Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

TOM II Część 14




Poszedłem na basen i pływałem, aż brakło mi sił. Byłem tak zmęczony, że nie mogłem nawet wyjść z wody. Gdy ostatkiem sił dopłynąłem na schodki, położyłem się na nich i zacząłem płakać. Czułem się tak strasznie, tak okropnie - i to bez większego powodu. Sądziłem, że nie ma już rzeczy, która spowoduje u mnie łzy, a wystarczyło tylko jedno zdanie wypowiedziane przez głupiego małolata i płakałem jak dziecko. Gdy wróciłem do siebie na tyle, by się ubrać i wrócić do pokoju, zauważyłem Chrisa. Stał w kącie i musiał mi się przyglądać od dłuższej chwili. Jego mina nic nie wyrażała.

- Możesz nie chodzić tak cicho? –zażartowałem, dyskretnie ścierając łzy.

- Co zrobił? - nie dał się nabrać, zaczął się do mnie zbliżać.

- W sumie nic... – zachichotałem ponuro. - Pośrednio nazwał mnie puszczalską dziwką.

- Jesteśmy dziwkami.

Nie lubiłem, kiedy był taki bezuczuciowy. Nie wiedziałem czy się nabija, czy po prostu stwierdza fakt.

- Wiem. - westchnąłem, bo znowu nie wiem czemu zbierało mi się na łzy.

- On też nią jest.

Ta oczywista prawda przyniosła mi pośrednie ukojenie. Nie wiem, jak to zrobił ale cztery obojętne słowa naprawdę mi pomogły.

- Dziękuję Chris. - Teraz uśmiechnąłem się do niego szczerze.

- Pomóc ci wyjść z wody? –spytał, podwijając nogawki spodni.

- Byłbym wdzięczny.

Nie bacząc na to, że jestem cały mokry zabrał mnie do szatni, podtrzymując na własnych barkach. Oparł mnie o jedną z szafek i zaczął wycierać. Podobała mi się troska, jaką wkładał w każdy ruch. Gdy byłem już w miarę suchy, przytulił mnie i dłuższą chwilę nie wypuszczał z ramion. Trochę mnie zdziwił ten gest, ale i ja przywarłem do niego. Chłonąłem tę czułość całym sobą.

- Poradzimy sobie. Wytrzymamy, a potem zapomnimy i staniemy się ludźmi w pełni znaczenia tego słowa - szepnął mi do ucha, a następnie musnął mnie wargami.

Pozwoliłem mu się ubrać i odprowadzić do pokoju. Nagle zdałem sobie sprawę, że mógłbym z Chrisem spędzić resztę życia, że jego milcząca postawa jest podporą, jakiej najbardziej mi trzeba. Gdy stanęliśmy pod moimi drzwiami, pocałowałem go... pocałowałem jak jeszcze nikogo, ale on nie odwzajemnił pocałunku, choć też mnie nie odepchnął. Spojrzał na mnie jakoś tak pobłażliwie, przejechał dłonią po moiml policzku, po czym musnął ustami moje czoło.

- Jeszcze za wcześnie, najpierw stańmy się ludźmi, wtedy będziemy prawdziwie kochać. –Kiwnąłem głową na zgodę i patrzyłem, jak odchodzi w stronę swojej kwatery.

Gdy zniknął za rogiem, wszedłem do pokoju. Zdążyłem trochę odsapnąć i wreszcie stwierdziłem, że pora przebrać się do snu, gdy ktoś zapukał do drzwi.

- Proszę! –wrzasnąłem, zakładając na siebie luźny t-shirt.

Drzwi uchyliły się i ktoś wsadził głowę przez szparę.

- Mogę wejść? - patrzył na mnie oczami zbitego szczeniaka, a jego głos był niepewny.

- Jasne. – odparłem, choć miałem wielką ochotę kazać mu spadać na drzewo, by poszukał tam krewnych.

- Chciałem cię przeprosić, dopiero po chwili zrozumiałem, co powiedziałem. -Spuścił wzrok, czekając chyba na karę.

- Nic się nie stało, byłeś po prostu zdenerwowany. -Uśmiechnąłem się do niego, podnosząc rzeczy z podłogi.

- Ale to nie zmienia faktu, że zachowałem się naprawdę nie fair.

- Już dobrze. Nie dręcz się tym, a innych ciuchów i tak nie dostaniesz.

- Wiem, nie wiedziałem, że tu panują takie zasady, dopóki nie przeszedłem się korytarzem.

- Ciesz się, że nie jestem Jaredem- wyszczerzyłem zęby w złośliwym uśmiechu - u niego przynajmniej przez tydzień biegałbyś na golasa za taki tekst.

- Kim jest Jared? – spytał, przerywając mi ścielenie łóżka.

- Był jednym z nas. - Odpłynąłem myślami, przypominając sobie tego ekscentrycznego, wesołego i zarazem trochę złośliwego chłopaka.

- To co się z nim stało? -spojrzał na mnie przerażony, jakby bał się, że zaraz usłyszy, że go zabiliśmy, a potem zjedliśmy.

- Skończyła mu się umowa, nie przedłużył jej, teraz pewnie mieszka sobie gdzieś pławiąc się w luksusach.

- Aha. A ty masz jakieś plany na później? - widziałem, że się nad czymś zastanawia, a może sam planuje przyszłość.

- Tak, ale nie chce ich zapeszyć, więc ci o nich nie opowiem.

- Aaa... nie ma sprawy.

Stał zastanawiając się czy powinien teraz wyjść, czy jeszcze zostać. Ściągnąłem spodnie razem z bokserkami, zapominając, że on nie przywykł do takiego zachowania. Natychmiast obrócił głowę, zakrył oczy rękoma i cały spurpurowiał. Ja w tym czasie wciągnąłem na tyłek szorty, w których śpię, powstrzymując się, by nie parsknąć śmiechem.

- Już możesz patrzyć.

- Następnym razem ostrzeż.-Zdenerwowałem się.

- Po co?

- No... bo... ten... no... - zaczął się jąkać, a ja ledwie wytrzymywałem, by się nie roześmiać w głos.

- Musisz przywyknąć do nagości, zarówno swojej jak i innych. – Spoważniałem .

- Ale...

- Co ale? Tu będziesz miał wielu klientów, nie jednego i pamiętaj, że będziesz musiał uprawiać seks z każdym, kto sobie tego zażyczy. - Nie chciałem go straszyć, ale musiał uświadomić sobie prawdę.

- U wuja było inaczej. – Wiedziałem, że się podłamał tą wizją.

- To twój prawdziwy stryj? –spytałem, próbując zmienić temat.

- Nie, ale kazał mi tak mówić, żeby nikt się nie dowiedział co nas łączy.

- A jak trafiłeś w jego łapy?

- Wolałbym o tym nie mówić.- Spuścił głowę, a mnie zrobiło się go żal. Kolejne dziecko Marka, kolejna tragedia.

- Dobra, nie ma sprawy. -Rozczochrałem mu włosy dłonią.

- Ale się nie gniewasz na mnie z tego powodu?

- Oczywiście, rozumiem, może kiedyś, teraz się nie martw. Śpisz tu czy wracasz do siebie?

- A mogę z tobą? - spojrzał na mnie z nadzieją.

- Jasne. -Uśmiechnąłem się. -Wyskakuj z ciuchów i wskakuj pod kołdrę.

- Nago?

- Jak chcesz to mam jeszcze jeden komplet tego, co mam na sobie.

- Wolę w piżamie.

Wyciągnąłem z szafy ubranie. Zabrał ciuchy i zniknął w łazience. Położyłem się na boku i okryłem kołdrą. Już przysypiałem, gdy poczułem, jak on delikatnie wślizguje się pod kołdrę i wtula w moje plecy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro