Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

TOM II Część 2

W środę, z samego rana zostałem zawieziony do olbrzymiego domu na obrzeżach miasta. Towarzyszyli mi Raphael i Sara. O dziwo, nie weszliśmy głównym wejściem, tylko wprowadzono nas od tyłu.
To w tym domu pierwszy raz w życiu zobaczyłem prawdziwą łaźnię. Wykąpano mnie tak dogłębnie, że wydawało mi się, że palce Raphaela czuję w gardle. Wiadomo, gdzie mi je wsadził. Ubrano mnie w białą szatę i zaprowadzono nieskończenie długimi korytarzami do głównej sali. Raphael i Sara, ubrani w podobne do mojej szare szaty, szli dwa kroki za mną, trzymając dłonie na moich ramionach. Odcinając mi jakby w ten sposób drogę ucieczki. Olbrzymie pomieszczenie było wypełnione po brzegi postaciami w habito-podobnych strojach. Na samym środku ściany, naprzeciwko drzwi, stał tron, a na nim, niczym kamienny pomnik, siedział mężczyzna ubrany w karmazynową szatę. Podeszliśmy do niego i tuż przed samym tronem padliśmy na kolana. Wampir gestem odprawił moich opiekunów, którzy, nie podnosząc głów, wycofali się w tłum. Wtedy właśnie zaczęła się przemowa. Słuchałem jej uważnie z nadzieją, że wyjaśni, o co chodzi z tą cała inicjacją, ale on mówił tylko o powinnościach zarówno wampirów jak i ich podopiecznych. O zakazach i nakazach, o karach za ich złamanie.
-    Teraz Gabrielu… -zwrócił się do mnie, każąc przy tym mi się podnieść i stanąć przed nim. -...odbędzie się twoje zaprzysiężenie. Czy rozumiesz i zgadzasz się ze wszystkim, co do tej pory powiedziałem?

-    Tak Panie. -Odpowiedziałem służalczo, jednak jego spojrzenie zmusiło mnie do wypowiedzenia tych słów po raz drugi, tylko głośniej.

-    Dobrze, zatem przejdziemy do właściwiej części. Czy przyrzekasz zachować nasz sekret w tajemnicy, nie zdradzać go postronnym pod karą śmierci? -Jego oczy mnie przerażały. Gdy patrzyłem w te purpurowe tęczówki, miałem ochotę uciekać. W żadnym stopniu nie przypominał on teraz człowieka. Jego zęby były wysunięte, co nadawało twarzy jakiegoś trudnego do określenia mroku.

-    Przyrzekam –odpowiedziałem. Choć mój głos drżał ze strachu, jego chyba taka odpowiedzieć usatysfakcjonowała. Wykrzywił usta w lekkim uśmiechu.

-    Czy przyrzekasz wiernie i z poświęceniem służyć mnie i moim pobratymcom?

-    Przyrzekam.

-    Czy przyrzekasz z oddaniem i pokorą wypełniać wszystkie swoje obowiązki?

-    Przyrzekam. -Zerwał ze mnie białą szatę. Stałem teraz nagi, wystawiony na ogólny widok.

-    Zatem, gotów jesteś, by przystąpić do inicjacji, która odbędzie się dziś wieczorem. Teraz możecie się rozejść -rzucił w tłum. Zobaczyłem rozkiszone oczy wpatrujące się w moją postać.

Nim cokolwiek się stało, Sara i Raphael zabrali mnie ze środka.

-    Mogę się już ubrać? –spytałem, gdy tylko oddaliliśmy się od głównej sali na tyle, by nie widzieć żadnego z zimnokrwistych.

-    Nie. -Mina Raphaela była jakaś dziwna. Z jednej strony poważna, a z drugiej jakaś taka przerażona. -Będzie ci się wolno ubrać dopiero jutro po zakończonej inicjacji. Teraz pójdziemy do pokoju, gdzie na spokojnie wyjaśnimy ci, na czym polega owa inicjacja i co będziesz musiał zrobić.

Żadne z nich nie patrzyło mnie. Zaczynałem się coraz bardziej bać. Sara znów była milcząca. Zresztą, Raphael, o dziwo, też się nie odzywał. Tępo marszu było dla mnie za wolne. Chciałem jak najszybciej schować moje nagie ciało przed oczami gapiów, którzy nagle wkoło nas się pojawili. Poza tym, chciałem nareszcie wiedzieć, co będę musiał robić, jak chorą zabawę dla mnie przygotowano. Usiadłem na kanapie z Sarą, a Raphael zajął miejsce naprzeciwko nas, na fotelu.

-    Cały rytuał nie jest bolesny... -przerwałem mu.

-    Słyszę to od tygodnia –powiedziałem. W moim głosie zawarł się cały strach, zdenerwowanie, frustracja i zniecierpliwienie.

-    Wysłuchaj mnie do końca, nie łatwo mi o tym opowiadać! Zrozumiałeś?! -Wkurzył się.

-    Przepraszam. Jestem zdenerwowany. -Pokręcił głową, ale słabo się do mnie uśmiechnął.

-    Jak wszyscy -wtrąciła się, do tej pory milcząca, Sara.

-    Rytuał ma za zadanie zawstydzić cię do granic możliwości, przestraszyć -kontynuował Raphael. –Ma sprawić, byś nie miał ochoty im się przeciwstawić, byś zbyt bardzo się wstydził, by o tym opowiadać. -Byłem przerażony. Tak naprawdę, Raphael, nie przedstawiając mi dokładnego przebiegu, bardziej mnie nastraszył, niż jak gdyby opowiedział mi krok po kroku, co się wydarzy. -Niestety rytuał ma swój sens. Jest to kolejny sposób, by uchronić ich tajemnicę.

-    A sam rytuał, na czym polega? –spytałem. Już nie mogłem wytrzymać.

-    Nie jest zbyt przyjemny -wtrąciła Sara -i faceci mają znacznie gorzej, niż dziewczyny.

-    Będziesz nam wszystkim dziś usługiwał -rozpoczął na nowo swa przemowę Raphael -nago. Każdy będzie cię mógł dotknąć, a nawet ukarać za opieszałość. W odbyt zostanie ci wsadzony korek analny dość sporych rozmiarów. Najgorsze jest jednak to, że twój penis przez całą uroczystość musi stać na baczność.

-    A długo to? -Założyłem nogę na nogę, by choć troszkę ukryć swą nagość.

-    Od dwudziestej do dwudziestej trzeciej trzydzieści.

-    To niemożliwe! -Niemal wrzasnąłem.

-    Dlatego pomogą ci w tym. Tuż przy nasadzie twojego prącia w zwodzie zostanie założona skórzana obręcz, by krew z niego nie odpłynęła. -Przeraziłem się, a on ciągnął dalej, nie patrząc mi w oczy, tylko przyglądając się ścianie za mną. -To samo nie boli, ale wiesz, jak ciężko się chodzi, kiedy... -Nie musiał kończyć. Wystarczył znaczący uśmiech, bym zrozumiał od razu.

-    Musisz pamiętać, żeby zaciskać pośladki, gdy się schylisz, by obsługiwać gości. Korek nie może wypaść -dodała Sara.

-    O 23:30 wyciągną z ciebie korek i ściągną obręcz, ale to nie będzie koniec. Wtedy właśnie zacznie się najtrudniejsze. Musisz stanąć przed Bachusem w pełnej gotowości. -Bałem się coraz bardziej. Z każdą chwilą miałem pewność, że nie podołam temu zadaniu.

-    Najlepiej zacznij sobie przypominać coś cholernie podniecającego chwilę przed wyjęciem -poleciła Sara, poprawiając się na kanapie.

-    Potem jest koło -przerwał jej Raphael.

Słuchałem reszty tego strasznego wywodu. Z każdą chwilą coraz bardziej się bałem. Miałem ochotę wiać, gdzie pieprz rośnie, by nie musieć przeżywać wszystkiego tego, co mi opisano. Niestety, nie było mowy o ucieczce. Nie mogłem się z tego wycofać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro