TOM II Część 17
Gdy rano wróciłem do domu, okazało się, że Patrick ostro narozrabiał. Spuściłem go z oczu na pięć minut, a on zdążył nawrzucać jednemu z młodych, który, niestety, miał porywczego opiekuna. Skończyło się tym, że Sasza miał pod okiem śliwkę, a Patrick złamany nos i guza na głowie. Jakby tego było mało, podczas tej przepychanki Patrick stłukł ulubioną wazę Marka, która stała na stoliku przy wejściu do domu. Opierałem się o ramę otwartych obecnie drzwi do salonu słuchając, jak Mark wydziera się na nich. Rzadko się denerwował, ale jak już ktoś wyprowadził go z równowagi, to sam diabeł chciałby się przed nim schować. Zrobiło mi się słabo, gdy usłyszałem, że karze się Saszy pakować. Myślałem, że go wywali, ale on zrobił coś gorszego. Wysłał go na tydzień do swojego kumpla, byłego wojskowego. Baliśmy się tego jak ognia, nikt tak naprawdę nie wiedział, co tam się dzieje, bo ci, którzy stamtąd wracali, nigdy o tym nie mówili. Za to na każde wspomnienie o tym miejscu spinali wszystkie mięśnie i trzęśli się ze strachu. Trick, chłopaczek, którego wyzwał Patricka, dostał miesięczny zakaz wstępu do sali wypoczynkowej i biblioteki. Niestety, kara Patricka dosięgła też mnie. To ja, jako jego opiekun, miałem zaszczyt wymierzyć mu ją. Cały dom zebrał się tego wieczora w salonie. Jak ja nie chciałem tego robić, nikt nie wiedział, nawet sam Mark nawet nie przypuszczał, co czuję, musząc to zrobić. Patrick bez słowa sprzeciwu rozebrał się od pasa w dół i oparł o stół. Jego policzki miały kolor szkarłatu. Mark wręczył mi ciężką, obciągniętą skórą, drewnianą trzepaczkę, po czym ostrzegł mnie, że jak będę to robił zbyt delikatnie, to ja oberwę podwójnie. Zamachnąłem się i pierwszy klaps spadł na wypięte pośladki. Usłyszałem głuchy jęk, a przed oczami od razu stanął mi mój wuj. Ostatkiem sił powstrzymywałem łzy, które zaczęły się zbierać w moich oczach. Nie chciałem tego robić, czułem się jak śmieć, ale wymierzałem kolejne klapsy. Gdy w końcu dotarłem do dziesiątego piekło się skończyło. Żeby on tylko wiedział, że mnie bolało to jeszcze bardziej niż jego. Uciekłem do swojego pokoju, nie chciałem, by ktoś widział mnie w tym stanie. Musiałem się uspokoić i wyrzucić z głowy okropne myśli. Patrick przyszedł chwilę po mnie.
- Przepraszam. - W jego głosie słychać było prawdziwą skruchę i chyba strach.
- Lepiej przeproś Marka, nie mnie! -Odparłem chyba trochę zbyt ostro, bo zobaczyłem, że oczy chłopaka zaczynają się na powrót szklić.
- Zrobiłem to, a teraz chcę, żebyś ty mi wybaczył. Mi naprawdę jest tu trudno. Nie radzę sobie. -Zaczął płakać, a mnie zrobiło się go naprawdę szkoda. Przecież dokładnie wiedziałem, co czuje i chyba sam odrobinę winiłem się za obecną sytuację. Przecież jestem jego opiekunem i powinienem się nim zajmować, wspierać go, a zajmuję się czym?
- A myślisz, że mi było łatwo? Zanim tu trafiłem, nigdy z nikim nie współżyłem -powiedziałem już znacznie spokojniej przygarniając go do siebie i uspokajająco zacząłem go głaskać po plecach.
- Tu straciłeś cnotę?! -Spojrzał na mnie wielce zaskoczony.
- Tak. Posłuchaj mnie, każdy z nas przechodził to, co ty. Tu nie ma się, czego wstydzić, wszyscy jesteśmy tacy sami. Pamiętaj, że jak sobie z czymś nie radzisz, czegoś nie rozumiesz, to zawsze możesz poprosić o pomoc. Nikt ci nie odmówi. -Pociągałem go w stronę łóżka i ostrożnie posadziłem na pościeli, podając mu przy okazji z szafki kartonik chusteczek.
- Wiem i jestem za to wdzięczny, ale... -Znów bardziej się rozryczał.
- Ale co? -Zmusiłem go, żeby spojrzał mi w oczy. Bałem się, że może pod moją nieobecność, któryś z starszych chłopaków zrobił mu krzywdę, a on się boi mi powiedzieć.
- Ale ja się boję, że jak się poddam tym wszystkim zabiegom, stracę siebie... swoje własne ja -szybko wyrzucił z siebie.
- Poradzę ci coś... -Zawahałem się na chwilę, chciałem powiedzieć to tak, by zrozumiał bez tłumaczenia. -Po prostu nie patrz wstecz. Działaj, myśl o jutrze, snuj marzenia na potem. A nie myśl o tym, co robiłeś wczoraj. -Znów mocniej go przytuliłem.
- Ty tak żyjesz?
- Inaczej bym zwariował. A teraz kładź się i ściągaj spodnie, a ja skoczę do kuchni -szybko zmieniłem temat. Wiedziałem, że takie rozważania nic dobrego nie przyniosą.
- Ale, po co?
- Nie mów, że tyłek cię nie boli -zachichotałem.
- Oj boli. -Obaj się zaśmialiśmy.
Obłożyłem mu opuchnięte pośladki lodem. Trochę pomogło. A potem pozwoliłem mu spać ze mną. Wtulił się we mnie ufnie, a ja podjąłem decyzję, że poświęcę mu znacznie więcej czasu, mimo że wiedziałem, iż wiązać się to będzie z tym, że będę miał mniej czasu dla Chrisa.
Czas mijał mi szybko. Dzieliłem go między Patrickiem ( który przestał sprawiać problemy wychowawcze, a dzięki ćwiczeniom nabrał muskulatury i nie wyglądał już jak "patyk"), moimi wampirzymi i ludzkimi klientami. Amadeo został zmuszony do odwiedzenia mnie w domu Marka i za każdym razem marudził, że spędzam z nim stanowczo za mało czasu. To samo słyszałem od Alexandra. Noce spędzałem jednak z kimś, kto z każdym dniem stawał mi się coraz bliższy. To jemu poświęcałem każdą wolną myśl, każdą wolną chwilę i mimo, że nigdy nie wysunęliśmy się poza czułości, łączyła nas cudowna więź, romans. Christopher, mój kochany Christopher.
Warta wspomnienia jest pewna stara wampirzyca. Idąc z nią na spotkanie, po raz pierwszy przygotowałem się na to, że sobie podupczę. Oj, nawet nie wiecie jak się pomyliłem. Rozebrałem się do bokserek i usiadłem na łóżku. Przyglądała mi się, jeździła wzrokiem w górę i w dół. W końcu się obróciła i stojąc do mnie tyłem rozebrała się. Gdy już skończyła, wyciągnęła ze swojej przepastnej torebki czarny futerał. Przyglądałem się jej poczynaniom z zaciekawieniem. Postawiła nogę na fotelu koło komódki, przed którą stała i zaczęła coś sobie wkładać do pochwy. Gdy się obróciła z pomiędzy jej nóg sterczał sztuczny penis sporych rozmiarów. Bez rozkazu ściągnąłem bokserki i położyłem się na brzuchu. Weszła we mnie. Robiła to inaczej niż mężczyźni, jej ruchy były drażniące i delikatne, a jednak za każdym razem sięgała celu dając mi wszechogarniającą rozkosz. Wiedziałem, że i ona czerpie z tego przyjemność. Może nie z tarcia końcówki sztucznego penisa w jej łonie, ale z pewnością z tego pewnego rodzaju dominacji. Odwiedziła moją sypialnie kilkakrotnie, a potem znalazła sobie nowy obiekt dręczenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro