podłączymy go do aparatury i zostawimy tu na dwa dni, żeby się upewnić. Idź do Xela i poproś, żeby przygotował miejsce dla naszego maluszka -pogłaskał mnie po policzku. - Pokój gościnny. Ja jeszcze zrobię kilka badań.
- A ty nie możesz iść mu powiedzieć? Wiesz, że on mnie nie lubi, a do tego po dzisiejszym, to aż dziw że jeszcze chodzę o własnych siłach.
- Idź i nie marudź. - oczy wampira zabłyszczały czerwienią, a kły wysunęły się spod górnej wargi.
Amadeo wyszedł i zostawił mnie z tym wysokim brunetem sam na sam. Spojrzałem na głęboką bliznę, przecinającą twarz lekarza. Musiała powstać jeszcze zanim został wampirem, bo wtedy by jej nie było. Gdyby go spotkać w ciemnej uliczce, można by się było nieźle przerazić, ale teraz gdy siedział przy mnie na wysokim stołku i uśmiechał się miło, delikatnie badając dłońmi moje ciało, nie mogłem powiedzieć o nim złego słowa.
- Jakim cudem udało ci się namówić pana „zawsze jestem dominujący" na tak radykalną zmianę? –spytał, puszczając do mnie oczko.
- Tajemnica zawodowa - odwzajemniłem się zadziornym uśmiechem.
- Nie ma czegoś takiego jak „tajemnica dziwkarska"- pokazał mi język.
- Nie jestem dziwką. -oburzyłem się. -Jestem wykwalifikowaną, drogą, męską prostytutką -dodałem ze sztuczną powagą, powstrzymując śmiech.
- Dlaczego twoje serce stanęło? Wziąłeś coś? Niemożliwe, by stanęło z tego powodu, który podałem temu przedwiecznemu tumanowi. - Zmienił temat, natychmiast poważniejąc.
- Nic nie wziąłem, nie wiem, czemu to się stało -mimo iż nie kłamałem, czułem się tak jakbym mu nie mówił całej prawdy. Miałem nieracjonalne przeczucia, że to, co się stało miało związek z dziwnym snem. Niechciałem jednak nikomu o nim opowiadać.
- A może miałeś już coś podobnego, albo w rodzinie były podobne przypadki, może masz arytmię wysiłkową, to czasem się zdarza w takich wypadkach.
- Nie przypominam sobie. Mogę się już położyć? Jestem dość zmęczony.
- Domyślam się. - Znów posłał mi lubieżny uśmieszek, po czym wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju, gdzie Xel i Amadeo skakali sobie do oczu.
- O co znowu poszło? - spytał z naganą Jakub.
- Bo on chciał przenieść łóżko pod okno, ale ja uważam, że pod tą ścianą jest znacznie lepiej. -Xel przywarł do ramienia lekarza, szukając u niego poparcia dla swojego zdania. - No a potem zaczął mnie wyzywać od dających dupy ciot. - Jakub pokręcił głową, jakby nie mógł uwierzyć, że dwa dorosłe, nawet można powiedzieć że „przerośnięte" wiekowo wampiry potrafią zachowywać się tak niedorzecznie. - No to mu odpowiedziałem, że ja przynajmniej mam chłopaka, a nie puszczam się z ludzkimi dziwkami. - nie przestawał się skarżyć Xel.
- Chciałbym się już położyć, jestem zmęczony. - Odezwałem się, przerywając ten bezsensowny monolog.
- Przez to, że wciąż marudzisz, to jeszcze nie przygotowaliśmy pokoju. -Warknął Amadeo, szczerząc kły do Xela.
Jakub postawił mnie na ziemi. Podreptałem do łóżka stojącego teraz pod dziwnym kątem na środku pokoju, odkryłem kapę i koc, którymi była przykryta kołdra, po czym wyślizgnąłem się pod nią, przykrywając się po same uszy. Wszyscy na mnie spojrzeli, ale nikt już się nie odezwał. Gdy już prawie zasnąłem, do pokoju została przyniesiona jakaś aparatura. Jakub ściągnął mi bluzkę i do klatki piersiowej poprzyklejał takie śmieszne przylepce, a na palec założył klipsa, po czym wszystko połączył kabelkami z aparaturą. Potem wyszedł pozwalając mi zasnąć, co okazało się nie takie łatwe, bo to całe ustrojstwo tak głośno pikało, że ledwie mogłem zebrać myśli. Długo leżałem, starając się poukładać wszystko w głowie, w końcu jednak Morfeusz porwał mnie w swe ramiona.
Dzięki bogom, tym razem żaden sen mnie nie nawiedził. Spałem spokojnie, nie niepokojony żadnym koszmarem. Rano (a właściwie to krótko przedpołudniem) obudziłem się wypoczęty i zrelaksowany. Maszynka nie pokazała niczego niepokojącego nawet wtedy, gdy Amadeo pił moją krew i uprawiał ze mną seks. W końcu lekarz stwierdził, że był to jednorazowy epizod i nie umie stwierdzić jego dokładnej przyczyny, jednak puścił mnie z powrotem do domu, wymuszając jednak na mnie przyrzeczenie, że będę się oszczędzał.
Amadeo uczył mnie przez kolejne dni, jak mam pilnować krwi. Powoli udawało mi się opanować to wszechogarniające podniecenie na czas, by mógł przypomnieć wampirowi, że już wystarczy. Pod koniec tygodnia wróciłem z powrotem do domu i od razu wziąłem się za przyjmowanie moich ludzkich klientów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro