Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

TOM II Część 13


Mężczyźni szybko uwinęli się z pasami. Byłem tak strasznie zmęczony, że nie mogłem ruszyć nawet palcem.

Jakub otarł mi z twarzy łzy. Do tej chwili nie wiedziałem nawet, że płakałem. Xel, nie czekając na nich, podszedł do stolika. Obserwowałem go kątem oka, ale nie spostrzegłem tego jak wbił mi igłę w duży palec u stopy. Zabolało... Jęknąłem. Dopiero po chwili zrozumiałem, z czym to się wiąże. Wtedy naprawdę się rozpłakałem, tyle, że ze szczęścia.



Dokładnie po roku wróciłem do pracy.


Mark nie chciał się zgodzić, by czas mojego "chorobowego" został odliczony od umowy, zatem przedłużyłem ją o rok. Co oczywiście mu się nie spodobało, ale tego nie mógł mi odmówić. Non stop chodził jak struty, twierdził, że powinienem więcej odpoczywać, a nie się przemęczać. Wcale nie miałem tak dużo roboty. Prawdę mówiąc, nudziłem się jak diabli. Mark nie chciał słuchać, że wypocząłem przez ten rok, który przeleżałem w łóżku.

Po jakimś tygodniu wezwał mnie do siebie. Nawet nie podejrzewałem, co planuje.

Gdy wszedłem do gabinetu, Mark niezmiennie przeglądał dokumenty.

- O, Gabrielu, jak dobrze, że już jesteś. -Podszedłem bliżej -chciałbym ci przedstawić Patricka. -Spojrzałem na chłopaka siedzącego wygodnie we fotelu.

Pierwsze, co ujrzałem, to jego rudy, potargany czerep. Dopiero, gdy na mnie spojrzał, mogłem mu się lepiej przyjrzeć. Twarz miał wąską, chudą. Lico blade, za to z milionem piegów. Brwi krzaczaste, nosek ładny, ale też nic specjalnego. To oczy przyciągały największą uwagę. Piękna zieleń, jakby zamiast tęczówek miał dwa szafiry.

Podniósł się z fotela i podał mi dłoń ze słowami przywitania. Miał ładny, angielski akcent.

- Gabrielu, Patrick ma 15 lat. Ma już doświadczenie seksualne, więc wie, o czym rozmawiamy. Patrick był utrzymankiem pewnego milionera, to on nam go tu przywiózł, gdyż kandyduje na stanowisko państwowe i nikt nie możne się dowiedzieć o jego skarbeczku. Rozumiesz? -Chłopak spojrzał na mnie przestrachem, a ja uśmiechnąłem się do niego pocieszająco.

- Tak. On ma do niego pierwszeństwo?-położyłem rudemu dłoń na ramieniu.

- Tak. -Pokiwał głową.

- A co z półroczną nauką?-spytałem, gdyż nie byłem zbyt pewny. Skoro chłopak miał już pewne doświadczenia...

- Dotyczy wszystkich prócz tego mężczyzny. -Na dłuższą chwilę zapadła cisza, którą przerwało niezbyt dla mnie przyjemne polecenie. -Wprowadzisz Patricka.

- Mam zostać jego opiekunem?! -ni to wrzasnąłem, ni to spytałem wkurzony.

- Tak. Skrócę ci listę klientów, byś miał odpowiednią ilość czasu dla swojego podopiecznego. -Uśmiechnął się do mnie złośliwie, wielce zadowolony.

- Sprytne posunięcie - powiedziałem po francusku, by chłopak nie mógł zrozumieć.

- Nawet nie wiesz, ile głowiłem się nad tym, by znaleźć odpowiedni i wiarygodny powód, byś nie przyjmował tylu TYCH klientów - odpowiedział mi w tym samym języku. Westchnąłem przeciągle i złapałem chłopaka za rękę, podnosząc się z fotela.

- Który pokój?-Pociągnąłem go troszkę zbyt mocno, przez co spojrzał na mnie jeszcze bardziej przestraszony.
Wtedy zdałem sobie sprawę, że chyba muszę przestać się tak zachowywać, bo chłopak nigdy mnie nie polubi, a bez tego nie dam rady zdobyć jego zaufania.

- Była sypialnia Raphaela jest wolna, tam go umieść. -Zacisnąłem zęby. Nie chciałem, by ktokolwiek zamieszkał w tamtej sypialni. Nadal miałem głupią nadzieję, że on jeszcze wróci.

Patrick okazał się być ode mnie znacznie wyższy, za to był szczuplejszy, więc wyglądał, jak patyk.

- Tu nie jest źle, można przywyknąć- przerwałem ciszę, która towarzyszyła nam odkąd opuściliśmy gabinet Marka.

- Jasne. - Nawet na mnie nie spojrzał. Czułem jego strach.

- Byłeś już u lekarza? -Chciałem go trochę uspokoić gadając na niezobowiązujące tematy.

- Jutro mamy jechać. -Był skrępowany, przez co jego głos drżał odrobinę.

- Coś jest nie tak? Coś cię gryzie?- raczej stwierdziłem niż spytałem

- To nic, po prostu, nowe miejsce, nowa sytuacja. -Pogłaskałem go delikatnie po plecach, po czym złapałem jego dłoń.

- Rozumiem. - Uśmiechnąłem się pocieszająco. – Ja, jak tu trafiłem, byłem przerażony, ale mój opiekun się mną zajął. Zostaliśmy przyjaciółmi. Gdyby nie on, już dawno bym się załamał. Mam nadzieję, że i my się zaprzyjaźnimy. -Mówiłem szybko. Nie chciałem, by cisza między nami trwała zbyt długo.

- To się zobaczy - odpowiedział sucho, jednak nie puścił mojej dłoni.

Pokój Raphaela był taki pusty bez niego.

- Chcesz się wykąpać?

- Tak, z chęcią. -Jego głos stał się odrobinkę bardziej przyjemny.

Wskazałem na łazienkę. Sam zaś udałem się z powrotem do gabinetu Marka, który razem z Chrisem przeglądał zawartość torby nowego.

- I co? Coś jest? –spytałem, przyglądając się ich poczynaniom.

- Żadnych prochów, ani leków. Trochę ciuchów i kilka osobistych rzeczy -odparł Mark, wkładając z powrotem do plecaka bokserki chłopaka.

- A rozmiar?

- Te są za duże. Musisz pogrzebać, jest wysoki, ale szczupły.

Znalazłem trochę ciuchów, alei tak stwierdziłem, że musimy się wybrać na zakupy, bo w podręcznej szafie zajmującej dwa spore pomieszczenia nie było zbyt wiele ubrań pasujących na sylwetkę mojego nowego podopiecznego. Gdy wróciłem do pokoju, Patrick już na mnie czekał świeży, pachnący, ubrany w szlafrok.

- Chcesz jeszcze połazić po domu, czy wolisz położyć się już spać? –spytałem, układając z ciuchów kupkę na jednym z foteli.

- Pójdę spać, ale chciałbym się najpierw dowiedzieć, gdzie się znajduje twój pokój...Tak w razie czego. -Podszedł do fotela i zaczął przeglądać to, co mu przyniosłem.

- Dobra, nie ma sprawy. Ubierz się, apotem cię zaprowadzę.

Obróciłem się, by dać mu trochę prywatności. Raphael tak nie robił, ale ja wiedziałem, jak ciężko jest na samym początku.

- Ty wiesz, że to jest na mnie za małe? -Odwróciłem się i spojrzałem.
Nie były za małe i wyglądał świetnie. Czarne dżinsy podkreślały nogi, kończyły się pod kośćmi biodrowymi ładnie je uwydatniając, a bluzeczka sięgała do paska, opinając trochę chudy, ale nie brzydki tors.

- Nie są za małe, są odpowiednie. -Uśmiechnąłem się.

- To, że ty takie nosisz, nie znaczy, że ja muszę. -Spojrzał na mnie z taką wyższością i obrzydzeniem, że poczułem się tak, jakby co najmniej mnie nazwał kurwą i mnie spoliczkował. Podniosłem głowę wysoko.

- Mój pokój jest czwarte drzwi za gabinetem Marka, po lewej stronie. Jak będziesz chciał, to znajdziesz.

- Ale... -Chciał mnie zatrzymać, aleja zmierzałem już w stronę wyjścia.

- Muszę już iść, mam klienta-skłamałem.

Wyszedłem, zatrzaskując za sobą drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro